*Rozdział 3*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiejszy dzień zleciał mi wyjątkowo szybko. Plastykę jakimś cudem przeżyłam, kazali narysować śmierć. Bądźmy szczerzy, nie umiem rysować patyczków odzianych w płaszcz, w dodatku z Kosą w ręku, ale jakimś cudem zgarnęłam czwórkę z tego przedmiotu.

Po zjedzeniu obiado-kolacji od razu skierowałam się w stronę gabinetu dyrektora. Z tego co pamiętałam, właśnie tam zostawiłam swój bagaż. Chciałam go odebrać, tak samo jak i klucze do mojego tymczasowego pokoju. Jednak gdy byłam już pod owymi drzwiami, powstrzymałam się od zapukania do nicg, słysząc stłumiony poważny ton dyrektora.

- Droga Entity, przyszłaś tu, żeby odebrać pewien notes, który ma już kilka dobrych lat. Strzeż go jak oka w głowie, pod żadnym pozorem nic w nim nie zapisuj, to może być bardzo niebezpieczne. - pewnie w tamtym momencie podsłuchiwanie czyiś rozmów nie było na miejscu... Co ja gadam, to w ogóle było nie na miejscu, ale zaciekawiło mnie przemówienie do „Entity”. Jaki, kurna, zeszyt? O czym on gada? - Nie jest to zwykły zeszyt, uwierz mi. Może wyrządzić wiele szkód, to jest bardzo skomplikowane. Stosuj się do tego co powiedziałem, a nikomu nic się nie stanie.

- D-Dobrze... - chwila, ja znam ten głos! To jest ta sama dziewczyna, którą uratowałam przed tymi gnojkami.

Z wrażenia aż wydałam z siebie nie ciche kichnięcie. W tej samej chwili z gabinetu wyszła Entity, nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Ja za to zapukałam od razu do drzwi, wchodząc do pomieszczenia. Zastałam mordujące spojrzenie dyrektora.

- Dzień-ń dobry! - wykrzyknęłam, znowu się jąkając z nerwów. Jak ja tego nienawidzę. - Bo ja, em-m... Po bagaż przy-

- Oh, Nadio. - przerwał mi. - Nie zostawiłaś jej tu, tylko w pokoju nauczycielskim. - jego ton zdawał się ociekać jadem.

W sytuacji, gdzie zdaję sobie sprawę, że dyrektor nie będzie dla mnie taki miły, mam największą ochotę przybić sobie piątkę z czołem za tak prostą pomyłkę.

- Uh, przepraszam-m! - zaśmiałam się nerwowo. - W takim-m razie nie będę pan-nu przeszkadzać. - nie dając dyrektorowi zareagować, natychmiast wybiegłam z pomieszczenia w stronę pokoju nauczycielskiego. Uhuhu, a niech cię szlag trafi, sklerotyku!

***

Przełknęłam gólę w gardle.

Weszłam do mojego pokoju, zatrzymując się na środku niego. Spojrzałam w stronę drzwi od łazienki, wydobywały się z niej hity Tik Tok'a, jak i rozbawione krzyki nieznanych mi dziewczyn. Po chwili drzwi od łazienki się otworzyły, stanęła w nich niska blondynka i zielonych oczach. Kiedy mnie lustrowała swoim spojrzeniem, wiedziałam, że się nie dogadamy.

- Grubas. - powiedziała po chwili.

- Może i nie mam idealnego ciała, ale halo, mam nadczynność tarczycy, więc o co ci chodzi? - zapytałam, zajmując jedno z wolnych łóżek.

- O nic mi nie chodzi? - przewróciła oczami, zaglądając na chwilę do łazienki. - Heej, Sarah, mówiłam Ci coś o Yumi. Czemu przydzielili nam jakiegoś przygłąba?

- Lepiej być nie może. - pomyślałam, rozpakowując swój bagaż. Gdy skończyłam, położyłam się na łóżku z komputerem, pisząc w Word'zie.

- Ygh... Tak w ogóle to jestem Sarah. - odwróciłam głowę w stronę niebieskookiej dziewczyny. Przyglądała mi się z zaciekawieniem. - Przepraszam cię za Patrice, ona już taka jest.

Wzruszyłam ramionami, przytakując.

- Nadia jestem. - mruknęłam, powracając wzrokiem na ekran komputera. W tym samym momencie dostałam olśnienia.

KURNA, MOJE LEKI.

NIE WZIĘŁAM MOICH LEKÓW.

JASNA CHOL*RA.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro