Rozdział 69

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Mam nadzieje, że masz jeszcze siłę, stara wiedźmo!

-Za kogo ty mnie masz gówniarzu?!

Sytuacja bynajmniej nie była za radosna i pozytywna. Przynajmniej dla przeciwników Imperatorów Mórz. Walka coraz bardziej przyspieszała i stawała się dynamiczna, a kolejne techniki były jeszcze silniejsze. Najgorsze Pokolenie władowało w nich wiele ataków a i tak wyglądali jakby nigdy nic im się nie stało czy wcześniejsze starcie nie miało miejsca. Na Kaiodu nawet nie robiło wrażenia, rana którą chwile temu poniósł. Już dawno przestała krwawić, a jedyne co po niej pozostało to widoczne szarpnięte łuski. Sytuacja stawała się mało pocieszająca kiedy ta dwójka potężnych piratów, stwierdziła o wykonaniu łączonego ataku. Mei ugięła nogi w kolanach chcąc chodź trochę przeciwstawić się sile wiatru jaki nagle wzmógł się na powierzchni. Pochyliła głowę by piasek nie wpadał jej w oczy. Stanęła przy Law, a ten zrobił krok po skosie przed nią, dzięki czemu miał teraz dziewczynę połowicznie za sobą by w razie czego był w stanie szybko ją gdzieś zabrać z dala od kolejnej nieprzyjemniej techniki tamtej dwójki. 
Wszyscy z wielką presją czekali aż w końcu Big Mom i Kaidou pokażą na co ich tak naprawdę stać. Ich chęć dominacji i presji oddziaływała, na otoczenie robiąc delikatny zamęt. Dominacja jaką wytwarzali, ścierała się, aż w końcu zdołała zmieszać i połączyć. Unieśli swoje bronie w jednym ruchem i krzykiem ,,Hakai!", powstały atak z gigantyczną prędkością zmierzał w ich kierunku. 

-Jest źle!

-Szlag! 

-Nie unikniemy  tego!

Atak zmierzał w ich kierunku, a chwila gdzie jeszcze moment temu przechodził pozostawiał po sobie dosłownie wypalony ślad. Momentalnie Mei w powietrzu wyczuła strach i obawę. Nic dziwnego. Zaraz mieli zostać straci dosłownie w pył. Nieważne co zrobi, nie obroni tego! Gdyby miała swoją broń, swoje przedłużenie kończyn. Zlękła się. Z takim czym jeszcze nigdy nie miała do czynienia... 
Przed oczami mignął jej moment kiedy walczyła za swojego brata. Akainu puścił mnóstwo wielkich kul magmy. Także obawiała się tej techniki. W końcu przez nią miała bliznę na plecha, którą w sumie już okalał tatuaż, zakrywający jej dawną pamiątkę. Zacisnęła pięści w przypływie determinacji o przerwanie. Odetchnęła. Musiała zrobić jak wcześniej kiedy atakowała Kaidou. Skompresuje swoje wiśnie. Nie widziała na ile to podziała. W końcu ogień to jej pięta achillesowa, a w tej technice jej nie brakowało. Musiała chodź spróbować! Przed chłopakami nagle powstała wielka ściana skompresowanych w milionowych ilościach płatkach delikatnego kwiatu. Atak zderzył się z tą techniką. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na nią w szoku. Jako jedyna była w takim czasie zareagować i cokolwiek zrobić. Dała im cenne sekundy. Może i dzięki tej walce z potworami w końcu zdołała pojąc swoją siłę i ją zmieniać, ale dalej to były jej początki, a czasu na utrwalenie tego były nikłe, więc i trwałość takiej techniki tym bardziej. Jak przeczuwała, i słyszała delikatny dźwięk spalania. Starała się dokładać kolejne warstwy temu, ale nikłe były jej próby. Zacisnęła mocniej szczękę i warknęła zła. Musiała dać radę by ich uchronić, by dać i szansę!

-Teraz!

Jak zaczarowana i dająca rządzić się instynktem opuściła ścianę a przed nimi mignęła jedna postać. Odetchnęła.  Dała chłopakom na tyle czasu, że teraz mgła odsapnąć. Zabrało to z niej naprawdę sporo energii. Patrzyła jak Zoro zajmuje miejsce jej ściany i przytrzymuje na swoje katany atak wroga. 
Najzwyczajniej doszła do niego myśl, że on wolał szybciej odpaść, bo Mei była tutaj bardziej przydatna niż on teraz i w tej chwili. Jedyne o czego się teraz nadał to ochrona przyjaciela i sojuszników. 

-Wynoście się stąd! - Zagrzmiał. - Jeśli nie uciekniecie, zostaniemy unicestwieni! 

-Zoro! - Wrzasnął Luffy. 

Minęła sekunda, a technika wstrząsnęła całą wyspą i zniknęła pozostawiając po sobie dym. 

-Wszyscy wyparowali, ale wciąż ich słyszę - odezwał się spokojny Kaidou. 

-Uniknęli tego? Jestem pod wrażeniem - przyznała Big Mom. 

Law w ostatnim momencie zdołał wszystkich przenieść z dala od niszczycielskiej siły. Jednak Zoro doznał poważnych obrażeń. Leżał na ziemi z miną ukazującą wielki ból. 

-Zoro-ya, żyjesz? - Dopytał. 

-Chyba tak - odparł z wielkim trudem. Mimo wszystko to on najwięcej na siebie przyjął.

-Zablokowanie tego to był wielki wyczyn. Dzięki. - Kid spojrzał wpierw na szermierza, a później na siostrę Słomianego Kapelusza. Ta tylko kiwnęła głową oddychając powoli opierając głowę o ramię Law, który wraz z Rozczochranicem siedzieli na skale.

-No, a gadzie Luffy? - Zdołała dopytać.

Jak na zawołanie z kłębka dymu w górę wyskoczył bliźniak Mei. Wściekły wykrzyczał imię Pirata Bestii. Wymierzył w przeciwnika swoją płonącą pięść. Ten szybko odchylił głowę co widocznie zadowoliło Słomianego, który z chytrym uśmiechem spojrzał w oczy przeciwnika przelatując obok niego. 

-Zrobiłeś unik, co Kaidou? - Zaśmiał się zadowolony. - Bałeś się, że zaboli? 

Poleciał za nim co smok wykorzystał i uderzył chłopaka swoją maczugą. Ten tylko wyciągnął przed siebie dłonie okalając je haki by ostudzić atak. Mimo to i tak poleciał dalej wiele metrów. 

-Zdecydowanie za małe doznania - wypowiedział się Kaidou. - Nie jesteście w stanie uczynić tej walki nieco bardziej ekscytującą? Bym poczuł strach! Nie sądzicie, że byłoby wspaniale, gdybyście zdołali mi zostawić na pożegnanie bliznę oraz porządnie mnie przestraszyć? Bo w krótce będziecie martwi. Tak ja mówiłem zabiorę wam wszystko! Jedyne kto z waszej szóstki zdoła się uchronić to kolorowo włosa dziewucha, która potrafi odczytywać te przeklęte kamienie. Mam nadzieje, że o tym nie zapomnieliście?! 

Mei prychnęła.  Law, Kid, Killer i nawet Zoro ustawili się do swojej pozycji oznaczającą gotowych do walki. Zacisnęli szczeki wściekli z słów smoka. Do ich płonącego ognia, oliwy dolała jeszcze Big Mom.

-Zaczynam się niecierpliwić i muszę jak najszybciej zdobyć ich głowy! Wykończmy ich następnym atakiem Kaidou! 

-Tak, zabijmy ich w końcu! Bezcelowa zabawa, w ogóle nie daje frajdy. Życie wymaga dyscypliny! 

-Przestań w końcu pieprzyć! - W tym samym czasie Luffy wyskakujący z wcześniej otaczających go na około głazów krzyknął wraz z swoją siostrą. Stanął przy Mei. - Nie kończy się zabawy bez zgody drugiej osoby! - Ponownie odezwali się i wypowiedzieli to samo z zaciętą miną. Przez chwile wydawali się jak jedna kropla wody. Nie dało się odjąć bycia jedną i tą samą osobą. Stali hardo i patrzyli oponentowi w oczy. 

-Coś powiedzieliście?! - Warknął Kaidou z skwaszoną miną. 

-To nie ty wygrasz! - Słomiany wypowiadał się dalej. - Pokażemy ci naszą determinację, Kaidou! 

-A na co to komu?  - Zagrzmiał. - Przestać mędrkować, Słomiany! Zgodnie z życzeniem skręcę ci kark! - Zacisnął pieść przed sobą pokazując z jaką łatwością jest w stanie to wykonać. 

Dwójka Imperatorów ruszyła. Na przodzie jednak był smok, który dopadł do wysuniętego chłopaka w słomianym kapeluszu i posłał go po raz kolejny w głazy. Drugą w kolejce była Mei, która zaraz zaszarżowała do przeciwnika, jednak po krótkiej serii bloków i ataków, oberwała w brzuch i poszła za przykładem swojego rodzeństwa. 

-Luffy!

-Mei!

Za bardzo pochłoniętymi tym zdarzeniem sojusznicy musieli sobie gwałtownie przypomnieć o jeszcze jednym przeciwniku, który nie miał zamiaru być ignorowany. 

-Nie odwracajcie wzorku!  - Cisnęła w nich swoją pięścią, która zderzyła się tylko z gołą skałom. Pozostała czwórka zdołała odskoczyć. - Nie uciekniecie mi! - Posłała pociski do każdego z osobna. Trójkę zdołała trafić jednak Trafalgar wytworzył przed sobą tarczę będąca w stanie ochronić go. - Co powiesz na to!?  - Kolejna fala pocisku. Tym razem zdołała przełamać obrona, która pękła i wytworzyła małą eksplozję w miejscu gdzie trafiła. Posłała mężczyznę w tył. Ciało mocno zaorało po ziemie i odbijało się. 

-Law! - Krzyknęła Mei widząc tą scenę. Rozszerzyła oczy. 

W tym samym czasie uniosła się z dziury wraz z bratem i doskoczyli do wielkiego babska. Drogę zagrodził im Kaidou z swoją wielką pięścią. Odbijali się od ziemi jak cholerne piłki. Atak doprawił wiązką ognia. Mei szybko się ulotniła nie chcą powtórki z rozrywki, za to Luffy oberwał, nie będąc w stanie tego ominąć. Pojawiła się przy bracie, który leżał tuż przy Law. Padła na kolana dysząc zaciekle. 

Mei, Law, Luffy, Zoro, Kid, Killer, leżeli na zimie wyczerpani i wypruci z energii. 

Dziewczyna uniosła spojrzenie na otoczenie, a zaraz jej wzrok uniósł się na bestię idąca powoli w ich stronę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro