Awar

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Na śmierć zapomniałam o twoim oku Willu! No to pokaż mi je teraz, rzeczywiście przydałoby  się zmienić te bandaże.- powiedziała Tosia.

Will niechętnie odwrócił się w jej kierunku i czekał na szybki zabieg. I chociaż było mu ciężko patrzeć na jedno oko, to w sumie już się do tego przyzwyczaił i jakby nie patrzeć, to aż tak bardzo mu to nie przeszkadzało.

Tosia wygrzebała ze swojego plecaka nowe bandaże i zaczęła zdejmować te stare z oka Willa.

Gdy już wszystkie zdjęła odetchnęła cicho z ulgą.

Oko Willa było tylko lekko spuchnięte, ale nie widać było, by któraś z trzech ran  ropiała.

- Nie jest tak źle, tylko oko ci lekko spuchło. Zaraz przyłożę ci kompromis i pewno ci zejdzie ta opuchlizna.- powiedziała dziewczyna i namoczyła jedną chustkę wodą i przyłożyła do jego oka.

- Masz, trzymaj to przez chwilę i zaraz ci założę świeże bandaże.- powiedziała i przekazała chustkę Willowi.

Lecieli teraz na Atisie na północ, gdzie mieli znaleźć lwa z ostatnim kamieniem, czyli biksbitem.

Will trzymał przez kilka minut mokry kompromis, ale zaraz go zdjął i Tosia zawiązała mu na oko nowe bandaże. Bo choć rany zostały zadane kilka dni temu, to dalej krwawiły. Przecięcia na jego oku były takie głębokie, że to był cud, że Will nie stracił wtedy oka, ale rany należało zszyć. Jednak ani Tosia, ani Will nie umieli zszywać takiego czegoś, więc musieli się zadowolić samym bandażem.

- No gotowe.- powiedziała Tosia, która skończyła zawiązywać bandaż na głowie Willa.

- Dzięki.- powiedział Will.

- Nie ma sprawy. Ale ty śmiesznie wyglądasz! Zupełnie jak pirat!- zaśmiała się Tosia.

Will spojrzał na nią spod łba, ale nie mógł dłużej utrzymać pozornej powagi i po krótkiej chwili sam zaniósł się śmiechem.

- Ej wy rozbawione małpiszony jesteśmy na miejscu.- powiedział Atis i obniżył lot.

Krajobraz znowu się zmienił.

Tym razem była to sawanna. 

Pod nimi widać było małą jaskinię z której właśnie wychodził lew.

- Atisie, obniż jeszcze trochę lot, ale nie ląduj. Irbis powiedział, żebyśmy uważali na tego lwa.- powiedział Will.

- Okey, nie ma problemu.- odpowiedział smok i tak, jak kazał Will jeszcze bardziej obniżył swój lot. 

Unosili się  teraz jakieś dwa metry od ziemi.

- Jestem Awar i strzeżę biksbitu. Wiem, że po niego przyszliście, ale wam go nie oddam.- powiedział wielki lew.

- Dlaczego nie chcesz nam pomóc?- spytała się Tosia.

Lew przechylił swój wielki łeb, tak jakby oceniał swoją ofiarę przed pożarciem jej i powiedział :

- Ja nie oddaje tak o, swoich rzeczy. A zwłaszcza biksbitu. Jest dla mnie zbyt cenny.

- A co możemy zrobić, żebyś zmienił zdanie i nam go oddał?- spytał się Will.

- Hmm, raczej nic. Ale chwila... nie jednak jest coś, co możecie zrobić, by dostać ten kamień.- odezwał się swoim potężnym i głębokim głosem lew.

- Co to takiego?- spytał się go Will.

- Możemy się założyć. Jeśli wy wygracie, to dostaniecie w nagrodę kamień, ale jeśli ja wygram...no cóż, zostaniecie moim obiadem.- w tym momencie lew wyszczerzył swoje wielkie i ostre kły, na których widok, aż ciarki przeszły Willa i Tosię.

- A-a jaki to zakład?- wyjąkała dziewczyna.

- Jeśli przejdziecie przez labirynt, to wygracie, jeśli nie no to przegracie. W tym labiryncie będą czekały na was moje lwice oraz wilki. Ale nie martwcie się. Dam wam po drodze jakieś rzeczy do przetrwania i ich pokonania. Jeśli zdołacie przetrwać no to brawo, a jeśli nie... eh sami już wiecie. No to co, wchodzicie w to?

- Tak wchodzimy.- powiedział Will. Tosia spojrzała na niego jak na szaleńca, ale nie wydała słowa sprzeciwu.

- Tak? No to świetnie! Ja będę was obserwował jak sobie radzicie, przez magiczne jeziorko za moją jaskinią. No to teraz do widzenia.- Awar zamachał łapą w powietrzu i Willa i Tosię wciągnął portal, który się przed nimi otworzył.

  

C.D.N.

Jest! Hura ! Udało mi się na szybkiego napisać kolejny rozdział! Do końca zostały jeszcze jakieś 2 albo 3 wliczając w to epilog.

No to do zobaczenia w kolejnych rozdziałach!

willtreatyandhalt



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro