Rozmowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Halt i Evan weszli do małego pokoju i usiedli przy małym stoliku, naprzeciwko Daniela i jego żony.

- Dobrze, to co cię do nas sprowadza zwiadowco?- spytała się żona Daniela.

- Poczekaj, zaraz do tego przejdziemy, najpierw chciałbym poznać jak masz na imię, bo nie miałem wtedy czasu , żeby się lepiej zapoznać.- powiedział Halt. 

- Ah, no tak wybacz mi. Jestem Kate. - przedstawiła się kobieta.

- Jak już zapewne wiesz jestem zwiadowca Halt.- powiedział Halt.- A to jest Evan mój przewodnik i przyjaciel.

- Miło mi was poznać. I jestem zaszczycony, że mogę być twoim przyjacielem Halt.- powiedział Evan.

- No dobrze, skoro się już wszyscy znamy, to może przejdziemy do tematu dla którego tutaj przyszedłem.- powiedział Halt.

- Słuchamy cię Halcie.- powiedział Daniel.

- A więc dobrze. Przyszedłem tu w sprawie waszego syna Willa.

Na te słowa małżeństwo drgnęło. Pierwsza odezwała się Kate :

- O Willa? No właśnie, co z nim? Co teraz robi? Zająłeś się nim, tak jak mi obiecałeś?

- Tak, zająłem się nim, a przynajmniej do pewnego stopnia. Gdy go zabrałem z waszego domu, oddałem go do sierocińca w zamku Redmont.- powiedział Halt.

- Opowiedz nam trochę o nim.- poprosił Daniel.

- Dobrze. Emm, gdy oddałem go do sierocińca, to później go obserwowałem przez następne lata.- zaczął Halt.- Gdy nadszedł dzień wyboru, czyli dzień, kiedy podopieczni sierocińca mogą wybrać sobie, jakiego zawodu chcą się uczyć, miał już piętnaście lat. Will chciał zostać rycerzem, jednak odmówili mu mówiąc, że nie ma odpowiedniego wzrostu. Will był dosyć chuderlawym chłopcem i niewielkiego wzrostu. Ja również byłem wtedy na zamku. Planowałem go wziąć na swojego ucznia, bo już wcześniej zauważyłem, że jest świetnym materiałem na zwiadowce. Zrobiłem mu pewien sprawdzian, o  którym on nawet nie wiedział. Zdał go pomyślnie i w taki sposób przyjąłem go na swojego ucznia. Gdy był już u mnie kilka miesięcy, rzucał wtedy świetnie nożami i strzelał z łuku. Już wtedy był lepszy od zwykłego zwiadowcy. Po tych kilku miesiącach, wyruszyliśmy na  coroczny zlot zwiadowców. Gdy tam przybyliśmy, dowiedzieliśmy się, że w Araluenie w lasach Redmont krążą kalkary. Wyruszyliśmy z Willem i moim wcześniejszym uczniem Gilanem , by je znaleźć i zabić. W połowie drogi wysłałem Willa po posiłki do zamku Redmont. Ja tymczasem ruszyłem dalej śladami kalkar, a Gilan za mną pieszo, bo swojego konia oddał Willowi, by ten szybciej dotarł do Redmont. Później zaatakowały mnie kalkary, jednego zabiłem, ale dostałem w nogę i nie mogłem chodzić. Ukryłem się pośród ruin Gorlanu. Na szczęście w porę  nadjechał Will wraz z baronem i mistrzem sztuk walki. Ale mnie już zdążyła klakara wytropić. Nie pozostało mi nic innego, by skoczyć w dół i uciec do barona i rycerza. Skoczyłem, ale gdy już miałem zamiar biec kalkara powaliła mnie swym ciężkim łapskiem. Straciłem wtedy przytomność. Jak się później dowiedziałem, baron poszedł mi na pomoc, ale jego także kalkara zdążyła powalić. Sir Rodney, czyli mistrz szkoły rycerskiej  rzucił nam się z pomocą, ale kalkara sparaliżowała go swym spojrzeniem. Było by już po nas, gdyby nie Will. Chwycił strzałę, zanurzył ją w nafcie z pochodni, podpalił ją i wystrzelił z łuku w kalkarę. Kalkara zajęła się ogniem i cała się spaliła. Will uratował nam wszystkim wtedy życie.

- O Boże...- powiedziała Kate.

- Ale to jeszcze nie koniec.- powiedział Halt. - Miesiąc później wysłałem go z Gilanem i czeladnikiem rycerskim Horacem z poselstwem do Celtii. Gdy tam dotarli, nie było tam nikogo. Gilan pojechał do nas z wieściami i kazał jechać Willowi i Horacemu do Araluenu za nim. W Celtii spotkali dziewczynę Evanlyn, która jak się później okazało, była księżniczką Cassandrą. Po drodze Will i jego przyjaciele natknęli się na wargali. Poszli za nimi i odkryli, że Morgarath zbudował most przez rozpadlinę, by skandianie wraz z jego wargalami mogli się przez nią przedostać i zaatakować niczego niespodziewające się tyły królewskiej armii. Will i Evanlyn spalili most, ale sami zostali przez nich porwani. Na szczęście Horace zdołał uciec i nas o wszystkim powiadomił. Wygraliśmy dzięki temu bitwę, a Morgarath został zabity w pojedynku z Horacem. Ja oczywiście zaraz po bitwie poszedłem go szukać, ale nie zdążyłem, gdyż zostali już porwani do Skandii. Przez jakiś miesiąc błagałem króla, by pozwolił mi go szukać, ale on nie wyraził na to zgody, gdyż byłem niby potrzebny w Araluenie. Podstępem, uzyskałem w końcu "pozwolenie" by opuścić Araluen. Razem z Horacem poszliśmy po Willa do Skandii. Po długim czasie w końcu ich odnaleźliśmy, ale dowiedzieliśmy się, że Tamudżeini postanowili napaść na Skandię ,a później na Araluen. Zdecydowaliśmy, że weźmiemy udział w bitwie o Skandię i pomożemy skandianom. Wygraliśmy wojnę i wróciliśmy do Araluenu i przy okazji zawarliśmy traktat pokojowy ze Skandią. Kilka miesięcy później dostaliśmy misję, by pozbyć się buntowników. Wyruszyłem z Willem do wioski Wesley. Tam pozbyliśmy się buntowników, ale jeden z nich chciał mnie zabić. Will mnie uratował, ale przez to sam umarł.

- To znaczy, że on gdzieś tutaj jest?- spytał się Daniel.

- Nie on...- Haltowi się głos załamał, ale za chwilę przypomniał sobie swoje postanowienie i znów zaczął mówić swoim normalnym głosem : - Nie, nie ma go tu. Został unicestwiony. Wyruszył na wyprawę i zginął.

Zapadła cisza. Nikt się nie odezwał. W końcu została ona przerwana przez Kate:

- Szkoda, chciałam go poznać.

Halt nie dowierzał, co usłyszał. Zwykłe : szkoda? Tylko tyle? Spodziewał się po nich płaczu, albo przynajmniej smutku, a oni nawet nie sprawiali wrażenia smutnych. Raczej zawiedzionych tym, że go nie zdołają poznać. Halt był wściekły. Kochał Willa jak własnego syna, a teraz kiedy przyszedł do jego biologicznych rodziców, to oni mają to gdzieś, że Will umarł i mówią tylko zwykłe szkoda.

- Szkoda ? Tylko tyle ? Naprawdę macie go gdzieś? Przecież to wasz syn!- powiedział Halt.

- No niby tak, ale zauważ, że nie widzieliśmy go tyle lat. Zdążyliśmy go tylko zobaczyć  zaraz po porodzie i zaraz umarliśmy. Ciężko kogoś pokochać, kiedy  widziało się go tylko raz w życiu. - powiedział spokojnie Daniel. - Z przykrością muszę stwierdzić, że jest on dla nas tylko obcym człowiekiem. Nikim więcej.

Halt spróbował przetrawić słowa Daniela. Jednak w tych słowach była prawda i on o tym wiedział. Rozumiał to i dlatego się trochę uspokoił. Jednak nadal był na nich zły. Will był świetnym chłopcem i zasługiwał na kochających go rodziców. Tymczasem nawet tego nie dostał. Oni nawet nie byli smutni po jego śmierci. Najpewniej, gdyby Will nie został unicestwiony i przyszedł by do nich, oni by go wyrzucili na ulice, bo dla nich był by tylko obcym człowiekiem.

- Dobrze, rozumiem. Rozumiem.- powiedział Halt.

- Gdyby może byśmy z nim trochę porozmawiali, spędzili z nim trochę czasu, to wtedy może tak. Może byłby dla nas kimś. Ale tak, to nie jest.- powiedziała Kate.

- Dobrze, ale ja już chyba muszę się zbierać. Przyszedłem wam tylko  dać znać, że Will nie żyje. I tu i na ziemi.- powiedział Halt    i wstał. Ruszył z Evanem do wyjścia.

Pożegnali się z rodzicami Willa i poszli w stronę domku Halta. 

- Muszę przyznać, że to było przykre. - powiedział cicho Evan.

- Will powinien mieć rodziców, którzy chociaż trochę przejęli by się jego losem. Powinien mieć rodziców, którzy będą o nim pamiętać. - odpowiedział również cicho Halt.

- Odnoszę wrażenie, że ma już takiego kogoś. Tą osobą jesteś ty. - powiedział Evan i spojrzał na Halta.

 Halt nic już nie odpowiedział. Szedł tylko, cały czas myśląc o Willu.



C.D.N. 

Biedny Will, został porzucony przez własnych rodziców... 

No cóż, nie raz tak bywa. 

#lifeisbrutal

willtreatyandhalt



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro