Cóż... losowa historyjka z dupy. Raczej nie kanon... Chyba że uznacie inaczej XD
---
(Rok 2006, Momiplier pov)
- Pora iść spać - nachyliłam się nad moim synkiem, Mark'iem, i pocałowałam go w czoło. - Dobranoc, maleńki.
- Branoc, mamo... - wyszeptał i po chwili zasnął.
Sprawdziłam szybko, czy pozostałe dzieci śpią, po czym udałam się ]do salonu, otworzyłam okno i dostałam się przez nie na dach. Aktywowałam przełącznik na moim pasku, dzięki czemu niemal natychmiast mój strój zmienił się w czarny kombinezon.
- Czas na akcję - powiedziałam do siebie i włączyłam zestaw słuchawkowy. - Tu Iplier Rose, zgłaszam gotowość.
- Z tej strony Seven Eleven, słyszę cię.
Uśmiechnęłam się.
- Nadal nie mogę uwierzyć że pozwolili ci użyć tej nazwy, moja droga.
- Ja też - usłyszałam kolejny głos, tym razem męski. - Tu Scouts Master. Septice i Highlighter będą za moment, sprawdzają pozycję celu.
- Jasne. Wszystko gotowe, mam nadzieję? - dopytałam, sprawdzając po raz kolejny bronie przypięte do pasa.
- Oczywiście. Dziś w końcu się zemścimy... To za Vincenta i Jennifer.
- Tak... - westchnęłam. - Szkoda tylko, że ich dziecko musiało być w to zamieszane. Biedny chłopiec... Został kompletnie sam. Gdybyśmy tylko mogli się nim zająć...
- Zapomnij... Pamiętasz naszą umowę, Iplier Rose? "W razie śmierci trzymaj się z daleka od rodziny, nawet jeśli bardzo chcesz pomóc". Nawet to co teraz robimy jest ledwo dozwolone...
- Ale to tylko 10 letnie dziecko... Nie zmienia to faktu, że bym go przygarnęła...
- HAHA! Zapomnij, masz już kilka dzieciaków! Tu Septice - nagle do rozmowy dołączyła kolejna kobieta. - Highlighter znalazł tego skurwysyna. Jest na zachód od centrum, jedzie w kierunku autostrady.
- Przyjęłam - wyciągnęłam linę z hakiem. - Nadal ma to samo auto?
- Ta. Rejestracja się zgadza, no i siedzi w środku. Chcesz się tym zająć?
- Zostawcie to mnie.
- Będziemy w okolicy jakby były problemy. Bez odbioru - Seven Eleven rozłączyła się.
- Bez odbioru.
*
Dotarłam na dach jednego z budynków niedaleko zjazdu na autostradę. Faktycznie, natychmiast zauważyłam samochód celu.
Mam cię.
Chwyciłam w dłoń niewielki ładunek wybuchowy, odpaliłam go i rzuciłam w pojazd. Wylądował idealnie na masce, a po chwili eksplodował.
Zeskoczyłam na dół i wylądowałam, po czym ruszyłam w stronę pojazdu. Mężczyzna właśnie wydostał się z niego, ranny przez wybuch.
- Heh... Co za spotkanie, co? - spytałam.
- Gh...! To wy?! - wysapał.
- Zgadza się... Policja stwierdziła, że jesteś niewinny... Ale wiemy że to ty. Wiemy, że to ty byłeś odpowiedzialny za wypadek Vincenta i Jennifer Teiru.
- Ugh... No i...? Słuchajcie, jeśli myślicie że tak po prostu będziecie eliminować wszystkich z nas, którzy chcą namieszać trochę na świecie... Jesteście w błędzie! Nie pozwolę wam tak działać bez końca!
- Nie... Dla ciebie to już koniec! - wzięłam do rąk moje noże do rzucania i rzuciłam nimi w niego. Trafiłam we wszystkie krytyczne punkty, zabijając go na miejscu.
Żegnaj, skurwielu... To za nich.
- Misja wykonana - powiedziałam do reszty grupy. - Skurwysyn gryzie glebę.
- No i prawidłowo! Należało mu się...!
- To znaczy, że to koniec...? Kończymy działalność?
- Zgadza się, Highlighter... To była długa podróż, ale musi dobiec końca... Mamy rodziny i nie możemy wiecznie się tym zajmować.
- To prawda... - odpowiedziałam. - Czas, by nasze drogi się rozeszły. Miło było z wami pracować.
- Nam też, Iplier Rose...
- To... do zobaczenia kiedyś - odparłam i zdjęłam zestaw słuchawkowy, po czym ruszyłam przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro