Bonus ( ślub i dzieciaki xd)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy tu musi być tyle osób?! - spytał przerażony Will patrząc na listę gości.

- Ależ kochany, przecież tutaj jest tylko 440 osób.- powiedziała spokojnie Tosia.

- Tylko?! Tylko?! No właśnie tutaj jest AŻ 440 osób! - powiedział Will.

Will i Tosia mieli już po 25 lat.

A Will właśnie miesiąc temu jej się oświadczył i ona powiedziała : tak. 

Teraz przychodził czas na ślub, który miał się odbyć już za 4 dni.

- Kontynuując. Czy wybrałeś już sobie drużby?- spytała, nie podnosząc wzroku z nad kartki, na której czyniła teraz jakieś poprawki.

- No rzecz jasna, będą nimi Jenny i Gilan.- odparł od razu.

- A co z Horace'em ? I Crowleyem? Przecież muszą mieć oni jakieś zajęcie.- powiedziała Tosia.

- Hmm, no to Horace będzie weselnym Heroldem, a Crowley będzie świadkiem. Czekaj, a ty kogo wybrałaś na swoje druhny?- zapytał się jej Will. 

- No wybrałam lady Pauline i Allys.- powiedziała Tosia. Dziewczyna nigdy nie miała matki. Jej matka umarła zaraz po jej porodzie i dlatego dziewczyna poprosiła Pauline, by to ona zajęła tę zaszczytną pozycję. Tosia już bardzo dawno ją poznała na obiedzie u Willa. A 3 lata temu była na jej ślubie i Halta. No i w sumie jakby nie patrzeć Pauline, była teraz mamą Willa, więc tym bardziej ją polubiła. - A do ołtarza, poprowadzi mnie mój ojciec.

Sir David , tak jak Halt i Pauline, był cały w skowronkach, gdy dowiedział się o oświadczynach Willa i kiedy Tosia przyjęła je. Cieszył się, że ma takiego , jak to określił , dzielnego i odważnego zięcia. A przy tym cieszył się, że ojcem Willa, jest nikt inny, jak Halt. W końcu Sir David i Halt byli dobrymi przyjaciółmi. Tak jak Crowley, Sir David walczył w ramię w ramię z Haltem na pierwszej i drugiej wojnie z Morgarathem i wielu innych bitwach. Po pierwszej wojnie z Morgarathem , Halt wiele razy odwiedzał Davida i przychodził do niego na kawę i pogawędki. 

- A rzecz jasna, mnie do ołtarza poprowadzi Halt.

- Okey, czyli  król będzie patronem wydarzenia, a ślubu nam udzieli baron Aral, tak?- upewniła się Tosia.

- Mhm.

- To świetnie.- dziewczyna dorobiła jeszcze kilku dopisek na liście.

- Czekaj, to co z tymi 440 ludźmi?- zapytał się Will.

- A co ma być z nimi nie tak?- spytała się Tosia i uniosła jedną brew do góry.

- Jest ich za dużo.

- No dobrze, chyba mogę skreślić dziesięć osób.- powiedziała, przeszukała listę i skreśliła odpowiednie jej zdaniem dziesięć imion.

- Ale pozostaje jeszcze 430 osób! - powiedział wciąż nachmurzony Will.

- Mój drogi.- zaczęła Tosia i popatrzyła mu głęboko w oczy.- Gdy prosiłeś mnie o rękę, nie myślałeś chyba, tak jak Halt,gdy prosił lady Pauline, że zrobimy wesele w lesie , z  małą garstką osób?

- Nie, oczywiście, że nie.- powiedział Will, który rzeczywiście tak myślał. ( U nich to chyba rodzinne. xd) 

  -  Dobrze.- powiedziała Tosia do wiadomości jego kapitulację.- No to tak, Cassandra z królem usiądą przy stole po  prawej  stronie, doradcy i baronowie po lewej a my siedzimy z rodzinami po środku.- to mówiąc pokazywała piórem miejsca stołów.

- Coś czuję, że to będzie ciężki wieczór...- mruknął pod nosem Will.

---------------------------------------------------->

W zamku Redmont zebrał się wielki tłum ludzi.

Zwiadowcy ( Will, Halt, Gilan i Crowley)  ubrali swoje galowe stroje, które zostały uszyte 3 lata temu, na ślub Halta i lady Pauline. 

Natomiast Tosia wyglądała jak prawdziwa bogini. Była ubrana w piękną białą sukienkę, która sięgała jej do kostek, a która miała na sobie wyszyty srebrną nicią miecz. Na głowie zaś miała wianek w małe listki dębu, lecz był on ze srebra. 

Ale dlaczego wyszyty miecz? Bo Tosia była pierwszą rycerką królestwa. Pierwszym rycerzem- dziewczyną.

Will poprowadzony teraz przez Halta, który lekko się uśmiechał, stał teraz przy ołtarzu, i patrzył na kroczącą powoli w jego stronę Tosię, którą prowadził Sir David, a za nią kroczyły niosąc welon, równie piękne lady Pauline i Allys. 

Gdy wszyscy już znaleźli się przy ołtarzu, Sir David uśmiechnął się do Willa i włożył rękę Tosi, do ręki Willa.

Drużbowie i druhny odstąpili od młodej pary i usiedli w przygotowanych dla nich ławkach. 

Tymczasem baron Arald zaczął mówić :

- Zebraliśmy się tutaj, aby związać tych dwoje przysięgą małżeńską. Na ten specjalny dzień przygotowałem specjalną przemowę...

- Buuuuuu- przerwał mu głos zgromadzonych osób.

- ... ale kto wie, czy nie lepiej będzie z tej przemowy zrezygnować.- dokończył zrezygnowanym głosem baron.

Wszyscy poparli go radosnymi wiwatami.

- No dobrze, to chyba już pora zaczynać.- powiedział baron uciszając głośny tłum ludzi.

Później młoda para złożyła sobie przysięgi, przy których Halt i Sir David co chwilę, ocierali sobie oczy, rąbkami koszul, udając przy tym ( raczej im coś to nie wychodziło xd) , że coś im wpadło do oka.

Później wszyscy poszli do wielkiej sali, by uczcić to wszystko jedzeniem, piciem i tańcami. 

Gdy nadeszły tańce, Will i Tosia ruszyli pierwszą parą.
Tosia wcześniej dopilnowała, by Will nauczył się tańczyć i teraz wirował z nią lekko ,  niczym mistrz tańca.
Zaraz za nimi ruszyły pary drużb.
A za nimi reszta zaproszonych gości.

Will zauważył jakiś ruch, tak, gdzie wysoko nad posadzką , biegła wąska galeryjka z kamienną balustradą.

Ujrzał tam drobną sylwetkę i zarys niewielkiej kuszy. 

W następnej chwili dojrzał lecący w jego stronę pocisk. 

To co się później działo, działo się dla niego jak w zwolnionym tempie.

Delikatnie odciągnął Tosię od siebie, puścił ją i odwrócił się w stronę lecącego pocisku.

Jego nóż, jakby sam wskoczył mu do ręki i wyrzucił go szybko w stronę tej postaci.

Wiedział, że stoi teraz z śmiercią twarzą w twarz. Pocisk był już zaledwie metr od niego.

Momentalnie zarejstrował krzyk Halta, który krzyknął jego imię , gdyż dojrzał niebezpieczeństwo.

Ale Will, nie odwrócił się w jego stronę. 

Instynktownie wyciągnął rękę i złapał strzałę, która już miała się wbić w jego pierś, uśmiercając go na miejscu.

Pęd z jakim pędziła strzała powalił  Willa na ziemię, który łapiąc strzałę odchylił się odruchowo do tyłu i nie zdążył odzyskać równowagi. 

Saksa, którą wcześniej wyrzucił, trafiła ciężką głowicą w skroń kusznika i pozbawiła go na dłuższy czas przytomności.

Will padając na ziemię , uderzył ciężko plecami o kamienną posadzkę i stracił na kilka sekund oddech.

- Will! Will, żyjesz?!- zawołał Halt, który przyklęknął obok niego i nim potrząsał za ramię.

Will się nie odzywał. Miał zamknięte oczy, ale po krótkiej chwili, która zdawała się być dla Halta wiecznością, otworzył je i jęknął :

- Żyje Halt. Żyje. Straciłem na kilka chwil dech, bo ta strzała miała taki pęd, że mnie aż powaliła na ziemię. 

- Gdzie cię trafił?- spytał dalej niespokojny Halt, który szukał teraz jakiejś rany, którą mogła zadać strzała. 

- Nigdzie, złapałem ją w locie.- powiedział Will i wyciągnął rękę w której trzymał strzałę i pokazał ją Haltowi.

- Co takiego? Złapałeś ją w locie? Will, ty to chyba nigdy, nie przestaniesz mnie zadziwiać.- stwierdził Halt i pomógł mu wstać.

Will zaśmiał się i powiedział :

- Ale ja , ty i Horace , mamy szczęście do tych ślubów, co nie?

- Taaa, zwłaszcza, jeśli chodzi o zamieszanie na nim. Powiem Crowleyowi, by poszedł po tego kusznika i go wtrącił do lochu. Później będziemy go przesłuchiwać, ale teraz, chyba musimy coś zrobić z tymi ludźmi, bo patrzą na nas, jak na jakieś duchy.- powiedział Halt i ruchem głowy wskazał na patrzących na nich ludzi.

Will, też to zauważył i zwrócił się, do muzyków :

- No, na co czekacie? Grajcie!

Muzycy szubko zaczęli grać przerwana melodię i już po chwili wszyscy na sali zapomnieli o dziwnych wydarzeniach i bawili się, aż do późnego rana.

--------------------------------------------->

Następnego dnia czworo zwiadowców, król Duncan, Cassandra, Horace, lady Pauline, Sir David i Tosia zebrali się w gabinecie barona Aralda.

- No i co Halt, zdążyłeś się wywiedzieć, od naszego genoweńczyka?- spytał król.

- Na początku nie chciał nic mówić, ale złożyłem mu obietnice, że jeśli nie zacznie gadać, to go poczęstuję, jedną z jego własnych trucizn i wtedy mi wszystko wyśpiewał.- powiedział z ledwie widocznym cieniem uśmiechu Halt.

- Aha, czyli taki sam sposób, jak dwa lata temu z pewnym genoweńczykiem na naszym weselu?- spytała się Cassandra.

- Dokładnie.- powiedział Halt.- Ale do rzeczy. Kusznik miał zlecenie zabić Willa, a dostał je od Iqbala, brata Yusala. Iqbal jakimś sposobem, zdołał wynająć go, by poszedł zabić Willa, a chciał się zemścić na nim, za to, że to Will udaremnił zabicie Cassandry na jej weselu. No i jeszcze za to, że znowu trafił do więzienia.

- No to rzeczywiście ciekawa historia.- powiedział Duncan.- Jutro stanie przed sądem, a my już możemy się zbierać.

Każdy zaczął wychodzić z sali, ale gdy Halt, lady Pauline  i Sir David chcieli wyjść, Tosia i Will poprosili ich, by na chwilę zostali.

Gdy sala już opustoszała, nadzwyczaj zaciekawiony Halt zadał nurtujące go pytanie :

- No to o co chodzi? Coś się dziej...

- Cicho siedź Halt, bo nigdy się nie dowiesz, że niedługo zostaniesz dziadkiem.- przerwała mu ze śmiechem Tosia.

W sali zapadła nagła cisza, by za chwilę zostać przerwana głośnym okrzykiem Sir Davida :

- Halt, słyszałeś?! Będziemy dziadkami! Będziemy dziadkami!

- Owszem słyszałem. Głuchy, to ja nie jestem.- powiedział Halt, ale tym razem na jego twarzy wykwitł nareszcie prawdziwy uśmiech, którego nawet nie chciał ukryć. 

- Moje gratulacje !- powiedziała Pauline i podeszła do Tosi, by ją uściskać.- Pamiętajcie tylko, że zawsze możecie liczyć na pomoc z naszej strony.

- Dziękujemy. Na pewno w przyszłości z niej skorzystamy.-  powiedziała szczęśliwa Tosia. 

---------------------------------------------------------->

Will i Tosia zamieszkali razem z Haltem i Pauline w chatce Halta. 3 lata później ich sytuacja w domu wyglądała mniej więcej tak :

- Halt! Przestań biegać po domu!- krzyczał Will z kuchni.

- Co ja? Ja przecież nie biegam!- odkrzykuje Halt ze swojego pokoju.

- Nie ty! Mówiłem to do Halta juniora!- mówi Will. - A ty Allia, przestań ciągle zasypywać biednego dziadka swoimi ciągłymi pytaniami! 

- Dobzie tato!- również krzyczy Allia z pokoju Halta i wybiega z niego, ku ogromnej uldze Halta i zaczyna się bawić, małymi szmacianymi lalkami.

Halt junior  i Allia byli bliźniakami. Tylko, że Allia była starsza, od swojego brata o 7 sekund i no, była trochę od niego spokojniejsza, podczas, gdy on cały czas coś broił.

Halt był chłopcem drobnej budowy, tak jak jego ojciec i był niski. Miał niebieskie oczy i ciemne brązowe włosy, które układały mu się w tak zwanego " kogucika".  

Za to Allia była trochę od niego wyższa i miała ciemne czekoladowe oczy i włosy, które sięgały jej do ramion. Była spokojniejsza od swojego brata, ale cały czas zasypywała kogoś pytaniami, przez co doprowadzała dziadka  Halta do szewskiej pasji. Jednak Halt mimo iż, ciągle narzekał na jej nieskończone pytania, to w duchu się śmiał i wytykał Willowi, że w zadawaniu pytań, to ona przypomina bardzo jego. A biedny Will usiłował się wtedy bronić i mówił, że nawet on nie zadawał ich tyle, co jego córka.

Tymczasem , kiedy Will i Halt uganiali się za dzieciakami, to Tosia i Pauline siedziały sobie przy stole i piły kawę z miodem. Tak się właśnie stało, że nawet Pauline z czasem zaczęła pić kawę z miodem i teraz praktycznie cała rodzina ją piła. 

Gdy tak piły sobie kawę przez pokój przebiegli Halt i Will goniąc rozrabiające rodzeństwo, aż wreszcie wypadli wszyscy na dwór. Z daleka dało się słyszeć tylko wściekłe głosy Willa i Halta :

- Junior oddawaj mój zapas miodu!- krzyczał Halt.

- Allia, oddaj mi mój raport! To nie jest kartka do rysowania motylków!- krzyczał Will. 

- Może powinniśmy im pomóc?- spytała się Tosia Pauline.

Obie udawały, że się głęboko nad tym zastanawiały, a po chwili obie powiedziały równocześnie :

- Oczywiście, że nie! - i z chytrymi uśmieszkami popijały sobie kawkę, oglądając z rozbawieniem przez okno jak Halt i Will ganiają na około domku, za piszczącymi z radości dziećmi, chcąc odzyskać skradzione przedmioty. 


Biedny Halt i Will. Już nawet ich własne żony się zmówiły przeciwko nim. xd 

No i tak to mniej, więcej wyglądało codziennie u nich. hahahah

Hhahahaha no to na tyle z wesołej rodzinki O' Carrików.

Papa !

willtreatyandhalt





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro