Dzień 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

6 Lipiec 2019 rok. Dzień pierwszy - Statek.

/Per.Dipper/

Stoję właśnie na molo i od dłuższej chwili gapie się na ten jacht co mi trochę Tytanica przypomina, ale w wersji "oLin klUziF". A jak się znalazłam na tym molo? A no spakowałem się w taki worek jak mają dzieci do w-f i to dosłownie, bo na moim worku jest Rajder i jakiś piesek z Psiego Patrolu. Tak mam problemy. Następnie moja kochana dziwka sypnęła mi szmalem na tak zwane przez dzieci "BRRRRRRUM, Ziuuuuu, WRRRR" żółte autko z takim panem bądź panem, bo panią to nie, który jedyne czego od was oczekuje to żebyście wbili mu na licznik dużo kilometrów, i aby najlepiej trasa była prosta, a nie jakaś wymyślna jak do mego kochanego więzienia z lat  dwunastu, a mówię tu o Chacie Tajemnic, a bardziej tym stanie umysłu z latającymi trójkąmi i innymi anomaliami, które prawdopodobnie były tylko fantazją nałogowego ćpuna. Ale nie mówimy o przeszłości tylko o kasie na taksówkę. HI. Poza kasą na taksi miałem też kasę na inne pierdoły pamiątkowe. Przepraszam, chciałem powiedzieć "Bardzo ważne rzeczy, które będą mi wręcz niezbędne do dalszego funkcjonowania w życiu codziennym".

-Halo? Zdechłeś?-jakaś dziewczyna machała mi chyba od dłuższej chwili ręką przed oczami.

-Co? A, nie. Zamyśliłem się tylko-automatycznie wybudziłem się z tego transu pierdolenia w głowie do nieistniejącej publiczności niczym słaby komik.

Spojrzałem moim zboczonym i oceniającym wzrokiem, który nie dostrzega ubrań na dziewczynę. Zgrabna, wysoka, dupa sprawna, cycki są, piegi też, wszystko legit. CHWILA. A te rude, długie włosy to w mojej głowie czy naprawdę? Wendy? Jezus Maria tylko mi byłej miłości brakowało. Oficjalnie, to jest kolejna słaba komedia romantyczna tylko, że nie z jakąś tam Julią Roberts, a ze mną. Serio? Naprawdę mamy, aż takie braki kadrowe? No chuj. Jak Pan niebios każe grać to gramy.

-Wendy? To naprawdę ty?-Nie Dipper, to jest wiewiórka, no ale i tak zadam to pytanie, bo wypada.

-Miło, że mnie rozpoznałeś Dipper-zaśmiała się-Ty też płyniesz w rejs?-spytała i pewniej chwyciła swoją sportową torbę z Adidasa przewieszoną na ramieniu.

Tak wiem, że mój woreczek z Rajderem wygląda marnie w tej chwili.

Sama Wendy była ubrana w białą bluzkę w czarne poziome paski na długi rękaw, która odsłaniała nawet ładne obojczyki i ramiona oraz krótkie spodenki, a mianowicie jeansowe szorty. Na nogach obowiązkowo czarne Adidaski, bo przecież wszystko musi ze sobą idealnie współgrać, a jej długie, proste rude włosy? Ahh... co tu mówić? Poezja.
Ale mi się nie chce uczestniczyć w słabej komedii romantycznej więc zadam jej niestandardową dla opowiadań typu Billdip propozycję i nie pytajcie mnie skąd wiem w czym się znajduję i tak za sekundę zapomnę.

-Chodź zostaniemy najlepszymi sukami na pokładzie-zaproponowałem z poważną miną, jakbym pytał Hitlera jakie będą jego ostatnie słowa zanim strzele mu z kulki w ten pusty łeb.

Ta stała dłuższą chwilę wpatrując się we mnie z powagą. Ludzie śpieszący na ten piękny statek nas omijali, a my staliśmy patrząc sobie w oczy z powagą.

-Okej-powiedziała i złapała mnie pod pachę, a potem oboje radosnym, aczkolwiek wyluzowanym jak na suki przystało krokiem ruszyliśmy na pokład tego cuda.

***

Razem z Wendy wzięliśmy pokój wspólny pod pokładem. Oczywiście jak na luksusowy statek przystało hotel na nim to podstawa. Pokój był niezły, urządzony lekko w stylu starym, ale to dawało fajnego klimatu. Mieliśmy takie dwa, małe, fikuśne okienka, z których był widok jak narazie ma molo, bo jeszcze nie odpłynęliśmy. Nasz pokoik był wyposażony w dwa łóżka, ale jako nowe suki postanowiliśmy przysunąć je do siebie i spać razem. I to wcale nie tak, że to ja wręcz wymusiłem na Wendy, ponieważ boję się spać sam, bo wcześniej dzieliłem łóżko z moją świętej pamięci kurwą. Z tą pamięcią to tak na zaś. Na podłodze mieliśmy bordowy dywan w jakieś arabsko stare wzory. Nie wiem. Nie znam się, ale wy tym bardziej biczys. Do kogo ja gadam? Sama obróbka łóżek była z drewna, ale nie z takiego słabego tylko pożądnego, zdobionego i lakierowanego. Każdy miał swoją szafkę nocną też drewnianą i zdobioną. Tragedii nie ma, bo internet i gniazdka są, ale wolę moją pleśn domową, a nie tą świeżość.  Boże kim ja się stałem.

-Proponuję wybrać się na pokład statku. Podobno fajny basenik tam mają i nie tylko. Leżaczki, gry, bary, grile, imprezy-odezwała się Wendy wypakowując swoje graty na łóżko.

Ta. Ja i basen. No, ale jak mamy być tymi sukami to trza się ludkom pokazać.

-Okej, tylko daj mi się przebrać-odparłem odstawiając telefon, z którego jeszcze chwilę temu tak namiętnie korzystałem.

Po moich słowach statek ruszył co było dość odczuwalne. Zakręciło mi się w głowie. Nigdy nie miałem problemu z chorobą morską, ale sam start samolotu, statku czy zwykłego pojazdu zawsze przyprawiał mnie o zawroty głowy. Tym razem nie tylko głowy, bo mi żołądek się przewracał w środku. A zatem co zrobiłem w tej chwili? Pędem do łazienki podarować kiblowi w prezęcie na przyszłą gwiazdkę moją spożytą zupkę chińską.

***

Czuję się już dobrze, tak jak mówiłem tylko starty są dla mnie okropne i tak w ogóle to miałem rację. Szpanujemy swoją sukowatością jak nikt inny. Ja, w swoich wojskowych kąpielówkach już zdążyłem wystawić fucka napalonym gejom, bo kto normalny, a mowa tu o mnie celowo robi ze swoich włosów chaos i maluje oczy dookoła czarną kretką, a nie dość tego nosi lekko ściskające skórzane paski wokół swojego nagiego torsu, a jak kurwa nie wiecie co to jest to przewińcie sobie do końca rozdziału, a potem tu wróćcie, bo łaskawy autor wstawił wam zdjęcie, i ona, rudowłosa piękność, a bardziej jej cycki ukryte za cienkim materiałem bikini skąponowanego w blasku słoneczka na bezchmurnym niebie namalowanym ręką prawdziwego Picasso. I gdy tak cieszyłem się swoją sukowatością na w chuj długim pokładzie tak, że końca widać nie było zobaczyłem jego. Leżał sobie na białym leżaczku i czytał gazetkę o anime. Wtedy nie wiedziałem, że jego imię rymuje się z "deal" z czego w sumie słynął. Miał na sobie żółte portki. Coś typu szortów. Miał na sobie też koszulę, która była dość... intrygująca. Mianowicie w ciul kolorowa, z liśćmi palmy, tukanami i egzotycznymi kwiatkami. Wiecie... taki Wojciech Cejerowski vał dwa. No i chyba racja, bo butów też nie miał. Ale co sprawiło, że akurat na niego zwróciłem uwagę? To kurwa, że ten piźgnięty, czarny cylinder. Serio? Cylinder w lato? No popieprzyszło gościa. Taki nie duży, przechylony lekko w bok cylinder na jego bląd czuprynie. Sama jego fryzura posiadała grzywkę opadającą na jedno oko. Z drugiej strony zaś włosy bardziej krótsze. Miał w sobie coś... znajomego? Nagle ów blondyn wychylił swój wzrok za gazetki. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne w, i co było dziwne, trójkątnych oprawkach. Lekko obniżył okulary wychylając zza nich swoje kocie oko, bo jak wspominałem drugie i tak było zasłonięte długą grzywką. Te kocie oko było złote i tu nie żartuję. Słowo honoru on miał złotą tęczówkę. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale taka jest prawda, ja nie mam zwidów. Chłopak o niecodziennym kocio złotym oku puścił mi oczko i uśmiechnął się łobuzersko, a następnie nasuwając okulary spowrotem wrócił do przeglądania gazetki cały czas szczerząc białe kiełki. Zaczerwieniłem się lekko i szybko podreptałem dalej, by dogonić Wendy już nie tym suczym, wyluzowanym krokiem.

***

Błądziłem po tym w pizdu wielkim statku, aż w końcu ją znalazłem. Siedziała przy wielkim basenie mocząc sobie w nim te zgrabne nóżki.
Ja tam ciota nie byłem i wszedłem do basenu. Co z tego, że woda sięgała mi tylko do pasa, bo basen był podzielony w zdłuż na sektory wysokości? Pff. To wcale nie jest moczenie nóg. Ja legitnie pływam. Oparłem się o krawędź basenu obok Wendy i patrzyłem sobie na niebo. Tak z nudów, a co? Nagle i co się okazało NIE Wendy, bo tak pomyślałem szturchnęła mnie w ramię. Jakaś dziewczyna, brunetka obok mnie przybliżyła swoje usta do mojego ucha i powiedziała z zadziornym uśmieszkiem:

-Hey... myślę, że Bill Cipher cię lubi-obróciła moją głowę w kierunku dziwnego, wystającego z wody blondwłosego obiektu z kocio złotym okiem.

O kurwa.

Obiekt ten powoli wynużał się z wody, odsłaniając swoją boską, mokrą i co najważniejsze umięśnioną klatę tym samym idąc w moją stronę, a mi w głowie automatycznie zagrała ta muzyczka z Meme, albo Tik Toków "moto moto". Chłopak seksownie oblizał swoje usta patrząc na mnie jak na swoją zdobycz. Co najgorsze, gdy zdałem sobie sprawę co oznaczają słowa "Bill Cipher" było już za późno, bo ów trójkąt w ludzkiej formie stał przede mną, a ja automatycznie  znieruchomiałem niczym napalona nastolatka na widok swego cruscha z wypiekami na twarzy i otwartą gębą gapiąc się na niego. No wiecie. Mój mózg jest mądry, bo mówi mi właśnie "DIPPER UCIEKAJ KURWA TO TEN DEMON Z TWOICH ĆPUŃSKICH FANTAZJI", ale ciało pomyślało, że najlepszą formą ratunku i obronny będzie sparaliżować mój każdy mięsień i przyspieszyć akcje bicia serca.

-No witaj Dipper-uśmiechnął się chytrze Bill.

Rusz się ty suko. Uciekaj kurwa, wołaj o pomoc! Cokolwiek! Ale nie zbyt "cokolwiek", bo na przykład nie życzę sobie gejowskiego kissu. Hasztag sto procent hetero. Okej. Byle by rozegrać to odważnie.

-H-hej-i moja odwaga poszła się jebać.

Oto to o co było tyle pierdolenia ^

Moje Ludki

Tu robimy sobie polsata, ciąg dalszy nastapi.

I jak narazie? XD
Bardzo rakowe?

Zostawcie gwiazdkę jeśli chcecie następny rozdział.

Bye!^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro