~~Rozdział 62~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ubrudzona twarz, podarte ubranie. Szkarłat powoli spływał z wielu wciąż niezasklepionych ran, a siniaki na szyi, wydawały się o wiele ciemniejsze na bardziej jasno chorowitej skórze. Kulał, ciągnięty przez strażników, którzy widocznie nie przejęci krytycznym stanem jego, nawet nie mrugnęli okiem.

Mimo bólu jaki odczuwał - uśmiechał się kpiąco, nie roniąc ni jednej łzy. On nie płakał, nie miał powodu. Cierpienie odczuwał od dawna, większy nacisk nie robi różnicy. Brał to wszystko za grę. Zabawę, która urozmaica jego normalne monotonne życie w ciekawszy sposób, niż te wszystkie napady.

Zrobiłby jeszcze raz KABOOM

- Ej nie... Serio pytam...- głos brzmiał pewnie siebie i dziwnie przyjaźnie, jakoby wcale nie był ich śmiertelnym wrogiem, pojmanym przeciwnikiem.- Skąd macie takie fajne kajdany?- na swoje słowa poruszył rękoma tak, że łańcuchy, ocierając się o siebie, wydały pożądany dźwięk, informujący o jakim dokładniej przedmiocie mówi. 

Zamiast oczekiwanej odpowiedzi, został popchnięty do przodu, jakby go pośpieszano, jednak wybór ten na pewno nie okazał się prawidłowy, ponieważ czerwonooki przeceniając skalę swojego zranienia, prawie że upadł na zimne, pedantycznie czyste kafelki. Mimo to on nie ma zamiaru "kłaniać się" przed nikim, dlatego też (ignorując ciężar antyquirkowych bransolet) chwycił strażnika przed nim za ramiona, prawie uginając się pod własnym ciężarem. Kolana w każdej chwili groziły załamaniem, a pulsujący ból w kostce przypominał o swoim istnieniu, nie chcąc zostać zapomnianym.

Wysłanym w niepamięć, jak wybity bark, który na nagłe pojawienie się obciążenia (mimo iż niedużego), wysłał dość agresywny i szybki impuls, informujący o nowej fali cierpienia. Na to ledwo udało mu się stłumić krzyk bólu. Dopuścił się jedynie do zagryzienia wewnętrznej części policzka i niewielkiej kropelce, która pojawiła się w kąciku jego oka.

- Wooo, panowie, panie, ale nie ma tego pośpiechu co, by na dobre wyszedł.- stwierdził, a w głosie wydawał się być niemniej pewny i przyjacielski, jak wcześniej. Wydał stłumiony jęk, gdy został chwycony za zranione ramię i pociągnięty do pozycji pionowej, mimo iż wyraźnie nie potrafił utrzymać się na własnych nogach.- Ja wiem, że gra wstępna musi być, ale nie możecie udawać, aż tak ślepych.- oznajmił, podtrzymując się na milszym stróżu więziennym, który znajdował się za nim. 

Czuł jak lada chwil, albo zwróci kwas żołądkowy (już nic mu w brzuchu nie pozostało), albo splunie krwią. Zaczął podejrzewać, że obie te rzeczy się nie wykluczają, ponieważ metalowy posmak i znane mu uczucie w gardle, pojawiły się niemal w tym samym czasie, gdy sobie to uświadomił.

Metalowy chwyt za szczękę, który sprawił, że trzymany (zmuszony) musiał podnieść głowę, a przy tym spojrzeć na obrzydliwą twarz herosa, z którym dane mu było (wcale nie tak dawno) stoczyć pojedynek i tym samym, który wcisnął do jego ust dziwne tabletki, powodujące brak jego wcześniejszej regeneracji. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie "jakiejkolwiek" formy zabliźniania, zaskrzepiania (i wszystkiego co można do tego podłapać) ran. Jakikolwiek obiekt takiego działania nie został zauważony przez cały ten czas, a minęło już niespełna dwanaście godziny od spożycia. 

Na jego szczęście - szkarłatna ciecz wypływała na tyle powoli, że dawał radę ustać i funkcjonować przez większość tego czasu.

- Nie licz na litość, Shigaraki Tomura, chyba że powinienem był powiedzieć - S h i m u r a   T e n k o ?- wycedził mu prosto w twarz, sprawiając, że niebieskowłosy skrzywił się lekko z obrzydzenia (i niewielkiego, ale dokuczliwego bólu), umiejętnie wyrywając się z jego uchwytu.

- To naprawdę przestało robić wrażenie, już po pierwszym razie.- odparł z taką pewnością, jakby wyjaśniał jakiemuś dzieciakowi, że jest przyciągany przez grawitacje do Ziemi, przez co nie odlatuje w atmosferę i jeszcze dalej. A uwierzcie mi, że wiem jak to jest, ponieważ to mi, sexownemu narratorowi, wyjaśniał to pojęcie, uważając, że go nie znam. Dureń.- Wymyśl coś ciekawego, bo zaczynam się tym nudzić.- polecił, sprawdzając swoją siłę w mięśniach, ale tak jak się spodziewał - nie czuł się za pewnie na własnych nogach, więc musiałby tą szopkę przeciągnąć jeszcze dłużej niż zamierzał.

Nagle poczuł ogarniający go chłód, na co ledwo powstrzymał drżenie. Nie wiedział co się dzieje, ale postanowił nie dawać po sobie znać, że coś jest nie tak. Świat zakręcił mu się przed oczami i nagle został delikatnie popchnięty do przodu, co spowodowało, że stanął na dwóch swoich dolnych kończynach. Na szczęście nie ugięły się pod nim kolana, jak sądził przedtem, że się stanie.

Nim jednak zdążył złożyć zażalenia komukolwiek, usłyszał wokół siebie odgłos upadających ciał i kilka brzdęków metalu uderzającego w posadzkę. 

Nie potrafił się ruszyć nawet o krok, stojąc na lekko ugiętych nogach, starając się zachować przytomność. Coś jest nie tak, coś definitywnie idzie nie po tej myśli co trzeba. 

Poczuł, jak coś jest mu odbierane, jak cząstka jego znika, zostawiając po sobie pustkę, samotność, wspomnienie lekko zamazane. Do jego gardła podszedł kwas żołądkowy pomieszany z metalicznym posmakiem krwi.

To jest do dupy, ma dość.

To pierwszy i zapewne ostatni raz, gdy ma zamiar z własnej woli iść do doktorka, żeby go posklejał do kupy.

Nagle upadł na kolana, jednak pamiętając o wciąż kłującym bólem barku, podtrzymał się na drugiej ręce, aby nie ułożyć się prosto przed nieprzytomnymi pracownikami więzienia. Wykasłał krew, czując jak coraz gorzej mu się oddycha. Wraz z nią kwas żołądkowy, który nieprzyjemnie piekł go w gardle i nie tylko.

Słysząc nowy tupot butów, przywdział na siebie wyśmiewający i wywyższający się uśmiech, ignorując niewielki strumyk krwi spływający po jego brodzie z rozciętej wargi. Jednej rzeczy z pewnością nauczył się tyle lat mieszkając pod okiem AFO - nie pokazuj, że można Ciebie zranić, ani słabości, ani bólu. Niech inni wierzą w Twoją wyższość, niech się kłaniają, niech zastanawiają się jakim cudem wciąż Cię nie złamali. To ich rozzłości, zniechęci, podporządkuje Tobie. Ty będziesz panem rozmowy, to na Twoich decyzjach wszystko się oprze. Zajmiesz wtedy bowiem z miejsca wyższe stanowisko, sprawiając, że część ludzi znana z uległości sama się złamie. 

Tego nie zapomni, tego nie da się rzucić w niepamięć. Z tego jest dumny i tak pozostanie, ponieważ - kłamać nie będziemy - uratowało mu to jego dupsko wiele, ale to naprawdę wiele razy.

Poczuł silny chwyt na swoim ramieniu i chwilę później został pociągnięty do pozycji stojącej. Mógł teraz szczerze stwierdzić, że już nawet on lepiej traktował swoich "jeńców". Nie każe im robić niczego, co widocznie zakończy się porażką tego typu. 

Zawisł trzymany przez stalowy uścisk, podnosząc tylko jedną brew, gdy widział próby jednego ze strażników na podniesienie go do pełnej pozycji pionowej.

- Wiesz... Nawet jakbym chciał, nie mógłbym tego zrobić.- oznajmił, wzruszając ramionami, niemal od razu tego żałując, ale nie pokazując tego dla własnego dobra.- Ej nie, serio, to nie ma sensu.- stwierdził, widząc dalsze próby mężczyzny, któremu wciąż nie udawało się go postawić na nogi, ponieważ te odmawiały nie tylko mu posłuszeństwa, ale też ich właścicielowi, jakby chcąc powiedzieć "Pierdole, nie robię."

Po kilku kolejnych nieudanych próbach, inny chwycił go pod pachę i zaczął kierować się w tylko sobie znaną stronę z towarzyszącym mu jakimś młodszym i wątlejszym chłopaczyną. Powiedziałbym nawet, że jakimś praktykancie, ale czy to prawda? Tego nie wiem, autorka wciąż jest zbyt chamska, aby mi to powiedzieć. Co ja robię źle?

Shigaraki poczuł się bezpieczniej, bardziej komfortowo, a przez jego głowę przeleciało wspomnienie, jak Izuku wciął go prosto w samobójczy las na obozie, tylko po to, aby być pierwszym, który dotrze na linie mety. Ach... Nie utopił go, musi zapamiętać, aby zrobić to kolejnym razem, gdy się spotkają, oj tak, tego nie wybaczy, nie ma mowy.

Och... Też walka przeciwko "Symbolowi Pokoju" w ramach egzaminu, nadawała się idealnie do ryzykownych. Wciąż odczuwa jego skutki, ale nie może narzekać. Mimo wszystko dobrze się bawił, a współpraca z zielonookim zawsze wydawała mu się czymś... Nieziemskim. Oboje przygotowali się na wszystko ze swoich stron, gotowi zaufać czemuś wyższemu, a jednocześnie tak dobrze ze sobą współgrali, nawet gdy żaden z nich nie przewidział swojego ruchu. 

Nie zapomni też tej adrenaliny jaką czuł w Chinach, gdy walczył z innymi niż dotychczas herosami, którzy coś do niego mówili, a on jedyne co zrozumiał to swój pseudonim oraz kilka pomniejszych wyzwisk, których nauczył się w międzyczasie, choć nie dokładnie wiedział kiedy. Wydaje mu się, że było to już dość dawno temu, jakby za dziecka? Nie obchodzi go to za bardzo.

- Yawn...- ziewnął, nie marnując energii na zakrycie sobie czymś buzi, aby nie wyjść na niekulturalnego. Jego oczy zaszkliły się łzami, typowymi skutkami po wspomnianym zjawisku.

- Nie czujesz się może zbyt komfortowo?- zapytał znany mu zmęczony głos, kruczowłosego dorosłego. Mimo oczywistej lekkiej zniewagi i zawiedzionego tonu, wyczuł w tym i ciepło, takie, które nie zmieniło się na przestrzeni ostatnich wydarzeń, nawet jeśli miało do tego pełne prawo. Niebieskowłosy uśmiechnął się, ale nie miał nawet sił, by podnieść choć trochę głowę. 

Po tym film mu się urwał, choć wciąż pamięta ciche, niemal niesłyszalne kapanie szkarłatnej cieczy, która swoim własnym powolnym tempem skapywała prosto na pedantyczną podłogę, robiąc ścieżkę, która prowadzi prosto do niego.

Tydzień minął mu na przebywaniu w salach narad, wysłuchując jakże interesujące kłótnie rządzących i kilku bardziej znanych w rankingu herosów. Nie zabrakło też bohatera, który sprowadził krwistookiego w to miejsce, wcześniej sprawiając, że więzienni medycy tracili głowy, aby znaleźć rozwiązanie na niezasklepiające się rany. Ich obowiązkiem było przytrzymanie go przy życiu aż do pełnego zobrazowania czynów i ich skutków, jakich dopuścił się niebieskowłosy złoczyńca.

Na tych wszystkich obradach Shigaraki nie powstrzymywał się od zbędnych komentarzy, a tym bardziej od opisywania niektórych swoich morderstw z taką dokładnością w minutach, że niektórzy zaczynali się rzeczywiście zastanawiać, czy on tak na serio, czy teraz sobie z nich kpi.

- I gdy odczekałem minutę, aby zaznajomić kobietę z jej losem, ścisnąłem jej palec, powodując, że ten zaczął przeistaczać się w proch. Nim jednak dałem rozkładowi czas na przejęcie reszty ciała, odciąłem go całego. Proces ten trwał z dwie minuty, choć jestem pewien, że gdyby nie fakt, że wierciła się jak ryba rzucona na ląd - minęłoby to o trzydzieści sekund szybciej.- i tak dalej. Wszystko zgadzało się z tym, co wyciągnięto podczas sprawdzania i weryfikowania zwłok, więc nie było mowy o pomyłce, choć czas definitywnie nie wspomagał uwierzeniu.

Tak wyglądał cały jego tydzień, w którym zastanawiano się co z nim zrobią. Jest już odpowiedzialny względem prawa, więc poniesie konsekwencje. Dodatkowo nie broni go fakt, że mógłby być to przypadek, czysta manipulacja, czy problemy z psychiką - tego nie da się stwierdzić. Jak większość profesorów zgodnie stwierdziła - Tenko zna te wszystkie testy i umie łatwo je oszukać, jakby to nie było nic więcej, jak zwykłą zabawą w berka, czy najprostsza krzyżówka dla dzieci, jaką autorka mi dała, abym się nie nudził w tej piwnicy.

Shigaraki Tomura nigdy nie sądził, że bohaterzy są w stanie dopuścić się... Tego. Nawet po tym wszystkim co mu wyrządzili, co go z ich rąk spotkało.

Jednak nie zdziwił się, nie. Wiedział jaki ból mogą wyrządzić, jak bardzo potrafią upaść.

~~~

Licznik Słów: 1751

Data napisania: 06.03.2022

Data publikacji: 06.03.2022

Notka:

---

Miejsce na Story Time, zażalenia, chwalenia, łkania i wszystko inne w tym znak życia==>

>Miłego Dnia/Nocy
- Ciao!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro