Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Powoli przebudzałem się w sali pełnej pikających urządzeń. Ujrzałem pierwszą sylwetkę... Sylwetkę Aurory... Za nią stał Tony. Obok siedział Dylan. Hailie stała z Vincent, a Will siedział po drugiej stronie łóżka.

Otworzyłem szeroko oczy i oderwałem tył głowy od poduszki. Usiadłem i oparłem głowę o ścianę.
-Spokojnie. - powiedział Will.

Złapał mnie za rękę. Poczułem na sobie lodowate spojrzenie Vincenta. Popatrzyłem na wszystkich. Moj wzrok najdłużej zatrzymał się na drobnej postaci Aurory.

Uśmiechnąłem się.
-Shane, musimy pogadać.- zawiadomił Vince.
-Dobra. - odparłem.

Wszyscy wyszli. Zostaliśmy sami. Ja i moi najstarszy brat. Podszedł do mnie pewnym krokiem i usiadł obok mnie.
-Dlaczego wychodzisz z domu o tak później porze?
-Bo spełniam marzenia.

Vince popatrzył na mnie z troską.
-Rozumiem. Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. Chcę wrócić do domu.
-Myślę, że powinieneś zostać w szpitalu.
-Proszę... Nie chcę tu gnić.
-Dobrze. Idę po wypis. Co z tą dziewczyną?
-Em... Może pojechać z nami do domu?
-W porządku.- westchnął - Oczekuję, że będziesz odpowiedzialny.

Mrugnął do mnie i posłał mi szelmowski uśmieszek. Oddałem uśmiech i wstałem z łóżka nadal trochę się chwiejąc.

Moja ręka dotknęła ramy łóżka i po chwili złapałem równowagę. Vincent wrócił z wypisem. Przemierzyłem wzrokiem szafkę.

Nigdzie nie było mojego telefonu. Popatrzyłem pytającym wzrokiem na Vincenta.
-Ja ma twoją komórkę. Przy okazji ją przeszukałem... Nie spodobały mi się treści w niej zawarte... Gdzie się ciąć, żeby najbardziej bolało? Gdzie się ukryć tak, żeby cię nie znaleźli? Shane... Nawet nie myśl o ucieczce z domu.

Kiwnąłem głową i ruszyłem do drzwi.
Vincent wyciągnął z swoich czarnych jak noc spodni mój telefon i podał go mnie. Chwyciłem go i wsunąłem do kieszeni bluzy.

Wyszliśmy pewnym krokiem. Nasze rodzeństwo i Aurora siedzieli już w samochodach. Ja miałem jechać z Aurorą i Tonym natomiast Vincent z Willem i Hailie, a Dylan ma motorze.

Ruszyliśmy. Patrzyłem w martwy punkt przez okno. Jechaliśmy przez autostradę. Nagle zapragnąłem znów pędzić motocyklem przez zamknięta drogę.

Miałem ochotę jechać bez kasku i poczuć ten wiatr we włosach. Pomyślałem, że jak tylko nadarzy się okazja to pojadę. Sam.

Dojechaliśmy do ogromnej bramy, która otworzyła się właśnie przed nami. Tony zaparkował granatowe Lamborghini w garażu.

Vincent natomiast swoje auto zostawił na podjeździe. Wyszedłem szybkim ruchem z samochodu. Hailie rozmawiała z Aurorą. Weszliśmy do środka.

Moja siostra i jej jak zakładam nowa koleżanka poszły na górę do pokoju Hailie. Ja wszedłem do kuchni i usiadłem przy stole.

Z racji tego, że obydwie kule w brzuchu przeszły na wylot to mój brzuch piekł niemiłosiernie, a ramię w ogóle nie bolało. Szwy uciskały moja klatkę piersiową. Syknąłem z bólu.

Will nałożył mi świeży obiad. Co prawda niedużą porcje, ale ja skrzywiłem się na sam widok.
Mój brat podał mi widelec i siadł obok.
-Błagam, zjedz chociaż trochę.
-No dobrze... Ale tylko trochę.

Nałożyłem trochę surówki na widelec i z trudem włożyłem potrawę do ust. Powoli przeżuwałem, aż w końcu połknąłem jedzenie.

-Jeszcze troszkę.- nalegał Will.
Muszę przyznać zjadłem ćwierć dania, ale przyszło mi to z wielkim trudem. Will uśmiechnął się i sprzątnął mój talerz.

Siedziałem jeszcze chwilę na siedzeniu po czym skierowałem swoje kroki w stronę schodów. Wyszedłem na gołe i zapukałem do pokoju naszej małej Hailie...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje kolejny rozdział! Już niedługo następny! Dziękuję za prawie sto głosów i ponad tysiąc wyświetleń jesteście wielcy! Dziękuję! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(520 słów ♥️)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro