III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

___
Keith

Po dość długim zastanowieniu się... zgodziłem się na to spotkanie. Może jednak trochę zmądrzał i żałuje za to wszystko, co zrobił, a teraz stara się naprawić relacje ze mną. Pomimo przeszłości, ja widzę w nim choć trochę skruchy.

Następnego dnia jak zwykle robiłem te same czynności, co zwykle. Kiedy poszedłem do kuchni, to poczułem cudowny zapach cudownych naleśników polane syropem klonowym. Moja ciocia ma dar do gotowania, bo wszystkie jej potrawy rozpływają się w ustach. Gdy niedawno na jej imieniny chciałem zrobić jej jajecznicę, ale niestety coś poszło nie tak... i ją spaliłem. Spojrzałem na ciocię, która wycierała blat niebieską ścierką.

- Dzień dobry, ciociu-posłałem jej lekki uśmiech, gdy tylko się do mnie odwróciła. Podszedłem do stołu, gdzie na talerzu można było zobaczyć dwa naleśniki polane syropem. Usiadłem na drewnianym krześle i przysunąłem się bliżej stołu, po czym zabrałem się za jedzenie. Tak właściwie , ciekawiło mnie czemu nie poszła dzisiaj do pracy, bo zazwyczaj, gdy wstawałem to już jej nie było - Masz dzisiaj wolne? - spytałem żując.

- Tak, ale jutro już normalnie idę do pracy, więc śniadanie jak zwykle będzie na blacie gotowe.

- Jesteś naprawdę wspaniała! - uśmiechnąłem się lekko kącikami ust i kontynuowałem spożywanie śniadania. Cieszę się, że mam taką wspaniałą ciocię, która się tak o mnie troszczy. Myślę, że moi rodzice również byli tak wspaniali tak ona. Zginęli, kiedy byłem naprawdę mały, a jedyni ich twarze widziałem na zdjęcia w albumie, ale i tak pomimo tego tęsknie za nimi.
Po zjedzonym posiłku wstałem od stołu i podszedłem do zlewu, gdzie zacząłem myć naczynia, ale usłyszałem jakby ktoś, upadł na ziemie, więc odłożyłem wszystko i ruszyłem jak najszybciej w stronę salonu, gdzie na podłodze leżała nieprzytomna blond włosa. Od razu chwyciłem za telefon i przykucnąłem, przy cioci, którą zacząłem szturchać.
Niestety nic to nie dawało.
Wykręciłem jak najszybciej numer na pogotowie, które po jakimś czasie przyjechało i wzięło ją do szpitala. Ja w tym czasie siedziałem i trzymałem za jej zimną dłoń. Serce biło mi jak oszalałe, a oczy zrobiły się szkliste i ani się obejrzałem, a po policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Tak strasznie się o nią martwiłem. Kiedy przyjechaliśmy już na miejsce, wysiadłem z pojazdu i ruszyłem za ratownikami, którzy wieźli blond włosą w stronę budynku. Kiedy już byliśmy w szpitalu, ratownicy weszli wraz z ciocią do sali, do której nie chcieli mnie wpuścić, więc usiadłem na krzesełka, które były naprzeciwko sali. Martwiłem się o nią, ale jednak nie widziałem nigdy też, aby straciła przytomność. Muszę czekać cierpliwie na informacje od lekarzy.

Siedziałem już trochę na tym krzesełku i cały czas wmawiałem, aby to nie było nic poważnego, bo nie chce jej stracić. W tamtym momencie chciałem się do kogoś przytulić. I właśnie wtedy ktoś zaczął do mnie dzwonić, gdy tylko wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i był to Lance, ale to przez chwilę zastanawiałem się, czy odebrać. Po chwili kliknąłem zieloną słuchawkę, a następnie przyłożyłam telefon do ucha.

- Tak? - zapytałem chłopaka.

- ,,Dzisiaj nie ma Cię w szkole, chory jesteś?"

- Tak się składa, że jestem w szpitalu, bo moja ciocia zasłabła... - mówiłem przez ten czas drżącym głosem, bo jedynie o kim myślę to o blond włosej.

- ,,W jakim jesteś, Keith?"

- W tym niedaleko szkoły, ale nie musisz przychodzić-zapewniłem Lance'a, ale on jedynie powiedział, że za niedługo u mnie będzie i się rozłączył. Westchnąłem pod nosem i jedynie oparłem głowę o ścianę, bo oparcie od krzesełka było za małe.
Minęło trochę czasu i wreszcie zauważyłem Lance'a w swoim niebieskich jeansach, bluzie i T-shircie, który najwidoczniej mnie szukał. On jest na prawdę głupkiem! Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i podszedłem do Latynosa, którego następnie przytuliłem. Pewnie był nieco zdziwiony moim zachowaniem, ale to było odruchowo. Chociaż nie odepchnął mnie, a za to poklepał mnie delikatnie po moich plecach, a łzy same spływały po moim policzku. Przy Lance'u jednak czułem przyjemne ciepło, którego nie doświadczyłem.
Odsunąłem się od niego po dobrych kilku minutach, po czym przetarłem swoje oczy.

- Nie płacz, wszystko będzie dobrze. Pewnie twoja ciocia sporo pracuje i ma dużo zamieszania w niej, więc zasłabła. Nie martw się! - spojrzałem na lekko wyższego chłopaka, który posłał mi promienny uśmiech, który nie gościł nigdy na jego twarzy. To było mile z jego strony, że w ogóle przyszedł do mnie do szpitala.
Kiedy akurat miałem odpowiedzieć chłopakowi to drzwi od sali otworzyły się, a moim oczom ukazał się lekarz. Podszedłem do niego wraz z Latynosem.

- Dzień dobry wie Pan co z moją ciocią? - zapytałem, a lekarz wziął głęboki wdech i zaczął.

- Przykro mi...
___

Czeeść!
Wreszcie kolejny rozdziałek za nami. Ciekawe co stało się z ciocią Keitha, ale to dowiecie się w kolejnym rozdziale, który jak się wyrobie to wstawię w piątek. Jeżeli nie to rozdziały normalnie pojawią się oba w sobotę oraz niedzielę.

Do następnego, kochane stworzonka! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro