XVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Noc zbliżała się już wielkimi krokami, a Satoru właśnie kończył jeść kolacje. A ponieważ jego matka poszła wcześniej spać i jemu nie chciało się wysilać, a był głodny, postawił na klasyczne danie, czyli płatki śniadaniowe, ale w tym przypadku raczej kolacyjne... Kiedy tak leniwie mieszał łyżką w mleku i spoglądał w nie, mimowolnie zaczął rozmyślać nad tym, co Suguru miał na kolacje... Jego mama zawsze robiła coś smacznego, a dla niego to wciąż była wiedza tajemna, jak ta kobieta umiała wyczarować takie cuda tymi drobnymi, ale jakże zadbanymi rękoma... Że w ogóle ta znajdywała jeszcze czas na gotowanie każdego posiłku dla swojego syna i męża, ale przede wszystkim, że po prostu ona robiła to dla Suguru... Satoru był jednak uczony od zawsze samodzielności, a zresztą jego rodzicielka oczywiście kochała swoje jedyne dziecko, ale nie uważała go za ułomnego i wiedziała, że ten doskonale poradzi sobie sam ze sobą, przecież tego go nauczyła. Ale chłopakowi czasami się nie chciało i szedł na łatwiznę...

Aż cicho wzdychał, w duchu zazdroszcząc Suguru, że ten nie musi nic robić i że ma taką kochaną mamę. W sumie miał z nią wiele wspólnego. Przecież już samą urodą jej niemal dorównywał, w tym także tym wrodzonym wdziękiem, a jak się uśmiechał to dopiero radował się świat, jakby ciepłe słoneczko właśnie zawitało na równie przyjemnym, czystym niebie... Geto w ogóle nie był zły w swej naturze, wręcz przeciwnie. To był taki miły i komfortowy chłopak, który nie wahałby się pomóc, jeśli ktoś by poprosił... I to nie była wcale jakaś wyrobiona przez niego poza. Po prostu z Gojo mógł się czuć na tyle swobodnie, że przed nim pozwalał sobie na nieco więcej swojej brzydkiej strony, jeśli można tak to nazwać... Chociaż Suguru nie posiadał brzydkich stron. On był piękny i na zewnątrz, i w środku aż miło się patrzyło i słuchało, czy po prostu przebywało w jego towarzystwie.

Po zjedzeniu, Gojo leniwie poczłapał do łazienki, gdzie szybko wszedł pod ciepłą wodę, a wtedy kontynuował swoje przemyślenia. Kiedy strumienie wody moczyły jego blade ciało, łącząc się z płynem pod prysznic, jasnowłosy odtwarzał w głowie sytuacje sprzed kilku godzin, kiedy to Suguru przyszedł do niego zmartwiony i zdenerwowany... Aż uśmiechnął się z rozczuleniem na to wspomnienie, bo wtedy brunet faktycznie przypominał biednego chłopca, który nie wie jak rozwiązać problem, aż się wściekał z bezsilności... Ale między nimi znowu doszło do czegoś, a co gorsze, to było naprawdę przyjemne... Kiedy Satoru wymieniał pocałunki ze swoim przyjacielem, czuł od niego taki kojący, lekko drażniący i gorący strumień przesuwający się od klatki piersiowej aż po podbrzusze, a nawet teraz robiło mu się ciepło na tę myśl...

Nagle spojrzał prosto przed siebie, otwierając szerzej oczy.

- Nie... - wyszeptał sam do siebie - Nawet o tym nie myśl, idioto...

Przy tym kręcił głową z niedowierzaniem, w lekkim oszołomieniu, kiedy woda kapała mu z opadającej na czoło, jasnej grzywki. Dopiero po chwili zdał sobie z czegoś sprawę, a przez to wręcz zmarszczył brwi, jakby rozzłoszczony. Właśnie zrozumiał, że przez ostatnie kilka godzin tuż po wyjściu Suguru, co chwilę jego myśli schodziły dokładnie na Geto, choćby było to jakieś najdrobniejsze skojarzenie... Dopiero doszło do niego, że w jego wyobraźni zaczęły się pojawiać wszystkie te sceny romantyczne z przyjacielem w roli głównej, a jego to ani trochę nie obrzydzało, wręcz jakby... Chciał tego..?

Natychmiast pokręcił głową, warcząc pod nosem, niby karcąco. Nawet zaczął lekko uderzać pięścią w ścianę przy prysznicu, próbując dojść do racjonalnego wniosku, a na pewno innego niż ten, który ciągle nie dawał mu spokoju... Przecież nie był głupi, to było niemal oczywiste, ale on nie chciał, żeby tak właśnie było. Nie chciał przyjąć do swojej świadomości, że to niby on ma pierwszy wpaść... Ale tutaj już wcale nie chodziło o zakład i tego też był niestety świadomy, on się zwyczajnie, po ludzku wstydził, czego fakt istnienia wyjątkowo ciężko przechodził przez jego ego. A im więcej sekund poświęcał właśnie temu, tym większe nerwy go brały... Zrobiło mu się duszno, serce biło szybciej, bolała go głowa, nie wspominając o ogarniającym go gorącu... A najgorsze było to wciąż rosnące napięcie gdzieś w okolicy brzucha silnie promieniujące do klatki piersiowej, gdzie przechodziły go drażniące niby łaskotki i mimowolne mrowienie... Do tego wszystkiego już sam gubił się we własnej temperaturze, bo z jednej strony było mu cholernie gorąco, a jednocześnie uderzał go taki specyficzny chłód...

Ale go to tylko rozjuszało jeszcze bardziej aż zaczął sam siebie ochrzaniać i wrzeszczeć, kiedy w akcie desperacji próbował zmyć z siebie ten dziwny stan, co wcale nie był dla niego niczym nowym... On po prostu nie chciał tego czuć względem akurat Suguru.

- Nie... - wycedził przez zęby, już zbuntowany - Nie ma kurwa takiej opcji, że się zakochałem... 

Chłopak szybko dokończył mycie, po czym w bojowym nastroju ruszył do swojego pokoju. Agresywnie wskoczył do swojego łóżka, zachłannie narzucając na siebie kołdrę i postanowił czym prędzej zasnąć zawinięty w naleśnik, choćby z mokrymi włosami. Wręcz zacisnął powieki, licząc na to, że mu to pomoże, bo wiedział, co się wydarzy, jeśli zaraz nie zaśnie, a wcale nie chciał w tym uczestniczyć...

Ale ku wielkiemu zdziwieniu chłopaka, sen wcale nie nadchodził. Satoru beznadziejnie wzdychał i przewracał się na drugi bok, nie chcąc się poddawać. A najgorsze, że jego ciało ciągle trwało w fazie, której dostał jeszcze pod prysznicem, co absolutnie nie dawało mu zapomnieć... On jednak nie reagował na to zbyt grzecznie i cierpliwie, bo z każdą kolejną próbą zaśnięcia był wobec siebie tylko coraz bardziej okrutny, aż przyciskał sobie do twarzy poduszkę, niby się dusząc... Wszystko, tylko nie zakochanie się w Suguru. Przecież on nie mógł czuć do bruneta czegoś takiego, to było niemal zakazane... Ale nie mógł oszukać serca, ono biło jak szalone na myśl o Geto. I wcale nie w jakiejś konkretnej sytuacji, chodziło o sam fakt istnienia śniadoskórego.

Ale kiedy Satoru zalewała fala stresu i cała ta zakazana aura, jego telefon zaczął dzwonić, co jedynie zaczęło go drażnić jeszcze bardziej. W przypływie chwili odebrał:

- Czego kurwa?! - niemal wydyszał w złości z lekką chrypą w głosie.
- Gówna psiego - warknął Suguru, na którego dźwięk głosu jasnowłosy aż spanikował i ku jego największemu zdziwnieniu sam w jednej sekundzie poczuł się mały i słaby. - Jeśli się ruchasz, to trzeba było po prostu nie odbierać, zjebie...
- Co... - rzekł słabo - Nie rucham się...
- Dobra, w chuju to mam - stwierdził. - Byłem dzisiaj, co nie...
- Ta... - westchnął.
- Musiałem zostawić klucze...
- No i? - spytał oschle.
- No i chcę je zabrać? - odpowiedział z równym cynizmem.
- Przyniosę ci do szkoły w poniedziałek - burknął.
- Czemu nie mogę przyjść teraz niby? - wyraźnie dawał do zrozumienia tonem głosu, że nie jest zadowolony z takiego planu.
- Bo nie! - warknął, marszcząc brwi.
- A czemu nie jutro?
- Nie waż się tu przychodzić!
- Ty naćpałeś się czy co?
- Och... Coś gorszego, Suguru... - westchnął ciężko i z frustracją.
- Gorszego... - chwilę myślał - Zajebałeś kogoś?
- Co?! - wrzasnął.
- No mówisz, że coś gorszego...
- Boję się ciebie, Suguru...
- No i dobrze, że się boisz. Suki trzeba trzymać krótko - na to Satoru aż nie wytrzymał i się zaśmiał.
- Jak ja mogłem wcześniej nie zauważyć, że masz takie skłonności...
- Jakie?
- Takie...
- A spierdalaj! - po czym się rozłączył.

Gojo odłożył telefon, po czym spojrzał w sufit, wzdychając ciężko. Był już niemal pewny, że nie zaśnie. I to właśnie Suguru mu nie da spać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro