~~Rozdział 24~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po jakimś czasie reszta klasy wyszła z lasu, stając przed pro bohaterami i dwójce rodzeństwa. Zmęczeni jakby właśnie przebiegli maraton, niektórzy najwyraźniej przekroczyli granice z pięć razy, a inni tylko raz. 

- Wo... Midobro, kiedy zdążyliście przyjść?- zapytał Kirishima, po złapaniu porządniejszego wdechu powietrza, patrząc na wcześniej przybyłych. Zielonowłosy posłał w jego stronę szeroki uśmiech, do którego stworzenia użył swojego dziwactwa. 

- Dwie godziny przed Wami?- zapytał czerwonookiego, na co dostał potwierdzenie w postaci skinienia głową. Większa część rówieśników, spojrzała na nich jakby byli jakimiś duchami, czy coś w tym stylu. Trudno odgadnąć dokładniej, więc pozostaje strzelać. Piw paw!

Blondwłosa kocica pochwaliła wszystkich tu zebranych za wspaniałą robotę w przebyciu drogi przez niebezpieczny las, pełen dziwnych i zapewne zmutowanych zwierząt. Skąd oni takie wytrzasnęli? Mnie nie pytaj, ja tylko mówię jak było. 

W czasie gdy to Mandalay szalała na punkcie chłopców, których wypatrzyła sobie, Izuku spojrzał na młodego chłopaka, który stał już tu jakiś czas. Bez skrupułów zapytał o to kogo jest ten bachor, na co dostał odpowiedź. 

- Midoriya Izuku.- przedstawił się, wystawiając rękę w stronę kruczowłosego, a ten z niewiadomych przyczyn postanowił go uderzyć, ale coś poszło nie tak, ponieważ zielonooki sprawnie chwycił pięść, dalej czekając aż młodszy również wypowie swoje imię, jakby nic nie miało miejsca. 

- Nie mam zamiaru rozmawiać z ludźmi, którzy chcą zostać bohaterami.- odparł ostro, odchodząc od młodego aktora, wyrywając uprzednio swoją kończynę. Ktoś z tłumu spytał, ile młody ma lat, ale najwyraźniej nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ Katsuki miał zamiar przywalić wiecznie stoickiemu synu Endevora. 

- To porozmawiaj ze mną, jako aktorem.- zaproponował złoczyńca, spoglądając na chłopaka w zajebistej czapce. Jednak i on również nie mógł dostać odzewu, ponieważ wychowawca kazał wziąć podopiecznym swoje bagaże i odłożyć do pokoju, po czym przyjść na kolacje. 

~~~

Wczoraj wszystko minęło szybko, większość klasy poszła do gorących źródeł, a Izuku jako odmieniec przechadzał się po korytarzach, szukając jakiegokolwiek zajęcia. Cóż... Shigaraki został tam zaciągnięty siłą, więc nie mógł z nim pograć w jakąś karciankę... Czy cokolwiek innego, bo już wolę nie precyzować takich rzeczy. Nie chcę tracić kolejnego narratora. 

Idąc tak, zauważył uchylone drzwi, więc jako ciekawski nastolatek, przez nie wyjrzał. Jego oczom ukazał się młody chłopak, którego spotkał już wcześniej, grający w... Poker? Nie wiem, z resztą posiadał karty do tej gry, więc zgadujmy dalej. Czasem lepiej żyć w niewiedzy. 

- Poker.- odparł nagle zielonowłosy, siedząc przed młodą istotą, kładąc, a raczej rzucając cztery prostokąciki na kupkę przed sobą. Czarnowłosy poderwał głowę, patrząc na nowo przybyłego, wyglądając jednocześnie jak sarna złapana przez ludzki wzrok.- Czyli mam to rozumieć za moją wygraną?- zapytał z szerokim uśmiechem. Nawet się nie wysilił, haha.

- Poker królewski...- odmruknął, kładąc na wcześniej ułożone karty, swoje własne odpowiedniki. Cóż... Nie chciał przegrać z kimś takim jak człowiek przed nim, więc mimo niechęci odegrał się, będąc pewien swojej wygranej, przecież... To już jest normalnie zwycięstwo.

Zielonooki jednak uśmiechnął się szerzej, wyglądając raczej na sadystę, ale nie ważne. Na środek wylądowała karta zamiany kierunku w barwie zielonej. Dzieciak zmrużył oczy przyglądając się prostokątowi. 

- To nie-

- Przyznajesz się już do porażki?- zapytał były piegowaty, czym wywołał nagłą chęć wielkiego zwycięstwa w tym młodym i zapewne mało wiedzącym o tym świecie dzieciaku. Cóż... Taki był dokładny plan. Wkurzyć, dać nadzieję i ostatecznie pokazać jaki krater ich dzieli w umiejętnościach.

~~~

Nastał kolejny dzień, a co z tym idzie trzeba wstać... Szkoda, że wychowawca postanowił zrobić pobudkę o piątej nad ranem i dać im niecałe pięć minut na zebranie się przed budynkiem. Oczywiście- wybuchł chaos. Czego można było się spodziewać? 

Po określonym czasie- o dziwo- wszyscy dzielnie znaleźli się na wcześniej wspomnianym miejscu. Niektórzy spali stojąc, inni na wpół przytomni patrzyli na nauczyciela i nieliczni- całkowicie przytomni i gotowi do działania (Jakim cudem to zrobili, nie zostało nam jednak wyjaśnione, bądź chociażby przedstawione, tak więc z bólem serca muszę oznajmić- nie, nie wiem jakim cholernym cudem to wykonali). 

Wychowawca kazał Izuku jak i Katsukiemu rzucić piłką (tą samą, którą używali na teście sprawności), co oczywiście wykonali. Co dziwne- wynik wybuchowego nastolatka z trudem został pokonany, a zielonowłosy nawet się nie starał, choć wynik miał ten sam jak wcześniej. Zmęczenie i chęć snu dała o sobie znać, ponieważ aktor niemalże zasnął wykonując prosty rzut. 

~~~

Mały przeskok jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił, prawda? Więc pozwolę sobie go wykonać, nawet jak będą protesty i tym podobne, ponieważ nie mam zielonego pojęcia, jak inaczej lać wodę, aby Was nie zanudzić, drodzy czytelnicy. 

Cóż... Każdy z klasy 1A przekraczał wszelakie swoje granice, jak tylko mógł, co nie dla każdego wydawało się łatwe... Dobra, co ja pierdolę? NIKOMU nie było z tym z górki. Tak naprawdę dziwne, że ktoś jeszcze nie padł mdlejąc przez nadmiar wysiłku. 

Shigaraki Tomura sam niewiele wiedział o swojej mocy, a jeszcze mniej o niej pojęcie mieli nauczyciele. Co zrobić aby lepiej działało? Nie wiadomo. Na pewno zależność leży w samym dymie, z którego korzysta- to właśnie ma wpływ na to, czy wytworzona rzecz, będzie bardziej wytrzymała. Szybkość w tworzeniu tego? Cóż... Mamy pierwszą rzecz, którą możemy ulepszyć, choć będzie to trudniejsze niż się wydaje. Dym potrafi się rozrzedzać przy podmuchu wiatru, czy innej takiej sytuacji, ale jak się nie ma innych możliwości bierze się tą jedyną. Mimo iż dar ten wielce podobny jest do Yaorozou, jest bardziej... Inny i dziwny. 

Wystarcza mu sama wiedza jak coś działa, wygląd i jakiej ma być struktury, reszta wykona się sama. Jednak przedmiot nie może opuścić rąk młodego człowieka, ponieważ od razu wraca do swojego poprzedniego stanu, choć w przypadku wystrzeliwanych pocisków, jest to tryb raczej powolny (czego nie da się wytłumaczyć, bez większych badań nad tą umiejętnością). 

Mimo wszelakich prób i pomysłów, to tylko naboje były w stanie wstrzymać się przed szybkim rozpadem. 

Może to wina drugiej mocy czerwonookiego? Cóż... W sekrecie powiem, że tak. 

Dobra, dobra, trochę rozgadałam się na temat quirk Tenko, więc już wracam na właściwe tory, a dokładniej do naszego gumowego protagonisty. 

Młody złoczyńca ten miał dwie opcje- większa siła uderzenia, bądź większy zasięg gumy. Oczywiście wybrał ten drugi, stwierdzając, że będzie bardziej zabawnie. Tak więc zaczepił swoje ręce o jeden z wystających kamieni przy większym głazie, po czym zaczął go okrążać, rozciągając tym swoje ramiona. Sam zdziwił się gdy limit nie nadchodził, ale biegł dalej, wiedząc, że kiedyś się zakończy ta jakże wspaniała czynność. 

- Wah!- krzyknął nagle gdy prawie poślizgnął się i poleciał do tyłu. Oczywiście zdążył wbić nogi w podłoże, dzięki czemu nie zmarnował całej swojej pracy, teraz już z o wiele większą trudnością szedł do przodu. Nieprzyjemny dźwięk rwącej się skóry doszedł do uszu nastolatka, przez co zatrzymał swoje działania.- Jak tak dalej pójdzie to ręce sobie wyrwę...- mruknął do siebie, po czym postanowił się puścić podłoża i dać robotę swojej gumie, która od razu zabrała swojego właściciela do siebie. 

Po dłuższej chwili uderzył o ziemię, a jego ramiona wróciły do wcześniejszej pozycji. Leżał tak przez jakiś czas, patrząc się na chmury z nudów. Jednak jego spokój nie mógł trwać długo, ponieważ należało kiedyś wrócić do jakiś ćwiczeń. Nie widząc lepszego zajęcia, które nie wyrwałoby mu ramion z ciała, przyłączył się do klasy 1B (która doszła do nich w między czasie), aby wraz z nimi ćwiczyć pod okiem umięśnionego mężczyzny w spódniczce.

~~~

Nastał wieczór, a zmęczeni życie- znaczy, zmęczeni ćwiczeniami uczniowie UA, byli zmuszeni do zrobienia kolacji, dla siebie nawzajem. Wszyscy jęczeli z bólu i rozpaczy, a niektórzy w sumie już padli na ryj, mówiąc, że nie są głodni. 

- Ne, Todoroki!- zawołał zielonooki swojego przyjaciela, który spojrzał na niego, dając mu znak głową, że go słucha i może kontynuować.- Podpal to, założę się, że klasa 1A zrobi lepsze curry od 1B.- oznajmił ze zwycięskim już uśmiechem były piegowaty, a na słowa o rywalizacji (choć nie dokładnie wypowiedziane) Monoma włączył się do rozmowy, namawiając resztę osób ze swojej klasy to życia i wykonania najlepszego w życiu żarcia. 

Takim sposobem każdy zyskał nowe siły i zaczęły się rewolucje kuchenne, o których pisać będą legendy, a biedne młodziaki zmuszone zostaną do nauki o tym wydarzeniu, wraz z datą dzienną i godziną (liczoną co do sekundy). 

Dowódcy jednej armii- Katsuki Bakugou, Yaorozou Momo

Dowódcy drugiej- Itsuka Kendo i Nirengeki Shoda

Plan ułożony na szybko, jednak z pełną dokładnością i wzięciem pod uwagę wszystkie mocne i słabe strony żołnierzy. Nie ma co do tego wątpliwości... 

- Najpierw musimy zdobyć składniki, ruchy miernoty, ruchy!- krzyczał Katsuki do grupy zwiadowców, którzy nie tracąc czasu, pobiegli w sam środek miejsca wojny.- Rozpalcie ogień! Ruchy, ruchy! Nie mamy czasu!- tym razem te słowa skierował do brygady przy ogniu, którzy bez ociągania, zajęli się swoim zadaniem. 

Dowódca pierwszej załogi spojrzał na przeciwników, prychając dosyć głośno z irytacji. Widział już ten zwycięski uśmiech Monoma'y. Oj jak bardzo chciał go zetrzeć z jego brzydkiej twarzy.

Nie musieli długo czekać i zwiadowcy wrócili z udanej wyprawy. Ogień iskrzył się całym swoim blaskiem, a ostrza noży brygady drugiej przyświeciły się w blasku zachodzącego słońca. Już obdzierali swoje ofiary ze skór, nie tracąc ani sekundy. 

Pośrednicy ruszyli do akcji, łącząc brygadę pierwszą z drugą, robiąc połowę roboty, aby przyśpieszyć proces ich roboty, jednak dalej zachowując pełną klasę i uwagę przy tym. 

- Nie możesz się poddać! To nie jest męskie, dasz radę, pokaż wszystkim, że jesteś prawdziwym mężczyzną!- po tych słowach nowa siła wstąpiła w czerwonowłosego, który z jeszcze większą determinacją wykonywał pracę przy ogniu. Nie ważne jak ciepło było, nie ważne ile trzeba stracić- zrobi to. Zrobi to, aby udowodnić każdemu, jaki to jest męski.

Pot, krew i łzy. Jednak się nie poddali. 

- Wygramy tę wojnę!- rozniósł się krzyk wśród pierwszej armii, na co reszta zawiwatowała, nie zaprzestając bitwy, czym więcej słów motywacji leciało z ust młodego człowieka, tym większa fala determinacji, spływała na brygady. 

- Ja już... Nie dam rady, powiedz mojej matce, że ją kochałem...- poprosił blondyn, wiotczejąc w ramionach motywatora, ostatecznie oddając się wiecznemu spoczynku. 

- Nie możemy pozwolić, aby praca tego człowieka wyszła na marne! Ruchy, ruchy! Pokażmy, że jesteśmy w stanie to zrobić!- kolejny przypływ nowej mocy, dzięki któremu ruszono do przodu, a motywator, położył zmarłego w bezpiecznym miejscu, obiecując, że wygrają tą wojnę z myślą o nim. 

Shoto otarł spływający pot z czoła, nieprzerwanie wykonując swoją robotę. Jego oddech był nierówny, jakby po największym wysiłku jaki mógł znieść.

Nagle rozległ się wybuch i wielki ogień zajął część stanowiska. Jak gdyby wyćwiczonym ruchem, lód pokrył nieprzyjaciela, uśmiercając go już na początku. Nie minęła chwila, a ponownie wszyscy przy ogniu wrócili do smażenia, mimo ogarniającego ich uczucia zmęczenia.

- Widzicie! Jesteśmy w stanie to zrobić! Nawet pożar nas nie zatrzyma!- kolejne słowa motywatora i uśmiech na twarzach trzech muszkieterów. Praca nie zatrzymała się ani na chwilę, jakby mówiąc, że dosłownie nic nie jest w stanie powstrzymać ich zwycięstwa w tej wojnie. 

- Pochowajcie moje ciało we Francji...- ostatnie życzenie kolejnego poległego wychwycone przez motywatora, który odnosił ciało zmarłego na bezpieczne miejsce, aby mógł chociaż po śmierci odpocząć w spokoju. 

Motywator stanął na baczność, przykładając pięść do lewej strony swojej klatki piersiowej, oddając tym samym hołd zmarłym.

- Dajemy! Dajemy! Jesteśmy coraz bliżej zwycięstwa!

Czy to ogień, czy to ostre narzędzia- nic, a nic ich nie powstrzymało. 

Poległ ostatni. Tym razem prosząc o wygranie tej wojny. Czas jakby ich gonił, stres wziął górę nad niektórymi, ale nie robili nic co nie dało się uratować. Oddechy coraz bardziej wypełnione zmęczeniem, choć ruchy dalej precyzyjne i szybkie. 

Zabłąkany nóż trafił w ramię zielonowłosego, który akurat przynosił więcej drewna na opał. Obeszło się jednak bez nawet najmniejszego zainteresowania nowo zdobytą raną. Adrenalina wzięła swoje i każdy o tym wiedział, to były ostatnie minuty, ostatnie chwile, aby dokończyć i wygrać całą tą bitwę. 

Jednak mimo takich statystyk... Wygrali. Wygrali wojnę i pokazali kto tu jest lepszy w robieniu curry. 

~~~

Licznik słów: 1961

Data napisania: 29.05.2021

Data publikacji: 29.05.2021

Notka:

... Nie wyszła końcówka... Przepraszam 

Wszystko i nic, czyli jak zwykle story time, pytania, zażalenia itp. itd. ==>

>Miłego życia
-Ciao!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro