Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

" ... kiedy zadzwonił jego telefon. Westchnął zmęczony, zamykając drzwi od lodówki swoim biodrem, nim poszedł do salonu.

Wibrował na stoliku do kawy, ekran rozświetlił się z połączeniem video od Nialla. Harry usiadł na kanapie, zgadując że pewnie chce porozmawiać o dniu i odebrał.

- Hej, Nialler.

- Hej, H. - Niall posłał mu połowiczny uśmiech. - Przepraszam, że dzwonię tak późno. Ale chodzi o Maddie.

To sprawiło, że zmartwił czoło ze zmartwienia. Ufał Niallowi, a Maddie była dobrym dzieckiem, ale nigdy nie wiadomo.

Czuł jak Louis siada obok niego i zerknął na jego twarz, która mówiła mu, że był tak samo zmartwiony. Wyprostował się nieco i zapytał. - Co jest? Wszystko z nią w porządku?

- Och tak, nie. Jest całkowicie w porządku - zapewnił go Niall, a Harry nieświadomie wtulił się w Louisa. - Jednak nie chciała iść spać bez rozmowy z wami. Powiedziała, że spotkała was dzisiaj w parku?

Harry wymienił spojrzenie z Louisem. Oczywiście, spodziewali się tego, nawet rozmawiali o tym kilka dni temu. Jednak teraz, gdy stanęli tym twarzą w twarz, nie wiedział jak ona zareaguje. Spędził miesiące martwiąc się o te trzy dni. Nie żeby to go gdziekolwiek zaprowadziło, ale nienawidził uczucia bycia tak nieprzygotowanym. Wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby Maddie w ogóle ich nie spotkała.

Louis wziął pierwszeństwo jak zawsze. - Gdzie ona jest? Możemy z nią porozmawiać?

- Pewnie, kolego. Wasza mała małpka jest tuż obok.

Niall podał Maddie swój telefon, która siedziała na podłodze i bawiła się z Theo. Wykrzywiała na niego twarz za to, że tak ją nazwał, nim jej uwaga była skupiona na urządzeniu. Kiedy zobaczyła na ekranie swoich rodziców, szczęśliwie pisnęła.

- Tatusiu! Tato!

- Hej, dzieciaku. - Harry delikatnie jej pomachał. Sam jej widok sprawił, że się uśmiechnął.

- Madeleine, dlaczego jeszcze nie śpisz? - Zapytał delikatnie Louis. - Minęła twoja godzina snu?

- Ponieważ wujek Niall mi nie wierzy! - Podskoczyła delikatnie na swojej pupie. - Spotkaliśmy się w parku, prawda, tato? Powiedz Niallowi, że się spotkaliśmy!

Maddie przysunęła telefon do twarzy Nialla, by Louis powiedział. Zrobił to ze śmiechem. - Tak, kochanie, spotkaliśmy się. Ma rację, Niall.

- Widzisz? A ty miałeś długie włosy, prawda, tatusiu? - Odwróciła kamerę szybko na siebie i potem z powrotem na Nialla, sprawiając że przez chwilę był bardzo niewyraźny obraz. Poprawił się, kiedy skupiła obraz ponownie na sobie, jęcząc. - Tatusiu, gdzie twoje loki?!

- Uch, zgaduję, że przepadły. - Nagle pod wpływem presji Harry mógł dać tylko niejasną odpowiedź. Przebiegł dłonią po swoich włosach, stary, nerwowy trik, aby zmusić swój mózg do uwiarygodnienia kłamstwa.

- Przepadły gdzie?

- Zniknęły, kochanie. Magiczna moc, pamiętasz? - Louis go uratował tak samo jak 10 lat temu. Ta rozmowa z Maddie wciąż wracała do umysłu Harry'ego. - Zniknęły jak sukienka kopciuszka i jej kareta.

Maddie jęknęła, głęboko zamyślona. - Ale jeszcze nie ma północy, tato. Dlaczego już teraz zniknęły?

- Wróżka powiedziała nam, że znikną, kiedy wrócimy do domu. - Harry kontynuował historię, którą wymyślili, wzruszając ramionami. - I tak się stało.

- Och. - Zasmuciła się, a Harry czuł się okropnie przez ścięcie włosów, przez okłamywanie jej. Nie mogła jednak wiedzieć, przynajmniej nie teraz. Była zbyt młoda. Wystarczająco młoda żeby rozproszyć się, kiedy Niall zmierzwił jej włosy, triumfujący uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Widzisz? Mówiłam, że się spotkaliśmy.

- Dobrze, laleczko. Wierzę ci. - Niall zaśmiał się poza ekranem. - Pójdziesz teraz do łóżka?

- Dobrze. Dobranoc, tatusiu. Kocham cię. Dobranoc tato. Kocham cię.

- Dobranoc, kochanie. - Harry posłał jej delikatny uśmiech.

- Też cię kochamy - dodał Louis, posyłając jej całusa.

Było trochę hałasów, kiedy przekazała telefon z powrotem do Nialla i pobiegła do Theo. Harry usadowił się lepiej, zarzucając ramię na oparcie kanapy. Louis przyjął zaproszenie i wtulił się w jego bok, opierając głowę o jego ramię. Westchnął z ulgą w włosy swojego męża, ciesząc się, że ma już to za sobą. Przynajmniej przez chwilę, ponieważ to poszło za łatwo. Był przekonany, że Maddie wciąż ma wątpliwości, ich córka była inteligentna i uparta, zupełnie jak jej tata. Poza tym, będą musieli ponownie się z nią skonfrontować, kiedy będzie starsza i gotowa. Jednak miną lata nim do tego dojdzie. Starał się nie wariować z tego powodu.

Kamera skupiła się na uśmiechu Nialla. - Przepraszam ponownie za to. Po prostu nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić. Powiedziałem jej, że możecie być zajęci - sugestywnie mrugnął. - Ale nie kupiła tego.

- Jest dobrze, nie byliśmy 'zajęci'. - Harry przewrócił oczami. To oczywiście było w ich planach na dzisiaj, ale ich ciała nie współpracowały. Starzenie się ssało. - Szczerze mówiąc jesteśmy zbyt zmęczeni. Właśnie mieliśmy iść spać.

- Jednak jutro wieczorem możemy być zajęci. - Louis poruszył brwiami na Harry'ego, uśmiechając się.

- Och, tak? - Harry oddał uśmiech, dołeczek pojawił się w jego lewym policzku. Gdyby to od niego zależało to nie wyszliby jutro z łóżka. Jakoś muszą sobie odbić dzisiaj.

- Tak, nie chcę nic o tym słyszeć - przerwał im głośno Niall. - Mam już dość bycia singlem, nie musicie rzucać mi w tym twarz.

Harry zaśmiał się, chociaż czuł się źle z tym, że dali mu pod opiekę Maddie, skoro już zajmował się dzieckiem swojego brata. Nawet jak na kogoś kto uwielbia dzieci, może przyznać, że są one wymagające.

- Też powinieneś spać, Horan. Wyglądasz na wykończonego - powiedział Louis swoim delikatnym, 'to jestem ja - troszczący się' tonem.

- Zaraz po ulubionej irlandzkiej opowieści dzieci.

- Dzięki, że to robisz, kolego. Szczerze, nie możemy ci wystarczająco podziękować - powiedział mu szczerze Harry, przynajmniej to mógł teraz zrobić.

Niall machnął na to ręką. - Nie martw się o to.

Pożegnali się, litując się nad swoimi zmartwionymi twarzami. Harry mógł zauważyć, że Niall powstrzymuje to co chce powiedzieć, ale nie ma energii, by zacząć temat. Zresztą, gdy wiedział, że gdyby Niall chciał to by powiedział.

- Hej, hej, panowie. - Powiedział, kiedy Harry chciał się rozłączyć. Spojrzał za siebie, by upewnić się, że dzieci nie było wokół, potem kontynuował cichszym głosem. - O czymkolwiek mówiła Maddie, na temat spotkania was i w ogóle. Wiem, że przez cały dzień wasza dwójka była poza miastem, więc nie mogła was spotkać. Czy to ma coś wspólnego z... no wiecie?

Harry i Louis wymienili się spojrzeniami.

- Tak, Nialler.

- Są tutaj.

Niall skinął głową, przyjmując informacje. Następnie wyciągnął coś ze swojej kieszeni i trzymał to w górze. - Przyniosła mi również to...

~*~

- W porządku - powiedział Louis z buzią pełną jajek i tostów. - Taki jest plan.

Poranne słońce oświecało zielone oczy Harry'ego, sprawiając że wyglądały na przeszklone. Były szerokie i skupione, kiedy Harry patrzył na niego zza swojego kubka z kawą, przyjmując każde jego słowo. Louis musiał się wysilić, by pozostać skupionym.

Obudził się, czując się świeżo i był gotowy stawić czoło nadchodzącemu dniu. Kiedy skończyli swoją poranną rutynę u swego boku już miał w swojej głowie plan. Po podzieleniu się nim z Harrym podczas śniadanie i wypracowaniu szczegółów, mieli solidny plan akcji na dzisiaj.

Kiedy weszli dzisiaj do miasta, byli lepiej przygotowani. Wtopili się tak bardzo jak mogli, żeby nie wzbudzać podejrzeniem, więc była mniejsza szansa na to, że ktoś ich rozpozna. Louis znalazł parę czarnych jeansów i luźną bluzę, mając nadzieję, że to pozwoli mu wtopić się w tłum. Musiał ściągnąć swoje okulary. Ciężej było wybrać Harry'emu strój, który nie rzucał się w oczy, ponieważ większość jego ubrań była jasna z dziwnymi wzorkami. Ubrał niebieskie jeansy i jedną z jasnych bluz Louisa, którą musiał włożyć do środka, ponieważ była dla niego tak krótka. Jednak całościowo wyglądał tak, że Louisowi zabrakło śliny w ustach. Każdy z nich wziął parę okularów przeciwsłonecznych, a Harry ukrył swoje loki w kitku pod beanie.

Teraz Louis patrzył na Little Sunmoore z ostrzejszym okiem i z innym punktem widzenia zaczął dostrzegać rzeczy, których nie widział wcześniej.

Nie minęło ich wiele samochodów, ale wszystkie, które jechały wydawały się mieć tą samą prędkość. Większość kierowców nawet nie kierowało i to przypomniało Louisowi o parze, którą widział. Może w tych czasach można ufać autopilotowi.

Na prawie każdym nadgarstku znajdował się smartwatch. Louis nawet widział jednego dzieciaka ściągającego swoj, który miał wyglądem przypominać prawdziwy zegarek. Harry musiał fizycznie powstrzymać go od podejścia i ślinienia się nad tym.

Na dachach znajdowały się panele słoneczne.

Zamiast stacji paliw były stacje elektrycznego ładowania. Harry zauważył, że kratka była znowu w modzie. Drony buzowały nad ich głowami, dostarczając paczki. Louis zauważył starszą panią używającą egzoszkieletu do chodzenia. Technologia była bardziej obecna w codziennym życiu, nawet jeśli w subtelny sposób.

Próbował niepostrzeżenie robić wszystkiemu zdjęcia.

Tak bardzo jak nienawidził tego przyznawać, miasto nie było całkowicie do dupy. Niektóre rzeczy mu się podobało. Na przykład elektryczne samochody i zegarek tego dzieciaka. Wybrzeże i kamienne budynki dodawały uroku temu miejscu i uznał, że to nie najgorsze miejsce do ustatkowania się.

Jednak mógł sobie jedynie wyobrażać jak fajny jest teraz Londyn, a brak widoku tego był jak strzał w kolano.

- Czy to dobre miejsce?

Spędzili dzień chodząc po mieście, zbierając informację i próbując znaleźć miejsce na wdrożenie swojego planu. Kierowali się z dala od parku. Niektóre miejsca były zbyt zatłoczone, inne zbyt opuszczone. Większość nie zapewniała potrzebnego im krycia. Jednak ten mały kącik w cichym sąsiedztwie wydawał się idealny.

Harry spojrzał na tablet w swojej dłoni i skinął głową. - Są tutaj trzy sieci. Spróbuję połączyć się z najsilniejszą.

Louis spał na technicznym treningu, który otrzymali, ale na szczęście Harry nie. Stwierdził, że gdyby nie udało im się połączyć z żadną sieci wi-fi to zhakuje jakąś. Kiedy byli połączeni do internetu, inne rzeczy były prostsze. Cały ich plan zależał od tego czy będą w stanie to zrobić.

Stawiając swoją torbę przy stopach, Harry usiadł na niskiej ławeczce. Louis również usiadł obok niego, próbując zerkać. Jednak bardziej mógł wyczytać co się dzieje po wyrazie twarzy Harry'ego, niż po tym co robił. Coś sprawiało, że Harry głęboko się marszczył, więc Louis wiedział, że nie ma dla niego dobrych wieści.

- Co jest? Nie przebijemy się?

- Ta technologia jest 10 lat przed nami, Lou - wyjaśnił mu Harry. - Oczywiście, że mechanizmy bezpieczeństwa są bardziej rozwinięte.

Co to jednak oznaczało. - Mówisz, że możemy nie dostać dostępu?

Lewy bok ust Harry'ego uniósł się delikatnie. - Jeśli będziesz dobrym chłopcem, będziesz siedział cicho i pozwolisz mi pracować to może uda mi się to zhakować.

Louis zwęził swoje oczy na 'dobrego chłopca', odpowiedź siedziała mu na końcu języka. Jednak się w niego ugryzł. To nie był czas na dogryzanie. Zajął się oglądaniem jak długie palce Harry'ego fruwały po ekranie, wciskając tu i tam różne guziki. Pięć minut później mała ikonka sieci zaświeciła się na niebiesko. Harry połączył ich z 'pożałujesz tego' siecią.

Louis pisnął, klepiąc Harry'ego po plecach w ramach 'dobrej roboty'. Harry posłał mu uśmiech, zajmując się już kolejną częścią.

- Miejmy nadzieję, że google wciąż istnieje - wymamrotał, kiedy odpalał przeglądarkę.

Ekran zrobił się biały. Nic się nie działo przez prawie minutę i Harry zaczął wciskać przypadkowe rzeczy, by zaczęło działać. Następnie pokazało się okienko, wielkimi, czerwonymi literami było napisane, że ich przeglądarka była nieaktualna. Na dole był link do pobrania aktualizacji i Harry nie marnując czasu kliknął w niego.

- Zdajesz sobie sprawę z tego co się dzieje, Lou? - Zapytał Harry z uśmiechem, kiedy pobieranie się rozpoczęło. - Zabierzemy ten dysk z powrotem ze sobą. Będą mogli go rozebrać i przestudiować.

Louis pomyślał o implikacjach. Gdyby inżynierzy to rozgryźli, to byłby absolutny postęp w technologii przeglądarek. - Ale czy inżynieria odwracalna dysku nie jest nielegalna?

- Pewnie jest - prychnął Harry. - Ale nie sądzę, że będą chcieli to przegapić. Boże, spójrz na tą prędkość. To taki wielki plik, ale już się pobrała połowa! Nie mogę się doczekać, by tu żyć.

Niedługo potem plik został pobrany. Harry ponownie otworzył aplikację i wyszukiwarka była dla nich gotowa. Louis przesunął się bliżej z podekscytowaniem.

- Dobrze, zobaczmy co my tu kurwa mamy. - Harry wpisał 'Little Sunmore' i kliknął przycisk wyszukiwania.

Wyniki od razu się załadowały. Wikipedia stwierdziła, że było to małe miasto w North Yorkshire w Anglii i przedstawiła małą historię. Było tam zdjęcie starego kościoła, który mijali, a poza tym lokalizacja miasta na mapie. Kciuk Harry'ego poszybował na to ostatnie, aby sprawdzić odległość od Londynu.

Jakakolwiek nadzieja umarła w klatce piersiowej Louisa. Byli 500 km, dobre 5 godzin jazdy do Londynu. I to samochodem. Pamiętał, że nie widział żadnego publicznego transportu w mieście. Podróżowanie tak daleko nie miało sensu.

Usiadł z powrotem z bolącym sercem. - Nie ma opcji, że się tam dostaniemy.

Nawet jeśli im się uda to jak odbierze ich laboratorium? Będą przygotowani do przyjęcia dwóch mężczyzn z przeszłości? Zgodzą się im pomóc, będą w stanie naprawić GPS?

- Może znajdziemy sposób, by się z kimś skontaktować? - Zasugerował Harry.

Louis skinął głową. Nie mogli znaleźć pomocy, ale może pomoc znajdzie ich. - Vikram, poszukaj najpierw Vikrama.

Harry to zrobił. Setka różnych ludzi o imieniu Vikram Malhotra się pojawiła, ale nikt nie był mężczyzną, którego szukali. Nawet z dodatkiej 'fizyk' ani nazwy laboratorium, nie mogli go znaleźć.

- To... dziwne. - To nie są rezultaty, które uzyskaliby w ich czasach. Vikram Malhotra, badacz w Laboratoriach Hawkings dla nowoczesnych fizyków, było jednym z pierwszych wyników.

Czy on zmarł? Louis pokręcił głową na tą niedorzeczną myśl. Vikram nie mógł umrzeć, jasna cholera, musiał przestać być głupi.

Harry wyczyścił pasek i wpisał 'Emily Sandberg'. Jednak ponownie wyniki nie zawierały Emily, którą znali. Szukali ludzi ze swojej drużyny, ale nie znaleźli śladu kogokolwiek. To stawało się coraz dziwniejsze z każdym wyszukiwaniem.

- Co do kurwy. - Louis złapał wzrok Harry'ego i wiedział, że myślał o tym samym. Coś musiał stać się tym ludziom, że... zniknęli w taki sposób. Coś zdecydowanie musiało się stać, że Louis osiedlił się tutaj.

Harry przygryzł swoją wargę. - Myślisz, że powinniśmy...

- Tak. - Wiedział, że najprawdopodobniej to nie jest najlepszy pomysł, by szukać samych siebie, ale musieli się dowiedzieć co się stało i co to dla nich oznaczało.

Biorąc oddech, Harry ponownie wyczyścił pasek wyszukiwania. Louis czuł pot na swoim ramieniu, kiedy Harry zaczął wpisywać swoje nazwisko. Na początku nie zwracał na to uwagi, zbyt zaabsorbowany tym co robią. Jednak kiedy druga kropla spadła na jego policzek, spojrzał na niebo. Chmury zebrały się nad ich głowami i miało lunąć. Chciał ostrzec Harry'ego, ale ten też to już zauważył.

- Cholera, cholera, cholera. - Przeklął Harry, kiedy szybko zamknął tableta i wrzucił go do torby, nim woda mogła go zamoczyć.

Louis również wskoczył do akcji, łapiąc swoje rzeczy, kiedy zaczęło padać. Ich torby na szczęście były wodoodporne, ale ich ubrania nie. Do czasu kiedy założyli plecaki i zaczęli biec, by znaleźć schronienie, Louis mógł poczuć wilgoć na swojej koszulce.

Kiedy się rozglądał po najbliższej okolicy, nic nie mógł na to poradzić, ale zauważył, że wszyscy byli albo wewnątrz albo już przygotowani na deszcze. Jednak nie miał czasu, by to analizować, ponieważ Harry ciągnął go w innym kierunku.

Było słychać grzmot, kiedy biegli do kawiarni blok dalej. Z tyłu jego umysłu Louis wiedział, że to oznacza niechciane interakcje społeczne, ale ciepło pochodzące z wewnątrz przemawiało do niego.

Byli w połowie drogi, kiedy jakiś głos powiedział. - Harry? Czy to ty?

Momentalnie panikując, Louis zwolnił i patrzył jak jasnożółty samochód zatrzymuje się przy jego ramieniu. Kierowca był starym, wątłym mężczyzną z zapadniętymi policzkami i z większą ilością zmarszczek na twarzy niż włosów na głowie. Uchylił nieco okno, więc mógł do nich krzyknąć. - Co wy tutaj robicie w tym deszczu? Wsiadajcie, podrzucę was do domu.

Louis prawie czuł jak jego oczy się rozjaśniają. Widział więcej powodów za przyjęciem oferty niż przeciw. Właściwie to lało, w samochodzie z pewnością było ogrzewanie i ten starszy, miły mężczyzna oferował im podwózkę do domu. Do ich przyszłego domu, gdzie Louis chciał iść od wczoraj. Nie udało im się skontaktować ze swoimi znajomymi, nie mogą pojechać do Londynu, więc ich ostatnią szansą było pojechania do starszej wersji samych siebie. To był widoczny znak od wszechświata.

Więc oczywiście zrobił ruch, by wsiąść do samochodu i oczywiście Harry złapał go za ramię, nim mógł nawet położyć dłoń na klamce.

Siła z jaką Harry odciągnął Louisa sprawiła, że niemal na niego wpadł. Centymetry dzieliły ich twarze i czas wydawał się zatrzymać, kiedy szatyn patrzył na mokrego bruneta. Woda spływała po jego twarzy, między jego zmarszczonymi brwiami i po ostrej krzywiźnie nosa. Jego rzęsy były posklejane, kiedy mrugał cały czas, by utrzymać widok przejrzystym, a jego oczy były ciemne i intensywne, gdy się w niego wpatrywał. Małe kropelki spływały po jego policzkach, niektóre spływały mu po podbródku, kiedy inne osiadały na jego wargach.

Louis odsunął się, nim mógł pomyśleć o tym jak ciepły oddech jest Harry'ego przy jego skórze albo zanim chciał pocałować te mokre usta. Próbował się rozluźnić i wykrzyczał szeptem. - H, co...

- Co ty wyrabiasz? - Syknął Harry do niego, jego uścisk się zacisnął wokół ramienia Louisa, kiedy próbował nim nakierować. - Nie możemy z nim jechać!

- Dlaczego? To jest niczym onem! - Nie był teraz w nastroju do kłótni. Ich bilet do wszystkich rozwiązań stał dokładnie tutaj, a Harry był kurewsko trudny.

- Wiesz, kurde, dlaczego! - Syknął Harry w twarz Louisa. - I od kiedy w ogóle wierzysz w omeny?

- Os teraz? - Klakson zatrąbił za nimi. Louis nie miał wyboru, musiał pociągnąć Harry'ego, kiedy otworzył drzwi i włożył jedną stopę do środka. - Wsiadaj do pieprzonego samochodu, Styles.

Harry wahał się przez chwilę i poluźnił swój uścisk na Louisie. Cała waleczność opuściła go, kiedy Louis usiadł ze swoim tyłkiem na tylnym siedzeniu i patrzył stanowczo na niego. Mógł zobaczyć, że Harry był daleki od szczęśliwego z tą sytuacją, ale wsiadł do samochodu.

- Ojj, nie jestem cholernym taksówkarzem! - Krzyknął mężczyzna ze swojego siedzenia, patrząc na nich przez lusterko. Poklepał siedzenie pasażera. - Siadaj, Harry.

Harry spojrzał na niego z szerokimi oczami, a Louis nie mógł powstrzymać prychnięcia. Ich sprzeczka została zapomniana, przynajmniej przez czas. Skinął głową w stronę przodu samochodu. Harry wyglądał na niesamowicie zestresowanego, kiedy zrobił krok w tył i zamknął drzwi, a Louis chciał przewrócić oczami i powiedzieć mu, że nieznajomy nie jest seryjnym zabójcą.

Kiedy Harry podbiegł do siedzenia pasażera i szybko wsiadł, Louis rozsiadł się, patrząc na wnętrze samochodu. Udało mu się przeczytać napis na naklejce 'Carl taksówkarz', ale wyglądała jakby oryginalny klej został zdjęty. Krucyfiks wisiał między przednimi siedzeniami. Skórki po bananie, piersiówka, gazety i inne przekąski pokrywały kokpit. Kierownicę pokrywała kwiatowym wzorem, a na skórzanych siedzeniach znajdowały się kolorowe, pastelowe znaki. W radiu leciała piosenka, której nie rozpoznawał.

Starszy mężczyzna, najwidoczniej nazywający się Carl włączył ogrzewanie, kiedy zaczął jazdę. Louis przemieścił się na środkowe siedzenie, by zdobyć większą ilość ciepła.

- Dzięki, Carl - spróbował Louis, mając nadzieję, że to odpowiednie imię. - Przepraszam jednak za twoje siedzenia.

Nie zareagował na imię, jednie machnął ręka na przeprosiny Louisa. - Co robiliście na zewnątrz? Zapomnieliście, że dzisiaj jest dzień wysiewu.

Dzień wysiewu? Nastąpiła cisza, kiedy Louis i Harry zastanawiali się co to może oznaczać.

- Tak! Całkowicie zapomnieliśmy o dniu wysiewu - szybko się zgodził na cokolwiek to oznaczało, nie chcąc wzbudzać podejrzeń.

- Och, kochani, to przypomina mi o starych czasach, kiedy nie mieliśmy pojęcia, kiedy będzie padać. Byliśmy mokrzy przez cały czas. - Mężczyzna zaśmiał się, bardziej powietrzem niż dźwiękiem. - Teraz, gdy mogą sprawić, że będzie padać, kiedy chcą. To zabiera całą zabawę z pogody.

Wtedy to kliknęło. Dzień wysiewu. Sprawiali, że padało, kiedy chcieli, aby rośliny mogły rosnąć. Louis znał tą technikę, ponieważ została wynaleziona dawno temu, ale w ich czasach nie stała się jeszcze popularna. Z tego jak to brzmiało, tutaj działo się to wystarczająco często, by było to częścią życia codziennego społeczności.

Chociaż dlaczego musieli to robić? Aż tak spieprzyli atmosferę? Naturalnie nie było wystarczającej ilości deszczu? Dodał to do listy pytań, którą miał do przyszłych siebie.

Carl ścisnął oczy na Harry'ego, patrząc na jego twarz aż brunet posłał mu mały, niekomfortowy uśmiech. Po zerknięciu na ulicę, przyjrzał się Louisowi we wstecznym lusterku. - Czy moje oczy mnie mylą czy wyglądacie inaczej? Prawie młodziej?

Oczy go zdecydowanie nie myliły. Był taki stary, dlaczego to dostrzegł? Louis nie chciał, by byli głównym tematem dyskusji, musiał go rozproszyć. Więc zażartował. - Jestem przekonany, że wszyscy wyglądają jak nastolatki w porównaniu do ciebie, staruszku.

- Hej, nie. - Skarcił go Harry, następnie odwrócił się do nieznajomego. - Nie słuchaj go Carl. Nie wyglądasz na starszego niż dwadzieścia lat.

Na szczęście udało im się. - Zdecydowanie nie czuję się na starszego niż dwadzieścia lat. To te cholerne tabletki. Jednak moja rodzina tego nie rozumie!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro