Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatni rozdział wywołał dużo emocji. Dostałam nawet od Was wiadomości prywatne :D No cóż ja mogę powiedzieć... Taki był mój plan, potoczyłam tę historię tak, a nie inaczej, choć wierzcie mi - brałam inne opcje pod uwagę, analizowałam je i wybrałam takie, które najbardziej mogą się wam spodobać. Niektórzy troszkę się zawiedli, ale hello - opowiadanie jeszcze się nie skończyło.

Przy okazji chciałabym Wam bardzo, bardzo podziękować za ponad 500 odsłon, jak patrzyłam kilka dni temu - było 400. Cieszę się i dziękuję <3 <3  

Już nie przedłużam, wiem że nie możecie się doczekać :D 

Levi – Pow

Znałem się na ludzkiej, bezsensownej naiwności, głupocie i odruchach. Przebywając tyle lat w tym zapchlonym gmachu, odskocznią było czytanie. Najbardziej interesowały mnie książki o psychologii, umyśle, rozwijaniu inteligencji emocjonalnej. Chyba się na tym znałem, bo dość trafnie przyporządkowywałem opisy do swoich współtowarzyszy. Określałem ich po sposobie poruszania, ruchach ciała, mowy. Nauczyłem się odczytywać emocje i zgadywać myśli. Tak mi to weszło w nawyk, że oceniałem każdego nowicjusza. Każdą napotkaną osobę. Pielęgniarki, żołnierzy, kupców... Potrafiłem ich przejrzeć i wykorzystać te informacje.

I również sam byłem świadom, jaki ja jestem. Co pokazuję swoim zachowaniem. Rzadko byłem rozumiany; niezasadnie, bez jakiejkolwiek wiedzy znieważany za plecami. Nasłuchałem się jakim jestem durnym, pieprzonym egoistą, zimnym skurwielem. Może sam chciałem być tak odbierany? Nigdy nie miałem im tego za złe a wręcz miałem w dupie, co o mnie sądzą. Potrafiłem jedną ripostą zamknąć im gęby.

Do dziś mi to pozostało, choć staram się hamować.

Ale wtedy, w bibliotece po prostu nie mogłem postąpić inaczej.

Żałuję, że jej tak nagadałem. Żałuję, że nie potrafię normalnie rozmawiać z ludźmi.

Chciałem zachować emocje tylko dla siebie, ale napotkałem przeszkodę; nie potrafię już się tak dobrze kontrolować, jak kiedyś. Gdy nosił mnie gniew, zwykle nie było po mnie tego widać. Dążyłem do obojętności, nie chciałem odczuwać ani smutku, ani radości. Moim celem była pasywność. Ile razy z tym walczyłem, tyle razy przegrywałem. Ludzki mózg nie jest w stanie wyprzeć emocji w żaden sposób.

Albo ja jestem zbyt słaby? Może w głębi duszy chcę być taki, jak reszta?

A Hanji? Ile ona w życiu dla mnie zrobiła, a ja wciąż wyzywam ją od histeryczek i okularnic. Nie zasługuje na to.

Odkręciłem butelkę zwędzoną ze spiżarni. Mój skarlały wzrost i poruszanie po ciemku jak kot, się na coś przydało.

Wychlałem jedną trzecią zawartości i przetarłem rękawem usta, besztając się za ten odruch.

Co by się teraz działo, gdybym nie wrócił z tej ekspedycji?

Jak na tę wieść zareagowałby Erwin?

Wdepnąłem na śliski grunt.

Erwin... Zasrany Smith. To już dawne dzieje. Po co znowu zatruwam nim umysł...

A jednak.

Po kolejnych łykach whisky przeszedłem się po swoim pokoju, oglądając przedmioty na mojej półce.

Drewniany zegarek, metalowy wyżłobiony kubek, jakieś figurki które stworzyłem z nudów i... sekretna szkatułka. W zasadzie nie mogłem sobie przypomnieć, dlaczego ją tu postawiłem. Nie może być widoczna. Chowałem ją... Ale kiedy to było?

Kluczyk do niej znajdował się w pęku z kluczami od gabinetu. Otworzyłem ją, co zajęło mi kilka minut, bo nie mogłem trafić do zamka. Dodatkowo, całe moje ramię było usztywnione abym nie rozerwał szwów.

Postawiłem szkatułkę na kolanach, siadając na podłodze. Dobrze, że tu rano umyłem.

Walczyłem, czy ją otwierać, czy nie.

Głupota wygrała.

Wewnątrz znajdował się rulon z pogniecionymi listami.

Taak, listami, których nigdy mu nie dałem. I których jednocześnie nie chciałem spalić.

Możesz nazwać mnie kretynem, choć wiem, że byś nie umiał. Uporałem się już ze wszystkimi myslami, dotyczącymi jej. Już nie wspominam. Przyzwyczaiłem się, że jej już nie ma. Leslie wydaje się być szczęśliwa i chcę, by tak pozostało. Jeżeli kiedykolwiek umrę przed tobą, mam prośbę, abyś nie wyjawiał jej prawdy.

Chciałbym ci w tym liście podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Nigdy nie zdobędę się na odwagę, aby powiedzieć ci o tym w twarz. Zawsze cię ceniłem. Jesteś jedyną osobą, która jest tak szlachetnie prawdziwa. Wiesz, że od początku gdy cię tylko zobaczyłem, jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. Czasem myślę, że żyję tylko dla ciebie i to za ciebie chciałbym oddać życie.

Jesteś kimś więcej niż...

Kurwa, Levi, ale z ciebie skończony chuj.

Zmiąłem list, który i tak był w średnim stanie i rzuciłem zmiętą kulkę za łóżko.

Zacząłem spazmatycznie oddychać, wirowało mi w głowie na tyle mocno, że rozłożyłem się na dywanie wgapiony w sufit.

Erwin to pomyłka. Nie kochałem go. Wcale.

I ten fakt był najgorszy. Wbiłem sobie do głowy, że jest jakimś pierdolonym księciem na białym koniu, cudem świata, byle tylko zaspokoić wewnętrzy ból po stracie...jej. Kobiecie, po której została mi tylko Leslie. I która mówi do mnie „wujku", a nie „tatusiu".

***


Rose – Pow

Wracałam od Hanji z delikatnym uśmieszkiem na twarzy. Miałyśmy plan a sama rozmowa z kobietą wiele mi dała. Była prostym człowiekiem i może miała trochę nierówno pod sufitem, ale czułam, że jest po mojej stronie i mówiłyśmy jednym językiem.

Dochodziła północ, toteż wracałam okrężną drogą, aby nie rzucać się w oczy patrolowi. Na śniegu łatwo zostawić ślady. Chyba wlała mi czegoś mocniejszego do herbaty, bo trochę zbaczałam slalomem ze ścieżki.

Zakryłam się kurtką, na ile byłam w stanie. Odkąd upewniłam się, że w siedzibie nie ma Conrada ani Setha, niczego się już nie bałam. No, poza przyłapaniem przez Erwina czy Levia.

Biały puch skrzypiał pod moimi stopami, gdy przechodziłam tylną stroną budynku dowódców. Podpierałam się jedną ręką o ścianę, gdyż było tak ciemno, że nie chciałam wejść w żadne drzewo czy zaspę.

Ale weszłam w coś innego. W coś, co wydało niezidentyfikowany odgłos i upadło na ziemię.

Zwierzę? Mogłam zabrać chociaż świecę... Z paniki przestałam oddychać.

- Jak ty chodzisz... - usłyszałam bełkot.

Spociłam się na samą myśl, na kogo właśnie wpadłam.

Tak, oto pan Kapitan we własnej, pijanej osobie.

Odór ciężkiego alkoholu uderzył mnie w nozdrza gdy złapałam mężczyznę za ramiona i dźwignęłam, aby usiadł. Uważałam przy tym, aby nie szarpnąć go za zbolałe miejsce.

- Kapitanie, bardzo nieładnie znowu się tak upijać – szepnęłam do niego.

- Hanji? – odwrócił głowę w moim kierunku więc automatycznie się cofnęłam, chroniąc się od alkoholowej woni jaką wokół siebie toczył.

- Mogę być przez chwilę Hanji, pod warunkiem że pan ze mną wróci do budynku. Ma pan... całe spodnie...mokre – powiedziałam. Dzięki niebiosom, że było tak ciemno, bo moja czerwona twarz nie prezentowała się godnie.

U pijanych ludzi był ten plus, że nie musiałam uważać na każde wypowiadane słowo, bo i tak nie byli w stanie wszystkiego ogarnąć. Pijany Kapitan zachowywał się jak duże dziecko, którym trzeba było się zająć, bo jak nie, to mogło sobie łatwo zrobić krzywdę. I znowu oczywiście ten zaszczyt przypadł mi.

- Hanji...ja muszę ci coś po-powiedzieć... - zaczął, a ja już wiedziałam, że to będzie dobre. – Chcę..być innym...człowiekiem, Hanji...Zmienie się, zobaczysz..

Pomyliłam się.

Złapałam go za kurtkę. Chwała za to, że chociaż tym razem ją na siebie włożył.

Kapitan podniósł się o własnych siłach i uszliśmy kawałek, podtrzymując się zewnętrznej ściany budynku, która doprowadziła nas idealnie pod wejście do jego kwatery.

- Nikt nie może nas tu zobaczyć, musi być pan teraz cicho, dobra?

- Hanji, czemu mowisz do mnie pan...Wyrzekasz się mnie?

- ĆŚŚŚŚ – przyłożylam mu palec do ust i nałożyłam kaptur, związując go pod brodą sznurkiem. Wyglądał przeuroczo, jak babuleńka. Prawie parsknęłam. Tak strasznie szkoda, że nie może go teraz zobaczyć Sasha, chyba by padła ze śmiechu. Ludzie, o czym ja myślę!

Grunt, by generał nas nie nakrył. Hange już mi opowiedziała, jak bardzo Erwin nienawidzi, gdy sięga po butelkę.

Modliłam się, aby dane nam było swobodnie przejść.

Raz kozie śmierć.

O dziwo, Kapitan sam mnie prowadził, więc ja go tylko lekko podtrzymywałam. W połowie gmachu były zgaszone światła, co również działało na naszą korzyść.

- Szybko, niech pan otwiera – powiedziałam, gdy stanelismy przed jego sypialnią. Rozpiął kurtkę i sięgnął dłonią najpierw do jednej kieszeni, potem do drugiej.

- Chyba zgu-gubiłem klucze... - spojrzał na mnie z taką miną, że prawie dostałam zawału.

Otwierałam usta by cos odpowiedzieć , gdy ten czknął głośno, wykonując jakiś nienaturalny ruch głową.

- Żartowałem – wyjął z kieszeni te głupie klucze. Ależ z niego dowcipniś, naprawdę...

Wyrwałam mu je z ręki i prędko przymierzałam każdy z osobna wsadzając do zamka. Wreszcie jeden spasował i władowaliśmy się do środka.

Usadziłam mężczyznę na drewnianym krześle, zdjęłam z siebie kurtkę i prędko zaczęłam rozbierać także jego.

Musiałam sobie w myślach powtarzać, że nie robię nic złego. Ja tylko mu pomagam. Prawda?

Biała koszula Levia była poplamiona alkoholem w kilku miejscach, ale nie wyglądała jeszcze aż tak źle. W porównaniu do jego spodni...

Oboje popatrzyliśmy na siebie znacząco.

- Musi pan pójść się przebrać do łazienki. Zaprowadzę pana – przymierzałam się do tego, by go podnieść, lecz on nie wykazał żadnej chęci. – Słyszy pan? Nie może pan mieć... - mokrego tyłka, chciałam dokończyć, ale w porę ugryzłam się w język.

- Ścięłaś...włosy? – spytał wciąż przyglądając mi się badawczo.

Dobry znak, trzeźwieje i mnie rozpoznaje.

Kiwnęłam głową.

Chyba przemyślał sprawę, bo wstał i skierował się do drzwi naprzeciwko. Również były drewniane, jak chyba wszystko w jego sypialni.

Biel pokrywała każdą ścianę. Pod oknem stała skrzynka, kolorystycznie dopasowana do mebli; komody, sekretarzyka, długiej eleganckiej kanapy w kolorze głębokiej zieleni oraz biblioteczki.

W niewielkim kamiennym kominku żarzył się płomień a tuż przy nim leżała idealnie poukładana szczapa drewna.

Po obu stronach pokoju były drzwi; domyśliłam się, że jedne prowadzą do łazienki a drugie do jego gabinetu. Jak na wyższe, dowódcze standardy, pomieszczenie było prostokątne, niewielkie i minimalistyczne.

Odczuwałam dyskomfort naruszając jego prywatną przestrzeń, choć przyznałam, Kapitan urządził się dość przytulnie.

Moją uwage przykuła pusta butelka po whisky, wywrócona obok nóg łożka.

Zasłoniłam zasłony i zapaliłam lampę oliwną na nakasliku.

Schylając się, by położyć zużytą zapałkę na metalowej tacce, zauważyłam obok ramy łożka zwiniętą kulkę papieru.

Dziwne, bo całe pomieszczenie wyglądało na tak zadbane, że taki śmieć był nie do pomyślenia.

Zamierzałam go wyrzucić, ale głos w mojej głowie stanowczo mi na to nie pozwalał.

Rozwinęłam tylko koniuszek.

Drogi Erwinie, jeśli to czytasz, zapewne już nie żyję. Lepiej idzie mi pisanie, niż mówienie, dlatego..."

Nie, nie powinnam tego czytać.

To jego osobista korespondencja.

Nagle wszystko nabrało sensu. Cała historia, którą opowiedziała mi Hange ułożyła się w całość.

Czyli to prawda. Levi darzył uczuciem generała Erwina i trzymał to w sobie, dopóki jego tajemnicy przez przypadek nie odkryła pani pułkownik.

Kobieta streściła mi także jego historię, gdy wychowywał się w Podziemiach i to tam miał pierwszą styczność ze sprzętem do manewrów.

Pominęła niestety fragment, jak Kapitan znalazł się w Zwiadowcach. Przypuszczałam, że na pewno to nie był jego wybór. Albo został zmuszony, albo miał w tym jakiś cel... Bo Levi Ackerman niczego nie robi od tak. Zawsze ma powód.

Uszanowałam jego prywatny list i odłożyłam tam, gdzie był. Słyszałam tłuczenie dochodzące z łazienki, więc podeszłam do drzwi spytać, czy wszystko w porządku.

Kapitan pokazał się w drzwiach z mokrymi włosami i odwiązanym opatrunkiem.

Gestem wskazałam mu łóżko aby usiadł. Poprawiłam mu bandaż, porządnie go zawiązując, lustrując jego ubiór. Piżama. Grubo pleciona koszula na guziki i flanelowe szare spodnie. Komplet godny Kapitana.

- Jak się pan czuje? - spytałam, aby nie siedzieć w ciszy.

- Jak gówno - odparł. Na policzkach miał niewytarte kropelki wody.

Przemył twarz, przebrał się. Chyba jest coraz lepiej.

- Przyniosę panu szklankę wody - zmieniłam temat.

- Nie musisz. Mam w szafce.

Odgarnął pierzynę i zapakował się pod nią, sięgając po szklaną butelkę. Byłam nieufna co do zawartości, wolałam się upewnić że to woda a nie wódka, na co on się skrzywił.

- Nie będę przecież pił przy niepełnoletniej - pokręcił oczami. - Poza tym wystarczy na dziś...

Nie było sensu go uświadamiać, że mam już 20 lat.

- Było warto? - spytałam ostrożnie.

- Ta.

- Chowa pan w pokoju jeszcze jakieś trunki?

Zakrył się pierzyną pod samą szyję.

- Nie – wymamrotał.

- Jeżeli pan kłamie, wszystko opowiem pani Hange.

- Mhm – chyba był już myślami daleko stąd...

- W takim razie niech pan już zgasi lampę i pójdzie spać. Ja wyjdę oknem.

Nic nie odpowiedział. Miał zamknięte oczy. Zasnął?

Westchnęłam i pogasiłam w całej sypialni. Pomieszczenie było oświetlane tylko słabym blaskiem zza zasłonek.

Usłyszałam jego miarowy oddech. Zasnął na plecach z jedną ręką w górze. W takiej pozycji mężczyźni przeważnie chrapią.

Tylko teraz, czy zdołam wyjść oknem, jednocześnie go nie budząc?

Nałożyłam kurtkę i otworzylam okno. To był skomplikowany mechanizm, więc gdy mocno je pociagnelam, zawias zaskrzypiał głośno, aż mnie skręciło.

Jedną nogą stanęłam na parapecie, dłonią wciąż trzymając się ram.

- Rose? - usłyszałam. - Nie idź...

Co?

- Zos...tań – mówił przez sen.

Ponownie chwyciłam za klamkę i pociągnęłam za drugą okiennicę, która wydała z siebie cienki, głośny odgłos. No nie, nie wyjdę stąd... Okiennice są zamknięte na głucho, a jak pociągnę mocniej, obudzę chyba wszystkich dookoła. Dlaczego Kapitan tak dba o porządek, a nie mógł nasmarować zawiasów?!

No dobra, poddałam się.

Okno i tak nie chciało się w pełni otworzyć a przez jego jedna część bym się nie przecisnęła. Zdjelam kurtkę i stanęłam na środku, usiłując spokojnie pomyśleć.

Mężczyzna chyba wyczuł moja obecność bo otworzył oczy. Musiałam przeanalizować sytuację.

Jest noc, jest ciemno, Kapitan leży w łóżku a ja jestem w jego sypialni . Absolutnie nic dziwnego się nie dzieje.

Podeszłam do niego i przykucnęłam obok materaca.

Wpatrywał się we mnie chwilę. Jego tęczówki odbijały delikatną łunę.

- Ile ty masz lat?

Przełknelam ślinę.

- Dwadzieścia - poprawiłam się na krawędzi łożka.

- Jestes...bardzo dojrzała jak na swój wiek..

- Za trzy miesiące skończę dwadzieścia jeden - nie wiem, czemu to dodałam.

On i tak pewnie jutro nie będzie niczego pamiętał. Taką mam nadzieję.

Znów zamknął oczy i łatwo wywnioskowałam, że zasnal. Jego buzia robi się wtedy gładsza, powieki i usta przyjmują delikatniejsze rysy. Kruczoczarne włosy okalały jego głowę na poduszce. Gdybym powiedziała Sashy że widziałam kapitana w piżamie i jak słodko śpi, pewnie już zaczęła by się za mnie modlić.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jakaś część mnie domagała się jego bliskości, pozostania z nim i dopilnowania, aby spokojnie spał. Druga część wyrywała się i krzyczała że to zły pomysł. Gdy on rano całkiem wytrzeźwieje, jest w stanie mnie zwolnić. Ale przecież chciał, bym została...

No dobra, położę się na samym skraju materaca. Wykonałam jak najpowolniejszy ruch, by tylko łóżko nie wydało żadnego skrzypiącego odgłosu. Leżałam tyłem do okna i przodem do niego, tak, że zasypiając cały czas miałam jego twarz przed oczami...

***


Obudził mnie dźwięk odśnieżania śniegu za oknem.

Otworzyłam powoli oczy, z dziwnym wrażeniem, że nie jestem u siebie. W istocie.

Moje ciało przeszył dziwny dreszcz, gdy ujrzałam przed sobą głowę śpiącego Kapitana. Jego ręce były założone do tyłu, z tym że jedna dłoń wylądowała... na mojej głowie.

Byłam zła na siebie, że zostałam. Co mnie podkusiło?! Gorzej, co on sobie o mnie pomyśli jak się obudzi?

Delikatnie chwyciłam go za dłoń, jak najmniej dotykając jego skóry odblokowałam swój kosmyk włosów który trzymał. Podniosłam się z łózka, chwyciłam kurtkę i już naciskałam klamkę drzwi wyjściowych, gdy usłyszałam szelest pościeli. Odwróciłam się skołowana, a moje serce zabiło.

Levi podniósł się do siadu i obdarzył mnie przemęczonym, nieprzytomnym wręcz wzrokiem.

Wśród kremowej pierzyny wyglądał jak mały, bezbronny miś polarny. Po jego minie wywnioskowałam, że próbuje przypomnieć sobie ostatnie godziny.

Złapał się za głowę, przeczesał nerwowym ruchem grzywkę i spoglądnął ponownie na mnie.

- Możemy porozmawiać? 



A na zakończenie znalazłam takiego oto Levia w piżamce ^^ 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro