Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Mężczyzna jest wysokim i szczupły. Ma czarne włosy, które są zakryte przez białą czapkę z szarymi plamkami. Ma też bródkę i baczki. Nosi żółtą koszulkę z jakimś wzorem. Ma także jasne jeansy z dziwnymi plamkami, podobnymi do tych, które ma na czapce. W każdym uchu ma po 2 kolczyki. Miał poważny wyraz twarzy ale arogancji wzrok. 

-Trafalgal Law. - Upił łuk z kufla. - A ty to pewnie, Monkey D. Mei? - Dziewczyna nawet nie odpowiedział. Skinęła głową i upiła pierwszy łyk drinka. - Mam dla ciebie propozycję. - Dalej nic nie mówił. Po prostu miał propozycję i to od Mei decydowało czy chce jej wysychać czy nie.

Człowiek siedzący obok niego zaciekawił go i to bardzo. Nie spotkał nigdy osoby o takim ciekawych sposobem bycia i charakterze. Nie poznał jej ani trochę, dosłownie dopiero teraz się spotkali nie licząc tego w porcie, ale mimo wszystko czuję od niej coś niespotykanego. Ciągnęło go do tej drobnej postaci. 
Mei miał podobne odczucia. Jego aura była poważna, arogancka ale jakaś uzależniająca. Czuła ciepło rozlewające się po cielę. Serce szybciej zabiło, a w pomieszczeniu zrobiło się jakoś cieplej. Dopiła kolorowy napój i wstała. Musiała wyjść. Przerzuciła kosę na plecy, plecak przez ramię, maskę założyła. Bez żadnego słowa wyszła z baru. Ramię w ramię kroczył Law. Nie odzywali się do siebie ani razu od wyjścia z baru. Szli spokojnie uliczkami wchodząc coraz dalej za miasto. Tłumy dzisiaj wyjątkowo dokuczały. Hałas od nich brany naprawdę był już nie do zniesienia. Gwar dawał się we znaki. Co jakiś czas musieli być bardzo blisko siebie by w ogóle przejść. Po dobrych dziesięciu minutach stali jak kołki przy jakiejś łodzi. Law z wyciągniętą ręką zaprosił ją na podkład. Puki co mu nie ufała więc była w gotowości by zaatakować lub się obronić. Czuła, że ma do niej jakiś interes więc tylko kroczyła przy nim. 
Statek na pewno jest większy niż jej poprzedni. Nikogo na nim nie było oprócz ich dwójki. Czarna piracka flaga powiewała na wietrze. Ona wiedziała z kim poszła. Pirat. Rozsiadła się na wolnym krześle i czekała. Dostała dzbanek z filiżankami. W środku była zielona herbata.

-Nie wyglądasz na takiego co pije w filiżankach. - zaczęła. 

-Ty nie wyglądasz na osobę, która potrafi walczyć. - Miał rację, nie wyglądała i to właśnie gubiło jej przeciwników. Myśleli, że zadzierali z kimś kto nawet walczyć nie potrafi. Osoba, która z ciekawości czy przez przypadek znalazła się na statku pirackim. Nawet jak miała kose to mogła nie raz usłyszeć, że co robi tu taka kruszynka jak ona.

-Dobra, czego ode mnie oczekujesz?

-Mimo, że na to nie wygląda ale zbieram załogę.  Chciałabyś do mnie dołączyć? - Rozlał do filiżanek herbaty czekając na odpowiedź. Nie oczekiwał jej od razu ale cóż zdziwił się.

-Zgoda.

-I to tyle, nie masz nic więcej do dodania?

-Twoja aura mówi, że jesteś silny. - Pochwyciła naczynie. - A to czy będziesz dobrym kapitanem to się okażę. 

-Huh, zaciekawiłaś mnie jeszcze bardziej. - Oparł się łokciem na kolanie, a na niej położył głowę, obserwując dziewczynę. - Mam nadzieję, że będzie dobrze nam się pracowało, Mei.

-Też mam taką nadzieje, kapitanie.

Szczęście, że się zgodziła. Jego sumienie krzyczało w jego głowię by ją wziąć do siebie na pokład. Będzie przydatna. Do tego jest silna. Ma zamiar jeszcze kogoś zwerbować, bo przecież nie będą podróżować we dwóch.

Białowłosa uderzyła ręką w czoło, oczywiście to działo się w jej głowię. Dlaczego od razu musiała się zgodzić? Dlaczego nie mogła przeczekać chociaż trochę dłużej by rozmówca miał zwątpienie w oczach? Naprawdę chciał siebie ukatrupić. Jej głos sam tak powiedział, nie planowała tego. Wyszło jak wyszło. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba iść do przodu przed siebie. I tak w końcu by się zgodziła. Musiała w końcu dołączyć do kogoś. Nie wiedzieć czemu skądś kojarzyła te nazwisko i imię. Gdzieś je mogła przeczytać ale skąd to nie wiedziała. Jej nowy i pierwszy kapitan wyglądał na sprytną i mądrą osobę. Naprawdę w sercu poczuła ciepło, że to będzie pierwsza i ostatnia załoga do jakiej dołączy. Zostanie w niej na zawsze. Uśmiechnęła się pod maską, ściągając ją w końcu. Ukazała delikatnie różowe policzki. Wiatr stał się chłodniejszy. Jednak to co zrobiła to była czysta głupota ale mimo, że minęło kilka sekund od jej zgody to z każdą kolejną ani trochę nie przestała żałować swojej decyzji. Czy podjęła ją świadomie czy nie to już nie miało znaczenia. Ważniejsze jest to co jest teraz a nie co będzie jutro czy kiedyś. Może wyszła na idiotkę ale w końcu jest w załodze. Nowo utworzonej ale jednak. Cieszyła się. Ciekawe co by powiedział jej brat... No tak za jakieś cztery dni to on w końcu wyruszy. Musi dopilnować by obietnica się spełniła. 

Herbata miał idealną temperaturę do wypicia. Zrobiła to duszkiem. Była naprawdę dobra. Mężczyzna na przeciw niej patrzył na nią uważnie. 

-Dokąd najpierw będziemy płynąć? - Zadała nurtujące ją pytanie.

-Od razy będziemy kierować się do Grand Line, a po drodze może spotkamy następne osoby, które będą mogły być w załodze. Co ty na to? - Czy jej zdanie było ważne? Jak widać chciał się z nim liczyć. Zaimponowało jej to i też zapunktował. Szanował jej zdanie. Mimo, że dopiero co się poznali, utworzyli załogę to zdążyli sobie zaufać? Może nie w pełni, ale powoli poste miejsce zaczęło się wypełniać. To aż absurdalne! Ale i prawdziwe. Przygoda Mei naprawdę zaczyna się wyśmienicie. 

-Nie widzę żadnych sprzeciwów, kapitanie. - Spojrzała na niego rozbawionym wzrokiem. 

-No, ja mam nadzieje. - Zniżył głos. Był bardzo przyjemny dla ucha. Chciała go słuchać o wiele dłużej...

***

Nie było sensu w chowaniu pieniędzy jakich się miało więc od razu wyłożyli wszystko na ladę. Zaczęli wypełniać statek w potrzebne zaopatrzenie. Jest ciekawa miny kiedy Law odkryję jej wielki apetyt i to jak jedzenie potrafi szybko znikać...
Nieważne.
Na rozmowy też był czas. Chcieli się bardziej poznać skoro mają razem podróżować, razem dzielić przygody i walki. Musieli uzupełnić swoje słabości i wzmocnić mocne strony.  Do tego musieli jakoś zająć nudę. Rozmawiali przy kartach. Co jakiś czas na zmianę sprawdzali czy dobrze płyną lub czy nie ma gdzieś jakiejś wysp, na której mogą na chwile wejść. Bronie leżały gdzieś daleko. 
Sam statek by zrobiony z ciemnego drewna. Znalazły się też dodatki z jaśniejszych ale górował ciemny kolor. Duże maszty w kolorze bieli z namalowanym znakiem dla każdego pirackiego statku. Nie mogło też zabraknąć tej małej czarnej flagi wyginającej się w dzikim tańcu pośród wiatru.  W statku mieściła się kuchnia, łazienka i miejsce do spania.

-To jest mapa do Grand Line? - spojrzała na rozłożoną obok kart papier z rysunkami wód i wysp. Wymieniła kartę na inną. Spojrzała na osobnika przed sobą.

-Tak, zdobyłem ją niedawno. Facet chyba nie wiedział co mi sprzedaję prawię, że za darmo. Mógł na tym więcej pieniędzy ugrać ale jak widać nie znał się. - Wymienił dwie. Skrzywił się. Mei wiedziała, że kłamie swoją mimiką. Nie miała zamiaru być gorsza. On miał nadzieję, że uda mu się ją oszukać. Marne to były nadzieję. Wymieniła jedną. Ugryzła się w wargę udając swoje zdenerwowanie. Mężczyzna chyba tak tego nie przyjął, bo spoglądał na przegryzioną wargę. Pokręcił głową. Trudno go było rozproszyć.

Patrząc na siebie równo położyli karty odrywając je wszystkie. 

-Oj, chyba coś ci nie idzie, kapitanie. - Uśmiechnęła się szeroko. 

-Cieszysz się jakbyś wszystko wygrywała. Mam ci przypomnieć jaką miałaś minę gdy przegrałaś rundę temu? - Arogancko się wyprostował z błyskiem w oku.

Białowłosa patrząc na szatyna wywróciła oczami. Musiał to robić. Wstała by zobaczyć czy nie ma czegoś ciekawego za burtą. Przyszła właśnie jej kolej. Wyszła na przód. Zamrugała oczami przekręcają głową. Kula armatnia leciała w kierunku statku, a dokładniej w jej głowę.

-Law! - Krzyknęła do kapitana.

-Co? - Usłyszała ruch krzesła ocierającego się o podłogę. 

-Chyba mamy gości. - Gdy kula już była przy jej głowie, ta sprawnie odepchnęła swoją mocą kupę żelaza. Wysoki szatyn stanął obok niej. Podrapał się po karku znudzony.  

-Chyba musimy ich jakoś przywitać. - Podał jej kosę, a sam przełożył długą katanę przez plecy. Maskę nałożyła na twarz. - Okropną to ma aurę śmierci i mordu, jak ty możesz z tym walczyć?

-Do wszystkiego da się przyzwyczaić. 

-Kiedyś ci to wypomnę. - Obaj podskoczyli na płotek i gdy statek piracki był już blisko, nie myśląc długo wskoczyli na drugi pokład. 

-Będę czekać. - Zamachnęła się kosą, a ostry powiew płatków sakury poleciał do przeciwników z szablami obalając ich. Krzyki wyleciały z ich ust, a krew pokapała na drewno barwiąc je.

-Room. - wokół nich powstała jakaś al'a bariera. Wyglądała jak półkole. Kilkoma machnięciami dłoni przeciwnicy będący w zasięgu "pomieszczenia" zaczynali mieć coraz to dziwniejszy wygląd. Ich kończyny bez bólu ani krwi zostawały odcinane przez moc chłopaka. Składał ich jak tylko chciał. Łączył ich nawet z beczkami. Przekomicznie wyglądali. 

Skoro Law zajmował się tymi w półkolu to ona zajmie się tymi co byli poza nimi. Ciało stało się różowymi płatkami. Rozprzestrzeniła je. Wrogowie byli zdenerwowaniu. Ukazała się za większą częścią. Kosa gładko przez nich przeszła. Z krzykiem upadli. Przeciwnicy starali się coś ugrać ale byli kompletnie bezsilny na osoby używające mocy szatańskiego owocu. Nie mogli nic zaradzić. Ich kapitan w panice upadł na tyłek trzaskając kość ogonową. Z szerokimi oczami patrzył jak jego załoga upada w jednej sekundzie. Myślał, że to słabe płotki ,które łatwo obrabuje. Nigdy by nie spodziewał się, że na North Blue znajdują się tak silne osoby. 

Law i Mei stanęli przed kapitanem załogi. Dziewczyna ściągnęła maskę. Lubiła w niej walczyć. Było jej po prostu wygonie i już się tak przyzwyczaiła. Jednak gdy się kończyła to ją ściągała i przypinała do biodra. 

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro