(Itled pov)
Dostałem bardzo niepokojący telefon ze szkoły.
No dobra, aż tak niepokojący to nie, ale wystarczył żeby mnie wyprowadzić z równowagi. Okazuje się, że mój syn, wychodząc ze szkoły, został napadnięty przez jakiegoś kolesia, który oblał go kwasem, przez co wylądował w szpitalu.
Natychmiast więc tam ruszyłem. Przy okazji wysłałem wiadomość Obsi, bo była poza domem gdy odbierałem telefon.
Gdy dotarłem do szpitala, natychmiast dostałem informację o tym gdzie jest Aiden, więc pobiegłem tam. Gdy wbiegłem do sali, zobaczyłem go na łóżku, z zakrwawionym opatrunkiem na oczach. Poza tym nie wyglądał, jakby odniósł inne obrażenia, ale...
- Aiden...! - ruszyłem do niego.
- Tata...? - zapytał, odwracając głowę w moją stronę. - To ty...?
- Tak, to ja... Co jest, młody? - usiadłem obok niego. - Co się do jasnej cholery stało?!
- Wychodziłem z lekcji... I jakiś koleś nagle wyskoczył z krzaków i oblał mnie czymś. Bolało strasznie... Gorzej niż wtedy gdy spadłem z balkonu na ogrodzenie i przebiłem sobie nogę na wylot.
A, racja. Nadal nie mam pojęcia jak ty wtedy przeskoczyłeś przez tą barierkę... Miałeś 6 lat! Choć z drugiej strony nie powinno mnie to dziwić. W końcu demony zawsze odwalają jakieś durne rzeczy, wiem to z doświadczenia.
- Hej, będzie okej, nie? Dojdziesz do siebie... - powiedziałem, ale z jakiegoś powodu głos mi się zaczął łamać. Co jest?!? Dlaczego... Dlaczego czuję aż takie zdenerwowanie?!
- Aiden!!! - nagle przybiegła do nas Obsidian. - Co do huja?!? Co się stało?
Wtedy szybko opowiedziałem jej to, czego się dowiedziałem. Gdy skończyłem, myślałem że rozpierdoli cały szpital.
- ŻE CO KURWA?!? - wrzasnęła. - Gdzie jest ten dupek?!? ZAPIERDOLĘ GO!!!
- Um, mogłaby pani się na moment wstrzymać...? - nagle podszedł do nas lekarz. - Znaczy, nie rozkazuję ani nic...
- Hej... Ty zajmujesz się nim? - spojrzałem na niego. - Co z młodym?
Doktor westchnął i wyjął z szafki niewielką buteleczkę z niebiesko-zielonym płynem. Czy to...?!?
- Ten mężczyzna oblał państwa syna tą substancją... - zaczął. - To kwas krioblikeonowy, najbardziej żrący kwas w całej Cyberprzestrzeni.
- Wiemy... Znamy nawet kilka demonów, które go używały - powiedziała Obsi. - Nawet sekunda na skórze powoduje nieodwracalne obrażenia...
- Zgadza się... Widzę że znacie się państwo na rzeczy. Tak że... chyba nie muszę państwu mówić, jak wygląda sprawa z jego oczami, tak...?
Gdy tylko zorientowałem się, co ma na myśli, myślałem że zejdę na miejscu.
- To znaczy że będę ślepy, nie? - zapytał Aiden. - Kurde... nie będę mógł oglądać pornosów.
- Aiden, to twój najmniejszy problem! - krzyknąłem. - Ty nie będziesz widział kompletnie niczego, nawet nie wiem jak będziesz chodził po domu!
- Tato... Przecież umiem chodzić przy ścianie. Nie dramatyzuj.
- Cholera jasna... - Obsi nadal była wściekła. - Gdzie ten dupek, który mu to zrobił?!
- Oh, um... Nie wiem czy powinienem- AGH! - nagle Obsidian przydusiła go do ściany. - D-dobrze, już...! Jest w innej sali po drugiej stronie szpitala... Ale nie wolno tam wchodzić, jest w krytycznym stanie...! Nawet nie wiadomo czy przeżyje...
- Jak to krytycznym...?!?
- Wasz syn wam nie powiedział? Gdy ten go zaatakował, on wziął nóż i dźgnął go 15 razy zanim udało się go odciągnąć... Jaki 10-latek może zrobić coś takiego?!
Razem spojrzeliśmy na Aiden'a. Wyglądał na lekko rozbawionego.
- Heh... - zaśmiałem się. - Może jednak nie będzie z nim tak źle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro