Dla X_Mandziax_33X :)
Jak chcecie, możecie mi pisać pomysły na oneshoty, jak będę miała czas i chęci to może napiszę ;)
---
(Andzia pov)
- Nie Connor, nieeeeeee... - pisnęłam, gdy po raz kolejny android spadł podczas pościgu na dachach. Dla informacji: grałam w Detroit na PlayStation, jedną z moich ulubionych gier :3
Za nic w świecie nie chciałam, by android zginął, więc ciągle powtarzałam poziom. Ale grałam już 2 godziny w tym samym miejscu, więc byłam już trochę zmęczona ciągłym powtarzaniem. Szczerze to zaczynałam powoli przysypiać.
No i... ten ekran ładuje się taaaak dłuuuuu.... zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz
*
- ?!? - powoli otworzyłam oczy i wstałam. O matko, prawie zasnęłam... Chwila, co?!
Spojrzałam w dół i zobaczyłam na sobie ciemne ubranie. Wyglądałam jak defekt... Ale miałam swoje wilcze uszy i ogon. Zaraz, co?!
- Agh, jebane gołębie! Connor, na co czekasz?! Za nią!
- Hank? - zdziwiłam się.
W tym momencie wybiegł z budynku android (CONNOR!!!) i zaczął biec w moją stronę. Nie myślałam nawet, co się dzieje, tylko zaczęłam uciekać.
CO DO...?! Nie przenosiłam się do Cyberprzestrzeni! Czemu tu jestem?!, myślałam w panice, starając się biec jak najszybciej. Czułam, że moje moce nie działają, więc ani nie dam rady niczego wyczarować, ani nawet przemienić się w pełni w wilka.
Co bardzo by się przydało... Bo uciekałam dachami budynków Detroit, kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Było to niebezpieczne - jeden zły ruch i mogę zlecieć w dół...
Dobra Andzia, nie myśl o tym tylko spieprzaj! Albo przemów mu do rozumu czy coś!
- Connor, stahp! - krzyknęłam. - Nie jestem defektem! Daj mi spokój!
Chyba mnie nie słuchał - dalej mnie gonił. Kurde.
Nagle zauważyłam, że na dach przede mną pojawił się Hank. Zaraz, to ten moment, gdzie... Nie, nie zrzucę go!
Skręciłam, zanim dobiegłam do niego, i pobiegłam w bok. Connor chyba podążał za mną... Matko, on mi nigdy nie odpuści!
Biegłam dalej. Odwróciłam się. Connor był jakieś kilkanaście metrów ode mnie. Kurcze...
Spojrzałam przed siebie i gwałtownie zahamowałam. O CHOLIPKA!
Dobiegłam do krawędzi dachu, z którego nie było drogi na jakikolwiek inny budynek. Innymi słowy, ślepy zaułek.
Obróciłam się i właśnie wtedy Connor złapał mnie za ubranie. Zawisłam dosłownie nad krawędzią budynku. Błagam, nie...!
- Connor, p-proszę... Nie poznajesz mnie? Jestem Andzia...! - starałam przemówić do niego. - Znamy się i-
- Nie znam nikogo o tym imieniu - słodki android odpowiedział bez emocji. - Muszę wykonać swoją misję. Nic innego się nie liczy.
I właśnie wtedy zrzucił mnie z budynku.
- AAAAAAAAAAAAAAAAA! - krzyknęłam, spadając w dół...
*
- GAH! - nagle zerwałam się.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i zorientowałam się, że jestem w swoim domu, przed konsolą. Widocznie zasnęłam i zapauzowałam grę, waląc w kontroler głową. Oh... Czyli to mi się przyśniło.
- Ta... Starczy na dziś Detroit - wybrałam opcję, by wyjść do menu. Chciałam jeszcze coś sprawdzić w opcjach, bo miałam problem z napisami... - HUH?! NANI?
Zamiast Chloe, w menu gry znajdował się Connor.
- Witaj, Andzia - powiedział. - Mam nadzieję, że to nie ostatni raz, kiedy się widzimy.
Zatkało mnie. WTF?!?
Connor tylko mrugnął mi i nagle na ekranie znowu była Chloe.
CO DO WAFLA...?!?
Wyłączyłam konsolę i wyszłam z pokoju.
Okej, mam dość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro