5 - To Biedronka?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tikki, co ja najlepszego zrobiłam? – spytała Marinette ciężko spanikowana, kiedy już przemieniła się z powrotem w siebie pod kinem.

- Och, Marinette... - zachichotała Tikki. – Pocałowałaś Czarnego Kota. I co z tego? Nie pierwszy raz...

- Nic nie rozumiesz!

- Wydaje mi się, że rozumiem to doskonale.

- Tikki... On... On powiedział moje imię...

- A byłaś Biedronką. – uzupełniła Tikki.

- Och... Myślisz... Myślisz, że się domyślił, kim jestem?

- Nie sądzę... - roześmiała się Tikki. – Myślę, że po prostu zajęłaś w jego myślach więcej miejsca jako Marinette, niż jako Biedronka.

- Ale jak to możliwe?

- A jak to możliwe, że Czarny Kot zajmuje cię bardziej niż Adrien? – odpowiedziała jej pytaniem Tikki. – Mimo że wciąż kochasz Adriena?

- Adrien! – przypomniała sobie Marinette. – Chowaj się. Musimy go znaleźć. I jakoś mu wytłumaczyć, dlaczego tak długo szukałam telefonu...

Wyszła szybkim krokiem z ciemnego zaułka i skierowała się do miejsca, gdzie zostawiła Adriena. Stał na chodniku i rozglądał się z niepokojem dookoła. Wreszcie ją zauważył i odetchnął z ulgą.

- Martwiłem się. – powiedział krótko.

- Wy... wyłączyli światło... - wyjąkała Marinette, rumieniąc się okropnie. – Nie mogłam go znaleźć. Telefonu, znaczy się.

- Dobrze, że nic ci się nie stało.

- Co to właściwie było? – spytała, ruszając przed siebie. Była jakoś dziwnie poruszona tą jego obawą o siebie. Adrien nigdy wcześniej nie okazywał jej tyle uwagi, żeby nie powiedzieć: uczuć.

- Nie wiem. – mruknął, idąc przy jej boku.

I zamilkł na dobre.

Szli w milczeniu – każde zatopione w swoich myślach. Marinette wciąż nie mogła się otrząsnąć z szoku, że sama z siebie pocałowała Czarnego Kota, mimo że Adrien nadal nie był jej obojętny. Co też ją podkusiło? Dała mu tylko fałszywą nadzieję. Przecież wyznał jej swoje uczucia, a ona go teraz pocałowała. Na pewno sobie pomyśli, że odwzajemniła jego uczucia. A ona... sama nie była pewna, czy je odwzajemnia. Gdyby tak było, dlaczego czuła to drżenie serca przy Adrienie? Myślała, że już jej przeszło, a tymczasem ten wieczór w kinie obudził w niej na nowo te wszystkie uczucia, które uważała za wygaśnięte.

Tymczasem Adrien próbował dojść ładu z samym sobą. Dzisiaj spełniło się jego największe marzenie – Biedronka go pocałowała. A on przez cały czas myślał tylko o Marinette! I jeszcze na koniec powiedział właśnie jej imię! Nic dziwnego, że Biedronka od razu uciekła. Zaraz, zaraz... Czy ona czasem najpierw nie... nie zareagowała na to imię? Aż się zatrzymał.

Marinette także stanęła i odwróciła się. Spojrzała na niego pytająco. Ruszył więc przed siebie, trochę bojąc się iść dalej tym tropem. Byłoby to zbyt... zbyt bolesne, gdyby nie okazało się prawdą. Lepiej nie robić sobie niepotrzebnej nadziei. Bo nie było takiej możliwości, żeby Biedronka wyjawiła mu swoją tożsamość. A jeśli naprawdę byłaby nią Marinette, to mógł być bardziej niż pewny, że nigdy nie potwierdzi mu, że jest Biedronką. Nawet gdyby zapytał wprost.

Idąc obok niej, zerkał co jakiś czas z ukosa na jej profil. Doszukiwał się podobieństw. A jednocześnie bronił się przed ich znalezieniem. Zupełnie jakby odkrycie prawdy mogło zburzyć cały jego świat. Co, jeśli uwierzy w to, że to jednak Marinette jest Biedronką, a prawda okaże się inna? Co, jeśli prawda okaże się właśnie taka cudowna? A ona go jednak nie zechce. Ani jako Adriena, ani jako Czarnego Kota? Ale przecież pocałowała go przed chwilą! Coś to musiało znaczyć. Tylko, czy Marinette kiedykolwiek pocałowałaby jakiegoś chłopaka? Nawet, jeśli by jej się podobał? Nie, to mu do niej nie pasowało.

Zanim się spostrzegli, stali już przed drzwiami piekarni rodziców Marinette. Stanęli naprzeciw siebie i jakoś oboje nie umieli znaleźć słów, żeby się pożegnać tego wieczoru.

- Marinette? – spytał, a ona poczuła jakieś znajome drgnięcie w sercu.

- Tak? – odpowiedziała bez tchu.

Zastygł i spojrzał na nią z namysłem. Dokładnie takim samym tonem odpowiedziała mu Biedronka, kiedy po jej pocałunku szepnął imię Marinette. Już otwierał usta, żeby zadać kolejne pytanie, gdy nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich Tom Dupain – tata Marinette, bezpowrotnie psując ten magiczny moment.

- Dzisiaj był kolejny atak akumy w Paryżu. – oznajmił tata Marinette. – Proponuję wam jednak wejść do środka.

- Dobry wieczór, panu. – przywitał się zaraz Adrien. – Ja będę chyba leciał...

- Nic z tego, drogi chłopcze. – Tom położył mu na ramieniu dłoń i wprowadził go do środka. – Zostaniesz przynajmniej na kolacji. A potem zadzwonimy po jakiś transport dla ciebie. Nie jest zbyt bezpiecznie łazić dzisiaj po nocy ulicami Paryża.

Marinette uśmiechnęła się nieznacznie. Oj, gdyby jej rodzice tylko wiedzieli! Westchnęła i weszła do środka za Adrienem.

- Dobry wieczór, Adrien! – przywitała się z uśmiechem Sabine.

- Dobry wieczór, pani Cheng. – odpowiedział jej uprzejmie Adrien.

- Marinette, zaprowadzisz gościa na górę? – zaproponowała mama. – Zaraz wam przyniosę coś do przekąszenia.

Marinette nie miała wyboru. Rodzice trochę ją wmanewrowali w zaproszenie Adriena do siebie. Westchnęła i ruszyła po schodach. Po chwili oboje byli w jej pokoju. Sam na sam.

Zapadła niezręczna cisza.

- Trochę się tu zmieniło od czasu, kiedy ćwiczyliśmy do turnieju. – zagadnął, rozglądając się po pokoju.

- Och, ostatnio wpadłam w szał projektowania. No wiesz... Cały ten Paryski Tydzień Mody... – pospieszyła z wyjaśnieniem.

- To dlatego... - zaczął i urwał zmieszany. Prawie się wygadał, że to dlatego była taka przytłoczona wszystkim w swoim życiu. Przecież dowiedział się tego jako Czarny Kot. Ile jeszcze wyniknie nieporozumień czy niedomówień, czy krępujących sytuacji.

- Ten bałagan. Tak. – zaczerwieniła się. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.

- Nie, skądże! – machnął ręką. – Wiesz, chciałbym, żeby u mnie w domu było mniej sterylnie. Zdecydowanie bardziej podoba mi się twój sposób projektowania niż mojego taty.

- On tak nie bałagani?

- Zawału by chyba dostał, gdyby tak wyglądała jego pracownia. – zażartował.

Nagle zauważył ususzoną różę wiszącą w kącie nad lustrem.

Na moment serce przestało mu bić. Jakie są szanse, że to ta sama róża, którą dał Biedronce? Czy to tylko myślenie życzeniowe? Ale przecież Biedronka nie wiedziała o Paryskim Tygodniu Mody. A Marinette najwyraźniej żyła tym wydarzeniem!

- Masz wielbiciela? – spytał i zaraz się zaczerwienił. Miał ochotę zdzielić się po głowie za gadanie takich głupot! Cóż za bezpośrednie pytanie!

- Niezupełnie. – odpowiedziała, a na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.

Spojrzała na ususzonego kwiatka, jakby wiązała się z nim jakaś romantyczna historia. A Adrien pierwszy raz w życiu poczuł ukłucie zazdrości. Chyba że to jednak jest ta róża, a wtedy ten uśmiech by oznaczał, że myśli teraz o Czarnym Kocie, czyli o nim. Co nie byłoby wcale takie złe. Wręcz przeciwnie, byłoby cudowne!

Nie umiał powstrzymać gonitwy myśli, które układały się w całość. Były gnane nadzieją, ale przecież to by wyjaśniało cały ciąg zbiegów okoliczności! Marinette i Biedronka miały te same problemy związane z natłokiem zdarzeń w ich życiu, kwami Biedronki było przekonane, że Czarny Kot odkrył tożsamość swojej partnerki, bo odprowadził ją na balkon Marinette, a kiedy Biedronka go pocałowała, a on przez pomyłkę wyszeptał imię Marinette... to ona odpowiedziała... A teraz... teraz wisi tu ususzona róża – tak podobna do tej, którą dał kiedyś Biedronce.

- Adrien? – spytała cicho Marinette. – Wszystko w porządku?

- Tak... - odpowiedział z wahaniem.

- Jesteś pewien? – podeszła bliżej.

- Kto dał ci tę różę? – spytał wprost, odwracając się do niej. Z napięciem czekał na jej odpowiedź.

- Dostałam ją od przyjaciela. – odpowiedziała powoli, próbując zgadnąć, co mogą znaczyć te jego pytania. – Od super-przyjaciela... - uśmiechnęła się.

- Super-przyjaciela? – powtórzył, a serce biło mu tak mocno, że aż szumiało mu w uszach.

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale mam ją od Czarnego Kota. – uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Był pewien, że na moment jego serce przestało bić. Kolejny raz wszystko wskazywało na to, że jego podejrzenia wydają się być słuszne. Musiał zaryzykować, żeby zdobyć ostateczny dowód. Musiał wiedzieć!

- Biedronka? – szepnął.

- Słucham? – wykrztusiła i zaczerwieniła się po cebulki włosów. – Dlaczego nazwałeś mnie Biedronką?

- Musisz nią być, skoro dostałaś tę różę od Czarnego Kota. – odpowiedział spokojnie.

- Nie rozumiem... - cofnęła się o krok.

- Chyba że nie mówisz mi prawdy... Ale ty nigdy nie kłamiesz, prawda?

- A skąd ta pewność, że nie dostałam tej róży od Czarnego Kota? – Marinette skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego groźnie.

- Nie powiedziałem, że jej nie dostałaś od Czarnego Kota. – uśmiechnął się. Marinette jeszcze nigdy tak na niego nie patrzyła. Biedronka – i owszem. Kiedy był Czarnym Kotem i ją czymś zirytował.

- Nie? – zdziwiła się. – Powiedziałeś, że...

- Że musisz być Biedronką, skoro twierdzisz, że masz tę różę od Czarnego Kota. – powtórzył.

- Nie widzę związku!

- A ja jestem pewny, że dawałem taką różę tylko Biedronce i nikomu innemu. – odpowiedział powoli, obserwując wyraz twarzy Marinette. Ukrywanie tożsamości nie miało sensu, skoro właśnie odkrył, że to ona jest Biedronką.

- Co? – spytała zamierającym głosem.

Uśmiechnął się zakłopotany w odpowiedzi i potargał swoje włosy, bo nie wiedział nagle, co zrobić z rękami. Stało się. Powiedział jej, że jest Czarnym Kotem. I co teraz?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro