Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis obudził się na dźwięk przestawiania naczyń. Mrugnął, otwierając oczy i znajdując się na kanapie. Ciężkie uczucie obmyło go tak szybko jak przypomniał sobie dlaczego znajdował się tutaj zamiast w łóżku, jakby jego instynkt rano przewidywał, że to będzie zły dzień. Usiadł i przetarł swoją twarz dłońmi.

Naczynia wciąż za nim hałasowały i zdał sobie sprawę z tego, że to Harry musiał robić im śniadanie. Jego ciało zesztywniało na myśl, że jest w tym samym miejscu co on po katastrofie, która miała miejsce ostatniej nocy.

Louis mógł niemal poczuć prawie pękniętą strunę ich przyjaźni, która była maksymalnie rozciągnięta, końce trzymały się na ostatnich siłach - jak mieli sobie z tym poradzić? Jednak, w którą stronę pójdą? Przekonany, że jego najlepszy przyjaciel nie jest zainteresowany spędzeniem z nim reszty swojego życia, nie mógł sobie wyobrazić co miałoby się stać, aby zmienił zdanie. A myśl o tym, że oni z przyszłości mieszkali zaledwie kilka kilometrów dalej, szczęśliwi, jako małżeństwo z pieprzonym dzieckiem.

Przez długi czas nie poruszył się ze swojego miejsca, mając nadzieję, że Harry zostawi mu trochę jedzenia i wróci do swojego pokoju. Nie miał pojęcia jak ponownie stanąć twarzą w twarz przed nim i nienawidził tego, że doszedł do tego etapu ich relacji. 'Może podróż w przyszłość wcale nie była dobrym pomysłem.'

Louis cały czas czekał, ale Harry nie wychodził z kuchni. Jedna cześć jego chciała odbiec od problemu, wystarczająco daleko, by mógł udawać, że on zniknął. Jednak druga część bała się, że razem z problemami zostawi z tyłu Harry'ego. To było czymś z czym nigdy nie mógł się pogodzić. Więc usiadł tutaj, czekając, winiąc wszechświat za kłopoty i błagając go o wskazanie drogi do wyjścia.

To co dostał w odpowiedzi to Harry pojawiający się obok niego, cicho podający mu kubek herbaty. I... co to miało oznaczać, zamiatają to pod dywan? Naprawdę Harry chce zapomnieć o tym co się wydarzyło i nigdy o tym nie rozmawiać? O ich pieprzonej przyszłości?!

Nie. Nie mógł na to pozwolić. To było zbyt ważne, by zmyć to herbatą. Nie mógł zostawić Harry'ego za sobą. I jeśli potrzebowali pełnej emocji konfrontacji, aby mógł go zatrzymać, to był gotowy to zrobić.

Zamiast kubka, chwycił nadgarstek Harry'ego. - Sądzę, że powinniśmy porozmawiać, Harry.

Oczy Harry'ego uniosły się z ziemii na twarz Louisa, szerokie i niepewne. Żaden z nich nie odmówił wcześniej herbaty, to była ich biała flaga. Spojrzał na działanie Louisa, jakby wolał raczej uciec, ale uścisk szatyna go powstrzymywał. Louis nienawidził tego, nienawidził tego, że jego najlepszy kurwa przyjaciel, nawet nie chce już z nim rozmawiać. Jego złamane serce bolało go w klatce piersiowej.

- Proszę, H. - Louis utrzymał swój głos delikatnym, pocierając nadgarstek Harry'ego, aby go uspokoić, przekonać go. Coś w tym stylu. - Nie możemy tego zamieść pod dywan. Musi prędzej czy później się z tym zmierzyć.

Mężczyzna nie odpowiedział, chociaż jego wzrok powędrował za czułym gestem kciuka Louisa. Szatyn patrzył na niego, czekając na odpowiedź. Widział jak Harry marszczy brwi, jego wargi się wykrzywiają. Kolejna fala bólu uderzyła go, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Harry jest na granicy płaczu. Nie chciał, by to się wydarzyło, na litość boską, czuł się jeszcze gorzej.

- To nie musi być teraz, tak? - Dodał szybko w nadziei na uspokojenie rzeczy. - Możemy to zrobić później, może kiedy wrócimy... ale sądzę, że powinniśmy. W pewnym czasie.

Harry przełknął dużą ilość powietrza, mrugając co chwilę. Skinął głową. Następnie nią pokręcił, siadając na kanapie z dala od Louisa.

- Zróbmy to teraz. Miejmy to za sobą. - Położył kubek na stole i odwrócił się wyczekująco twarzą do Louisa.

Ich oczy się zetknęły i przez chwilę Louis widział tylko zieleń. Harry przerwał chwilę, opuszczając wzrok i to sprawiło, że szatyn wrócił do rzeczywistości. Racja. Mieli porozmawiać. Harry czekał aż on zacznie, tak jak zawsze to było. Jednak poraz pierwszy w swoim życiu, Louis nie wiedział co powiedzieć.

Inaczej, wiedział co chce powiedzieć, ale nie było odpowiednich słów na wyrażenie tego co czuł. Nie wiedział, ponieważ wszystko było wielkim bałaganem, wielkim kłębkiem, którego Louis nie mógł rozplątać, nie wiedział jak zacząć ich rozmowę. Nie wiedział, ponieważ nie był dobry w takich sprawach, okej?

Byli cicho, zerkali na siebie i odwracali wzrok, czasami zostali przyłapani. Wspomnienia z ostatniej nocy grały niczym koszmar w jego umyśle, szczególną rolę odgrywał ich pocałunek. Bycie odepchniętym, odrzuconym. To była jego wina i przeprosiny były minimum, na które Harry zasługiwał.

- Przepraszam, Harry - zaczął, prosto w punkt. - Tak kurewsko przepraszam za ostatni wieczór. Przepraszam za to, że cię nie słuchałem. Przepraszam za to, że cię pocałowałem w ten sposób. Wiem, że nie powinienem, ale... dom... to co widzieliśmy spieprzyło mi umysł, wiesz? I nie myślałem wtedy.

Harry prychnął bez humoru. - Naprawdę?

- Masz pełne prawo, by być na mnie złym. - Nawet Louis był na siebie zły. - Ale proszę, musisz ze mną rozmawiać. Krzycz na mnie, wrzesz, ale rozmawiaj. Czuję, że cię tracę i... jesteś moim najlepszym przyjacielem, Harry. Po prostu nie chcę cię stracić. Proszę.

- Pocałowałeś mnie, Louis. - Głos Harry'ego podkreślał jego słowa. - Czy ludzie całują swoich najlepszych przyjaciół w taki sposób?

- Ja... - Louis złapał się na tym, że nie mógł przyznać, że Harry był czymś o wiele więcej niż jego najlepszym przyjacielem. O wiele, wiele, więcej, był wszystkim. Jednak nie to teraz Harry chciał usłyszeć. Przełknął gulę w swoim gardle. - Nie, Hh. Przepraszam za to co zrobiłem. Po prostu próbuję powiedzieć, że szanuję twoje uczucia. Jeśli nie chcesz...

- Nic do cholery nie wiesz o moich uczuciach, Louis! - Nagle wybuchł. - Wiedziałbyś, gdybyś się zatrzymał i zapytał się o to wczoraj. Zamiast tego pocałowałeś mnie, tylko dlatego, ponieważ myślałeś, że możesz. Ponieważ widziałeś jak my w przyszłości się pieprzymy!

Nie pocałował go dlatego, ponieważ zdał sobie sprawę z tego, że w przyszłości będą razem. Przynajmniej to nie był jedyny powód. To co widzieli, dało mu chore zapewnienie, nadzieję, że może kiedyś Harry to odwzajemni. Jednak nie mógł mu tego powiedzieć w tym momencie, prawda? - Wiem, że to co zrobiłem było złe, Harry i przepraszam za to. Nawet mnie nie obchodzi co widzieliśmy, już nie. Jeśli nie chcesz czegokolwiek więcej między nami to nie będa naciskał.

- Ja nie... - pokręcił z niedowierzaniem głową, wstając i chodząc po salonie. - Skąd w ogóle możesz wiedzieć czego chcę, skoro nigdy nie zapytałeś. Zawsze oddawałem to co dawałeś mi pierwszy, ponieważ nie chciałem na ciebie naciskać. Ponieważ wiedziałem, że nie chcesz tego czego ja chcę. Nigdy nie dałeś mi czegokolwiek więcej niż najlepsi przyjaciele, więc dlaczego to niby ja nas teraz powstrzymuje?

Nie mógł mówić tego co Louis myślał, że mówi, prawda? Ich wspólne lata przebiegły w umyśle Louisa. Od jasnookich studentów w Ameryce przez młodych mężczyzn gotowych zmieniać świat do dorosłych z setkami problemów i tysiącami osiągnięć, w żadnym nie przypomina sobie, by Harry dał mu jakąkolwiek wskazówkę, że może coś do niego czuć.

I teraz tu był, najwidoczniej powstrzymując się przez ten cały czas. Jednak po co byli ci wszyscy chłopacy? Dlaczego odepchnął go ostatniej nocy, kiedy Louis w końcu wykonał ruch?

- Skąd miałem wiedzieć, że chcesz czegoś więcej skoro byli najlepszymi kumplami? Jakie znaki mi dawałeś? Zawsze byłeś w związku z kimś innym albo wychodziłeś na randki...

- Ponieważ nie mogłem znieść tego, że kładłem się do łóżka sam każdej nocy, wiedząc że ty śpisz z jakimś przypadkowym facetem! - Warknął Harry, patrząc na niego z zranieniem na twarzy. Słowa pozostawiły Louisa niemego i przez chwilę, brunet wyglądał na zaskoczonego tym co powiedział. Nagle się odwrócił i zaczął coś robić przy kuchence. - Zresztą i tak żaden z tych związków nie przetrwał, nikt z tych ludzi się nie liczył. Nikt z nich nie był tobą. Nikt nie mógł zmienić tego co do ciebie czułem. Musiałeś tylko zapytać, Louis!

W porządku, zdecydowanie mówił to co Louis myślał, że mówi, o czym myślał, że nigdy tego nie powie. Może zrozumienie swoich uczuć zajęło mu zbyt dużo czas i teraz jest już za późno. Wysyłał Harry'emu same złe sygnały. Nie mógł go winić za to, że próbował pójść dalej, prawda?

- Dlaczego powinienem zapytać, skoro wiedziałem, że i tak na ciebie nie zasługuję? - Zapytał cicho Louis, a Harry zesztywniał. - Masz pojęcia jak wspaniały jesteś? Jak zagrożony się przez ciebie czułem na uczelni? - Wstał i podszedł do niego. - Jak wciąż mnie zadziwiasz? Jak wciąż jesteś kurewsko poza moją ligą?

- Poza twoją ligą?! - Jego oczy były mokre od łez, ale i pełne żaru. - Louisie Tomlinsonie, masz mnie jak na dłoni od dwunastu lat z trzynastu, od których cię znam. I mówisz mi, że jestem poza twoją ligą?

- Ty... - to sprawiło, że Louis się zagubił. - Jak długo...

- Dwanaście pieprzonych lat! - Harry złapał za szafkę, łzy teraz wolno spływały po jego twarzy. - Dwanaście lat lubienia mojego najlepszego przyjaciela jako kogoś więcej niż przyjaciel. Patrzenia na to jak jest z każdym, ale nie ze mną. Niechęci do tego, by zniszczyć naszą przyjaźń, jednocześnie tak bardzo cię pragnąc, że myślałem, że to mnie zabije...

- Chcesz mnie? - Krzyknął Louis.

- Tak. - Odkrzyknął Harry.

W następnej chwili Louis był w jego przestrzeni, obejmując jego twarz. - W takim razie mnie masz. Proszę.

Oczy Harry'ego się rozszerzyły i zaczął się pochylać. - Lou...

- Nie mówię tego, ponieważ widziałem nas razem, Harry. - Louis pokręcił głową, nie pozwalając mu na ruch. - Nie pocałowałem cię również z tego powodu. Zrobiłem to, ponieważ cię chciałem. I chciałem cię od zawsze. Po prostu nigdy nie sądziłem, że to zostanie odwzajemnione, aż do ostatniej nocy. Tak, to całkowicie kretyńskie z mojej strony, że rzuciłem się tak na ciebie. Jednak kochanie, sama myśl o tym, że możesz odwzajemniać moje uczucia była wystarczająca bym dostał małpiego rozumu. Chcę cię tak kurewsko bardzo, H i jeśli mi pozwolisz...

Harry złączył razem ich usta i uciął jego wypowiedź. Louis był skupiony na swojej przemowie, że chwilę mu zajęło zarejestrowanie tego, że Harry go całował. Harry go całował.

To było takie inne od wczorajszego pocałunku, o wiele lepsze. Dłonie, które go odepchnęły teraz przyciągały go bliżej. Wargi, które zamarły teraz ssały te jego, karząc go za to, że tak długo zajęło mu dostanie się tutaj. A Louis po prostu próbował to wszystko utrzymać, trzymając Harry'ego za tył głowy i wkładając przeprosiny oraz obietnice do jego gardła.

Tak nagle jak to się zaczęło, Harry przerwał pocałunek. - Ale... nie rozumiem.

- Zapytaj mnie, zapytaj mnie o cokolwiek. - Chciał, aby nie było między nimi absolutnie żadnych barier.

- Spotkaliśmy naszą córkę, Lou. Naszą córkę. - Były gwiazdki fascynacji w oczach Harry'ego, tak samo jak dwa dni temu. Usta Louisa wykrzywiły się na to wspomnienie. - I ledwie to na ciebie zadziałało? Ja z ledwością mogłem myśleć o czymkolwiek innym przez godziny, ale ty... ty już myślałeś o cholernym GPS-ie.

- Tak nie było. Przysięgam ci, że to nie zadziałało na mnie 'ledwie'. - Louis przebiegł palce po słonej mokrości pod jego okiem. - Myślę, że bycie z tobą w taki sposób, nawet przez kilka chwil, sprawiło że mnie rodzinnego faceta. Wiesz, że nigdy taki nie byłem.

Harry smarknął w swoją dłoń. - Następnego dnia w domu? Nie sądziłem, że przeżyje, widząc nas w taki sposób. A ty wciąż byłeś jedynie skupiony na GPS-ie. To tak kurewsko bolało, wiesz. Czułem jakby nawet to nic dla ciebie nie znaczyło. Jakim cudem tak łatwo przychodzi ci ignorowanie rzeczy?

- To wcale nie jest łatwe. - Louis posłał mu smutny uśmiech. - Po prostu łatwiej jest to ignorować, niż torturować siebie myślami o czymś co nigdy nie będzie miało miejsca.

- Ale mogłeś. Ty... ty głupku! - Harry zapłakał, przekręcając ich tak, że teraz Louis był przyciśnięty do lady. - Wystarczyło, że powiedziałbyś słowo i bym do ciebie przybiegł. Dlaczego tego nie zrobiłeś?

- Bałem się, bystrzaku. Myślałem, że cię stracę.

To byłoby tak, jakby stracił zdolność oddychania. Dlaczego ktoś intencjonalnie by się tego pozbawił?

- Nigdy, Lou. - Harry pokręcił głową, jakby to było absolutne pewne dla Louisa. - Nigdy mnie nie stracisz.

- Myślałem, że straciłem. Kiedy wczoraj nie oddałeś pocałunku. Kiedy mnie odepchnąłeś. - Harry zamknął swoje oczy na te słowa, kręcąc subtelnie głową. - Dlaczego, H? Jeśli także mnie lubisz to dlaczego?

- Nawet nie sądziłem, że możesz mnie całować, dlatego że chcesz. Wizyta w domu na mnie również wpłynęła wiesz. - Harry wybuchnął śmiechem, nieśmiało spotykając jego wzrok. - Zgaduję, że też byłem przestraszonym głupkiem.

Louis nie wiedział czy śmiać się czy płakać. Ponownie pocałował Harry'ego. To był nowy poziom pasji, jakby obydwoje dochodzili do siebie po latach rozłąki. Ramiona bruneta były wokół jego tali, a jego koszulka znajdowała się w zaciśniętych dłoniach Louisa, chcieli być jak najbliżej. Pozwolił swoim wargom się rozchylić. Kiedy jego język odkrywał wnętrze jego ust, zignorował krew płynącą w dół swojego ciała. Teraz nie był czas na to.

Pocałunek zamienił się w małe cmoknięcia, następnie w oddychanie w swoje wargi z złączonymi czołami. Louis powoli mrugnął otwartymi oczami i zrobił delikatnego zeza, kiedy spojrzał na mężczyznę w swoich ramionach. Nawet z jasnoróżowym nosem i mokrą od płaczu twarzą, Harry był najpiękniejszą osobą jaką kiedykolwiek widział. I był jego. Mógł się nim opiekować, cieszyć, kochać.

- Nie chciałem sprawić żebyś płakał, słoneczko. - Louis wytarł łzę spływającą po policzku Harry'ego. - Przepraszam.

- Przepraszam za to, że na ciebie krzyczałem - odszeptał Harry, wciąż pociągając nosem. - Czuję się źle.

- Nie, zasługuję na to.

- Zasługujesz na to - zgodził się Harry ze śmiechem. - Jednak nie lubię się z tobą kłócić. Ostatniej nocy nawet nie mogłem spać.

- Tak, ja również. - Louis skinął głową z poważnym wyrazem twarzy. - Ta kanapa nie jest komfortowa. Teraz całe plecy mnie bolą.

Harry prychnął mokro, uderzając go w ramię. - Jesteś dupkiem.

Z uśmiechem Louis przysunął go do siebie, obejmując go ciasno ramionami wokół szyi i zakopując swoją twarz w tej jego.

Nie byli jeszcze zdefiniowani. Byli teraz czymś więcej niż najlepszymi przyjaciółmi, oczywiście, ale Louis nie był pewien czy Harry był gotowy na związek. Nie minęło dużo czas od końca jego ostatniego związku. Nie miał serca teraz tego przytaczać, ponieważ poranek i tak był pełen emocji. Jednak niedługo to zrobi, nie będzie kazał Harry'emu ponownie czekać.

Teraz jednak. - Harry?

- Hmm?

- Proszę powiedz mi, że nie musieliśmy tworzyć pieprzonego wehikułu czasu żeby to odkryć. - Wszechświat musiał ich dosłownie uderzyć po twarzy żebyśmy to sobie wyznali. - Jakim cudem jesteśmy jednocześnie tak inteligentni i tacy głupi?

Czuł jak klatka piersiowa Harry'ego się trzęsie ze śmiechu, zanim to usłyszał. Uznał, że to lubi.

Niechętnie odsunęli się od siebie, by dokończyć śniadanie, które Harry zaczął przygotowywać. Trochę im to zajęło, odkąd obydwoje nalegali na to, by się całkować albo dotykać co kilka sekund. Za każdym razem, gdy się rozdzielali Harry chichotał słodko, a Louis nic nie mógł na to poradzić, ale czuł pieprzone motylki w swoim brzuchu.

Jedzenie śniadania było takie samo. Harry złączył swoje kostki z tymi Louisa pod stołem i bezwstydnie patrzył na niego z sercami w oczach. Louis był przekonany, że robił to samo, jeśli nie gorzej. Jego uśmiech nie opadał, kiedy rozmawiali, jakby mieli cały czas świata, przy tematach, których nigdy wcześniej nie poruszali.

Rzeczy stały się ponownie poważnie, kiedy skończyli, wzrok Louisa znalazł odliczacz i to przypomniało mu o ich sytuacji. Harry był przy ladzie, sprzątając, kiedy on siedział przy stol, myśląc. Ostatniej nocy zamiast spać, kwestionował rzeczy, które wydarzyły się tak jak się wydarzyły. Ponieważ to wydawało się być konspiracją wszechświata, aby zabrać Harry'ego od niego. Dlaczego musieli widzieć to co zobaczyli? Dlaczego musieli wylądować dokładnie w tym miejscu, w którym mieszkali w przyszłości?

I wtedy to go powaliło.

- Dlaczego KICz przyprowadził nas tutaj, skoro mieliśmy znaleźć się w Londynie?

- Nie wiem, Lou. Coś musiało pójść źle podczas naszego skoku. - Harry wytarł smugę na blacie. - Data się zgadzała, tylko nie lokalizacja. Jestem przekonany, że to tylko mały błąd. Przyjrzymy się temu, gdy wrócimy.

Louis patrzył, poruszając nogą jak ten odstawia rzeczy na miejsce. Była myśl, która tworzyła się w jego umyśle, myśl, która była szalona nawet jak na ich standardy. Jednak nie mógł się jej pozbyć z swojej głowy.

Może jeśli powie Harry'emu, ten uzna, że Louis jest głupi i będą się z tego śmiać.

- Co jeśli... co jeśli to nie była usterka? - Zapytał, wykrzywiając dłonie.

Ruchy Harry'ego spowoliniły. - Co masz na myśli?

- Pomyśl o tym, Harry. Gdyby to była wina naszej maszyny, jest milion innych rzeczy, gdzie moglibyśmy skończyć. Jakie to dziwne, że wylądowaliśmy tam gdzie mieszkamy w przyszłości? Co jeśli maszyna, albo jakieś... prawo wszechświata, jakieś połączenie między nami a nami z przyszłości celowo nas tutaj przyprowadziło?

Co jeśli nie było innej opcji? Co jeśli, bez względu na to gdzie chcieli się znaleźć, zawsze byliby wysłami tu? W końcu jedna osoba nie może egzystować w kilku miejscach w tym samym czasie. Co jeśli wszechświat chciał się upewnić, że podstawowa zasada zostanie zachowana?

Podczas jego przemowy, Harry odwrócił się, marszcząc brwi. Patrzył na Louisa, ale nie zareagował w żaden inny sposób na tą teorię.

- Czekaj, nie, przepraszam. Wszystkie dziwności są równe. Mogliśmy wylądować wszędzie, to po prostu przypadek, że jesteśmy tutaj. - Louis pomasował swoje skronie. Mógł poczuć swój mózg w swojej czaszce, ale nie czuł się zadowolony. - Przepraszam. Wiem, że jestem głupi. Jestem bałaganem od ostatniej nocy i nic nie mam sensu. Prze...

- Nie, nie, Louis. Trzymaj się tej myśli. - Harry położył ścierkę na blat i usiadł naprzeciwko niego. - To... wow. To po prostu wiele.

- Kochanie, no dalej. To nielogiczne.

- Wcale nie. Mam na myśli, to mógł być przypadek, ale z drugiej strony to naprawdę mogło coś znaczyć. - Harry pochylił się do przodu, opierając swoje przedramiona na stole. W jego oczach świecił błysk, który pojawiał się za każdym razem, kiedy rozmawiał o odkryciu, albo o swojej pasji, która inspirowała i motywowała Louisa. - Istnieje możliwość... Co jeśli GPS nie zadziałał, ponieważ nie operuje na zasadzie prawidłowej logiki? Co jeśli skoczylibyśmy sto lat w przyszłość tak jak chciałeś? Skończylibyśmy przy swoich grobach?

Louis również się pochylił, podekscytowanie rosło w jego żółądku. - Albo bylibyśmy wolni, by pójść gdziekolwiek, odkąd technicznie nie żyliśmy w tym czasie?

- Co jeśli cofnęlibyśmy się w czasie? - Uśmiechnął się Harry. - Chciałbym spotkać małego Louisa. Widziałem twoje zdjęcia, byłeś taki słodki.

- Rozpraszasz się, Styles. - Louis przewrócił oczami, pozwalając swoim ustom lekko się wykrzywić. - Poza tym, nawet nie mieszkaliśmy w tym samym miejscu, kiedy byliśmy dziećmi. Gdzie maszyna by nas zabrała? Co Cheshire czy do Doncaster?

- Do naszych domów, może?

- Masz na myśli rozdzielenie.

- To możliwości, to mam na myśli.

- Tak, nie jestem fanem tego. - Louis położył swoje knykcie na stole, spuszczając wzrok. - Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.

Harry uśmiechnął się, by złapać dłoń Louisa ponad stołem. - W takim razie dobrze, że nigdy nie będziesz musiał, prawda?

- Tak przypuszczam. - Ciepłe uczucie w jego jelitach wybuchło na delikatny, śmiech, który musiał zakryć swoją wolną dłonią. Poprzez zmarszczone oczy, widział jak Harry uśmiecha się do niego czule i ściska jego dłoń.

Podzielenie się swoją opinią było miłe. To nie pomogło w rozwiązaniu ich problemów, ale to było nowa ścieżka do przemyśleń. Coś na czym mogą pracować, kiedy... jeśli wrócą.

Louis ponownie spojrzał na czas. 04:39:27 i ani sekundy dłużej. W dodatku wymyślił tą całkowicie nową teorię, która ma tyle możliwych zakończeń. Jego mózg działał na pełnych obrotach, próbując znaleźć wyjście, próbując znaleźć sens jego nowego odkrycia, próbując przetrawić to wszystko i nie będąc w stanie przetrawić niczego. Czuł się przytłoczony. Chciałby żeby rzeczy były prostsze.

- Czuję jakbym nic nie wiedział o świecie, kiedy spędziłem całe swoje życie, próbując je odkryć - wymamrotał Louis. - To denerwujące, nie mogę tego objąć umysłem. To za dużo.

- Kochanie - powiedział Harry, a Louis czuł jak cała waga spadła z jego ramion za pomocą tego jednego słowa. Jakby jego kości były zmęczone, a Harry pozwalał mu się o niego oprzeć. - Nie załamuj się, proszę.

Prychnął smutno, zwieszając swoją głowę. - Co w takim razie zrobimy? Co zrobimy teraz?

- Sądzę, że przyjrzę się programowi. - Harry skinął głową do samego siebie, patrząc na komputery. - Zobaczę czy są tam jakieś błędy.

Louis doceniał sentyment, ale był sceptyczny. - A jeśli tak, będziesz w stanie je naprawić?

Mężczyzna uśmiechnął się nieśmiało. - Szczerze mówiąc, ledwie rozumiem niektóre części, ale to lepsze niż bezczynne siedzenie, prawda?

W tym momencie robienie czegokolwiek było lepsze od robienia niczego. Mogli po prostu poczekać aż stanie się cud, kiedy szanse na to, że wrócą malały z każdą mijającą sekundą.

- Tak. Zamierzam... - przebiegł swoim wzrokiem po stacji. - też znaleźć coś do roboty.

Harry zachichotał. - W porządku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro