Mitch, Spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jeśli nie będziesz tego jeść, będziemy zmuszeni podpiąć Ci jeszcze jedną 'rurkę' jak to pacjenci nazywają...-mówiła, jak z resztą codziennie jedna z pielęgniarek -  Halo? Słyszysz mnie?

Owszem, słyszę, ale nie słucham. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tymi dwoma czynnościami. Więc tak, słyszę cię, ale nie zamierzam ci odpowiadać. Ha.

Po chwili ciszy kobieta wzruszyła ramionami i wyszła z sali.
Odkąd tu przyjechałem prawie nic nie jem. Nie jestem  w stanie przełknąć tego jedzenia. Nie, nie chodzi o to, że jest nie dobre, na pewno jest o wiele lepsze od tego, co do tej pory jadłem, ale za każdym razem, gdy biorę je do ust, mam ochotę zwymiotować.
Zwymiotować moim cholernym życiem.

Nie wiem, ile dokładnie dni minęło, odkąd się tu pojawiłem, ale wiem, że nasz stan się polepsza.
To znaczy mój i Scott'a.
No właśnie, Scott! Nadal nie mogę w to uwierzyć. Mam przyjaciela... I to takiego, któremu zależy. I który mi pomógł.
Pomimo tego, że rozmawialiśmy jakieś trzy razy w życiu, czuję się o wiele lepiej , kiedy go słyszę. Kiedy o nim myślę...Nie, nie mogę o nim myśleć. Nie w ten sposób. Nawet go nie widziałem

- Mitch? Nie śpisz już? - usłyszałem jego głos. O wilku mowa.

- Nie, nawet nie mam jak, pielęgniarki ciągle się mnie czepiają - odpowiedziałem.

- Eh, no tak - westchnął - Wiem coś o tym. A propo's pielęgniarek... Mogę już siadać!

Trochę mnie zatkało. Nie dlatego, że może już siadać, bardziej dlatego, że tak się z tego cieszy Jak dzieciak, który dowiedział się, że mama kupi mu lizaka...

- Więc? - sarkastyczna, ukryta gdzieś w głębi część mnie postanowiła się obudzić.

- Więc będę mógł cię zobaczyć! - odpowiedział podekscytowany.

Nie mogłem nic powiedzieć. Po pierwsze, chyba pierwszy raz w życiu ktoś chciał mnie zobaczyć. A po drugie... Nie! Wyglądam strasznie! Nawet gorzej niż zwykle, po jestem cały w ranach i bandażach. No super. Ale za to ja będę mógł zobaczyć jego...

- Coś nie tak? - spytał.

- Nie, wszystko okay - odparłem. On na prawdę działał uspokajająco.

- To dobrze. Gotowy?

Czy jestem gotowy? Zależy na co. Na to, żeby znienawidził mnie za mój wygląd na pewno nie. Na to, żeby uznał, że jestem brzydki też nie. Ale na to, żeby go zobaczyć - tak.

- Tak - odpowiedziałem w końcu - Tak.

Usłyszałem szelest, a potem dźwięk składanej kołdry. Chwilę potem dał się słyszeć krótki pisk (pewnie coś sobie zrobił siadając) i wreszcie odsuwaną powoli zasłonkę.

Nie wiedziałem co zrobić. Nie mogę wstać, ani usiąść, nawet ciężko jest mi przechylić głowę, więc leżałem, patrząc się na sufit.

W pokoju panowała cisza. Nawet, jeśli mnie zobaczył, to uznał za kompletnego idiotę, niewartego najmniejszej uwagi. Jak zresztą wszyscy inni.

Cisza zaczynała robić się niezręczna, więc musiałem coś powiedzieć.

- Coś się stało? - spytałem głupio. Bo co innego mam powiedzieć?

- Ja... - zaczął Scott - to znaczy ty...

- Co 'ja'?

- Wiem, że o zabrzmi dziwnie, ale ty... jesteś piękny.

______

Przepraszam, że tak krótko, niedługo nowy ;)

Pamiętajcie o komentarzach!

              ~ Y



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro