Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Była prawie północ, kiedy Louis zaparkował na swoim podjeździe. Jego oczy były zmęczone, a jego nogi delikatnie bolały, ale jego mózg działał na pełnych obrotach.

Wszedł do swojego domu i udał się do sypialni, wiedząc że niełatwo będzie mu zasnąć. Normalnie w takiej sytuacji po prostu zacząłby pracować nad projektami aż jego mózg byłby zmęczony tak samo jak ciało. Jednak nie mógł dzisiaj tego zrobić. Jutro będzie wielki dzień to był zarówno powód dlaczego potrzebował zasnąć jak i dlaczego nie mógł. Poza tym, nie był teraz zainteresowany prawem i równością. Jego umysł był wypełniony sentymentem.

Louis miał problemy z sentymentem, kiedy dzieciaki w jego klasie miały problem z matmą. Nie mógł wskazać gdzie się to zaczęło, ale zgadywał, że mogło mieć to do czynienia z pierwszym rozwodem jego matki i nikt nie był w stanie zaakceptować Louisa. Życzenie, by nie obciążać jej swoimi problemami stało się brzydkim nawykiem nadmiernego analizowania tego co myślało jego serce. Nie wyrósł z tego, powiedziałby nawet, że się pogorszyło.

W sypialni szybko przebrał się w coś luźnego i komfortowego. Umył swoją twarz, próbując ukoić swoje oczy i pozbyć się potu. Patrzył na siebie w lustrze przez chwilę.

Nie wspominając o tym jak mieszające są sentymenty. To co Louis chce i to co powinien, częściej niż nie to dwie przeciwne rzeczy. Chciał, by jego ojczym- jedyny tata, którego zna - został, ale jego mama powiedziała, że nie byli szczęśliwi ze sobą, więc musiał odpuścić, by jego mama była szczęśliwa. Nie chciał opuszczać domu i jechać do Ameryki, ale musiał, aby uzyskać wyższe wykształcenie. Dlaczego nie mogło się dziać to co Louis chciał albo dlaczego Louis nie mógł chcieć tego co się działo?

Pewnego dnia na przyrodzie nauczył się, że to wszystko chemia. Dopamina, serotonina oraz noradrenalina. Potem łatwiej mu się było kontrolować, łatwiej zignorować to co czuł. To pomagało mu utrzymać jasną głowę i patrzeć na rzeczy bez kurtyny emocji. Te malutkie dawki hormonów nie mogły dyktować mu życia. Kierował się swoim sercem tylko po to, by utrzymać się przy życiu. A dzisiaj, te głośno dawało o sobie znać.

Wrócił się do głównych drzwi. Oparł się o drewno, rozejrzał po domu, na życie, które zbudował. Wszystko straci, jeśli jego obawy okażą się prawdziwe.

To był bungalow z trzema sypialniami w Chiswick. Udało mu się go kupić po roku pracy w laboratoriach Hawkings, zaczynając swoje życie jako prawdziwy dorosły. Drzwi, o które się opierał były mahoniowe i otwierały się na mały korytarz, w którym znajdowała się szafka na buty przy lewej ścianie, a na prawej wisiał obraz.

Parę kroków w do środka i na prawo i znalazł się w salonie. Pod dużym telewizorem znajdował się elektryczny kominek, wokół tego znajdowały się kanapy oraz krzesła. Górowała biel i szarość, nie tylko w salonie, ale w całym domu. Lottie marszczyła swój nos na jego wybór, a jego mama kręciła głową, ale lubił minimalistyczność i ich gładką strukturę. Dekoracje były zbędne, szczególnie, że Louis nie mógłby się przejmować. Jakiekolwiek ozdoby się tutaj znajdowały, były albo prezentami albo mama zmusiła go do kupna tego, aby 'dodać życia do tego domu'. Nie wiedział czy to działało, zważając że przez większość czasu był jedyną osobą przebywającą w tym domu.

Przebiegł dłonią po beżowej skórze kanapy, którą Harry pomógł mu wybrać, kiedy podszedł do szafki nad kominkiem. Znajdowały się tam różne ramki, duże i małe, ekstrawaganckie i zwykłe, zdjęcia z najważniejszymi osobami w jego życiu.

Louis przejechał palcem po ramce pierwszego zdjęcia, na którym znajdował się on wraz z młodszymi bliźniakami, kiedy te miały dwa lata. Byli jego ulubionymi ludźmi w ich małym klanie, a on był ich. Obok było zdjęcie jego z jego czterema siostrami, dziewczynki otoczyły go, aby wszyscy zmieścili się w kadrze. Niektórzy mogliby powiedzieć, że ich rozpieszcza, ale kochał ich takich. Następne zdjęcie przedstawiało jego siedzącego między swoją piękną mamą a Danem, był wtedy w domu na święta. Nawet będąc tak starym jak teraz, nie wstydził się przyznać, że był synkiem mamusi. Była jego skałą, pierwszą osobą, która zyskała tytuł jego najlepszego przyjaciela. Gula wytworzyła się w jego gardle i zmusił się do odwrócenia wzroku nim z jego oczu popłynie wodospad. Miał również po jednym zdjęciu grupy swoich przyjaciół ze szkoły i z collegu. Z wieloma z nich stracił kontakt, byli zajęci swoim życiem, ale czas z nimi spędzony był dla niego absolutnie specjalny.

Na ostatnim zdjęciu znajdował się Harry i on na konwokacji. Obydwoje mieli na sobie czarne togi, berety były przekrzywione na ich głowach. Harry uśmiechał się, ukazując zęby, a oczy Louisa były zmarszczone od jego szerokiego uśmiechu. Obejmowali się jednym ramieniem, a w drugiej ręce znajdowały się ich dyplomy. Podniósł fotografię i przebiegł kciukiem po twarzy Harry'ego.

Harry Edward Styles. Louis poznał tego kolesia na uniwersytecie. Był jednym z najmądrzejszych ludzi na swoich zajęciach i dla Louisa był jedynym realnym konkurentem, on, cherubinek z głupimi lokami. Będąc ambitnym dupkiem w wieku osiemnastu lat, chciał być najlepszy, chciał być na szczycie. Harry Styles był zagrożeniem, więc Louis od razu go znielubił, co oczywiście okazało się odwzajemnione. A ponieważ przeznaczenie to suka zostali wytypowani razem do projektu od razu na pierwszym semestrze.

Wspomnienie nigdy nie zawiodło w wprawieniu Louisa w uśmiech. Nawet odraza była nieodpowiednim słowem do ich relacji z tego czasu. Właściwie Louis był prawie onieśmielony przez to jakim fajnym facetem się wydawał, ale na zewnątrz doszło do punktu gdzie obydwoje nie mogli znieść swojej obecności, tym bardziej razem pracować. Pewnego dnia z jakiegoś głupiego powodu Louis wybuchł i mieli wielką kłótnię. Pamiętał jak Harry groził mu, że rzuci projekt, mówiąc mu 'i tak cię nie potrzebuję'.

Tej nocy Louis po raz pierwszy poszedł do łóżka wściekły. Jednak rano mógł czuć jedynie winę, gdyż posunął się za daleko i bał się, że straci kredyty przez swoje dziecinne zaufanie. Poszedł do miejsca, w którym zazwyczaj się spotykali z dwoma kubkami herbaty w dłoniach, mając nadzieję, że Harry również się pojawi, nawet jeśli dzień wcześniej powiedział co innego.

Harry pojawił się. Z dwoma kubkami herbaty w swojej wielkiej dłoni. Nic nie mogli na to poradzić, ale roześmiali się, kiedy siebie zobaczyli, wybaczyli i zostało im wybaczone. Louis nie od razu zaczął go lubić, ale przygryzł swój język wystarczająco, aby sprawy pomiędzy nimi zadziałały, dla dobra jego ocen.

Do końca projektu coś między nimi kliknęło. Do końca roku byli niczym bliźniaki syjamskie.

Teraz Louis nie mógł sobie wyobrazić swojego życia bez Harry'ego. W ciągu ostatnich trzynastu lat ich więź jedynie się wzmocniła. To jak długa przyjaźń ukazywana w filmach, a Louis uważał siebie za niezwykłego szczęściarza, znajdując ją.

Tylko teraz istniała szansa, że może to wszystko zepsuć.

Louis był dumny z tego jak rzeczy zadziałały, co do ostatniego detalu. Galaktyki, jego telewizja, grawitacja, jego samochód, czasoprzestrzeń, jego własne ciało. Cóż, większość jego ciała. Czasami, szczególnie kiedy był w pobliżu Harry'ego jego ciało buzowało. W jego klatce piersiowej robiło się ciepło, jego palce świerzbiły, a jego wargi wykrzywiały się w uśmiechu. Za każdym razem, kiedy Harry posyłał mu jedno z tych intensywnych spojrzeń jakby Louis był jedyną osobą na świecie, nic nie mógł na to poradzić, ale zapomniał wszystko co wiedział. Czasami czuł jakby nie mógł być wystarczająco blisko Harry'ego, ale kiedy miał szansę, tracił nad sobą całkowitą kontrolę. To było w pewien sposób niedorzeczne jak łatwo i jak bardzo ten chłopak mógł na niego wpłynąć. Cokolwiek to było, nie było platoniczne, a Louis był tym przerażony.

Z westchnieniem odłożył ramkę na swoje miejsce. Nie pozwoli, by ta dziura oczekiwania go pochłonęła. To było trochę ironiczne, że jedynym pocieszeniem było posiadanie Harry'ego u swojego boku.

Odwrócił się i przeszedł wzdłuż okien, które wychodziły na mały ganek. Otwarta kuchnia znajdowała się zaraz za salonem. To nie była część domu, w której spędzał dużo czasu, ale wciąż udało mu się utrzymać ją elegancką. Chwycił butelkę wody, nim udał się do korytarza i poszedł w głąb domu.

Na końcu korytarza znajdował się pokój dla gości, który był wykorzystywany jedynie przez jego godzinę, kiedy go ta odwiedzała. Minął go, odkąd był niemal nietknięty i wszedł do drugiej sypialni, która została zamieniona na biuro dla Louisa. Wykorzystal to miejsce i było jego ulubionym miejscem w domu. Książki, które edukowały i inspirowały go, leżały na półkach od podłogi do sufitu, razem z jego trofeami i nagrodami. Jego stół zawsze był bałaganem, pełen niekompletnych projektów i resztek po przekąskach. Na parapecie miał przygotowane miejsce do czytania,a po przeciwnej stronie znajdowała się ludzkich rozmiarów zbroja Iron Mana. Lubił myśleć, że to dodawała dobrego wyglądu do jego życia i osobowości, którą był.

Jego główna sypialnia znajdowała się po drugiej stronie korytarza. Po prawej znajdowało się francuskie okno, przez które był widok na tył ogrodu. Jego łazienka i garderoba znajdowały się po lewej. Łóżko królewskiej wielkości znajdowało się przy przeciwległej ścianie i było zapraszająco pościelone białą pościelą.

Drewniana ramka na stoliku nocnym otaczała jego ulubione zdjęcie. Podniósł je i położył się na łóżku, wpatrując się w nie. Zostało zrobione na ślubie Jay, pięknym i wartym zapamiętania dniu. Wszyscy uśmiechali się szeroko do kamery, szczęście świeciło na ich twarzach. Louis strasznie za nimi tęsknił, nawet jeśli rozmawiał z nimi każdego poranka. To był strach, że więcej ich nie zobaczy, to sprawiało, że chciał z nimi spędzać więcej czasu. Może zadzwoni do nich jutro nim wyjedzie do laboratorium. Miał nadzieję, że to nie będzie jego ostatnia okazja.

Jednak jeśli jutro umrze, nie będzie wielu rzeczy, których będzie żałował. Żył pełnią życia i miał prawie wszystko co mógł. Prawie.

Louis pozwolił ramce upaść na swoją klatkę piersiową i kliknął lampkę. Z wyciszonym umysłem i usadowionym sercem, zamknął oczy niemal od razu zasypiając.

~*~

Alarm wybudził go z głębokiego snu.

Louis jęknął, kiedy go wyłączył, przytulając się na chwilę do poduszki. Tak łatwo było wrócić ponownie do swoich snów, ale jego ciało budziło się, gdyż musiał opróżnić swój pęcherz. Spojrzenie na godzinę i datę na zegarze, sprawiło, że jego umysł również się obudził, wszystkie sny zostały zapomniane. Wyprostował swoje kończyny i usiadł na łóżku, patrząc jak delikatne, poranne światło przebijało się przez zasłony.

Ten dzień nadszedł. Zrzucił kołdrę i skierował się do łazienki, by wykonać swoją poranną rutynę.

Za dwie godziny powinien być w laboratorium. Podczas tego czasu wziął długi prysznic, aby ukoić swoje nerwy, zrobił sobie naleśniki na śniadanie, a podczas jedzenie rozmawiał na FaceTime ze swoją rodziną. Jego mama odebrała i każdy dostał z nim kilka minut, nim ona odzyskała telefon. W swoim typowym stylu była bardzo typowa, powiedziała mu, że jest z niego dumna i bez wątpienia odniosą sukces. Jej słowa nigdy nie zawiodły w podtrzymywaniu u niego pewności siebie i teraz nie było wyjątku. Czując się o wiele lepiej niż wcześniej ubrał parę spodni i koszulkę Burberry oraz chwycił swoje klucze.

Zamykając drzwi wysłał ostatnią modlitwę do wszechświata, aby bezpiecznie wrócił.

~*~

Pół godziny później zobaczył go na parkingu ich laboratorium, który był nadzwyczajnie zatłoczony. Niebo było delikatnie zachmurzone, ale pogoda i tak była przyjemna.

- Louis!

Odwracając się, zobaczył jak Harry biegł w jego kierunku i uśmiechnął się. - Styles! Cóż za zaszczyt.

Harry prychnął, otwierając swoje usta, by odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwoniący telefon. - Przepraszam.

- Hej. - Ktokolwiek dzwonił Harry nie wyglądał na bardzo podekscytowanego rozmową z nim. Louis mógł jedynie usłyszeć słowa wypowiadane przez bruneta, kiedy szli w stronę bramy. - Dobrze, świetnie. Jak się masz? Tak, jest. Umm, tak. Lou i ja właśnie tam idziemy, więc... nie mam zbyt wiele czasu na rozmowę. Tak, pewnie. Dzięki.

- Seb? - Louis nie mógł powstrzymać się od zapytania, kiedy skanował swój identyfikator, by wejść dalej.

- Seb - potwierdził krótko Harry.

Louis skinął głową. Sebastian był ostatni na liście byłych Harry'ego. Właściwie zerwali ze sobą trzy miesiące temu tylko dlatego, bo okazało się, że Harry i Louis będą testerami. Harry powiedział, że to niesprawiedliwe, aby Seb przez to przechodził, szczególnie kiedy Harry nie oddawał w pełni jego zaangażowania. Zgodzili się pozostać przyjaciółmi, ale Louis uważał, że Seb próbował trzymać się czegoś czego nigdy tak naprawdę nie miał.

Nic więcej nie wiedział i było mu z tym dobrze. Czasami czuł się jak zły przyjaciel, ale związki Harry'ego pozostawiały w nim gorycz. Obydwoje unikali rozmowy o tym.

Rozmawiali nieco, kiedy weszli. Ludzie wychylali głowy na ich widok, a oni odpowiadali na ciągnący się strumień 'dzień dobry' i 'powodzenia' aż dotarli do medycznego skrzydła. Przez następne kilka godzin, będą musieli przejść wiele testów i skanów. Medyczna drużyna musiała się upewnić, że są w optymalnym zdrowiu i potrzebowali danych, aby móc przestudiować jak eksperyment wpłynie na ich ciało.

Po tym jak skończyli, przyniesiono im stroje, w które mieli się przebrać. Były stworzone specjalnie dla nich z ekstremalnie wytrzymałej tkaniny, aby upewnić się, że się nie zranią podczas eksperymentu. Białe i obcisłe, okrywały ich od stóp do głów. To była ostatnia rzecz, w której Louis myślał, że uzna Harry'ego za gorącego, ale o cholera.

Kiedy byli ubrani, weszli do pokoju testowego. Drzwi przed nimi się otworzyły,a w Louisa uderzył oddech podekscytowania i obawy. To była jego ulubiona atmosfera, kiedy adrenalina przepływała przez jego żyły. Drużyna projektowa kręciła się wokół maszyny, kiedy dyrektorzy i inne vip-y siedzieli w szklanej kabinie w rogu balkonu.

W obecnej historii to był wielki przełom w fizyce kwantowej. Naukowcy lepiej zrozumieli parametry i możliwości były nieskończone. Osobiście Louis był zainteresowany, by kontynuować to, studiując kosmos. Był nastolatkiem, kiedy myśl o stworzeniu wehikułu czasu po raz pierwszy pojawiła się w jego głowie. Od tego czasu jego jedynym celem było urzeczywistnienie tego.

To zajęło lata i wiele burz mózg przy okazji niezliczonych badań, ale znaleźli sposób, by nawigować czasem w kwantowym świecie. Aparat, który odkryli miał na celu dwie główne połówki. Pierwszą był nieruchomy łuk. Emitował on fale o tak wysokiej częstotliwości, że były w stanie przeobrazić materię znajdującą się w odległości metra, mają nadzieję, że to pozwoli się przenieść im do świata kwantowego. Właściwie to znikną w powietrzu. Detektory nagrają każdą aktywność na platformie i pozwolą drużynie regulować proces.

Druga połowa to była stacja przenośna, którą zabiorą ze sobą i która pomoże im wrócić. Asystent podał ją Harry'emu, w razie czego zamkniętą.

-Dobrze, Louis, Harry. Przypomnę wam szybko plan. - Emily podeszła z tacą. - Waszym miejscem docelowym jest Londyn dokładnie za 10 lat. Będziecie mieli 51 godzin, czyli trochę więcej niż dwa dni, aby zebrać wszystkie informacje jakie się wam uda, specyficzne detale znajdują się w waszych komputerach w stacji.

- Tak szybko jak się tam dostaniecie, musicie włączyć zegarki na swoich nadgarstkach. - Wręczyła im wspomniane rzeczy, a oni je założyli. - Wtedy zaczną odliczać. Wszystkie zegarki są zsynchronizowane, więc obojętne, który go włączy. 51 godzin dla was to jakieś 3 minuty dla nas, więc zaczniemy procedurę, kiedy ten czas minie. Pod koniec powinniście znajdować się w laboratorium. Następnie powinniście być gotowi w swoich kombinezonach razem ze stacją.

- Co jeśli nie? - Wymamrotał Louis. Ponieważ to były pewne rzeczy, o których ostatnio myślał.

- Nie mam pojęcia, Louis - westchnęła, patrząc na niego współczująco. - Nie mam pojęcia co może się stać.

Żaden z nich nie wiedział.

Po ciężkiej, napiętej chwili, wróciła do instrukcji. - Tutaj macie pistolet i opakowanie z kapsułkami. - Każdy z nich otrzymał parę, którą bezpiecznie schowali w swoich kombinezonach. - Każde z opakowań zawiera trzy kapsułki zmniejszające i trzy zwiększające. Więc pomiędzy wami powinno być wystarczająco miejsca na wasze sprzęty. Nie bawcie się tym chłopcy.

Louis poruszył brwiami do Harry'ego, który zachichotał i pokręcił głową. - Nie martw się, Em. Widzę, że będzie się zachowywał.

Z ledwością powstrzymał się od reagowania na te słowa. Ponieważ oczywiście, Harry miał to niewinnie na myśli. Nawet ta myśl była niedorzeczna, chociaż sprawiła, że prychnął. Widzi, że Louis się zachowuje? Ha. Jakby nie kończył robiąc to co Louis chciał.

Emily uśmiechnęła się do nich, zamiast przewracać oczami jak to zazwyczaj robi. Opuściła swoje ramiona po bokach i zacisnęła wargi, Louis mógł zobaczyć, że powstrzymywała się od bycia emocjonalną. Stanowcza, nie nie-sensowna Emily robiła się przed nimi emocjonalna.

Nim mogła coś powiedzieć, Louis ją przytulił. - Emily Sandberg, nie waż się płakać przede mną.

- Nie płaczę, Louis - stwierdziła, nawet jeśli jej głos się trząsł. Złapał wzrok Harry'ego przez swoje ramię.

- Hej, Vicky! - Zawołał Harry i pochylił się nad mężczyzną. Louis i Emily odwrócili się w jego stronę, a Louisowi już się to podobało, w którą stronę to szło.

Vikram skończył swoją rozmowę i podszedł do nich. - Potrzebujecie czegoś?

- Potrzebujemy przysługi, Vikram, tylko ty możesz ją spełnić. Zaopiekuj się dobrze Emily dla nas, aż wrócimy żeby znowu ją denerwować - powiedział mu Louis i patrzył rozbawiony jak jego oczy jaśnieją.

Harry skinął poważnie głową. - To będą dla niej naprawdę ciężkie trzy minuty.

- Jesteście wrzodem na tyłku. Nawet nie będę za wami tęsknić. - Emily pchnęła Louisa, kiedy mężczyzna zachichotał.

Vikram objął ją w uścisku, kiedy obydwoje odwrócili się, by odejść, mówiąc szybkie 'dziękuję'.

Reszta drużyny została przy swoich pozycjach przy sterowni, krzycząc status kontrolny między sobą. To się działo.

Louis wspiął się po schodach z Harrym tuż za sobą. Zatrzymali się blisko centrum platformy i odwrócili twarzą do siebie. Harry uśmiechnął się do niego, ale Louis mógł dostrzec w nim zdenerwowanie. Miał nadzieję, że uśmiech, który mu posłał w odpowiedzi był zachęcający.

Mechaniczny głos zaczął odliczać. - Start za 10 sekund, 9...

Kiedyś ta chwila była jedynie marzeniem. Marzeniem, do którego Louis przyznał się w ciemności ich pokoju więcej niż dekadę temu. Był zażenowany tym jak fantastycznie to brzmiało i oczekiwał tego, że ponownie się będą z niego śmiać. Jednak Harry wskoczył na jego trzeszczące łóżko, jego oczy świeciły z podekscytowania. Louis nigdy nie zapomni sposobu w jaki na niego patrzył i jakie wspaniałe to było uczucie.

- ... 6,5...

Harry był istotny dla tego projektu, dla Louisa. Nikt nie zasługiwał bardziej na to, by być tu razem z nim niż on. I nie ma nikogo innego z kim Louis chciałby to zrobić.

... 2,1.

Niczego nie żałuje.

- Inicjalizacja startu.

Louis czuł moc łuku na swoim lewym boku. Niewidzialna kulka czystej energii stworzyła się w punkcie, gdzie zetknęły się wyemitowane fali i wydawało się to być niczym minimalistyczna czarna dziura, która otworzyła się obok nich. Siła wciągnęła Louisa do środka, odpychając przy tym wszystko inne. Świat zaczął się wykrzywiać, jakby patrzył przez lustra w gabinecie luster. Ostatnią rzeczą jaką widział był zielone oczy Harry'ego.

A potem nastała biel. Niekończąca się, czysta biel.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro