72

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Amber

- Kochanie spokojnie- powiedział Emma zatrzymując mnie

- Jak mam być spokojna? Thomas już dawno powinien być w domu!- krzyknęłam wyrzucając dłonie w górę- A co jeśli ktoś go porwał? Tak wiele ludzi w tak krótkim czasie dowiedziało się o jego istnieniu- dodałam łamliwym głosem

Emma od razu chwyciła moje ramiona po czym przytuliła do swojej piersi. Wtuliłam się w wyższą, a już po chwili z moich oczu wyleciały pierwsze łzy.

Mam złe przeczucie...wydaje mi się, że mojemu synowi coś się stało. Nie wiem jak to nazwać...to po prostu się czuje...taki instynkt matki

Na dodatek nie odbiera ode mnie telefonów. Tommy to dobre dziecko i zawsze jak do niego dzwonie ten szybko odbiera, a nawet jeśli nie odbierze to po minucie oddzwania

Coś musiało się stać

- Ciii- wyszeptała głaszcząc mnie po głowie

Chciałam się odprężyć chociaż na ułamek sekundy, jednak w tym samym momencie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi

Oderwałam się od kobiety wycierając łzy z policzków, po czym od razu udałam się do wyjścia. Może to Thomasa

Z nadzieją podbiegłam do drzwi, po czym chwytając za klamkę otworzyłam je...niestety to nie jest mój syn...ale znam tą kobietę i tego mężczyznę

- Jest u was nasz syn?- zapytała dysząc głośno

- Dylan też zniknął?- odparłam wystraszonym głosem

Państwo O'Brien spojrzeli po sobie, po czym znów na mnie. W ich oczach malowało się przerażenie...to samo w moich.

Jeśli nasi synowie zniknęli to są dwa podejrzenia. Pierwsze...uciekli razem, a drugie ktoś ich porwał...

Czy Dylan i Thomas mogli razem uciec? Wątpię , nie mieli tu temu żadnych powodów. Ja nie mam nic przeciwko ich związkowi i z tego co słyszałam od syna państwo O'Brien też są optymistycznie nastawieni

- Wejdziecie- powiedziałam odsuwając się w bok, a oni od razu weszli do środka. Miałam już zamknąć drzwi, jednak w tym samym momencie zauważyłam coś bardzo ciekawego- Przecież jest pełnia- dodałam spoglądając na nich

- Zabraliśmy tabletki hormonalne- rzucił mężczyzna głośno dysząc

- One czasem nie osłabiają waszego organizmu?

- Tak, używamy ich tylko w ostateczności. Mieliśmy nadzieję, że ten dzień nigdy nie nastąpi, jednak myliliśmy się- wyjaśniła kobieta

Kiwnęłam im głową po czym gestem dłoni wskazałam na salon. Wszyscy ruszyliśmy z miejsca, a ja wraz z Emmą dla bezpieczeństwa zasłonilismy wszystkie okna

- Jak my ich znajdziemy? Oni mogą być wszędzie- powiedział przerażona kobieta

Spojrzałam na Emma z nadzieję, że przynajmniej ona ma jakieś rozwiązanie, jednak myliłam się. Głośno westchnęłam, po czym spojrzałam na rodziców Dylana

- Może policja?- zaproponowałam

- Wątpię- zaczął mężczyzna, przytulając swoją żonę- zaczną ich dopiero szukać gdy minie 24 godziny od zaginięcia. To bez sensu, musimy wziąć sprawę w swoje ręce

- Mam pomysł!- krzyknęła Emma, a ja spojrzałam na nią z nadzieją- David! Może on go znajdzie. Możesz się z nim jakoś skontaktować?

- I tak i nie- odparłam szybko, a wszyscy posłali mi pytające spojrzenie- Niby dał mi swój numer, ale jeśli jest w piekle to nie dodzwonie się do niego

Wyjaśniłam i mimo wszystko chwyciłam na telefon. W końcu jest 50% szans. Wybrałam odpowiedni numer, po czym z trzęsącymi dłońmi przyłożyłam telefon do ucha.

- Jest sygnał!- krzyknęłam z nadzieją

- Tak?- usłyszałam głos w słuchawce, a na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś ucieszę się słysząc jego głos

- David! Przyjdź tu szybko! Thomas i Dylan gdzie zniknęli

- Zaraz będę- odparł szybko po czym rozłączył się

- Niedługo będzie- powiedziałam chowając telefon do kieszeni spodni- a teraz przepraszam was na chwilę. Muszę coś przynieść- dodałam i nie czekając ani sekundy dłużej ruszyłam w stronę schodów

Wbiegłam na górę, a gdy znalazłam się w swoim pokoju klęknełam przy łóżku. Sięgnęłam pod nie, po czym jednym zwinnym ruchem wyciągnęłam duże drewnianą skrzynie

- Oby nadal tam była- wyszeptałam otwierając skrzynie

Zaczęłam w niej ryć, a z każdą kolejną sekundą moje dłonie drżały coraz to bardziej. Ona musi tu być....na pewno to zabrałam

- Jest!- krzyknęłam zadowolona chwytając złożony papier w dłonie, po czym ruszyłam do wyjścia

Zbiegłam po schodach na dół i o mało nie przewróciłam się, gdy przed nogami przebiegł mały pies

Moment co?

Spojrzałam przed siebie, a widząc małego Beagla zmarszczyłam brwi. Co tu robi ten pies? W sumie teraz to mało ważne

Ruszyłam przed siebie wchodząc do salonu i dopiero teraz zrozumiała kogo może być ten pies

- Amber!- krzyknął David podchodząc do mnie- mam pomysł jak znaleźć Thomasa i Dylana. Potrzebuje tylko

- Tego?- dokończyłam unosząc papier w górę

To co trzymam w dłoni to święta mapa. Na pierwszy rzut oka jest to zwykły stary papier... kompletnie pusty. Tylko anioły potrafią z niej czytać. Jest to też jedyny egzemplarz...tak ukradłam ją gdy uciekałam z kręgu. Nie mogli mnie znaleźć i mojego syna

- W takim razie zaczynajmy- rzucił David, a ja kiwając głową ruszyłam w stronę stołu

*******

Perspektywa Thomasa:

- Ymm- mruknąłem niewyraźnie, a już po chwili usłyszałem zbliżające się kroki

- Leż jeszcze chwilę- powiedział męski głos, a czyjaś dłoń przejechała po moich włosach- jeszcze chwilkę

Dłoń oderwała się od moich włosów, a już po chwili do moich uszu znów dotarły odgłosy kroków

Byłem kompletnie zamroczony snem, jednak po chwili wszystko co działo się przed omdleniem do mnie trafiło. Chciałem ruszyć ręką, jednak bez skutecznie. Moje nadgarstki jak i nogi owijał jakiś sznur, który uniemożliwiał mi jakikolwiek ruch....to samo było z biodrami.

Uchyliłem lekko oczy, a po chwili w uszach zaczęło piszczeć, zapach chemikaliów dotarł do mojego nosa, a jasne światło drażniło moje oczy.

Gdy w miarę się przyzwyczaiłem, zacząłem rozglądać się po pokoju....a raczej laboratorium. Wszędzie strzykawki, jakieś probówki, mikroskopy, eksykatory, małe palniki...a ja sam leżałem na jakimś "fotelu dentystycznym"

Nagle w kącie zobaczyłem jakąś postać która stała do mnie tyłem. Zacząłem przyglądać się osobie i dopiero teraz zorientowałem się, że jest to Janson... mężczyzna ubrany w biały kitel obrócił się w moją stronę, po czym ściągając okulary ochronne posłał mi cwany uśmiech

- Wypuść mnie- wysyczałem przez zęby. Nadal źle się czułem...praktycznie czuję się jakbym walczył o życie

- No spoko, już cię wypuszczam...

- Serio?...

- Nie...po prostu śmieszy mnie twoja prośba. Skoro cię to związałem to chyba jasne, że cię nie wypuszczę...tak szybko- powiedział podchodząc do mnie, a jego dłoń delikatnie spoczęła na moim policzku

- Czemu mnie w ogóle tutaj związałeś? O co ci chodzi?- zapytałem nie wytrzymując

Janson uśmiechnął się lekko, a gdzieś za nim usłyszałem głos pikania. Mężczyzna ruszył w tamtą stronę, po czym zaczął w czymś grzebać

- Wiesz młody- powiedział przelewając coś z jednej probówki do drugiej- od lat zmagam się z jednym problemem...- wyszeptał odkładając szklane przedmioty na stojak. Mężczyzna obrócił się w moją stronę po czym powolnym krokiem zbliżył się do mnie

- Jaki problem?- zapytałem nie wytrzymując

- Nieśmiertelność...bycie wampirem to klątwa, a ty jesteś moim antidotum- wyszeptał przejeżdżając dłonią po moim policzku

- Ja? Czemu akurat ja?

Janson zaśmiał się lekko kręcąc rozbawiony głową po czym usiadł ma małym krześle zaraz obok mojej głowy

- Może zacznę od początku. Od lat studiuje medycynę...i tylko dzięki swojej nieśmiertelności zdołałem skończyć tak wiele znanych szkół. Aktualnie mam wszystko, pieniądze, status społeczny, ogromną wille, sportowe samochody, luksusowe jachty czy drogie zegarki. Jednak wierz mi lub nie, ale to zaczęło mnie przerastać. Moja psychika nie wytrzymywała, a ja zacząłem pragnąc spokoju...wiecznego spokoju. Próbowałem klasycznym sposobem, aby wbić sobie kółek w serce, jednak wierz mi...to nie działa. Łykałem tabletki, wieszałem się i dalej nic

Zrobił przerwę kładąc mi dłoń na ramieniu

- Wtedy po licznych próbach skończenia ze sobą wpadłem na inny pomysł. 'Czas zrobić antidotum' pomyślałem...Co mogło pójść nie tak? Przecież ukończyłem tyle szkół...na pewno sobie poradzę- zaśmiał się wstając gwałtownie- Myliłem się...wiele miesięcy spędzonych w laboratorium poszły na marne. Wiesz czemu?- zapytał, a ja od razu pokręciłem głową- potrzebowałem jeszcze jednego składnika, aby stworzyć odtrutkę. Krwi pierwszego wampira

- Więc po co mnie złapałeś?- zapytałem marszcząc brwi i dopiero po wypowiedzeniu tych słów zrozumiałem o co chodzi- Bo jestem jego synem. Prawda? Nie chciałeś ryzykować napaścią na pierwszego wampira więc wybrałeś mnie

- Brawo młody- powiedział sarkastycznie- Gdy dowiedziałem się, że jesteś jego synem wiara we mnie wróciła...kto by się spodziewał, że rozwiązanie moich problemów, było tak blisko mnie- dodał ruszając w stronę szafki

- A nie lepiej było by zapytać? Skoro chcesz robić antidotum to wystarczyło tylko powiedzieć!- krzyknąłem do mężczyzn którzy grzebał coś przy blacie laboratoryjnym- To przełom dla nauki

Mężczyzna obrócił się w moją stronę, a jego ramię było skierowane ku górze. Spojrzałem co trzyma w dłoni, a po moich ciele przeszły ciarki, gdy zobaczyłem strzykawkę z długą igła

- Co z tego, że wymyślę antidotum skoro nie mam chętnych- zaczął podchodząc do mnie- dlatego ty będziesz moim królikiem doświadczalnym

No chyba nie...to nie może być prawda

- Jak sprawdzisz czy się udało?- zapytałem przerażony.

Spojrzałem głęboko w jego oczy, które jeszcze parę tygodni temu mnie uwodziły, a po moim ciele przeszły dreszcze. Janson uśmiechnął się złowieszczo, po czym zaczął szukać czegoś w kieszeni kitla. Przeraziło mnie to, jednak nie tak bardzo jak to co wydarzyło się potem

Mężczyzna wyciągnął z kieszeni mały pilot klikając od razu w jeden z przycisków, a już po chwili usłyszałem jak coś za mną otwiera się. Janson obrócił mój fotel w drugą stronę, a moim oczom ukazały się wielkie metalowe drzwi...

Wielkie metalowe drzwi, które powoli otwierały się ukazując ciemności. Drzwi uchyliły się do końca, a po moim ciele przeszły dreszcze. Chciałem się już odezwać i zapytać o co chodzi, jednak w tym samym momencie zobaczyłem dwie złote kropki

One zbliżały się w moją stronę... dźwięk łańcuchów rozniósł się w całym pokoju, a już po chwili z cienia wyłonił się duży czarny wilk. Mimo iż jego futro nie wydaje się tak miękkie jak wcześniej to i tak wiem kto to jest. Przecież to mój chłopak...wszędzie bym go rozpoznał...

Niestety przez pełnie on nie rozpoznaje mnie

Nagle wilk ruszył w naszą stronę chcąc zaatakować, jednak w momencie skoku metalowe łańcuchy zatrzymały go. Wilk upadł na twardą podłogę, a ja nie mogąc patrzeć na to posłałem Janson'owi wrogie spojrzenie

- Czemu go tu trzymasz?!- krzyknąłem

- A powiedz mi...jak najlepiej sprawdzić czy moje antidotum działa?- zapytał, a moje oczy momentalnie się rozszerzyły

- Chcesz mnie zabić

- Mądre dziecko...byliby z ciebie ludzie...szkoda, że musisz poświęcić się dla nauki- powiedział z wymuszonym smutkiem w głosie

- Ty jesteś pojebany!- krzyknąłem próbując się wyrwać jednak bez skutecznie

- Spokojnie- zaczął przejeżdżając mokrą gazą po mojej skórze na zgięciu ręki- Już niedługo nasze cierpienie się skończy.

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱


POLSAT

Ogólnie chciałam przeprosić, że nie dodałam rozdziału przez ostatnie dwa dni, ale jakoś czasu nie miałam

I druga sprawa. Rezygnuje z pomysłu ciąży Dylmasa. Cuda cudami, ale męskie ciążę zostawmy gatunkowi ABO. Usunęłam też wpis z poprzedniego rozdziały. No i ciąża popsuła by mi mój plan akcji

Sorry za błędy

Jutro też mieszane perspektywy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro