złapany 1.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Myślę nad pewną historią i...zastanawiam czy chcecie wiedzieć o czym miałaby ona być?

A.

hehehe :) lubię rozdziały które są po tym hehehe...

_______________________


Kolacja przebiega w miłej i przyjemnej atmosferze. Marylyn polubiła Harry'ego, przynajmniej tak mi się wydaje, bo cały czas z niego żartuje. Po umyciu naczyń, Harry udaje się na ganek, żeby zadzwonić, a ja zostaję z kobietą w kuchni.


- Lou? - Pyta, spoglądając na mnie znad parującego kubka. – Czy on wie?


- Jeszcze nie, jednak chce mu powiedzieć. Czuję, że to ten jedyny. - Mamrotam, chowając się w za długich rękawach swetra Harry'ego. Zaraz po przybyciu do domu udaliśmy się pod prysznic, osobno rzecz jasna. Później ukradłem mu ten cudowny sweter, za co dostałem tonę buziaków. Było warto.


- Domyśliłam się. Patrzy na ciebie zupełnie inaczej niż normalna alfa, która zazwyczaj chce tylko jednego. - Stwierdza, odstawiając kubek na drewniany stół. – Wydaje się w być porządku, z tego co zaobserwowałam, ale chcę, żebyś mi coś o nim opowiedział. – Na moje policzki wpływa róż. Mary bardzo dobrze wie, że nie lubię takich przesłuchań. Jednak teraz nie ma mnie kto od nich uratować. – Nie rumień się tak tylko gadaj jaki jest! Chce wiedzieć wszystko! – Chichota niczym nastolatka. Czasem czuję, że to ona jest bardziej dla mnie matką, niż ta kobieta mieszkająca dziesięć domków dalej. Biorę głęboki oddech, po czym zaczynam. Sam do końca nie wiem, co mówię, ale tak jakby dzielę się z nią wszystkim, co czuję. Począwszy od odczuć podczas pierwszego spotkania z Harrym, a kończąc na tym, co czuję teraz. Mówię jej o strachu, jaki pojawił się w moim sercu, kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem i poczułem jego zapach. O tym, jak o mnie zabiegał. O tym, jaki był, kiedy praktycznie zniszczyłem siebie. Marylyn nie wiedziała o tym. Jay jej nie powiedziała. Widzę w jej oczach, że nie ma o niczym pojęcia. W sposobie, w jaki jej ramiona owijają się dookoła mnie, odnajduje bezgraniczną miłość do mnie. Jestem dla niej jak syn, którego nigdy nie miała.


- Nie powinieneś się obwiniać. To była jej decyzja. Ona tego chciała, bo kochała cię i wierzyła w to, że w końcu będziesz szczęśliwy i patrz. - Mówi, chwytając moje policzki. – Jest tutaj Harry, mężczyzna, który cię chce. Życie jest cudowne. Błagam, nie rób tego więcej. - Szepta, tuląc mnie do siebie. Pociągam nosem po raz setny podczas naszej rozmowy. Która swoja drogą trochę już trwa. Odrywam się od zapłakanej kobiety.


-cG-Gdzie Harry? - Pytam, podnosząc się na drżących nogach. Muszę go znaleźć. Mary puszcza moje ciało, pozwalając mi odejść. Idę przez salon, w stronę tarasu. Wychodzę przez oszklone drzwi. Na ziemi siedzi Harry, z telefonem przy uchu. Słyszę jego wesoły głos, kiedy rozmawia ze swoja mamą.

Ocieram mokre policzki, po czym podchodzę do niego od tyłu i siadam zaraz za nim. Nogami oplatam go w pasie, a ramionami dookoła karku. Wtulam twarz w zagłębienie u podstawy jego szyi. Duże dłonie nakrywają moje, kiedy kończy rozmowę.


- Coś się stało, kochanie? - Pyta, głaszcząc moje ramię. Kręcę głową, tuląc się do jego karku. Harry prycha, zostawiając moje ramiona w spokoju. Po chwili silne ręce chwytająmoje uda. Piszczę, kiedy Harry zaczyna podnosić się do góry, ze mną na wciąż uwieszonym na jego plecach. Mocniej ściskam jego szyję.


- Ugh! Nie rób tak, bo mnie udusisz! - Śmieje się, wchodząc po drewnianych schodach. Ukrywam mój uśmiech w jego długich włosach. Mijamy dziwnie cichy salon, po czym Harry zaczyna wspinać się po schodach.


- Wiesz Lou... Zastanawiam się czyj to pokój... - Mówi, wskazując na zamknięte drzwi. Spoglądam we wcześniej wspomnianym kierunku. Moje serce ściska się boleśnie na widok czerwonych drzwi, od których zaczęła odchodzić już farba.


- To pokój córki Marylyn. - Szeptam. Czuję jak Harry wciąga gwałtownie powietrze. – Proszę, nie pytaj, tylko zabierz mnie do łóżka. - Harry ściska mocniej moje uda i nic już nie mówi.

Po kilkunastu minutach jesteśmy już w moim pokoju, pod ciepłą pierzyną, przytuleni do siebie.


- Lou... - Kręconowłosy zaczyna jednak nie daje mu dokończyć. Układam palec na jego pełych ustach, tym samym każąc mu zachować ciszę. To, co chcę mu powiedzieć jest dla mnie trudne, jednak muszę to zrobić.


- Córka Mary zmarła sześć, teraz już siedem, lat temu. - Spoglądam na zegarek ponad ramieniem Harry'ego. Wskazuje on dokładnie pięć minut po północy. – Była ona moją najlepszą przyjaciółką. Jedyną przyjaciółką. Zawsze mnie chroniła przed innymi alfami. - Na to, ciało mojej alfy spina się. – Tak, była alfą. Jednak szanowała mnie i zawsze była przy mnie. - Wzdycham. Chcę powiedzieć mu więcej, jednak moje ciało i mój wilk pragną czegoś innego. Tym czymś jest sen. Widocznie kiedy indziej miałem mu opowiedzieć o mojej przeszłości.


- Rozumiem... Może to jej zapach czułem na tobie... - Szepcze Harry, kiedy ja balansuje na granicy snu i jawy. Mocniej wtulam się w twarde ciało mojego chłopaka, po czym od razu zasypiam.


















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro