89

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Perspektywa Davida:

W swoim życiu przeżyłem i widziałem wiele. Widziałem spalone osady, śmierć ludzi w męczarniach, widziałem dusze, które błąkają się w zaświatach pragnąc przebaczenia. Ja sam straciłem prawie całą rodzinę i tylko dzięki podpisaniu paktu z diabłem, mogłem uratować najcenniejszą mi wtedy osobę. Bałem się, jednak nigdy nie sądziłem, że ten strach można przebić.

Niestety los utwierdził mnie w przekonaniu, że może być gorzej. Teraz gdy patrzę na blednące ciało Paula, a w uszach słyszę pisk rozumiem, że świat mnie nienawidzi.

- Louis zrób coś- warknąłem nie odrywając wzroku od młodego bruneta. Miał jeszcze tyle przed sobą. Pochodził z szanowanej rodziny, mógł jeszcze tyle w życiu osiągnąć

- David- usłyszałem głos Harry'ego, a już po chwili poczułem jak kładzie dłoń na moim ramieniu. mężczyzna chciał mnie odciągnąć jednak ja ani drgnąłem. Dalej trzymałem swoje dłonie na jego barkach więżąc, że zaraz otworzy oczy i spojrzy na mnie - Bardzo mi przykro, ale...

- Nie- przerwałem mu- On za chwilę wstanie. On nie umarł

Na sam wydźwięk ostatniego słowa moje oczy zaszczypały, oddech drżał, a dłonie zaczęły się pocić. Nie interesowało mnie to w jakim stanie widzą mnie inni. Bo mimo iż Paula znam krótko znaczył dla mnie wiele. Chciałem mu jeszcze tyle pokazać...chciałem się przed nim otworzyć. On nie może umrzeć

Wyrwałem swoje ramię z uścisku Harry'ego, po czym nie zważając na resztę przyłożyłem czoło do klatki piersiowej Paula, teraz już się nie hamowałem. Pierwsze łzy zleciały po moim policzku, a cichy szloch opuścił moje usta. Moje dłonie wzniosły się w górę, a już po chwili ułożyłem je na zimnych policzkach Paula. Był tak bardzo chłodny, a jeszcze nie tak dawno miałem wrażenie, że jego ciepłe i dobre serce mogło by topić lodowce.

- Tato- do moich uszu dotarł głos Thomasa- Tak bardzo mi przykro

- Musimy go uratować- wyszeptałem pociągając nosem- Musi być jeszcze jakieś rozwiązanie

- Ale tato

- Nie! On żyje! Ja to wiem! On nie umarł!- krzyczałem przez łzy

Z moich oczu znów poleciały łzy, zacząłem cicho płakać, a moje kciuki delikatnie jeździły po jego zimnych policzkach. Zacisnąłem szczękę przypominając sobie chwilę spędzone z Paulem. Te chwile były najpiękniejsze, bo przy nim zapominałem kim tak naprawdę jestem. Przy nim nie liczyło się jutro, tylko tu i teraz. Chce jeszcze raz zobaczyć błysk z jego oczach, chce jeszcze raz usłyszeć jego śmiech,  chce jeszcze raz zobaczyć jego ciepły uśmiech. On jako jedyny mnie nie oceniał po plotkach. Podczas gdy cały świat odwrócił się do mnie plecami, on był w stanie wyciągnął w moją stronę pomocną dłoń.

A teraz? Odszedł

Zacisnąłem delikatnie dłonie na jego twarzy, a swój mokry policzek ułożyłem na jego torsie. Thomas i reszta próbowali mnie odciągnąć, jednak ja nie miałem zamiaru się ruszyć. Po jakimś czasie odpuścili, jednak nie odeszli. Wiem że stoją za mną bo czuję ich palący wzrok na sobie. Znów załkałem nie potrafiąc opanować swoich emocji, a na ustach poczułem gorzko słony smak łez.

Nagle usłyszałem jak ktoś za mną wciągnął gwałtownie powietrze, po czym robi krok w moją stronę. Nie wiem kto to był, ale poczułem dziwny spokój gdy czyjaś dłoń spoczęła na moim policzku. Delikatnie masowała moją mokrą skórę i pewnie z tego stresu bym usnął, gdyby nie jeden mały szkopuł. Klatka piersiowa na której znajdowała się moja głowa zaczęła unosić się i opadać. Gwałtownie otworzyłem oczy odrywając twarz od klatki piersiowej chłopaka, po czym w szoku spojrzałem przed siebie.

Pierwsze na co natrafiłem to usta. Były lekko spierzchnięte, a ich kącik uniesiony był lekko w górę. Następne na co natrafiłem to oczy. Mimo iż były lekko zmęczone i zamglone czułem od nich ciepło i troskę.

- Nie płacz już- wyszeptał wycierając kciukiem kolejną łzę która powoli spływała po moim policzku

Jednak ta łza była łzą szczęścia. On nie umarł. Mój Paul żyje! Chłopak patrzył na mnie z troską, a usta wyginały się w coraz to większym uśmiechu. Jego twarz znów nabierała barw, a ja dalej z lekko rozchylonymi ustami wpatrywałem się na moje wszystko. Wyglądał tak jak wcześniej, pewnie a zarazem niewinnie...z jedną małą różnicą. Jego oczy przybrały złoto-czerwony kolor

- Paul- wyszeptałem i nie czekając ani sekundy dłużej przytuliłem się do chłopaka. Mniejszy od razu objął mnie ramionami, a jego dłoń wplątała się w kosmyki moich włosów. Po moim ciele rozeszła się fala spokoju, jakby ktoś zdjął mi ciężar z barków- Bałem się

Chwilę trwaliśmy w całkowitej ciszy, aż w końcu z wielkim trudem oderwałem się od chłopaka. Nie minęła chwila, a pomiędzy nas wpadł Thomas, aby również przytulić chłopaka.  Odsunąłem się lekko w tył, a na moje usta wkradł się lekki uśmiech, gdy zobaczyłem małe zdezorientowanie Paula. Brunet spojrzał w dół na mojego syna, po czym z czułym uśmiechem oddał uścisk.

- Nie strasz nas tak więcej- wyszeptał Thomas, a Paul zaśmiał się lekko unosząc głowę. Nasze spojrzenia automatycznie się skrzyżowały, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło- Bałem się, że umarłeś

- Czemu miał bym umrzeć?- zapytał marszcząc brwi

- No bo ta maszyna pokazywała- zaczął odrywając się od chłopaka, po czym wskazał na maszynę obok łóżka- Ej...czemu ona dalej pokazuje ciągłą linię

Wszyscy od razu przenieśli wzrok na Louis'a, bo to on podłączał maszynę. Jego twarz była niewzruszona jednak Kocik jego usta unosił się lekko w górę

- No cóż- wzruszył ramionami- właściwie to to urządzenie jest tu zbędne bo serce wampira nie bije

Z niedowierzaniem uniosłem brew a moje usta rozchyliłem się lekko. Powoli analizowałem jego krótką wypowiedz,a gdy cały sens zdania do mnie dotarł myślałem, że oszaleje

- Więc czemu je podłączyłeś?- zapytałem czuję lekkie wkurzenie. Jak on mógł to zrobić! Ja tu prawie wylewu dostałem. Kurwa mielibyśmy tu tanią podróbkę Romea i Julii

- Żeby cię nastraszyć- wyjaśnił jak gdyby nigdy nic. W mojej głowie teraz się gotowało. Oczami wyobraźni już widziałem jak smażę go w piekle

- Dobrze koniec tego- wtrącił nagle Harry. Mężczyzna podszedł do Thomasa, po czym delikatnie odsunął go od bruneta- Paul musi odpocząć, a ja muszę z nim porozmawiać odnośnie przemiany- wyjaśnił przenosząc wzrok na każdego z nas- a ty Louis przygotuj naszym gościom pokoje

Na te słowa brew alfy uniosła się w górę, a mimika jego twarzy wręcz krzyczała "że co ku*wa?". I w tym momencie rozumiem Louisa, w końcu ma pod dachem osobę która przemieniła Harry'ego w hybrydę....przeze mnie prawie stracił bardzo ważną dla siebie osobę

Mężczyzna otworzył usta z zamiarem zaprotestowania, jednak Harry od razu zareagował. Brunet w kręconych włosach uniósł hardo głowę i z pokerową miną patrzył na Louis'a po drugiej stronie łóżka. Chwilę trwali w ciszy tocząc wojnę na spojrzenia, jednak ja wiedziałem kto wygra ten spór.

- Ehh....- westchnął Louis kręcąc głową. Mężczyzna ruszył z miejsca w stronę drzwi, a gdy chwycił w dłoń klamkę spojrzał na naszą trójkę- Chodźcie- dodał otwierając drzwi

Thomas i Dylan od razu ruszyli z miejsca rzucając krótkie słowa otuchy w kierunku Paula. Spojrzałem na chłopaka leżącego na łóżku, a moje nogi samoistnie ruszyły w jego stronę. Nim się zorientowałem stanąłem obok łóżka i nie zwracając uwagi na resztę pochyliłem się nad jego ciałem. Jego twarz była już żywsza, jednak gołym okiem widać, że jest zmęczony. Mimo tego na jego ustach formował się delikatny uśmiech...tak piękny uśmiech

- Za niedługo przyjdę- wyszeptałem kładąc dłoń na jego policzku

- Dobrze- kiwnął głową.

Wpatrywaliśmy się chwilę w swoje oczy, a mój wzrok po chwili zaczął spadać w dół na jego usta. Dalej były lekko spierzchnięte, jednak znacznie żywsze...a ja tak cholernie chce je pocałować

- Znów to robisz- powiedział lekko rozbawiony. Posłałem mu pytające spojrzenie, a chłopak jedynie pokręcił głową- Znów patrzysz się w TEN sposób. Co ci mówiłem? Jak chcesz to zrobić to po prostu to zrób

I więcej nie musiał mówić. Jego zimne dłonie owinęły mój kark, a ja delikatnie zbliżyłem się do chłopaka. Przymknąłem oczy, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło gdy nasze usta złączyły się w jedność. Jego chude palce zacisnęły się na mojej skórze wywołując dreszcze. Nawet w takiej chwili idealnie bawi się moimi umysłem. Delikatnie pogłębione pocałunek i chętnie pozostał bym w tej chwili na wieczność gdyby nie jeden mały szkopuł.

Ciche chrzakniecie dotarło do moich uszu, a ja z ogromną niechęcią oderwałem się od chłopaka. Spojrzałem jeszcze raz w jego lekko zamglone oczy, po czym wyprostowałem się. Zrobiłem krok w tył, ale przypadkiem znów się na niego nie rzucić, po czym spojrzałem w bok na Harry'ego.

I chyba nie muszę mówić jaka dała zakłopotania na mnie wpłynęła, gdy zobaczyłem cwany uśmiech bruneta. Kurwa przecież oni też tam są.

- To...- zacząłem, drapiąc się nerwowo po karku- to ja pójdę- dodałem, a swój wzrok przeniosłem na Paula- za niedługo cię odwiedzę

- Dobrze nietoperku- droczył się ze mną z tym swoim cwanym uśmiechem

Uniosłem palec wskazujący chcąc coś powiedzieć, jednak widząc uniesioną brew Paula zrezygnowałem. Później ja się z nim podrocze...teraz niech odpoczywa.

*******

Po opuszczeniu pokoju, wraz z Louise udaliśmy się wgłąb korytarza. Jego dom jest spory, co trochę mnie dziwi bo przecież mieszkają tu sami. Na początku Louis nie był optymistycznie nastawiony na moją wizytę, jednak po jakimś czasie wydawał się mniej spięty.

- Naprawdę nie musisz mi dawać osobnego pokoju. Posiedze przy łóżku Paula- zapewniłem już setny raz

Louis westchnął kiwając głową, po czym spojrzał na Thomasa i Dylana

- Wam chyba dam wspólny...

- Im daj osobny- przerwałem mu

Louis zmarszczył brwi, po czym spojrzał na mnie kontem oka. Na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie natomiast na twarzy Thomasa wkurzenie. Tak...przez cały ten czas odciągam Dylana od Thomasa. Czasem robię to niekontrolowanie

- On jest już dorosły- powiedział zakładając ręce na piersi

- To jeszcze dziecko- upomniałem go. Louis pokręcił zrezygnowany głową

- Dam wam klucze do dwóch pokoi- zaczął, przenosząc wzrok na chłopaków- a to gdzie będziecie spać to już nie moja sprawa

- Słucham?- zapytałem marszcząc brwi

- Pokój siódmy i piąty- kontynuował Louis ignorując moje pytanie, po czym wręczył im klucze- idźcie się rozgościć, a ja będziecie czegoś potrzebować to szukajcie mnie w salonie, albo w pokoju jeden. Tam mam gabinet

- Dziękujemy- pospieszył szybko Thomas i nie czekając ani chwili dłużej zapiąć Dylana za rękę, ruszył w głąb korytarza

Patrzyłem z lekkim rozdrażnieniem na to jak obaj znikają mi za drzwiami jednego z pokoi, a po mojej głowie krążyły czarne myśli. A może wysłać by tak Dylana do piekła.

- Zaraz przewiercisz dziurę w drzwiach samym spojrzeniem- powiedział Louis wyrywając mnie z zamyślenia. Otrząsnąłem się po czym z pokerową miną spojrzałem na mężczyznę

- Co?- zapytałem marszcząc brwi. Louis pokręcił głową, jednak nic mi nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w stronę schodów, a ręką pomachał, aby za nim podążył

Nie miałem zamiaru się sprzeczać, więc bez chwili namysłu ruszyłem za nim. Zeszliśmy po szerokich schodach na dół, a później weszliśmy przez otwarte drzwi do salonu. Opadłem zmęczony na jeden z foteli, po czym wzdychając oparłem głowę o zagłówek. Czuję się okropnie i chyba jeszcze nigdy tak się nie bałem. Paula zaatakował jakiś nieznany mi typ i to przeze mnie. Coś przeczuwałem, że może stać się celem ataków jak tylko ludzie dowiedzą się, że coś dla mnie znaczy.

Czy mogłem to jakoś zatrzymać? Nie. Każdy kto ma wspólnego coś ze mną kończy na dnie. Przecież jestem tylko potworem...każdy o tym wie, a ten mały brunet powinien trzymać się ode mnie z daleka. Nie chce go skrzywdzić i nie chce aby ktoś go skrzywdził przez to, że zadane się ze mną

- O czym teraz rozmawiają?- zapytałem chcąc przerwać ciszę. Louis westchnął zapisując coś w swoim notatniku, po czym poprawiając się na kanapie uniósł głowę

- Paul jest teraz w szoku, a Harry pomaga mu się z tym oswoić. Pewnie przez parę następnych godzin nie będzie dopuszczać do siebie myśli, że stał się hybrydą dlatego Harry chce go na to jakoś przygotować. Teraz najważniejsze, aby miał kogoś przy sobie. Nie ważne jak bardzo będzie się tego wypierać, ktoś musi przy nim być- wyjaśnił, a ja kiwnąłem głową

O to się nie muszę martwić, ja zawsze będę przy nim

- Kto by się spodziewał- dodał nagle. Zmarszczyłem brwi, po czym posłałem mężczyźnie pytające spojrzenie.

- O co ci chodzi- dopytałem. Louis nie zerknął na mnie, ponieważ wrócił do zapisywania czegoś w swoim notatniku

- O to, że karma wraca. I nie chodzi mi tylko o to, że ważna dla ciebie osoba stała się hybrydą- zrobił przerwę unosząc na mnie wzrok. Gołym okiem było widać jak bardzo jest zadowolony- kto by się spodziewał, że staniesz się gejem...a może bi- wyjaśnił z kpiącym uśmiechem

Parsknąłem na to, po czym obróciłem wzrok. Dobrze wiem o co mu chodzi. Jeszcze przed wojną ja i Louis mieliśmy dobre kontakty. On szanował mnie a ja jego. Nie chcieliśmy aby wampiry i wilkołaki siebie nienawidziły, dlatego wszystkie wewnętrzne spory pomiędzy naszymi rasami szybko rozwiązywaliśmy. Podczas swojego długiego życia miałem możliwość współpracować z wieloma alfami stad, jednak z Louisem było inaczej. Ta więź między nami była silniejsza. Mimo jego młodego wieku staliśmy się dla siebie jak bracia.

Niestety wszystko co dobre nie trwa wiecznie.

Gdy Louis skończył trzydzieści lat wyznał mi że się zakochał. Byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że szatyn będzie idealną alfą stada i na pewno spłodzi piękne i silne dzieci. Zazdrościłem mu tego poniekąd ponieważ ja nie mogłem mieć potomstwa. Mimo moich wewnętrznych rozterek postanowiłem cieszyć się razem z nim i opić to z nim i jego przyszłą Luną. Louis na początku lekko się krępował aby przedstawić mnie swojej wybrance jednak po długich namowach zrobił to, a ja byłem mu ogromnie wdzięczny, że mogę poznać osobę, która tak bardzo zawróciła mu w głowie.

Cóż...cieszyłem się... niestety tylko do momentu poznania jego wybranki. A raczej wybranka. Na początku myślałem, że żartuje. Że Louis z posady alfy stada przeniósł się na posadę komika. Niestety on nie żartował. Pierwszy raz poczułem do mojego przyjaciela zawód.

Bo w tamtej chwili zawiódł mnie na całej linii. Miał wszystko czego ja nie mogłem mieć. Miał śmiertelność, miał oddanych ludzi, miał spokój. Ale co najważniejsze on mógł mieć dziecko... mógł mieć coś czego ja mieć nie mogłem...

Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Pamiętam jak powiedziałem mu, że jest nierozważny i nieświadomy swoich poczynań. Pamiętam jak opuściłem ten dom trzaskając drzwiami.... pamiętam też jak wróciłem tu ponad dwadzieścia lat temu i ze złości zrobiłem coś bardzo głupiego. Jednak wtedy byłem przekonany, że Harry mąci mu w głowie. Myślałem, że jak pozbędę się go to Louis znów zmądrzeje. Dlatego jak ostatni idiota z zimną krwią zaatakowałem Harry'ego wpuszczając do jego krwiobiegu toksyny.

Pamiętam, też to co powiedziałem do Louis'a gdy opuszczałem jego domu "Przykro mi, radź sobie sam"

Jakim ja byłem idiotą

- Przepraszam- wyszeptałem patrząc przed siebie

- Może powiedział byś mi to prosto w twarz?- zapytał z kpiną- tak jak kiedyś gdy jeszcze się przyjaźniliśmy

Westchnąłem i z ogromnym trudem spojrzałem na Louis'a. Mina jego twarzy była nieodgadniona. Nie wiedziałem czy jest zły, rozczarowany czy znudzony. Jego twarz teraz nic nie wyrażała. Przełknąłem ślinę po czym uniosłem lekko brodę w górę.

- Naprawdę cię przepraszam....za to co wam wyrządziłem. Wiem, że zachowałem się jak ostatni kretyn i nie powinienem ingerować w twoje życie. Nie powinienem ci mówić kogo masz kochać, bo to nie moja sprawa- przerwałem przenosząc wzrok na dłonie- i nie liczę na przebaczenie, bo na nie nie zasługuje. Nie zachowałem się jak przyjaciel, a ty nie musisz mi wybaczać

I taka jest prawda. Potwory nie zasługują na przebaczenie

- Wiesz co ci powiem?- zaczął pewnie, przez co od razu uniosłem wzrok spoglądając w jego oczy- gdy dowiedziałem się, że opuściłeś piekło, miałem ochotę odnaleźć cię, nabić na sześćset sześćdziesiąt sześć kołków, zanurzyć w wodzie święconej i wrzucić do niem krzyże nasmarowane czosnkiem. I wierz zrobił bym to- podkreślił unosząc palec wskazujący w górę- już wiele razy chciałem cię znaleźć i to zrobić, abyś cierpiał. Nawet uszykowałem sobie plan. W następny tydzień Harry miał pojechać na weekend do rodziny, a ja pokryjomu miałem wcielić swój plan w życie.

- Więc czemu teraz tego nie zrobisz?- zapytałem - masz idealną okazję

- Nie po tym co zobaczyłem- wyjaśnił opadając na kanapę, a ja uniosłem brew nie rozumiejąc

- Co zobaczyłeś?- pospieszyłem. Louis uśmiechnął się smutno, po czym obrócił wzrok

- Zobaczyłem siebie w tobie. Wtedy gdy trzymałeś go na rękach niemal płacząc. Wtedy gdy siedziałeś przy jego łóżku i nie chciałeś odejść nawet na krok- wyjaśnił unosząc głowę w górę- Nie sądziłem, że masz w sobie jeszcze tyle człowieczeństwa

- Ma w sobie więcej człowieczeństwa niż nie jeden rasowy człowiek- usłyszałem głos zza pleców, a moje ciało wzdrygnąłem się lekko.

Spojrzałem przez ramię w tył, a to co tam ujrzałem wywołało uśmiech na moich ustach. W progu pokoju, opierającego się jedną dłonią o futrynę, stał nie kto inny jak Paul. W lekko wygniecionym mundurku i z włosami w nieładzie. Mimo tego iż wyglądał na zmęczonego jego oczy tryskały życiem. Był uśmiechnięty i nie wyglądał jak osoba po ataku co lekko mnie zaniepokoiło.

Bo co musiał przejść, aby coś takiego go nie ruszało

- Paul- zerwałem się z fotela. Niemal podbiegłem do bruneta dalej patrząc w jego oczy. Zatrzymałem się przed nim patrząc dokładnie na każdy fragment jego twarzy- jak się czujesz?- zapytałem kładąc dłonie na jego barkach

- Twój chłopak albo ma tak długi szok powypadkowy, albo ma jaja z tytanu, bo od razu chciał wstać z łóżka i iść do ciebie- wtrącił Harry wchodząc do salonu.

Mężczyzna ruszył w stronę kanapy, natomiast ja posłałem Paulowi karcące spojrzenie

- Miałeś odpoczywać- przypomniałem

- Oj daj spokój tato- przewrócił oczami, jednak na jego ustach tlił się mały uśmiech- czuję się już dobrze

- Marsz do pokoju- skarciłem go wystawiając palec wskazujący w kierunku schodów. Nawet nie przejąłem się tym jak mnie nazwał.

Chłopak pokręcił rozbawiony głową, po czym z lekkim rozczuleniem spojrzał w moje oczy. Uśmiechnął się lekko, a gdy rozchylił usta chcąc coś powiedzieć, w salonie zjawiła się kolejna osoba.

- O! Już wstałeś?- zapytał Dylan- nie powinieneś odpoczywać?- dodał marszcząc brwi

- To samo mu mówię, ale nie słucha- wymamrotałem przenosząc wzrok na Paula. Chłopak wypuścił powietrze przez nos, jednak nie odezwał się

- Paul chyba nabył zdolność do przenoszenia swojego słabego stanu zdrowia na innych- powiedział Dylan. Zmarszczyłem brwi, po czym lekko zdezorientowany przeniosłem na niego wzrok

- Co?- zapytałem nie rozumiejąc

- Thomas się źle poczuł i powiedział, że chce położyć się spać- wyjaśnił przenosząc wzrok na mężczyzn- macie może jakieś tabletki przeciwbólowe? Tommy skarżył się na ból głowy

- Tak mamy. Chodź dam ci- powiedział Harry wstając z kanapy. Mężczyzna podszedł do dużej dębowej szafy po drugiej stronie salonu, po czym przekręcając kluczyk otworzył prawą stronę- Przez ten natłok wydarzeń to zrozumiałe, że mógł się gorzej poczuć

Dylan ruszył w jego stronę, natomiast ja przeniosłem wzrok na Paula. Chłopak wydawał się zamyślony, jednak wtedy nie zwróciłem na to uwagi.

- Ty też powinieneś się położyć. Ostatnie wydarzenia nie należą do przyjemniejszych- powiedziałem do chłopaka, jednak ten nawet mnie nie słuchał- Paula - potrząsnąłem nim- Wszystko okej?

Chłopak patrzył się w przestrzeń, jakby coś analizował. Jego brwi zmarszczyłem się, jednak nie to najbardziej mnie zaniepokoiło. Najgorsza była następna reakcja. Paul nabrał gwałtownie powietrza w płuca, po czym z przerażeniem spojrzał na Dylana. Jego reakcje nie umknęła uwadze reszcie ponieważ i oni spojrzeli w naszą stronę

- Coś nie tak?- zapytał Harry- źle się czujesz?

- Przedramię Thomasa- wyszeptał prawie niesłyszalnie- podczas gdy David i Dylan byli zajęci, przy mnie siedział Thomas. Nie kontrolowałem się... mówiłem aby uciekał- mamrotał jakby do siebie

Spojrzałem na resztę, a widząc ich zdziwione miny zrozumiałem, że nie tylko ja jestem lekko zaniepokojony

- Paul o co ci chodzi?- zapytałem marszcząc brwi

- Ugryzłem Thomasa- wyjaśnił spoglądając w moje oczy

W salonie zapanowała cisza, a przerwał ją tylko huk spowodowany upuszczeniem przez Dylana metalowej puszki z lekami. Kapsułki i listki rozsypały się wokół niego, jednak w tym momencie nikt się tym nie przejął. Moje mięśnie od razu się spięły, a po moim ciele przeszły zimne poty. Patrzyłem na Paula z niedowierzaniem, a gdzieś w głębi duszy liczyłem na to, że to wszystko jest nieśmiesznym żartem

- Spokojnie nic mu nie będzie- rzucił nagle Louis. Spojrzałem na niego z lekko rozdrażnieniem na co ten przewrócił oczami

- Jak to nic mu nie będzie?- zapytał lekko wkurzony Paul. Louis westchnął, po czym ze znudzeniem odłożył notatnik na stolik kawowy

- Boicie się, że Paul niechcący zmienił Thomasa w wilkołaka tak?- zapytał na co obaj przytakneliśmy- nie ma się o co martwić. Wilkołak może przemieniać innych tylko podczas pełni- wyjaśnił rozkładając się wygodnie na kanapie

Od razu odetchnąłem z ulgą czując, jakby ktoś zdjąć ogromny ciężar z moich barków i z tego co widzę Paul czuł się podobnie

- Oczywiście są wyjątki- kontynuował Louis- Na przykład dziedzic pierwszych wilkołaków jest w stanie zmieniać innych mimo braku pełni

Niczego nieświadomy Louis znów załapał za swój notes otwierając go za pomocą wystającego sznurka. Chwycił za długopis pstrykając końcówką, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął coś w nim zapisywać. I może pisał by w nim dalej, gdyby nie napięta atmosfera. Mężczyzna uniósł swój wzrok znad notesu, po czym spojrzał na nasze twarze. Twarze na których malował się strach i niepokój.

- Paul- zaczął Harry drżącym głosem- Czy możesz podać mi swoje nazwisko?

- Perlman- wyszeptał 

Harry od razu zablokował spojrzenie z Louisem. Jego mimika twarzy nie była już tak spokojna jak wcześniej, teraz wyrażała niepokój. Nagle obok mnie przebiegł Dylan który z zawrotną prędkością pokierował się w stronę schodów. Żaden z nas nie czekał ani sekundy, bo już po chwili każdy ruszył z miejsca. Wraz z Paulem jako drudzy dobiegliśmy do otwartych drzwi. Wbiegliśmy do pokoju, a nasz wzrok spoczął na łóżko umiejscowione po prawej stronie.

Dostrzegłem w nim mojego syna, który z czerwoną twarzą głośno sapał. Z jego czoła leciały kropelki potu, a grzywka lepiła się do jego skóry.

- Gdzie go dokładnie ugryzłeś?- zapytał Harry podchodząc do chłopaka

- Przedramię...nie pamiętam które- pospieszył drżącym głosem

Harry od razu podwinął jego lewy rękaw, jednak nic tam nie było. Szybko chwycił za drugą ręką, po czym mało delikatnie rozerwał koszulę aż do zgięcia w łokciu. Dłonie bruneta lekko zadrżały i nie dziwię się mu. Ja sam czuję jak fala gorąca rozlewa się po moim ciele

Przełknąłem ślinę, po czym nabierając powietrza zrobiłem krok w przód, aby dokładnie przyjrzeć się mojemu synowi. Na wewnętrznej stronie przedramienia znajdowała się rana po ugryzieniu. I nie była to zwykła rana ponieważ przybrała ona czarny kolor, a wokół niej odznaczały się zielone żyły.

- Louis!- krzyknął Harry obracając się w stronę swojego chłopaka- przynieś wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Jeszcze uda się to cofnąć!

⊰᯽⊱┈──╌❊ ❊ ❊╌──┈⊰᯽⊱

Wesołych świąt

❤️❤️❤️

Sorry za błędy

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro