XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy po ostatniej lekcji zadzwonił dzwonek na przerwę, już przygotowany Gojo zaczął szybko wstawać i miał zamiar wybiec z klasy, ale poczuł na nadgarstku mocny uścisk, od razu rozpoznając ten dotyk. Wręcz westchnął z irytacją, przewracając oczami, po czym zerknął zza ramienia na przyjaciela, a wtedy brunet rzekł:

- Teraz mi nie uciekniesz, pajacu.
- Ale się przyczepiłeś...
- Nie sądzisz, że to nie ma sensu? - spytał z lekkim politowaniem, tymczasem pakował ostatnie rzeczy, przy tym wstając. - I tak idę do ciebie.
- Nie potrzebuję cię w swoim domu... - burknął pod nosem.
- Co? - spojrzał na niego uważniej, jakby nie dosłyszał.
- Nic... - westchnął.

Dwójka oczywiście zabrała się razem do domu Gojo, zgodnie z wolą Suguru. Ciężko zresztą było się nie zgodzić z nim w kwestii wspólnego powrotu, a Satoru nie miał ani siły, ani ochoty walczyć o to, żeby wyszło na jego. Dla niego sprawa była już generalnie przegrana, jego udział w zakładzie był przegrany... Z każdą sekundą, podczas której przebywał przy Geto, uświadamiał sobie coraz pewniej, że w jego sercu nastąpiło gwałtowne przemeblowanie, robiąc miejsce dla kogoś nowego. I gdyby jeszcze tak było faktycznie, to jest w porządku, zdarza się... Ale dlaczego to musiał być właśnie Suguru i to na jego widok jasnowłosy głupiał, a jego głowa dostawała przeciążenia systemu i gubiła go w jego własnych uczuciach... On sam nie wiedział, co powinien teraz wyrażać względem bruneta. Nie chciał być przecież niemiły, ale nie chciał za nic pokazać swoich prawdziwych emocji, nie mógł...

Przyjaciele byli już na miejscu i zdążyli się rozebrać, po czym poszli do salonu. Gojo od razu beznadziejnie opadł na narożnik, wzdychając ciężko i układając sobie wszystko w głowie, choć nieskutecznie. Z kolei Geto jeszcze podszedł do kuchni, żeby się czegoś napić, a potem dołączył do przyjaciela. Zanim cokolwiek powiedział, jeszcze przyglądał mu się, jakby analizując jego postawę, a to tak konkretnie peszyło Satoru aż układał twarz w chłopięcy grymas i co chwilę odwracał zawstydzony wzrok...

- Dobra, pajacu - rzekł zdecydowanie Geto - Jesteśmy sami. Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Co? - zerknął na niego zdziwiony - Co ja mam ci niby powiedzieć?
- Chcę wiedzieć co się z tobą dzieje, Satoru... W szkole nie byłeś sobą, rozumiem to... Ale teraz jestem tylko ja... Wiesz, że ze mną możesz być szczery i możesz powiedzieć mi wszystko...
- Problem polega na tym, że - odruchowo zaczął - jesteś jedyną osobą, która nie powinna o tym wiedzieć... - burknął.
- Co? - wręcz otworzył szerzej oczy, głęboko zdezorientowany. - Co to znaczy, Satoru...
- Gówno! - warknął, stresując się coraz bardziej, aż marszczył brwi przez odczuwalne pulsacje, bóle i wahania temperatury w okolicach głowy i brzucha.
- Jak to jestem jedyną osobą, która nie powinna wiedzieć?! - wrzasnął - Jestem najbliższą ci osobą! Jeśli coś ci się dzieje, pierwszy powinienem o tym wiedzieć! Jak jesteś chory, to mi powiedz! Bądź ze mną szczery, zniosę to! I na pewno cię nie zostawię w potrzebie!
- Co... - znów skupił zszokowany wzrok na przyjacielu. Wręcz odruchowo uśmiechnął się na sekundę, czując wyraźną troskę z jego strony, ale frustracja była silniejsza i ponownie odwrócił wzrok. - Debilu, nie jestem chory...
- To o co chodzi, do cholery? - sam czuł, że cała sytuacja denerwuje go coraz bardziej.
- To nic, Suguru, odpuść... - westchnął ciężko.
- Gadaj, Satoru. Nie odpuszczę. Coś się stało, widzę to po tobie, i to coś poważnego...
- Daj mi spokój! Nic ci nie powiem!
- Czekaj... - nagle go olśniło, na co otworzył szerzej oczy, a Satoru aż zadrżał ze stresu. - Dziwne zachowanie, unikanie mnie, nie chcesz powiedzieć akurat mi... - w trakcie analizy coraz wyżej unosił kpiąco kąciki ust, co działało jasnowłosemu na nerwy. Suguru zerknął pobłażliwie na przyjaciela i rzekł - No co ty, Satoru... Poważnie?
- Niby co? - warknął.
- Zabujałeś się... - wręcz posłał mu wymowny uśmiech.
- Pojebało cię... - spojrzał na niego z udawanym cynicznym zwątpieniem.
- No nie wierzę... - pokręcił głową - Ty się serio we mnie zakochałeś...
- Nie zakochałem się! - wrzasnął - Ja...
- No? - zerknął na niego z góry, uśmiechając się wyniośle - Dawaj... Jaką wymówkę wymyślisz?
- Suguru! Jesteś podły!
- A ty tchórz... - prychnął w śmiechu - Nie umiesz się nawet uczciwie przyznać, że przegrałeś...
- Bo wcale nie przegrałem!
- To czego innego nie możesz powiedzieć właśnie mi? Wszystko mi zawsze mówisz, a tej jednej rzeczy nie możesz... Przecież to oczywiste.
- Nie mówię ci wszystkiego! - próbował się bronić. - Bo to... - błądził oczami po suficie, wymyślając - Delikatna sprawa!
- Jaka niby?
- Męska... - spojrzał w bok.
- I tego byś mi nie powiedział? - prychnął znowu - Satoru, pogrążasz się...
- Serio mówię.
- Męska sprawa, czyli wstyd przed wyznaniem swoich uczuć, ta?
- Wkurwiasz mnie, Suguru... - warknął. - Przecież powiedziałem, że to nie to!
- Ty nie masz innych męskich spraw.
- Dlaczego mi nie wierzysz no?!
- Nie przekonujesz mnie wystarczająco dobrze - skrzyżował ręce na torsie, rozglądając się cynicznie - Miałbyś chociaż odwagę się przyznać, a nie udajesz.... Przed kim? - zaśmiał się. - Przede mną? Satoru, ja nie jestem głupi...
- A szkoda... - warknął pod nosem, patrząc w bok z naburmuszeniem.

Dwójka przez dłuższą chwilę nie rozmawiała, jakby zapadła między nimi chwila napięcia. Bo Suguru był urażony, że przyjaciel nie jest szczery, nie biorąc pod uwagę realnego sensu, co "prawda" miałaby oznaczać, za to Satoru był zbyt pogubiony, żeby prowadzić rozmowę na poziomie. To, że Geto się domyślił, stresowało go jeszcze bardziej, bo od teraz chłopak będzie musiał jeszcze bardziej ukrywać swoje uczucia, a te były coraz gorsze do opanowania... Chociaż narazie Satoru trwał w szoku od samej świadomości, że to się dzieje.

W końcu Suguru wstał i poprosił o klucze, które starszy mu w końcu podał, chociaż chwilę ich szukał. Po tym Geto oznajmił, że nie odezwie się do przyjaciela, dopóki ten nie będzie szczery wobec niego, na co zasługiwał po takim czasie przyjaźni...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro