~~Rozdział 65~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Schody czyste, na lewo, pierwsze drzwi po prawej.- oznajmił kruczowłosy w stronę zielonowłosego, aby chwilę po tym spojrzeć na inne kamery i móc określić położenie reszty Ligii.- Himiko zawróć się i schowaj w poprzednim położeniu.- powiedział już trochę ostrzej, ponieważ blondynka nie posłuchała i chciała rzucić się na pierwszą lepszą ofiarę, która jej się spodobała. 

Nie mógł tym razem na to pozwolić, już Spinner i Twice walczą przeciwko pewnemu pro herosowi, a Mr. Compress pozostał z Dabim, który zaczął działać na własną rękę, gdy zobaczył aktualnego bohater, który zajmuje pierwsze miejsce w rankingu.

- Górny korytarz czysty, trzeba przejść jednak na około. Na prawo, po tym w lewo i zatrzymaj się przy ostatnich drzwiach.- wydał kolejne polecenie zielonookiemu, chwilę po tym ponownie posyłając wampirzycę, aby mogła dołączyć do któregoś z dwóch grup, albo konkretnie do Izuku. Mimo iż dawał sobie na tą chwilę radę, to czym dłużej dwie potyczki będą trwać, tym gorzej może się stać. Wystarczy jeden nieprzemyślany ruch, jedno złe otworzenie drzwi i tak naprawdę oficer wejdzie na pole walki, a przy tym wezwie pomoc, co skutkowałoby wydaniem.

Jak na razie zablokował wszelaką łączność z walczącymi oddziałami, aby nikt się nie skontaktował, odcinając jednocześnie każdą drogę wejścia bądź wyjścia, choć pilnował każdego ruchu blondynki, aby móc otworzyć przed nią drzwi, by dołączyła do kogokolwiek.

Szybkim ruchem wyłączył kolejny alarm przeciw pożarowy, nim ten w ogóle zdążył się włączyć. Nie wie co w tej chwili robi Dabi, jednak nie ma zamiaru mu przerywać ze względu na ich wszystkich bezpieczeństwo. Na złość i Endevour, i użytkownik kremacji mają dziwactwo związane z ogniem, przez co on sam nie ma pewności kto z nich przegrywa, albo wyprowadza mocniejszy cios.

~~~

Kruczowłosy młody dorosły wyprowadził kolejny płomienny cios, mając zamiar zaatakować prosto w żebra. Jednak nie posiadał tyle umiejętności, aby uderzenie kiedykolwiek dotarło do celu. W zamian za to zmuszony został do szybkiego wycofania się i przyjęcia nowej taktyki, aby dostosować się do przeciwnik.

Bohater numer jeden nie dawał za wygraną, nie myśląc nawet o przegraniu tej potyczki. Sam atakował, choć wyprowadzał delikatnie mniej zabójcze ciosy, jakby chcąc tylko powstrzymać złoczyńcę i wprowadzić go do celi, czy coś w tym stylu. 

Mimo trudności z ocenieniem tego, jedno było pewne. Endevour nie miał zamiaru nikogo zabijać, ani krzywdzić bardziej niż to konieczne w tej sytuacji.

W pewnym momencie jednak źle przecenił umiejętności niebieskookiego, uderzając go w burzch i z impetem odrzucając do tyłu na ścianę, gdzie złapał go Mr. Compress, który dostał K A T E G O R Y C Z N Y zakaz mieszania się w walkę przed nim się rozgrywającą. 

Nie żeby po tej wymianie ciosów nawet jeszcze o tym myślał, ale wiecie.

- Jak to jest móc znowu zranić swojego syna, co Eiji?- zapytał, spluwając krwią na podłogę, aby nie zakrztusić się nią przypadkiem i dalej walczyć. Nie podda się, nie gdy może widzieć te zmieszane spojrzenie, zmrużone brwi, czy nawet nieudolność ojca Shoto.

- Co masz przez to na myśli?- nie zaprzeczył, nie potwierdził, lecz ostrożnie podszedł do tematu. Osobiście czuł dziwną więź z tym człowiekiem, choć dziwnie zatartą, jakby ta ugrzęzła w jakimś błocku, brudnawym, zbitym, obślizgłym.

Kruczowłosy posłał uśmiech, rzucając się ponownie aby zadać cios, który został z łatwością zablokowany przez bardziej doświadczonego przeciwnika.

- Nic ukrytego, wszystko podane na tacy.- odparł, nie zaprzestając używać siły, aby wygrać i móc pokazać wszem i wobec swoje możliwości, których na pewno nie brak. 

Choć nie robił tego tylko dla tej rzeczy, miał wiele innych, o wiele ważniejszych spraw, do załatwienia z tym człowiekiem. Wiele z nich opierała się na przeszłości dalekiej, z dziecięcej kołyski, może trochę mniej, a niewielka część rok, dwa temu...

Trudne dzieciństwo, "brak zrozumienia", agresja, pożądliwość siły.

To wszystko to tylko wierzchołek góry lodowej, która rozciąga się aż do samego ciemnego i ponurego dna morza, w którym siedzi i się nie rusza. Miał wiele możliwości, aby się wydostać - wolał pozostać z przyjaciółmi, rodziną, samotnością.

- Touya...- szept, ledwo słyszalny, jakby właściciel tego głosu myślał głośno, przetrawiał to co właśnie przelatywało mu przez głowę, zalewając i psując jego niemal idealną samoobronę. 

Mimo to niebieskooki nie skorzystał z tej okazji, pokazując wyśmiewający uśmiech, jakby był co najmniej zadowolony z tego odzewu, jakby wszystko szło zgodnie z jego małym, niecnym i na pewno nie humanitarnym, planie. 

Jednak nie spodziewał się jednej małej rzeczy, pewnej iskierki, myśli, którą zakopał daleko na dnie umysłu, biorąc ją za wyidealizowaną, abstrakcyjną, nierealną. Naprawdę wiele sposobów na zemstę, złamanie drugiego człowieka, poczucie własnej wyższości. Wystarczy przemyśleć, wciąż pod uwagę wszystkie - nawet te najbardziej głupkowate - myśli, aby nie ominąć innej cennej informacji.

Ciepłe, ochronne ramiona otaczające go niemal od razu złamały jego nieugięty mur, który postawił wokół zlodowaconego serca, żeby nie zostać ponownie zranionym, zaatakowanym na dnie smutku, pustki, depresji. 

Oddech urwał mu się w połowie, a powietrze wokół stało się momentalnie zimne, ale te ciepłe ramiona rozgrzewały go, nie pozwalając, aby zmarzł jak kiedyś, nie pozwalając, aby zsunął się niżej niż już jest, do drogi bez wyjścia, bez liny wspinaczkowej, całkowitego stoczenia.

Zamrugał kilka razy, zaczął agresywnie uderzać w tors wyższego mężczyzny, żądając wolności od tego przyjemnego uczucia, okazania miłości przez T E G O człowieka.

To nie mogła być prawda, on jej nie przyjmował do siebie, odrzucał, jako najgorszy, a zarazem najlepszy sen i koszmar, jaki mógł w życiu mieć. Coś czego pragnął, mimo iż nie wiedział, właśnie się spełnia, a on nie daje rady znieść tych cudownych motylków radości, które szalały w jego brzuchu, jak on za dziecka.

Dziecka nieidealnego, odrzuconego.

Ale czy tak było? Naprawdę został porzucony, bo nie sprostał wymaganiom ojca? Nie... To nie to, on sobie tak wmówił, samemu dążąc do samodestrukcji, wpadnięcia w ciemną dziurę, prowadzącą na zimne, puste i ciemne dno, na którym teraz leży.

Tata się o niego troszczył

Dbał o niego

Kochał go.

Jak on tego nie widział? Jak mógł pozostać ślepy przez tyle lat? To jaśniejsza i milsza prawda od okrutnego kłamstwa, które ze sobą ciągnął bez powodu, aby siebie obciążać, stoczyć na dno.

Nie mógł tego jednak znieść, to za wiele. On lubi ciemność, to zimno i pustkę. Uwielbia uczucie depresji, zemsty. Nie może się poddać, uwielbia masochizm, samodestrukcję, wyniszczenie.

Dlatego tak bardzo tam pasował, mimo iż równocześnie pozostał całkowicie inni.

Shigaraki chciał wszystko zniszczyć, aby zaznać spokoju.

Toga pragnęła zrozumienia, nie chcąc pozostać odrzucona.

Spinner miał nadzieję walczyć o sprawiedliwość, tak jak robił to Stain.

Twice chciał przyjaciół, zrozumienia, aby nie zostać znowu samemu z sobą.

Zmarła już Magne, również pożądała zrozumienia, chwili wytchnienia w swoim życiu.

Mr. Compress pragnął zabawić wszystkich, ponieważ sam nigdy nie został tym nasycony.

A Dabi? Chciał wszystko zniszczyć, ponieważ czuł taką potrzebę, pragnął zrozumienia, sprawiedliwości, przyjaciół, mimo iż wszystkich odrzucał. Pożądał tego co miał nawet bez Ligii, ale nie zdawał spbie z tego sprawy, ignorował ten fakt.

W pewnym sensie był podobny do Izuku - zniszczenie wszystkiego i wszystkich. W tym siebie samego, nie zapominając o własnej psychice, którą trzeba przełamać na jak najmniejszcze części.

Oboje nie zdawali sobie z tego sprawy.

- Nie musisz być silny na siłę, przecież zawsze Cię kochałem, kocham i będę kochać.- słowa nie zostały ucięte, ale późniejszy oddech - tak.

Niebieskooki wyładował całą swoją złość, nieznajome uczucie i wymuszoną zemstę na Endevoura, sprawiając, że ten po dostaniu ciosu w brzuch, splunął krwią, upadając na ścianę dobre kilka metrów za sobą.

Dżący wdech Dabiego, po czym odwrócenie się plecami i chwycenie Mr. Compressa za przód koszuli, aby pociągnąć go w stronę najbliższych drzwi i wystukać wcześniej podany mu kod, aby wyjść.

- To co działo się za ścianami, tam pozostanie.- oznajmił magik, widząc ostry wzrok użytkownika kremacji. 

On nie podpadnie, nie po T A K I M pokazie swojej siły.

Nie żeby kiedykolwiek w nią wątpił.

W żadnym wypadku, ludzie.

Nawet nie żartujcie.

Serio mówię.

Uwierzcie.

~~~

Licznik Słów: 1248

Data napisania: 17.03.2022

Data publikacji: 17.03.2022

Notka:

---

Komentarz==>

>Miłego dnia/nocy
-Ciao!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro