Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Eren wywołał duże wzburzenie i czekał go sąd wojskowy. Razem z Arminem i Mikasą zostaliśmy wezwani na przesłuchanie w formie świadków. Z nerwów przez cały dzień nic nie jedliśmy.

Już od początku miałam złe przeczucie. Bałam się o Erena i nie potrafiłam sobie wyobrazić, by miało mu się znów coś stać. Dzięki niemu mieliśmy motywację i siłę. Dawał nam wiarę. 

Czułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła, gdy zajęliśmy miejsce przy prawej ławie a wszyscy na nas patrzyli jak na jakichś skazańców. 

Eren klęczał przypięty grubymi metalowymi kajdanami do słupa przymocowanego na środku sali. Posłał nam pokrzepiający uśmiech lecz jego zielone oczy były przygaszone i smutne. 

Niestety od słowa do słowa rozprawa przerodziła się w skandaliczny cyrk. Ludzie przestali nad sobą panować, wygłaszali groźby, dochodziło do rękoczynów. 

Sędzią był Darius Zackley - głównodowodzący wszystkich trzech korpusów. Oprócz żołnierzy uczestniczyli także Zwiadowcy którzy nie spuszczali z nas wzroku. Zwłaszcza taki jeden.

- ... Gdy już wyciągniemy z niego wszystkie informacje, uśmiercimy go i ogłosimy bohaterem ludzkości! - wykrzykiwał  jeden z dowódców żandarmerii. Na sali rozległy się kolejne awantury.

- Lepiej zabijmy go od razu, z każdą sekundą istnieje prawdopodobieństwo że zmieni się w tytana i nas wymorduje! Kto jest za?!

Mikasa rzuciła się na Kapłana gotowa do walki, lecz Armin mocno ścisnął ją za ramię. Mieliśmy już tego dość. Sytuacja była wystarczająco napięta. Zackley przekręcił głowę w naszą stronę podobnie jak reszta zgromadzonych.

- Mikasa Ackerman? W raporcie dotyczącym obrony Trostu napisano, że zaraz po zmianie w tytana kadet Jeager wymierzył cios pięścią w twoją stronę. To prawda?

Wzięłam wdech. Obraz coraz bardziej rozmazywał się przed oczami.

- Tak, to prawda - przytaknęła cicho Mikasa. Po sali przebiegły kolejne oskarżenia i krzyki.

Sytuacja Erena była coraz gorsza. Oczami wyobraźni widziałam jak go zabierają a nas zamykają za kratkami. Nie wiedziałam, jak się bronić i byłam w stanie tylko się przysłuchiwać. Serce waliło mi młotem, jakby miało pęknąć. Czy my naprawdę zrobiliśmy coś złego? Czy powinniśmy być tak traktowani? Zaschło mi w ustach, ale nie było nic do picia. 

Mikasa ścisnęła mocno moją dłoń w geście otuchy, jednak byłyśmy pewne, że Eren nie ma szans na pozytywne rozpatrzenie. Nie, nie, nie... 

- Tytan nigdy nie zmieni swej natury! - ktoś krzyknął.

- Jednak - kontynuowała Mikasa - Eren uratował nas przed drugim tytanem. Udało mu się głazem zasłonić dziurę w murze. Zabił kilkunastu tytanów, bez pomocy zwiadowców. Czy to się nie liczy?! Myślę, że zrobił więcej niż zwiadowcy, którzy przybyli o wiele za późno! 

- Mikasa Ackerman i kadet Jeager w wieku dziewięciu lat zabili trójkę osób - nagle odezwał się dowódca żandarmerii. - Mamy komuś takiemu powierzyć los całej ludzkości? Mordercom?!

- Z pewnością coś ukrywają. Nie można ufać tym gówniarzom. Wszyscy są w to wmieszani! - głosy nie ustępowały a mnie chciało się płakać. 

- A ona? Jej nikt wcześniej nie widział - wskazali na mnie palcem. - Skąd się pojawiła i kto to w ogóle jest?!

Zrobiło mi się słabo i puściłam Mikasę, upadając na posadzkę, czym ponownie zwróciłam uwagę przewodniczących. Znalazłam się w centrum uwagi. Patrzyłam na swoje drżące, blade dłonie i palce pokryte różowo fioletowymi żyłami. 

- Świadek Rose Leonne. Co to ma znaczyć? Proszę wstać!

Mikasa i Armin dźwignęli mnie do pionu z niepokojem. 

- Jesteś blada, dobrze się czujesz? - szepnęła dziewczyna. 

Z mojego przesuszonego gardła wydobyłoby się jakies zniekształcone charczenie. Traciłam łączność ze światem. Kręciło mi się w głowie, słyszałam tylko szum własnej przepływającej krwi i nie potrafiłam dłużej ustać na nogach. Zamknęłam oczy, zupełnie już nie słysząc, co się wokół dzieje. Poza jednym: 

- Ona też jest tytanem! - głosy jakby zza mgły. - Straże! Ona się zmienia w tytana!

Ludzie stojący obok nas zaczęli pchać się w stronę wyjścia. Zaczęli uciekać? Ktoś zaatakował Armina, poczułam jak coś krzyczy i się szarpie, lecz ja przestałam już całkowicie kontaktować.

- Zdrajcy ludzkości!

To były ostatnie słowa, które pamiętam. Zemdlałam. 


***



Gdy się ocknęłam, było ciemno i przeraźliwie zimno a obok paliła się tylko jedna świeca. 

Przetarłam oczy, próbując zrozumieć, gdzie jestem i co się stało, gdy ktoś zniżył się na moją wysokość i zbliżył na tyle blisko, że zasłonił dostęp do światła. 

Był to Zwiadowca z czarnymi włosami opadającymi na czoło. Przestraszyłam się, gdy obserwował mnie chwilę w skupieniu, zupełnie nic nie mówiąc. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Wszystko mnie bolało, a chłód który odczuwałam powodował drętwienie moich kończyn. Miałam na sobie tylko sweter i spodnie od munduru. Opierałam się plecami o równie lodowatą ścianę, lecz odległosć między mną a mężczyzną była tak krótka, że nie miałam gdzie się odsunąć. Prawdopodobnie przyglądał mi się już wcześniej, gdy jeszcze leżałam nieprzytomna. Po kilku sekundach skojarzyłam, że musiał być to ten zwiadowca, który uratował mnie gdy odpiął mi się pasek. Wlepiał we mnie nieprzenikniony wzrok a jego oczy były szare i błyszczące.

- Miałem rację. Jesteś tylko człowiekiem - odezwał się niskim głosem.

Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, czy coś mam na to odpowiedzieć. Zawsze czułam się jak 100% człowiek. Dlaczego miało być inaczej? Dlaczego wwiercał we mnie to okropne spojrzenie?

Wydawał się młodszy niż był naprawdę. 

Uwolnił z kajdanek, jednak nie dopuścił, by jego dłonie dotknęły moich. Zrobił to niebywale szybko a kluczyk schował do kieszeni brązowawej kurtki. 

- Szkoda, że nie widziałaś min tych popierdoleńców jak uciekali na twój widok. Wszyscy sądzili że jesteś tytanką - fuknął.

Gapiłam się na niego ze zdumieniem a on tylko kiwnął głową, bym wyszła z celi.

Chwilę mi zajęło, nim rozprostowałam nogi i dałam radę przejść choć kawałek. Strzyknęły mi stawy a plecy tak niemiłosiernie mnie bolały, łącznie z ramionami, że czułam każdy mięsień. Walka z tytanami... Chyba sporo mnie kosztowała. 

Zwiadowca chyba był bardzo niecierpliwy, bo już prawie wypchnął mnie z celi. Zauważyłam, że był dość niski, taki chyba w moim wzroście. 

Ruszyłam więc wolnym krokiem.

 Nagle minęłam kratę, przed którą siedział...Eren. Jego twarz i ubranie było całe w zaschniętej krwi. Czy on żyje? Wyglądał jak trup. 

- Eren! - kucnęłam przy metalowych belkach. Eren poruszył się nieznacznie. - Kto ci to zrobił?! Jaki wyrok? - Chciałam, by mi wszystko powiedział. Chłopak był zakuty w dużo bardziej porządniejsze kajdany, które nie tylko trzymały jego dłonie, a także nogi. Jak mogli mu to zrobić... 

- Nie drzyj mordy, tytanko - upomniał mnie zwiadowca. - Musiałem go trochę zlać. Od dziś należy do Korpusu Zwiadowczego.

Czy ten facet powiedział "trochę zlać"? Eren wyglądał koszmarnie. Mógł go zatłuc na śmierć. 

- Życzę ci jak najlepiej, Rose. Szkoda że jednak nie będziemy mogli razem zabijać tytanów, bo szło ci całkiem nieźle - zaśmiał się. - No dobra, szło ci średnio . Obyśmy się jeszcze kiedyś spotkali - uścisnęliśmy sobie przyjacielsko dłonie. Musiał się nieco doczołgać, by mnie dosięgnąć. Nie chciałam puścić jego chłodnej i szczupłej ręki. Emocje wzięły górę i pociągnęłam nosem. Przynależność Erena do Zwiadowców nie dawała nam dużych szans na kolejne spotkania. Przecież ja nigdy nie wybiorę zwiadowców, tylko najprędzej stacjonarkę. Tym bardziej, że Eren był cały pobity przez tego karła natychmiast wywołało we mnie odrazę. Zwiadowcy powinni uśmiercać tytanów a nie wyżywać się na ludziach, w dodatku na nieletnim chłopaku... 

Eren. 
Prawdopodobnie widzę cię ostatni raz.

- Nie becz mi tu, idziemy - powiedział zwiadowca i pociągnął mnie w stronę wyjścia z więzienia.

Otarłam łzy, chlipiąc. Choć absolutnie nie rozumiałam motywu, dlaczego ten niski facet tak dotkliwie pobił chłopaka i za kogo się uważa, w głębi duszy poczułam ulgę. Darowano mu życie i dano szansę. Eren wreszcie będzie mógł robić to, co od dawna było jego celem.

A co było moim celem? Jutro ważny dzień. Wybranie przynależności. I na pewno to nie będą zwiadowcy. 

Witam w trzecim rozdziale i bardzo mi miło że tu jesteś!

Jak Wam się podoba pierwsze prawdziwe spotkanie Rose z Kapitanem? :) 


Napisz, czy odpowiadają Ci dłuższe rozdziały (min 1500słów) 

czy takie jak ten (900słów)? 


Trzymajcie się ciepło :)


Tu autorka z przyszłości: Jakby co, to dalsze rozdziały mają ponad 3000 słów xD 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro