Witam W Moich Skromnych Progach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy tylko Isaac podszedł do mnie, odpalając papierosa, prawdopodobnie, żeby się uspokoić, jego wyraz twarzy był niemal bezemocjonalny. Ale czego mogłem się spodziewać? Przecież na tym zarabiał. Ze potrafił manipulować uczuciami i mimiką. Schowałem szybko telefon, zanim mógł zobaczyć co wyszukiwałem i spojrzałem na niego niepewnie. Czy to możliwe, że poczułem troskę?

- Nawet nie pytam, czy podsłuchiwałeś - oznajmił obojętnie, ruszając w dół ulicy, na której już paliły się latarnie. Westchnąłem cicho, idąc obok niego, wahając się czy mogę cokolwiek powiedzieć.

Jednak moja ciekawość zawsze bierze górę. Warto zapamiętać.

- Jesteś synem Christophera Lennoxa, prawda? - zapytałem niepewnie, bojąc się jego odpowiedzi. Bo przecież on był nieprzewidywalny. I może czasami lekko niezrównoważony. Ale nie powinienem oceniać.

- Bystry jesteś. Co, Wikipedia ci podpowiedziała? - zapytał tak kpiąco, że aż się wzdrygnąłem. Dobra, to było głupie, ale skuteczne. Lepsze to od Pudelka, tak?

- Przepraszam, nie chciałem być wścibski - wymamrotałem, tracąc nagle całą pewność siebie. I tak, doskonale zdawałem sobie sprawę jak bardzo żałosny jestem.

- Och, jeszcze raz mnie przeproś, to sobie pójdę - spojrzał na mnie z litością, albo mi się po prostu wydawało.

-No dobra, więc twoj ojciec to praktycznie światowej sławy aktor, który jest uważany za idealnego do każdej roli? - zapytałem, starając się ukryć podekscytowania, co mi chyba nie wyszło (jak wszystko tego dnia), bo Isaac pokręcił głową.

- Nie w każdej. W roli ojca jest chujowy - zaśmiał się dość gorzko i zaciągnął dymem, wydmuchując go do góry, przy czym znowu ukazał swoją idealną szczękę.

Ja nie mam pojęcia czy on robił to specjalnie, ale gdy dodatkowo zaczesał palcami włosy do tyłu, miałem wrażenie, że dookoła niego stały neony z napisem "materiał na chłopaka". Przystojny, z nadzieją na karierę, bystry, złośliwy, ale opiekuńczy, z chyba poważnym problemem, z którego mógłby się wyżalić.

Stop.

Po prostu stop, bo zaczynam być zdesperowany i żałosny.

Chociaż czy taka partia to desperacja...?

- Chyba nie macie zbyt dobrego kontaktu - mruknąłem cicho, starając się przekazać w głosie współczucie.

- Możesz wykreślić zbyt dobrego i też będzie się zgadzać - odpowiedział mi z szerokim uśmiechem i wyrzucił niedopalonego papierosa do kosza, za co byłem mu wdzięczny, bo palenie szkodzi na cerę, a on był zbyt przystojny.

- Może chcesz o tym pogadać czy coś - zaproponowałem, zaskakująco sam siebie, że mi to w ogóle przyszło na język. Bo nie ma mowy, że o tym pomyślałem. Bo nie myślę.

- Wolę o tym pomilczeć - odpowiedział od razu i to dość oschle.

Nie do końca rozumiałem, bo przecież chciałem dobrze. Z jednej strony sam nie zacząłbym się zwierzać osobie, której nie mam podstaw ufać, ale z drugiej wygadanie się komuś całkiem obcemu naprawdę może pomóc. Nie mówię tu o tworzeniu braterstwa krwi czy innej głupocie, ale jak się pompuje balon, to on w końcu pęknie. Mama mi tak tłumaczyła, że nie można w sobie tłumić złości czy żalu. W ogóle moja mama to cudowna osoba i mam wyrzuty sumienia, że ją okłamałem. Ale mi przejdą, gdy przyprowadzę do domu kiedyś Isaaca, Larze opadnie szczęka, mama dostanie fangirlingu, a ojciec będzie się na nie patrzeć, zastanawiając się, czemu kobiety jego życia tak się zachowują. Zobaczycie, tak będzie.

- Jak wolisz, ale jak coś, to możesz ze mną porozmawiać - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, starając się go jakoś pokrzepić.

- Dzięki - prychnął z chyba autentycznym rozbawieniem, a ja postanowiłem, że zdobędę się na odwagę, a jak się nie uda, to wskoczę pod ciężarówkę, która akurat stała na światłach.

- A może chcesz wpaść na kolację? Moja mama zrobiła obiad - zaproponowałem, starając się brzmieć entuzjastycznie i nie okazać, że wewnątrz aż trzęsę się z ekscytacji i stresu.

- Ty poważny teraz jesteś? - spojrzał na mnie zbity z tropu i to była chyba pierwsza jego w pełni szczera reakcja jaką widziałem.

Mina Isaaca była bezcenna. Wyglądał conajmniej, jakbym powiedział, że jutro lecę na Marsa i zbieram zespół superbohaterów, żeby walczyć z kosmitami. Te jego idealne usta tworzyły niemalże dokładny okrąg, oczy były wielkości spodków, a na jego policzkach, ale nie byłem pewny, czy to nie był tylko wytwór mojej wyobraźni, wykwitł lekki rumieniec.

- Jeśli chcesz, to tak - pokiwałem głową, żeby jeszcze bardziej uwiarygodnić moje słowa, będąc możliwe, że trochę dumny z siebie, że udało mi się wywołać u niego taką dezorientację.

- Chyba nie wypada odmówić - starał się brzmieć nonszalancko, ale mam wrażenie, że w ciągu sekundy zgubił całe swoje umiejętności aktorskie, bo wyglądał jak pięciolatek na przedstawieniu z okazji dnia babci i dziadka.

- No nie wypada - zaśmiałem się cicho i rozejrzałem się po ulicy, szukając jakiegoś charakterystycznego punktu.

- Może podaj mi adres, to będzie szybciej - zaproponował, unosząc lekko prawy kącik ust, a ja przyrzekam, że był to jeden z piękniejszych widoków w moim życiu.

***

Gdy w końcu stanęliśmy przed drzwiami dotarło do mnie, że przecież ja wyszedłem oknem. Nie poinformowałem mamy o ucieczce, a wręcz jej podle skłamałem. Będę czołgał się po gorącej smole w piekle, oj będę. Otworzyłem drzwi, starając się uspokoić oddech i szaleńczo bijące serce. I to nie przez to, że się bałem. No dobra, może troszkę. Ale głównym powodem było to, że było mi wstyd i głupio, a sumienie zjadało, mnie jak Salem mięso z mojego talerza, gdy tylko się odwrócę.

- Włamujemy się? - usłyszałem za plecami rozbawiony głos Isaaca i miałem ochotę walnąć go drzwiami.

- Badam teren - odpowiedziałem konspiracyjnie i gdy zobaczyłem, że mama śpi na kanapie w salonie, a na ekranie telewizora jest reklama jakiś gadżetów kuchennych wypuściłem głośno powietrze z płuc.

- Chyba wolę nie wiedzieć - pokrecił głową i zdjął skórzaną kurtkę, którą powiesił na wieszaku.

- Jak coś to robimy bardzo ważny projekt z chemii - uprzedziłem go, bo nasze kłamstwo musi się przynajmniej zgadzać wersjami.

- Produkujemy amfetaminę? - prychnął rozbawiony i się schylił, a gdy ja spojrzałem po co, to ta zdradziecka kupa futra, którą co wieczór miziam, karmię, czeszę i pozwalam na sobie spać, łasiła się do jego nóg.

Świetnie.

Nawet kot mnie zdradza. To idealnie wróży moim przyszłym, ewentualnym związkom. Tak, moje serce i ego płaczą jak ja na Titanicu.

- Ktoś przyszedł? - usłyszałem rozespany głos mojej mamy z salonu, więc wziąłem uspokajający oddech, żeby brzmieć jak najpewniej.

- Kolega, będziemy robić projekt na chemię - odpowiedziałem z uśmiechem, za który pomocnicy szatana będą dźgać mnie widłami po śmierci.

-Och, to nie będę wam przeszkadzać. A może jesteście głodni? Specjalnie robiłam obiad, a dla twojego kolegi też starczy - głos mamy był wyraźnie podekscytowany. Możliwe, że przyczyniał się do tego fakt, że nigdy nie przyprowadziłem kolegi. Jak już to koleżanki, które nie patrzyły na mnie jak na błąd Boga w kreowaniu świata... Czyli jak ja na pająki.

- Bylibyśmy wdzięczni - odpowiedziałem entuzjastycznie i spojrzałem na Isaaca, który stał sztywno w przedsionku.

Byłem tak bardzo ciekawy, co mu siedzi w głowie, że stał z zaplecionymi rękami za plecami i z dość przygarbioną sylwetką. Miałem wrażenie, że jego pewność siebie nie weszła z nami do mieszkania, a on sam wyglądał jak zagubione dziecko, szczególnie przez to, że włosy opadły mu na twarz, a chyba najciekawszym do obserwowania wydały mu się jego buty. Pokreciłem lekko głową i poszedłem do kuchni, obserwując czy chłopak idzie za mną. Ugh, czemu ciekawość musiała mnie od zawsze zjadać od środka. Jeśli dostałbym raka, to jego też by zjadła.

Spokojnie usiadłem na krześle barowym przy wyspie i poklepałem drugie, czekając na Isaaca, który w końcu zajął miejsce i wyprostował się jak struna, siedząc na nim. Zmarszczyłem brwi, bo to nie miało żadnego sensu. Chłopak był najbardziej cynicznym, sarkastycznym i pewnym siebie osobnikiem, jakiego znam. Przebić go mogła tylko Abigail, ale ona to już w ogóle inna skala. Więc co się stało z tym aktorzyną? Może po prostu w moim mieszkaniu każdy staje się łajzą. To by wiele wyjaśniło i zdecydowanie podniosło moją samoocenę.

- No nie siedźcie tak, jakby śmierć miała po was zaraz przyjść. Możecie spokojnie rozmawiać, mi to nie będzie przeszkadzać - oznajmiła mama, gdy wchodziła do kuchni. Nigdy w życiu, nawet za urodzenie mnie, nie byłem jej tak wdzięczny, jak za przerwanie tej niezręcznej ciszy.

- Po prostu się chyba skupiliśmy już na projekcie - odpowiedziałem zamiast Isaaca, który co chwilę lekko otwierał i zamykał usta. Wyglądał w sumie trochę jak magikarp. Powstrzymałem śmiech, co wymagało naprawdę poświęcenia. Powinienem w sumie za to dostać jakąś nagrodę.

- Zawsze wiedziałam, że mój synek jest jednak mądry - podeszła do mnie i zmierzwiła mi włosy, na co zmroziłem ją wzrokiem. Po pierwsze "jednak mądry"? Oj, mamo. To się zalicza do top dziesięć zdrad w historii anime. Talent do prawienia komplementów, jednocześnie kogoś obrażając też odziedziczyła Lara. Po drugie! Moje włosy. Jestem pewien, że wyglądały jakbym wyszedł na dwór podczas huraganu. Ale w końcu to moja mama, nie mogę się gniewać.

- Jestem Isaac, miło mi panią poznać - chłopak wstał i ukłonił się lekko mojej mamie, a ja miałem ochotę strzelić sobie w łeb, że nie pomyślałem, żeby ich sobie przedstawić.

- No proszę jaki kulturalny młody człowiek. Miło mi cię poznać dziecko, jestem matką Benny'ego, ale możesz mi mówić Dorothy - uśmiechnęła się do niego ciepło, a ja już wiedziałem, że w razie czego będę miał, jej błogosławieństwo. Miałem wrażenie, że spadł na mnie słup światła, a w tle aniołki grały na harfach. Tak się wygrywa życie!

Cóż, posiłek minął nam przyjemnie. Mama cały czas starała się znajdować neutralne tematy rozmów, za co byłem jej wdzięczny i zazdrościłem umiejętności komunikacyjnych. Isaac w końcu się rozluźnił i kilka razy się zaśmiał, a ja z trudem powstrzymał mój mózg od próby nagrania tego pięknego dźwięku. Miałem wrażenie, że teraz każdy jego ruch i słowo były szczere. Bez aktorzenia, sarkazm i złośliwości. Czy właśnie miałem okazję poznać prawdziwego Isaaca? Najwyraźniej tak. Czy byłem na to gotowy? Zdecydowanie nie.

- Dobrze, mamo, bo zagadasz go na śmierć - uciąłem w końcu, bo możliwe, że byłem zazdrosny o to, że złapali od razu tak dobry kontakt. Wiem, to głupie, egoistycznie i bez sensu. Ale co poradzić? Jestem w ogóle dziwnym człowiekiem.

- Och, no tak. Projekt. Mam nadzieję, że cię nie zanudziłam - uśmiechnęła się szeroko, tak jak robi to tylko do Lary i mnie, a ja byłem świadomy, że już go kupiła. Skubana bestia, każdego sobie owinie wokół palca.

- Absolutnie. Naprawdę przyjemnie się z panią rozmawiało - odpowiedział od razu, z lekka przerażony, że mogła tak to zinterpretować. Gdybyś ty wiedział, chłopie, w co się wpakowałeś i kto będzie o tobie słuchać miesiącami...

- To idziemy - pokiwałem głową i wstałem, co zrobił też Isaac.

Naprawdę, byłem sobie wdzięczny, że nie miałem w pokoju bałaganu. I to tak bardzo bardzo. I że w końcu nie powiesiłem plakatu półnagiego Johnny'ego Deepa nad łóżkiem. Brawo, Ben, chociaż raz nie zrąbałeś.

- Twoja mama to naprawdę miła kobieta - odezwał się w końcu, siadając na fotelu przy biurku.

- To manipulatorka. Kojarzysz takie ryby w głębi? Takie, które przed paszczą maja światełko? Właśnie poznałeś to światełko - oznajmiłem rozbawiony, zajmując swoje stałe miejsce na łóżku i patrzyłem na niego rozbawiony.

- Przesadzasz. Nie wygląda na złą kobietę. Jest troskliwy i miła - wzruszył ramionami, bagatelizując moje słowa. Ha! Poczekaj aż zostanie twoją teściową. Chociaż najprędzej to jego traktowałaby lepiej. Wsparcie u nas w rodzinie jest dość zakrzywione, nie moja wina.

- Nie no, polubiła cię. Cud, że od razu nie ogarnęła i nie poprosiła cię o autograf - parsknąłem cichym śmiechem, na co chłopak spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Nie mów, że ogląda to ścierwo - parsknął cichym śmiechem, który był zaskakująco przyjemny dla ucha. No dobra, nie zaskakująco. Ale nie popadam w obsesję. Nie po raz kolejny.

- Bardziej jest fanką twojego ojca - odpowiedziałem, unikając tematu, że ja też starałem się nie opuszczać odcinków z jego udziałem, odkąd się dowiedziałem, że tam gra. To mogłoby źle wyglądać.

- Jak prawdopodobnie połowa zamężnych kobiet w tym kraju - prychnął, znowu przybierając ten chłodny wyraz twarzy.

- Chyba to drazliwy temat - stwierdziłem w końcu, poddając dalszą dyskusję.

- Chyba tak - westchnął jedynie i zaczął się przyglądać uważnie przedmiotom na półkach.

Świetnie. Czyli znowu zrobiło się niezręcznie. Zdecydowanie nie powinienem zaczynać drążyć jego relacji rodzinnych. Jednak nic nie zrobiłem, żeby chociaż spróbować powstrzymać swoją ciekawość, która zbyt często postanawia przejąć władzę nad moim zachowaniem.

Tak więc gorzej być nie mogło?

Hah. Chcecie wiedzieć czym jeszcze świat postanowił mi dokopać?

Od razu gdy usłyszałem trzask uderzających drzwi o ścianę i krzyk Abigail, pobladłem.

- Ben, mój tęczowy przyjacielu! Rusz swoją homo dupę i pomóż mi z zakupami!

Pozdrawiam, jestem Benjamin Ross, a to moje życie usłane porażkami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro