Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 To już był ten czas kiedy mieli wpływać do Gran Line. Jak Trafalgar Law zapowiedział,  będzie chciał zamiast łodzi mieć łódź ale podwodną. Do tego załoga o wiele bardziej się rozrosła. Mei nie chciała wiedzieć skąd wytrzasnął jeszcze 8 ludzi. To prawda zatrzymywali się na innych wyspach i jednego udawało się brać do załogi ale jakim prawem łączni jest ich już 12? Gdy Mei bardziej o tym pomyślała, to dla niej było to wygodniejsze. Nie musiała ogarniać łodzi. Do tego sama mogła im rozkazywać kiedy na pokładzie nie było Law. Była wice-kapitanem, jego prawą ręką.

 Metalowa puszka nie była zanurzona. Pływała na wierzchu oceanu. Kiedy  nie było potrzeby to się nie zanurzali. Do tego Bepo gorzej odczuwał skutki dłuższego bycia pod wodą w duszącym powietrzu. Było mu naprawdę gorąco. Cóż miał grube futro, które ma go ocieplać przed zimnem, a oni wpakowują go w jeszcze duszne i ciepłe pomieszczenia. Teraz niedźwiedź posłużył jako poduszka dla Law jak to miał zwyczaju. Tyle, że zaszła jedna niewielka różnica. O kapitana opierała się, a bardziej wtulała Mei.
Białowłosa dziewczyna relaksując się przeglądała gazetę dostarczoną przez mewę pocztową. Na świecie jak na razi nic ciekawego się nie działo. Jakieś mniejsze czy większe zamieszki piratów z marynarką nie była ani trochę ciekawa i ekscytująca. Przerzuciła na następną stronę, a z niej coś wypadło. 

-Ooo Law patrz! - Mężczyzna uchylił powieki. Spojrzał na trzymany w jej dłoniach list gończy. Za 30 milionów beri była głowa jakiegoś dzieciaka w słomianym kapeluszu i wielkim uśmiechem. - To mój brat. - Zaśmiała się. Chwycił list gończy. Raz to patrzył na dziewczynę, a to na chłopaka ze zdjęcia. Niby było jakieś tam podobieństwo ale minimalne. Mieli inną barwę włosów, Mei posiadała trochę bardziej łagodniejsze rysy ale wyraźne no i była kobietą oczywiście. Za to chłopak miał bliznę pod  okiem, czarne włosy. 

-Monkey D. Luffy. - Przeczytał na głos. - Dlaczego nie płyniecie razem? - Spytał z zaciekawieniem. Nie pływała z kimś dla siebie bliskim. 

-Nie chcieliśmy. Każdy miał mieć swoja własną historię i przygodę. Dążymy do innych rzeczy. Po za tym nie wytrzymałabym z nim dłużej. - Tutaj uśmiechnęła się rozbawiona. Ta część zdania była oczywistym żartem. - Ale obiecaliśmy sobie, że spotkamy się na środku.

-Red Line?

-Dokładnie. - Odchyliła głowę patrząc w niebo. Metalowa puszka coraz bliżej znajdowała się burzowych chmur. - Mam nadzieje, że w tedy mnie słuchał i wie co to Red Line. Jednak znając go już zapomniał i nagle mu się przypomni w tedy kiedy nie będzie trzeba...

-Kapitanie! - Nad nimi stanął jeden z podwładnych. Jak każdy oprócz Law, Mei i Bepo mieli białe kombinezony. Na lewej piersi był znak załogi. - Za chwilę będziemy przy wejściu do wpłynięcia na Grand Line. - Ta osoba odpowiadała za sterowanie statkiem wraz z inną osobą z załogi. Jak na razie nie potrzebowali pomocy nawigatora ale no, teraz potrzebują. 

Ciemnooka wraz z ciemnookim wiedzieli co to oznacza. Wstali w swoim tępię. Mei jeszcze po drodze stukała Bepo po głowię mówiąc by wstawał i poszedł pomóc reszcie. Pół przytomny biały niedźwiedź wstał i poszedł do kokpitu. Pogoda z każdą minutą się coraz gwałtowniej zmieniała. W tym momencie znaleźli się po środku wielkiej burzy i huraganów.  Łódź mocno się trzęsła. Wszyscy nie licząc Law i Mei znaleźli się w środku nie chcąc potem przez przypadek wypaść. Ta dwójka postanowił zostać i obserwować wzburzoną naturę. To była norma kiedy chciało się wpłynąć na Gran Line, oczywiście z licznych opowieści jakie słyszała u osób będących podobna na Grand Line. Wiatr zawiał targając ich ubraniami. Stali w ciszy opierając się o barierkę. Monkey przodem, wychylała się delikatnie by spojrzeć w dół w rozwarstwiającą się wodę. Trafalgar tyłem co jakiś czas patrząc na postać obok niego czy przypadkiem nie chce trafić za burtę. Jak już wiadomo z Mei niemożliwe rzeczy stawały się możliwe. Obserwował jej spokojną mimikę twarzy. Delikatny uśmiech wkradł się i na jego usta. Jej oczy zdradzały wszystko. Ekscytacja płynęła z nich, policzki trochę zarumienione od zimna wiatru, usta spierzchnięte. Zwilżyła je językiem przegryzając ją jednocześnie. Wątpił by zmienił o niej kiedykolwiek zdanie. Intrygująca, niesamowita i piękna Monkey D. Mei. Jego serce dobrze mu podpowiedziało by zaproponować jej dołączenie do załogi. 
Dziewczyna za to cieszyła w duchu, w końcu rozpocznie przygodę po niebezpiecznych wodach Grand Line. Wykręciła głowę na mężczyznę obok niej. Cieszyła się, że natrafiła na takiego kapitana. W końcu nie musiała szukać i ostatecznie płynąć na Grand Line sama. Załoga też była dobra. Atmosfera była przyjemna. Nikt się nie kłócił chyba, że nagle Bepo odpali się tryb marudy. Uśmiechnęła się szerzej i w ty czasie Law na nią spojrzał. Patrzyli sobie w oczy aż mocniej nie zakołysało. Białowłosa postąpiła kilka kroków. Mokra nawierzchnia zrobiła swoje i wygrały prawa fizyki. Leciał coraz bardziej w dół. Law tylko wykręcił oczami łapiąc ją w pasie. Nie spodziewał się jednak, że utrzymanie równowagi będzie trudniejsze w taką pogodę. Nie zdążył się złapać poręczy. W powietrzu okręcił ich w o 180 stopni tak, że on sam wylądował na podłodze, a Mei na jego klatce piersiowej.    

-Lepiej byśmy weszli do środka. - Mei leżała z skwaszoną miną moknąc w najlepsze. 

-Chyba masz rację. - Odetchnęła głęboko patrząc na mężczyznę. Wstała i chcąc być pomocna wystawiła dłoń by szatyn mógł wstać. Przyjął ją. Zapierając się nogami i trzymając barierki pomogła mu wstać.

Do kajuty weszli już po kilku sekundach przemoczeni. Mieli dziwne deja vu. Tylko teraz nie ratowali niedźwiedzia z opresji. Ktoś z załogi szybko podał im ręczniki. Od razu ich dwójka po wytarciu się tak by woda nie kapała na podłogę poszli do pokoi się jak najszybciej przebrać. Białowłosa patrzyła smętnie na swoje ulubione haori. Pocieszyła się w myślach, że jak wyschnie to ponownie je założy. Przebrała się w jakieś luźne ubrania. Nie wiedzieć skąd ma jakąś dużo koszulkę z jakimś wzorem. Pierwsze lepsze spodenki wzięte z brzegu i gotowe. Nie wiedziała kiedy dotrą na następną wyspę ale wiedział, że to nie stanie się prędko, więc w tym czasie wszystko będzie suche. Maskę położyła na biurku. 

W samej łodzi podwodnej o kolorze żółtym nie znajdowało się tylko kuchnia, łazienka czy miejsce do sterowania nim. Mieściło się tu jeszcze mały pokoik, w którym Mei sama pomieszkiwała, trochę większa gdzie sypiał kapitan i największa dla reszty załogi oraz miejsce dla bardzo nowoczesnych i profesjonalnych sprzętów medycznych, które należały do Law. Nie był on tylko kapitanem ale i lekarzem. Musiał w końcu posiadać jakiś sprzęt. Z ręcznikiem przewieszonym przez szyję wyszła z pokoju. W tym samy czasie co kapitan. Spojrzeli na siebie. Law zawiesił się na chwilę to przecież była...

-Skąd masz moją koszulkę? - Ewidentnie to była jego odzież. Nie mógł się pomylić. Jest wręcz pewny, że należało to do niego. Jednak to było tylko ubranie. 

-He? - Spojrzała w dół ciuch. - Była u mnie w szafie. Chcesz ją z powrotem?

-Nie trzeba. Byłem ciekawa skąd to masz. - Razem ruszyli do kokpitu. Chcieli mieć wgląd na to gdzie płyną. Bepo i jeden z załogi już tam urzędowali lecz nikt nie śmiał usiąść na miejscu kapitana. Obrotowe krzesło przymocowane na środku metr przed panelem sterowania. 

Usiadł na nim odchylając oparcie do tyłu. Nogę założył na drugą, łokieć oparł ramę obok, a na niej głowę i uważnie przyglądał się obrazowi. Mei za to stanęła za nim po prawej stronie. Ekran przed nimi pokazywał im dalszy stan na dworze. Nic się nie zmieniło. Dalej szalała. Byli coraz bliżej przejścia. Woda pięła się ku górze. Wielka ściana z samego głazu nie wyglądała jakby miała jakikolwiek koniec. Mgła bardzo zasłaniała widoczność. 

-Wpłynęliśmy w odpowiedni prąd morski szefie. - Bepo za kataną i kosą na plecach stanął obok kapitana. - Zaraz będziemy wpływać ale może nami porządnie zatrząść. Będziemy musieli uważać by nie wlecieć w ściany. 

Niedźwiedź polarny jakimś cudem mógł nieść na swoich plecach przeklętą kosę. Nie każdy dawał radę ze względu na swoją bardziej niż u innych mroczną aurę. Bepo nigdy nie skarżył się by coś było nie tak. Broń jakby nie dawała rady z nim zwyciężyć albo nie chciała... W rękach Mei stawała się jeszcze inna. Gotowa do walki by pociąć wszystkich, a tak u misia uspokajała się. Nigdy nie spotkała takiej broni. Ten świat jak myślała jest naprawdę ciekawy i pełen niespodzianek. Chciała dowiedzieć się o kosie jeszcze więcej. Mimo, że gdziekolwiek były książki to szukała do czytania jakiś opowiadań ale i sprawdzała z bronią. Jak na razie dotąd nie mogła znaleźć ani jednej wzmianki o broni białej. Już przekonała się, że w takich miejscach nie znajdzie na ten temat nic. Mimo wszystko nie ma zamiaru się poddawać i szukać dalej aż w końcu znajdzie o niej całą prawdę.  

Oparła się o siedzisko kapitana. W skupieniu patrzyli jak łódź w gwałtowniejszych ruchach płynęła z prądem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro