(Impact pov)
- To już chyba wszystko - oznajmiłem, odkładając ostatnie pudło na stół.
- Rozumiem... Dzięki za pomoc - odparł Del-2.
Akurat pomagałem mu w przeprowadzce - niedawno on i Ann postanowili zamieszkać razem, więc ja i moja dziewczyna pomogliśmy im przenieść jego rzeczy i przeorganizować kilka pokoi.
- Nie ma za co, naprawdę - odparła Oliwka, biorąc jeden z kartonów w ręce. - Od tego są przyja- O kurka! - nagle straciła równowagę i upadła na ziemię, wypuszczając pudło z rąk.
- Nic ci nie jest?! - natychmiast podbiegłem do niej.
- Nie... Ale mam nadzieję że niczego nie zepsułam...
- Nie, nie trzymałem tam niczego cennego - powiedział Del-2 i zaczął zbierać zawartość, która rozsypała się po podłodze. - Nie musisz się przej- Huh?
- Co jest? - spojrzałem na niego. Łoł... Jego spojrzenie... Dosłownie pełne jakiejś... nostalgii? Smutku? Rzadko widuję u niego takie emocje...
Zerknąłem na zdjęcie, które moment wcześniej chwycił w dłonie. Była to fotografia 5 osób w identycznych ubraniach, z naszywkami na koszulkach... Ale jedna była ekstremalnie znajoma.
- Czekaj... Czy to TY?! - Oliwka aż pisnęła, wskazując na osobę na środku. - Łał, tak wyglądałeś zanim stałeś się cyborgiem?
- ??? - Ann w tym momencie wyszła z kuchni i podobnie jak my spojrzała na zdjęcie. - O mój...! Prawie cię nie poznałam...! Masz krótsze włosy... No i niebieskie oczy... A do tego brak metalu... A co to za ludzie wokół ciebie? - dopytała.
- To... - widziałem, jak dłoń Del-2 zaczyna się trząść. - Pamiętacie, że wśród całej grupy sztucznych ludzi, z której ja pochodzę, tylko piątka miała czerwoną duszę? To właśnie my...
- Łoł, serio? - spytałem. W sumie gdy przyjrzałem się zdjęciu, miało sens... Wszyscy mieli naszywki z numerem seryjnym zaczynającym się na "D", jak Determinacja. - Czyli... To twoi starzy znajomi...?
- Można tak powiedzieć... - usiadł na kanapie, a my obok niego. - Nie byliśmy bliskimi przyjaciółmi... Nawet nie wiedzieliśmy co to przyjaźń... Ale byliśmy zżyci. Ten z numerem D.001 to Jason Hunter. Nazywaliśmy go naszym liderem, bo był najbardziej uzdolniony z nas wszystkich - nie tylko tej piątki, ale z całej grupy 10 tysięcy osób. Był dobry dosłownie we wszystkim.
- Naprawdę? - spytała Ann. - Imponujące... A ten co się do niego przytula?
- Drake Schmidt, D.005. Dosłownie Frisk 2.0 - nie ma osoby, której by nie przekonał do siebie. W 5 minut wzbudzi sympatię u niemal każdego, byle tylko wydobyć informacje. Ten czarnowłosy to Victor Gunman, D.004 - snajper doskonały, niemal nigdy nie chybiał, nie ważne jak trudny do trafienia był cel... No a ten po prawej to Felix Urcharo, D.003, mistrz kamuflażu - na treningach nikt nie mógł go zlokalizować, nawet kamery ze skanerami.
- Oh... Czyli byliście jak grupa super-żołnierzy?
- Tak, wykluczając mnie... - Del-2 westchnął, gdy to powiedział. - Ja w przeciwieństwie do nich nie miałem jakiejś silnie dominującej cechy ani talentu... Byłem w sumie nijaki. Eh... dlaczego z nich wszystkich to ja musiałem przeżyć...?
Widziałem, jak jego dziewczyna chwyta go za rękę. Przez chwilę tak siedzieliśmy wszyscy w ciszy.
- Del... - zacząłem po chwili. - Ja wiem, że pewnie ciężko ci o tym mówić, ale... Nigdy nie opowiedziałeś nam o tym eksperymencie... Oni... zginęli w trakcie, nie...?
- Tak... To było zdjęcie, które zrobiliśmy 5 dni wcześniej... Później zaczęły się eksperymenty... a dalej sami widzieliście dokumenty z tym związane... Wszyscy umierali, jeden po drugim... Początkowo mnie to nie ruszało, ale... jak zaczęli umierać ci ze zdjęcia... Coś czułem, jakby... jakbym tracił zaufanie wobec mojego twórcy... I stopniowo to doprowadziło do mojego buntu, a w końcu spotkałem was.
- Oh... To okropne... - widziałem jak Oliwka odwraca wzrok. - Ale mimo to ten eksperyment zostawił na tobie ślady, nie...? Nie tylko psychiczne...
- Ta... Stąd ten cały metal - spojrzał na swoją dłoń. - Zastępuje to, co w moim ciele się rozpadło... Choć niewiele brakowało, bym dołączył do całej reszty. W sumie... Nawet byłem przez moment martwy.
- ??? - zdziwiłem się. - Jak to?!
- To był 3 dzień po tym, jak wstrzyknęli mi Zdolność... Dosłownie w ułamku sekundy zacząłem się dusić, opuszczały mnie siły... No i zacząłem tracić czucie w lewej części mojego ciała. Tak naprawdę cudem mnie odratowali... Podobno reanimacja trwała pół godziny. Tak więc przeżyłem, ale... straciłem rękę i część twarzy razem z okiem... Stąd ten metal.
- To... naprawdę okrutne... - Ann objęła go delikatnie. - Jak mogli ci to zrobić...?
- Nie wiem... Ale na całe szczęście to już za nami... Ta cała grupa odpowiedzialna za to już nie istnieje, bo wszystkich zgarnęła policja - zauważyła moja dziewczyna.
- Racja - dodałem. - To okropne, ale nie trzeba do tego już wracać.
- Wiem... Dzięki - Del-2 przyciągnął nas wszystkich bliżej. - Bez was byłbym nikim, wiecie? Gdyby nie wy, nie miałbym siły walczyć z nimi.
- E tam, drobiazg... Od tego są przyjaciele.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro