Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Każdy pirat marzy by dostać się na te niebezpieczne wody. Na Grand Line. Jednak nie wszystkim się to udawało. To była trudna przeprawa. Trzeba mieć dobrego nawigatora oraz statek. Ocean może zgubić. Mimo, że wygląda na bezpieczną wodę to tak nie jest. Kiedy wiatr stanie się silniejszy woda się wzburzy i wtedy woda staję się niebezpieczna. Do tego tworzą się prądy z których nie można wyjść.  Musisz trafić na właściwy i płynąc razem z nim. Nie opieraj się przyrodzie. Do tego trzeba mieć zaufanie do załogi a najbardziej do nawigatora. Trzeba powierzyć my życie i się go słuchać bez względu na wszystko. 

Właśnie w tej chwili w sterowni na środkowym krześle siedzi Law - kapitan załogi sercowych. Nogi położył na panelach przed nim patrząc w ekran, a ręce podłożył pod głowę. Bepo - niedźwiedź polarny, który potrafi gadać oraz walczyć stylem karate. Jeden z podwładnych otrzymuje wytyczne on nawigatora sterując odpowiednio statkiem. A stojąca po prawej strony bruneta, Mei przyglądająca się jak silny morski prąd ciągnie ich wysoko, w górę. Jeszcze chwila i w końcu znajdą się na Grand Line. Oczy zaświeciły się jej z ekscytacji i aż podeszła do ekranu by więcej widzieć. Law tylko zerknął na nią wzrokiem jak wymija go i staje przy dużej szybie. Ciągle miała na sobie koszulkę i krótkie spodenki. Niestety jej strój jeszcze nie wyschnął. Włosy dalej były zaplątane w już rozwalającego się warkocza. 

-Wyglądasz jak nabuzowane dziecko. - Wysoki brunet poprawił się na siedzisku obserwując gwałtowną reakcję dziewczyny. Aż za bardzo ją nosiło. 

-Odezwał się gbur. - Pokazała mu język jak małe dziecko, na co Law tylko zmarszczył brwi i pokręcił głową. Czasami naprawdę jej charakter można było tylko i wyłącznie podłożyć pod kapryśne dziecko. Mimo wszystko i tak nie mógł by jej się pozbyć. Za bardzo ją polubił i była jeszcze jego prawą ręką. W tej kwestii dalej się zastanawia jak do tego doszło. 

Załoga wiedząc, że Mei jako pierwsza była w załodze sercowych to raz za razem mówili coś o tym, że jest wice-kapitanem. Wmawiając sobie tak w końcu oficjalnie się to przyjęło i Monkey została zastępcą kapitana Trafalgar. 
Łódź podwodna gwałtownie skręciła w lewo ponownie po raz enty pozwalając by Mei z łatwością mogła się wywrócić. Zaśmiała się ucieszona i złapała za powieszone wysoko nogi kapitana, który położył je na panelu sterowania, ale tak by niczego nie kliknąć niepotrzebnie. Żółta łódź tym razem wraz z prądem gwałtownie popłynęła w dół. 

-Czy ty w końcu możesz się nie wywalać przy nadarzającej się okazji? - Białowłosa dalej tuliła się szeroko uśmiechnięta do nóg Law. Jakoś nie zwrócił większej uwagi na ten stan rzeczy. W ogóle nie poczuł irytacji. Kompletnie mu to nie przeszkadzało, że trzymałą się jego kończyn. Westchnął głęboko. 

-To nie moja wina, że tak trzęsie. - Zachichotała głupio. Z głupią myślą spojrzała na nogi po czym na Law. Zaczął przeczuwać, że nie za dobrze się to skończy. Mei zadowolona z swojego ekstra pomysłu odczepiła ręce by potem położyć się brzuchem na nogach i tak wisieć. Teraz jednak brew Trafalgar'a podskoczyła. Przymknął oczy odchylając głowę. Ewidentnie ma za dużo energii. Musiał napiąć nogi, by kolana nie poszły w drugą stronę.

-Kapitanie! - Bepo podszedł i spojrzał na ową dwójkę nie próbując nawet komentować tego co się właśnie odwala. Mei jak głupia próbując machać nogami i rękami leżąc brzuchem na nogach Law i chichotając jak głupia. Za to szatyn siedzący na krześle miał kompletnie na to wywalone i próbował zasnąć. On to nigdy nie zrozumie rasy ludzkiej. - Oficjalnie ogłaszam, że jesteśmy już na Gran Line oraz błagam byśmy zatrzymali się przy tej latarni morskiej wskazał palcem na szybę. 

Obydwaj jednocześnie spojrzeli na ekranik. Rzeczywiście. Przez tą chwile zapomnieli w ogóle zo robią. 

-Zgoda! - Mei odpowiedziała za niego. Zeskoczyła z nóg i popędziła na boso do wyjścia. Bepo tylko uradowany popędził za nią. Musiał się przewietrzyć. Ta duchota go dobijała, a najgorzej i tak było kiedy się zanurzali na długie godziny i nie mieli kiedy wyjść, przez co topił się. Ewidentnie nie lubił ciepłego otoczenia ale mus to mus.
Mężczyzna tylko powoli wyprostował się na krześle. I tak czy tak musieli zatrzymać się przy latarni. Za pewne znajduję się tam osoba, która da mu kilku informacji wstępnych, którą są potrzebne by tu pływać i nie zginąć. On za to jako normlany człowiek poszedł się jeszcze przebrać. Ubrania były już suche. Szybko je założył. Reszta złogi była już na zewnątrz podziwiając drugą stronę tej nieszczęsnej góry. 

-Ale fajowa wieża! - Bepo i Mei pognali do czerwono-białego budynku. Kiedy oni tam podbiegali wyszedł z niego wysoki barczysty facet. Jego ciało było otoczone dużą ilością tatuaży. Czarna broda sięgała mu do brzucha. Był łysy a do tego na jajowatej głowie odznaczała się para okularów przeciw słonecznych. Czarny podkoszulek przylegał do jego umięśnionego ciała, a niebieskie spodnie były trochę za duże w nogawkach. No i nosił klapki. -Dobry. - Gwałtownie zatrzymali się przed nim. 

Jak nic mierzył ponad trzy metry wysokości. Miś oraz białowłosa poczuli się przytłoczeni jego wzrostem. Cofnęli się o krok od niego. Wtedy szyje wygięli do góry mrugając co jakiś czas. 

-Ale wysoki.

-No.

-Jest wyższy od ciebie Bepo

-Wiem.

Law tylko pokręcił głową na ich zachowanie. Stanął przy dziewczynie. Potargał jej włosy i w tedy postąpił krok przed nich. 

***

Jak się okazało ten facet ma na imię Arata. Od niedawna zaczął pracę na latarni. Jego poprzednik poszedł już na zasłużoną emeryturę. Z chęcią odpowiadał na zadawane przez Law pytania sam dodając coś od siebie. Mimo bardziej groźnego wyglądu był miły i przyjazny. Mówił jeszcze odpowiednie informacje jakie powinni jeszcze wiedzieć. Dał im nawet potrzebny na podróż log pose. Zaprosił załogę  na herbatę. Law chciał odmówić i płynąć dalej ale Mei odpowiedziała za niego i zgadzając się tym samym. Aktualnie wszyscy pili herbaty w filiżankach delektując się świeżo zaparzoną zieloną herbatą. Arata z chęcią opowiadał o swoich kwiatkach doniczkowych, które hoduję. W końcu jednak skończył się napar i z głosem nie znoszącym sprzeciwu Trafalgar ogłosił by już wypływać na morze. Zaczynała go brać delikatna irytacja.

-Mei! - Dziewczyna odwróciła się zaciekawiona. Arata podszedł do niej z z rumieńcem na twarzy podarował jej kwiatka w doniczce. W ręce dostała średniej wielkości brązową doniczkę. W niej był kwitnący kwiatek niebieskiej hortensji. Zaskoczona zamrugała i spojrzała na faceta. - To dla ciebie. - Podrapał się po głowie zakłopotany.

-Oo dziękuje. To bardzo miłe. - Uśmiechnęła się uradowana na co barczysty facet oblał się jeszcze bardziej różem. -Do widzenia! - Pomachała mu i wskoczyła na łajbę.

-Kapitanie chcą nam ukraść Mei! - Shachi patrzył oburzony na wysokiego faceta. - Chcę ja rozkochać w sobie by zatrzymać przy sobie! Tak nie może być.

Law nie odpowiedział tylko z niepokojącym wzrokiem patrzył na tą całą sytuację. Nie podobała mu się. 

-Law! Zobacz co dostałam! - Łódź już odpływała. Nie mieli zamiaru znowu się zanurzać więc na spokojnie mogli siedzieć na powierzchni. - Ładne nie? Chodź niebieski to nie za bardzo mój kolor i nie wydaje mi się by długo u mnie przetrwało ale to bardzo miły gest! Jednak i tak wole jakieś drzewko czy coś w kolorze białego, a może żółtego? OOo albo czarnego. Też może być. - Uśmiechnięta dalej gadała do kapitana. Patrzył na nią uważnie by potem przenieść wzrok na kwiatek. Poczuł dziwne uczucie. Jakby coś go ściskało. -Mam prośbę! - Wrócił do niej wzrokiem. - Czy zaniesiesz to do mojego pokoju? Jestem głodna i idę buszować po kuchni! - Wsadziła mu do rąk doniczkę nie dając czasu na żadną odpowiedź. - Dziękuję! - I odbiegła.

Trafalgar Law został sam na powierzchni. Nagle jego oczy niebezpiecznie zabłysły. Uśmiechnął się z widoczną arogancją i wyrzucił kwiatka za siebie. W głębi duszy był z siebie cholernie dumny. Gdy szedł do środka by ogłosić zanurzenie za sobą usłyszał tylko plusk wody. 

Po pewnym czasie gdy byli już pod wodą Mei weszła do kajuty by w końcu się przebrać w swoje ubrania. Stanęła na środku pokoju. Przyłożyła dłoń do twarzy układając ją tak by oprzeć na niej swobodnie głowę. Był to gest zastanowienia.  W samym pokoju nic się nie zmieniło ale czegoś jej brakowało... No tak! Kwiatek w doniczce. Nie było go. Poszła na skargę do kapitana.

-Dlaczego nie ma u mnie w pokoju kwiatka? - Znowu byli w pokoju nawigacyjnym w tej różnicy, że byli sami. 

-Bepo zjadł. - To było pierwsze co mu przyszło do głowy. Nie spodziewał się by Mei w to uwierzyła ale nie miał czasu by obmyśleć to. Zapomniał o tym.

-He... - Wiedział, że nie uwierzy. - Nie wiedziałam, że też jest roślinożerny i gustuje w kwiatach... - Uwierzyła! W duchu palnął się w czoło. - ALE JAK ON MÓGŁ?! - Już się odwracała by iść do niedźwiedzia ale zatrzymała go ręka na głowię. 

-Niedźwiedzie ogólnie są wszystko żerne. Nie zawracaj już sobie tym głowy. Kupię ci potem innego. 

-Zgoda! - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - Trzymam cię za słowo.

-Oczywiście.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro