XII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Satoru siedział na niewielkiej sofie, a jego plecy przylegały do oparcia, kiedy chłopak krzyżował ręce na torsie i trzymał nogę na udzie, przy tym przyglądał się z lekkim grymasem chłopcu naprzeciwko siebie. Aktualnie mały brunet spał, prawdopodobnie zmęczony swoim wybuchem złości i grymasami... Był w tym można by rzec, całkiem uroczy, ale nie dla Gojo, bo ten nie przepadał za dziećmi i z wzajemnością, a już szczególnie nie za Megumim. No fakt, był słodki i inteligentny jak na swój wiek, ale przy tym równie temperamentny co jego ojciec... A spał tak już dobre dwie godziny, co zaczęło wręcz zastanawiać jasnowłosego, choć z drugiej strony cieszył się, bo opieka nad śpiącym dzieckiem nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku... Nagle usłyszał, że ktoś do niego dzwoni, więc odruchowo odebrał, a wtedy do jego ucha doszło:

- Masz otwarte? - spytał Geto, jakby nic.
- Nie wiem, sprawdź.

Za chwilę drzwi wejściowe zostały uchylone, a przez nie przeszedł wysoki, całkiem smukły brunet z włosami spiętymi w starannego koka. Ten zdecydowanie wykonał parę kroków w kierunku salonu, a wtedy zetknął się ze wzrokiem przyjaciela, z którym przywitał się kiwnięciem głowy i zaczął rozglądać się za miejscem dla siebie.

- Już po lekcjach, Suguru? - zaśmiał się zdumiony Gojo - Ktoś tu wagaruje...
- Ach, zamknij się... - westchnął, nabierając tego samego grymasu co zawsze. - To tylko trzy lekcje... - usiadł gdzieś na narożniku, na którego oparciu rozłożył rękę i aż dostrzegł śpiącego chłopca.
- Zrywasz się z lekcji dla mnie, Suguru? To już chyba jakiś znak... - uśmiechał się wymownie.
- Jaki znowu znak? - zmarszczył brwi - Lekcje są nudne, to wszystko. A ty, widzę... - nagle to on uniósł kąciki ust ze złośliwością, wskazując spojrzeniem na młodszego - wcale się nie nudzisz... Co to za dzieciak?
- Pamiętasz Tojiego?
- No, kojarzę coś...
- To to jego dziecko - westchnął, przewracając oczami - Muszę się nim zajmować za to, że nie byłem w budzie....
- Tak po prostu się zgodziłeś? - zaśmiał się zdumiony - Ty?
- Nie miałem wyboru... - burknął z niezadowoleniem.
- A już myślałem, że coś ci się zmieniło... - śmiał się, kręcąc głową pobłażliwie.

Tymczasem malec zaczął się budzić, a za chwilę leniwie podniósł ciało, żeby zaraz już w pozycji siedzącej zacząć ocierać zaspane oczy. Przez chwilę próbował ogarnąć otoczenie, aż w końcu zamarudził dziecięcym tonem:

- Jestem głodny... - spojrzał na Gojo, po czym zerknął na nieznajomego bruneta.
- I co ja mam na to poradzić? - westchnął jasnowłosy.
- Debilu... - Suguru pokręcił głową z politowaniem - Może po prostu daj mu coś do jedzenia, hm?
- Co chcesz jeść? - Satoru jakby nic spytał chłopca.
- Nie wiem... - odpowiedział, jeszcze ziewając.
- Dobra, to...

Kiedy chłopak się zastanawiał, mały brunet po prostu przesunął się kawałek, aby chwycić niewielki plecak dziecięcy. Za chwilę zaczął wyciągać z niego zeszyt i kredki, i układał z pewną niewinną gracją na stoliku. Gojo to dostrzegł i aż wpadł na genialny pomysł. Rzekł:

- O, masz kredki i kartki! - zawołał z radością - Świetnie! Porysujesz sobie, a ja pójdę po coś do jedzenia, dobrze?

Chłopiec spokojnie pokiwał głową, już zajęty swoimi artystycznymi czynnościami. To była naprawdę jedna z niewielu chwil, w których Megumi nie wybuchał złością lub nie okazywał niechęci wobec kogokolwiek, bo mu było bez różnicy, potrafił utrudniać nawet rodzicom...

Tymczasem Satoru przeszedł kawałek, po drodze wymownie szturchając przyjaciela za ramię, a ten najpierw zerknął na wyższego ze zdziwieniem, po czym wstał i mimo wszystko podążył za bladoskórym. Gdy dwójka znalazła się na przestrzeni kuchnnej, kawałek za narożnikiem, na którym aktualnie siedział Megumi i rysował coś, Suguru zwyczajnie oparł się o jasny blat i spoglądał na przyjaciela pytająco, kiedy ten rozglądał się i przeszukiwał szafki.

- Wiesz... - zaczął brunet, wzdychając - Najłatwiej byłoby mu po prostu zrobić kanapkę. To chyba umiesz, co?
- Nie chce mi się... - stwierdził przelotnie.
- Dobra, ja mu zrobię.

I niewiele myśląc zbliżył się do dwudrzwiowej lodówki, z której zaczął wyciągać najbardziej podstawowe, potrzebne mu produkty. Gojo wcale mu nie przeszkadzał, a wręcz sam zajął wcześniejsze miejsce przyjaciela, jakby było mu to na rękę, i to faktycznie prawda. Wręcz uśmiechał się zuchwale, widząc że brunet wypełnia jego obowiązek, chociaż Suguru nie wyglądał na jakoś specjalnie zdegustowanego tą czynnością. On nie wyrażał właściwie nic szczególnego, jakby robił coś zupełnie naturalnego... A kiedy skończył robić kanapkę, szybko znalazł talerz, na którym położył dwie połówki, bo zdążył przekroić kromkę na dwie części. Można było się przecież domyślić, że dla tak małego dziecka to będzie wygodniejsze... Potem zaniósł chłopcu przekąskę, a ten niemal od razu złapał za jedną część i zaczął jeść, jednocześnie nie odrywając się od rysowania. Geto odruchowo uniósł kąciki ust, układając je w ciepły uśmiech na widok rozkosznego chłopca, czego pewnie nawet nie miał świadomości... Przy tym zerknął na twórczość młodszego, a wtedy aż zareagował lekkim zdumieniem:

- Co rysujesz?
- Satoru! - zawołał z dziecięcą ekscytacją.
- Serio? - spytał ze śmiechem, przyglądając się pracy - Czemu jest wyższy od budynków?
- Bo jest taki duuży!
- Naprawdę ma takie długie nogi? - kontynuował, wskazując palcem na narysowaną postać.
- Taak!

Rozmowa była na tyle głośna, że Gojo ją doskonale słyszał, a wraz z tym skrzywił się, spoglądając na swoje dolne części ciała. Zaczął dokładnie lustrować własne nogi, które ponoć były tak długie. Tymczasem podszedł do niego rozbawiony brunet, ale widząc przejęcie jasnowłosego wręcz parsknął jeszcze silniejszym śmiechem. Satoru musiał poczuć się wyjątkowo urażony, bo tylko spojrzał na śniadoskórego z wyrzutem i bez żadnego zahamowania wycelował pięścią w jego brzuch, na co ten aż wykrzywił ciało, sycząc z bólu. Kiedy doszedł do siebie, niewiele myśląc sam oddał starszemu, a ten zareagował podobnie.

- Suguru! - wrzasnął jasnowłosy chłopak, łapiąc się za brzuch.
- Pierwszy zacząłeś! - warknął brunet.
- Bo się ze mnie śmiejesz!
- A widziałeś co on narysował?
- Słyszałem!
- Musisz to zobaczyć!

Satoru posłał mu gniewne spojrzenie, ale faktycznie przeszedł się pod pretekstem zaniesienia picia Megumiemu, które ten chętnie przyjął i zaczął pić zachłannie. Wtedy Gojo zerknął na rysunek, który był wyjątkowo wymowny, pomijając wszystkie detale, które mały Zenin odtworzył z niezwykłą precyzją.

Wtedy chłopak szybko wrócił do przyjaciela z naburmuszeniem i od razu szturchnął go w ramię, bo ten wciąż się nabijał.

- Zamknij się! - zawołał z oburzeniem Satoru.
- Wiesz... Nie każdy może się pochwalić taką długością... - kontynuował z szyderczym uśmiechem - Każda laska chciałaby mieć takie nogi!
- Mówisz tak, jakbyś sam był kurduplem!
- Ja nie mam takich długich nóg... - stwierdził z zuchwałym i pewnym spokojem.
- Jesteś zaledwie parę centymetrów niższy!
- Widocznie jestem bardziej proporcjonalny... - wzruszył ramionami.
- Chcesz pomierzyć?!
- Nie muszę. Przecież wiem.

Satoru skrzyżował ręce na torsie, trwając  w swoim naburmuszeniu. Przy tym rozglądał się na wszystkie strony, aż w końcu skupił się na sylwetce Geto. Wtedy dopiero dostrzegł, że u tego faktycznie wszystko było na swoim miejscu, w odpowiedniej długości, i nic się nie rzucało szczególniej w oczy, poza jedną kwestią. Brunet zdecydowanie miał bardziej rozbudowaną masę mięśniową od swojego wyższego przyjaciela, przez co czasem ubranie bardziej do niego przylegało, dzisiaj właśnie miał na sobie taką bluzę. Gojo postanowił wykorzystać ten atut jako coś złego, dlatego zaraz przybrał zadziorny wyraz twarzy i rzekł:

- Jesteś tak bardzo podobny do kobiety, że nawet masz kształty jak ona...
- Co? - zmarszczył brwi ze zdziwienia, spoglądając na niego - Co ty pieprzysz?
- No, przyjrzyj się, Suguru. Masz większe cyce niż nie jedna laska...
- Zamknij się! - warknął, mimo wszystko mierząc swoją klatkę piersiową dłońmi.
- O, a jaka dupa... - dalej go wyśmiewał - Nic, tylko łapać...
- Zazdrościsz, bo sam jesteś płaski jak mała dziewczynka! - bronił się z wyrzutem.
- No i co? - westchnął, przewracając oczami - Wolę dotykać niż być dotykanym... Nie muszę mieć takiego ciała jak twoje...
- Więc moje chciałbyś dotykać, co? - spytał podstępnie.
- Za słabo jęczysz, Suguru... - zaśmiał się - Nie warto próbować nawet.
- Ach tak? - drgnęła mu powieka ze złości, ale sam posłał mu nikczemny uśmiech - Nikt nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem atrakcyjny, bardziej dosadnie niż ty. Ty sam mi powiedziałeś, że chcesz mnie wyruchać.
- Jezu, a ty znowu o tym...

Nagle Megumi zawołał imię jasnowłosego, na co ten niemal od razu zerknął w kierunku chłopca, a wtedy aż skrzywił się z lekkiego zażenowania. Otóż mały brunet zalał cały stół, przy tym również swoje rysunki, z czego powodu było mu najbardziej przykro aż smutek ogarniał jego twarz.

Tymczasem dwójka licealistów działała szybko. Suguru został z Megumim i próbował go uspokoić, wszak ten lepiej działał na malca niż jego faktyczny opiekun, za to Satoru pobiegł szukać jakiegoś ręcznika bądź ścierki, czegokolwiek mogącego wytrzeć wielką plamę napoju...

Jak się jednak okazało, trwało to trochę długo, więc brunet postanowił sam poszukać przyjaciela, a żeby zająć chłopca, pozwolił mu pograć na swoim telefonie, po czym ruszył na górę. Pierwszym tropem była łazienka, ale tam Gojo nie było ani też ogólnie w korytarzu na górze. Za to jedne drzwi były otwarte, dokładnie te od sypialni rodziców jasnowłosego. Geto niewiele myśląc podszedł tam i wszedł do środka, a wtedy ujrzał widok co najmniej zabawny. Jego przyjaciel właśnie przeszukiwał całą wielką szafę.

- Co ty robisz, idioto? - spytał Suguru, marszcząc brwi w lekkim zdziwieniu - Miałeś iść tylko po coś do wytarcia...
- Właśnie szukam... - syknął z irytacją wyższy. - Nie mogłem znaleźć nigdzie, więc zostało mi tylko to miejsce...
- Serio? - aż podszedł i zaczął mu pomagać - Może po prostu nie umiesz szukać...
- Jestem doskonały w szukaniu... - prychnął.
- Jasne... - przewrócił oczami.

Dwójka przez chwilę faktycznie przeglądała wszystkie szuflady i półki, ale nie znaleźli nic poza podstawową garderobą wraz z dodatkami. W pewnym momencie jednak Geto stracił poczucie odpowiedzialności i powagi, więc z lekkim uśmiechem rzekł:

- Nie głupio ci, Satoru?
- Ale co? - spytał przelotnie, dalej szukając.
- Grzebać w ciuchach swojej matki...
- Mojego starego też tu są.
- Ale wiesz, jej bielizna i w ogóle... - zaśmiał się głupio.
- Zazdrościsz, że ty nie masz takiej ładnej? Zawsze możemy ci kupić taką samą... Chociaż nie wiem czy zmieścisz się w jej rozmiar ze swoimi wielkimi cycami...
- Ty zjebie! - warknął, szturchając go w ramię mocno, na co ten się zaczął głośno śmiać.
- Ale to dobrze, Suguru... Nie chciałbym mieć kogoś, do kogo nie da się nawet przytulić, bo jego kości by mi się wbijały w skórę...
- Za to ja mam się męczyć z tobą, tak?
- Ej! Nie jestem taki!
- No tak, po prostu masz takie długie nogi... - aż ułożył usta w durny uśmiech.
- Suguru! - oburzył się, ale zaraz przeszedł do ataku - Te długie nogi wcale ci nie przeszkadzały, kiedy się ruchaliśmy...
- Wielkie mi rzeczy... - westchnął, przewracając oczami - Wcale nie było jakoś szczególnie niesamowicie... - tutaj przygryzł wargę, spoglądając w bok - Nawet nie jesteś jakiś wybitny w całowaniu...
- Ach tak?! - wrzasnął, zdumiony, a jednocześnie urażony - Skoro nie jestem taki wybitny to czemu zawsze mi tak ulegasz?!
- Ja ci ulegam?! - wyśmiał go - Mówiłem ci, to z litości!
- Jestem dobry w całowaniu... - burknał.
- W twoich snach!
- Chcesz się przekonać?

Suguru tylko zdążył spojrzeć na chłopaka ze zdziwieniem, bo nim mógł coś odpowiedzieć, Satoru już sprawnym ruchem objał go w pasie i niemal zachłannie przyciągnął go do namiętnego pocałunku. Zdezorientowany brunet aż otworzył szerzej oczy, ale pod naciskiem języka jasnowłosego odruchowo opuścił powieki, wchodząc w ciepły rytm, a przy tym przesunął słabą dłoń na policzek wyższego. W tym momencie był prawie że w niebowzięty, kiedy to Satoru prowadził, a przy tym chwytał bruneta subtelnie i czule raz w pasie, a raz niżej, po czym wyżej... Wraz z tym dwójka odruchowo przesunęła się kawałek, po czym spoczęli na łóżku, gdzie tylko kontynuowali wymianę czułości, zmieniając tylko kierunek swoich dłoni. Każdy był dotykany po policzku, ramieniu, szyi, torsie, w pasie, czy gdziekolwiek indziej, a czynili to z coraz większym zaangażowaniem aż zaczęli wzdychać lub pomrukiwać cicho przez pocałunek... Mimo wszystko Gojo zdecydowanie prowadził, podjudzany przez przydługie iskry ciągnące się przez jego całe ciało, a te przy okazji wybuchały nieokreślonym ciepłem, ale tym go zdobywały... Właśnie przez to chłopak nie myślał za bardzo, a kierował się wypełniającym go uczuciem satysfakcji, która wydawała mu się tak nowa, że z każdą chwilą zakochiwał się w niej i chciał tylko więcej...

Tymczasem Suguru podążał za przyjacielam, wyłączając system bezpieczeństwa w swoim mózgu, jakby wcale nie był mu teraz potrzebny... Bo nie czuł się wcale zagrożony, a wręcz przeciwnie... Trwał w dziwnie przyjemnym, komfortowym stanie, z którego nie mógłby uciec, nie chciał go stracić... Aż odruchowo przesunął kawałek dłoń, wsuwając ją w jasne włosy bladoskórego, a tym samym pociągnął w dół, czemu ten oddał się bez najmniejszego sprzeciwu, jedynie chwycił mocniej bruneta w pasie. Wtedy Satoru odruchowo przesunął wargi, wędrując pocałunkami od ust chłopaka, przez jego żuchwę, aż do jego ciepłej szyi, na której roznosił kontynuację pieszczot. Suguru na to westchnął ciężko, odchylając głowę do tyłu, a przy tym spiął mięśnie i zacisnął dłoń we włosach wyższego. Wręcz przygryzał wargę, wprawiając rozgrzane ciało w ruch pod wpływem kojącego, a zarazem pobudzającego ruchu starszego...

Kiedy Gojo chciał z powrotem powrócić do ust Geto, wymienili kilka muśnięć, kiedy brunet oderwał się, otwierając szerzej oczy. Wydyszał onieśmielony:

- Satoru...
- Co? - spytał lekko odurzony.
- Na dole jest Megumi...
- Ach, no tak... - westchnął, odsuwając się od chłopaka. Podniósł się i zaczął przesuwać rękę po ciepłej twarzy, szyi i po włosach, przy czym próbował ogarnąć sytuację - To ja... Zejdę do niego...

Równie zdezorientowany Suguru zaledwie pokiwał głową, spoglądając na chłopaka z jakąś niepewnością. Nie chodziło o to, że mu nie ufał czy coś, ale o to, co on sam w tym momencie czuł, a były to dziwne emocje, jakby rozmazane, a jednocześnie dalej istniały... Był tak delikatne, a zarazem potrafiły intensywnie mamić stan śniadoskórego...

Po jakimś czasie Suguru, ogarnąwszy się mniej więcej, dołączył do reszty w salonie Gojo, gdzie wszystko było już przywrócone do porządku. Widocznie Satoru w końcu znalazł coś, czym mógł wytrzeć stolik, a przy okazji nowe kartki dla małego Megumiego, bo chłopiec teraz tak jak wcześniej grzecznie rysował ze swoim niewinnym wyrazem twarzy. Tymczasem jasnowłosy wyglądał na nieco zamyślonego, spoglądając gdzieś w bok, nawet nieznacznie marszczył brwi...

Geto cicho usiadł gdzieś naprzeciwko przyjaciela, rozkładając szeroko nogi i opierając się luźno, jak miał w zwyczaju. Ale wtedy Gojo zmienił swoją mimikę absolutnie, jakby wcale przed chwilą nie błądził gdzieś myślami. Teraz wydawał się taki jak zazwyczaj, a wręcz znudzony. Przez Suguru nie wiedział dlaczego, ale to go jakoś zabolało, choć postanowił pozostawić to dla siebie...

Tak było przez chwilę, gdy nagle Megumi niewinnie spytał, spoglądając na swojego głównego opiekuna:

- Co to jest plemnik?

Wtedy Satoru i Suguru odruchowo spojrzeli na siebie, ale to tylko spotęgowało w nich chęć zareagowania niepoważnym śmiechem, choć równie szybko zestresowali się, a zwłaszcza sam Gojo. Ten posłał przyjacielowi błagalne spojrzenie, ale brunet wzruszył ramionami, spoglądając gdzieś w bok obojętnie. Jasnowłosy zmarszczył brwi, czując do niższego urazę za zdradę go w takiej chwili, ale mimo wszystko postanowił wybrnąć:

- Spytaj taty, Megumi - odpowiedział na szybko.
- Spytałem i powiedział, że ty wiesz i mi opowiesz...
- Suguru... - jęknął błagalnie, znów zerkając na śniadoskórego.
- Ja nic nie wiem! - stwierdził Geto.
- No więc, Megumi... - Satoru zaśmiał się nerwowo - Plemnik to taki malutki robaczek...
- Malutki robaczek?! - zawołał zdumiony chłopiec.
- Tak. I z takiego robaczka potem powstaje człowiek... - w międzyczasie posyłał krzywe spojrzenie przyjacielowi, który wyraźnie cisnął z niego bekę.
- To w brzuchu mamy jest taki robak?! Mama mówiła, że to dzidziuś...
- Tak, bo dzidziuś to mały człowiek... Który wcześniej był robakiem.
- I ja też byłem takim robakiem?!
- Boże, ale ogłupiasz dziecko... - Suguru westchnął, kręcąc głową.
- Sam mu wytłumacz! - wrzasnął Satoru, po czym znów zwrócił się do mniejszego bruneta - Tak, Megumi...
- I jak ja zjem takiego robaka to w moim brzuchu też wyrośnie człowiek?

Wtedy Gojo nie wytrzymał, zresztą Geto też i parsknęli śmiechem, którego nie mogli za nic powstrzymać, za to niewinny Megumi tylko spoglądał na dwójkę, ale równie szybko zirytował się, że nie może uzyskać odpowiedzi. Wręcz wrzasnął:

- Satoru!!!
- Dobra, dobra... - jasnowłosy próbował się uspokoić. - Już ci mówię... Nie, Megumi. To tak nie działa...
- To jak robak znalazł się w brzuchu mamy?
- No właśnie, Satoru... - wtrącił nagle Geto - Jak robak się tam znalazł?
- Nie wiem, Megumi! - stwierdził bezradnie Gojo, spoglądając na przyjaciela - Może Suguru wie...

Chłopiec zerknął na zdezorientowanego bruneta, który wręcz posłał wyższemu pełne pretensji spojrzenie. Zaraz jednak uśmiechnął się ciepło do malca i rzekł:

- Wiesz, Megumi... To nie jest taki robak jak myślisz...
- Nie?!
- No nie... - zaśmiał się przyjaźnie. - Właściwie to nawet wcale nie jest żaden robak, tylko pewna malutka komórka, ale może łatwiej będzie ci to zrozumieć, jeśli nazwiemy to robakiem... No ale jest taki mały, że nie da się go zobaczyć... W brzuchu mamy jest już człowiek, a nie ten cały robak...
- Ale Satoru powiedział, że człowiek powstaje z robaka, który był w brzuchu...
- No tak... - czuł jak wypełnia go uczucie zażenowania.
- To jak ten robak się znalazł w brzuchu?
- Twój tata dał go twojej mamie... - tym razem Gojo zaczął się głupkowato śmiać.
- Dlaczego?
- Bo tata jest mężczyzną, a tylko mężczyźni wytwarzają takie robaki...
- To dlaczego mama ma w brzuchu dzidziusia, a nie tata?
- Bo tylko w brzuchu mamy taki robak może się stać człowiekiem...
- I wszyscy mężczyźni mają takie robaki?
- Wszyscy mężczyźni wytwarzają takie robaki...
- Ty i Satoru też?
- Tak... - westchnął ciężko.
- Ja też?
- Ty jesteś jeszcze za mały, Megumi... - aż ułożył dłoń na jego włosach, po których zaczął go głaskać, a przy tym postanowił sprytnie zakończyć temat - Ale z pewnością twój tata wie więcej na ten temat, więc on ci lepiej o tym wszystkim opowie...
- No ale powiedział, że Satoru wie!
- No co ty... - spojrzał wymownie na przyjaciela - Satoru jest zbyt głupi, on nic nie wie...
- Ej! - oburzył się jasnowłosy.
- Satoru jest głupi! - zaśmiał się Megumi.
- Suguru! - wrzasnął Gojo.

Ale brunet tylko wzruszył niewinnie ramionami.

Za jakiś czas po Megumiego wrócił sam Toji, bo jego żona została w aucie. W trakcie ubierania małego Zenina, mężczyzna usłyszał:

- Tato, dlaczego dałeś mamie swojego robaka?
- Co? - aż skrzywił się ze zdziwienia, spoglądając na syna. Wtedy chłopiec szybko wytłumaczył, o co mu chodzi, co brunet skomentował pod nosem, kręcąc głową - Co ty pieprzysz...
- Suguru i Satoru mi tak powiedzieli...
- No tak, można się domyślić... - przeszedł po dwójce licealistów wzrokiem pełnym politowania, a jednocześnie wyższości - Przecież sam byś tego sobie nie wymyślił... - gdy skończył ubierać syna, wstał i złapał go za rękę, a odprowadzając go do drzwi, rzekł - Dobra, Megumi... Jak wrócimy do domu, wrócimy do tego tematu, ale zapomnij o tych głupotach, które usłyszałeś od tej dwójki pajaców...
- Suguru jest fajny, tato... - oburzył się lekko chłopiec, ale zaraz spytał niewinnie, spoglądając na ojca z dołu - To nie dałeś mamie swojego robaka?
- Wrócimy do tego, Megumi... - warknął zirytowany, po czym bez słowa wyszedł z synem z domu.

Gdy dwójka zniknęła, wtedy Suguru z całej siły walnął przyjaciela w ramię, a ten aż się złapał za nie, posyłając drugiemu zdziwione spojrzenie:

- Co ci odbiło, Suguru?!
- Dlaczego jesteś takim idiotą, Satoru... - westchnął brunet.
- Mogłeś mu lepiej to wytłumaczyć... Jesteś dobry z biologii... - oburzył się.
- Jak, skoro już mu wmówiłeś coś o jakimś robaku?!
- Trzeba było od początku mu wytłumaczyć!
- Skąd mu w ogóle się to wzięło?
- Możliwe, że coś usłyszał ode mnie... - zaśmiał się niewinnie, spoglądając w bok.
- Skoro usłyszał od ciebie, to czemu ja miałem mu to tłumaczyć?!
- Bo jesteś moim przyjacielem! Powinieneś mnie wspierać w trudnych chwilach!
- Tłumaczenie małemu dziecku, zwłaszcza chłopcu, czym jest plemnik, to taka trudna chwila? - aż zaśmiał się - Ciekawe co byś zrobił, gdyby o to spytała dziewczynka... Pewnie byś uciekł zawstydzony... - pokręcił głową z rozbawieniem.
- Weź, Suguru! - szturchnął go.
- Od ciebie? - spojrzał na niego z obrzydzeniem - Nigdy.
- Nawet zaproszenia na randkę? - uśmiechnął się wymownie.
- Żebym znowu tracił na ciebie hajs? - westchnął.
- Nie no, Suguru... - zaśmiał się - Mama się nade mną zlitowała i jednak mam normalne kieszonkowe... Dzisiaj mogę płacić ja.
- Dzisiaj nie mam czasu... - syknął, zastanawiając się.
- Czym ty niby jesteś dzisiaj zajęty? - zaśmiał się.
- Mam jedną sprawę... Dlatego się zerwałem, żeby do ciebie przyjść na chwilę.
- To jutro po lekcjach?
- Może być.
- Dobrowolnie zgadzasz się na randkę ze mną? - powtórzył śmiech, zdumiony - Co się stało, Suguru?
- Żal mi ciebie, to wszystko - odpowiedział sucho, patrząc gdzieś w martwą przestrzeń.

Niedługo potem brunet wyszedł, zostawiając przyjaciela samego sobie. Ale ten nie miał być długo sam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro