~~Rozdział 67~~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Prosto, ostatnia prosta.- oznajmił hacker w stronę zielonowłosego, który słysząc te słowa przyśpieszył, nie umiejąc się powstrzymać, choćby na chwilę. Ostatnie drzwi i będzie mógł uderzyć niebieskowłosego za zmartwianie go!

Nie żeby kiedykolwiek mu się do tego przyznał, pfff nie myślcie sobie. Wciąż ma swoją dumę i honor, a Tenko nie zasługuje na zdjęcie jej, wciąż musi na to sobie zarobić, dokładnie tak.

- Stój!- i gwałtownie zahamował, patrząc z wyrzutem na kamerę postawioną w kącie, dobrze wiedząc, kto go zobaczy i określi, jaki powinien wykonać ruch, nim znów się do niego odezwie, gdy jest w szczycie swojej radości i zabawy. Stał dosłownie dwa i pół kroku przed drzwiami, a irytacja z jego oczu wylewała się hektrolitrami.

Jak mógł go zatrzymać?! Dosłownie już to chwytał, miał w rękach, ale nie. Bo wszechmogący hacker wie najlepiej.

I nie żeby tak nie sądził. Serio zdaje sobie sprawę, że kruczowłosy wie co robi oraz kiedy podnieść na niego głos, ale wciąż nie potrafi mu tego wybaczyć. 

Naprawdę chce już zobaczyć Tenko, chwycić go i udusić, pobić, wychłostać, po czym spalić jakieś miasto w Korei, albo eksplodować je, jak zrobili z tym w Chinach. Pragnął poczuć znowu tą adrenalinę, uciechę z takich rzeczy oraz przegranych zakładów.

Nie usłyszał nic w odpowiedzi, ale nie ryzykował, czy pośpieszał. Już się uspokoił, znowu zaczął trzeźwo myśleć, dając czas ich hackerowi do przemyślenia i ubrania w zdania swoich słów. 

Widocznie mieli chwilę wytchnienia, taką, którą przyoszczędzili, gdy Liga rozdzieliła się, blokując niektórym herosom dojście do zielonookiego, sprawiając, że wszędzie miał zielone światła i zatrzymał się tylko kilka nielicznych razy, gdy potrzebowali niewielkiej chwili, aby nie marnować energii na nieistotnego strażnika tego więzienia.

- Dwóch bohaterów, jeden uczeń UA i Shigaraki.- przedstawił postacie w pokoju za drzwiami, a w jego głosie dało się wyczuć niepewność, która wyjaśniła się, gdy dodał kolejne słowa.- Popraw maskę, nie wdawaj się w bójkę, wyjdą za niecałe pięć minut, schowaj się w pomieszczeniu po lewej.- nie brzmiało to jak rozkaz, mimo iż zostało to tak skonstruowane.

- Kim jesteś by mi rozkazywać, co?- to nie jad... Niezupełnie. Jednak wystarczyło, aby usłyszeć od kruczowłosego wzięcie drżącego oddechu i chwilowego ustania w pisaniu czegoś na klawiaturze (bądź w liczbie mnogiej, sam już się nie orientuje).

Nie chciał zabrzmieć na złego, ani chłodnego, ponieważ nie ma takiej potrzeby. Chłopak po drugiej stronie łącza zna swoje miejsce, zadanie oraz kary za niesubordynację (mimo iż nigdy nie zostały użyte (zwykłe upomnienia wystarczały)). Nie trzeba mu tego powtarzać, ani wyjaśniać, tym bardziej nie tak ostro.

Jednak Izuku chciał zobaczyć Tenko, naprawdę pragnął po tym długim okresie czasu, jaki przeżył bez niego. Nigdy nie sądził, że może tak bardzo być uzależniony od niego, działał na niego jak coś bez czego żyć nie da rady, coś w rodzaju powietrza, choć innego.

NIGDY nie przyzna się, że tak sądzi, jednak nic nie zmieni tego uczucia, którym darzy starszego, traktując go za brata od... Niepamiętnych czasów, a raczej od ponownego przebudzenia się wśród raczkującej organizacji Ligii Złoczyńców.

- Nie!- mimo iż ostre, głośne, sprawiające, że miał zamiar w tej jednej chwili się wycofać - pchnął drzwi, nawet jeśli te się nie otworzyły, pozostając zamknięte, jak największe skarbce w historii ludzkości.

- Wpuść mnie.- rozkaz przepełniony agresją, jednocześnie brzmiąc opanowanie i cierpliwie.

Dostał odmowę.

- Wpuść mnie.- zażądał ponownie, ale i tym razem odzew pozostał taki sam.- Tamaki Amajiki, czy mam się powtórzyć?- więcej nie potrzeba było, usłyszał kliknięcie, które sygnalizowało, że wszystkie możliwe kłótki i zamknięcia w jednej chwili się otworzyły, umożliwiając mu przejście do wnętrza.

Zignorował uczucie lekkiego sumienia oraz wzrok dwójki dorosłych i Denkiego, skupiając się tylko na Tenko, który pochylał się na stole zabrudzonym szkarłatną cieczą, która wciąż i wciąż skapywała z niezasklepionych ran. Niektóre wyglądały na nowe, nie więcej niż kilka godzin, inne (w większości gorsze) starsze, tydzień, kilka dni wstecz. Trudno określić, nie był medykiem i nic nie zapowiadało się, że nim zostanie.

- Guten Abend Meine Freunde!- przywitał się, pochylając w dół kapelusz, jakby chcąc go zdjąć w ramach uprzejmości, jednak nigdy tego nie zrobił. Nie dał też nikomu dojść do słowa, teraz to jego scena.- A teraz pozwólcie...- prędkość z jaką znalazła się na metalowym stole niemal nie została zarejestrowana, jednak dwie karty w ręce zielonowłosego przestępcy już tak.

"Gdzie jest trzecia?"

Wydawać się mogło, że każdy w pomieszczenie zadał sobie te pytanie, jednak szybko odpowiedź się znalazła.

Wspomniany prostokąt wbity został w ścianę za głośnym nauczycielem, który sam ucierpiał, a dokładniej to jego gardło to zrobiło, posiadając linię ciętą, z której zaczynała wypływać krew, której zaś smród już dawno unosił się po pomieszczeniu, chociaż niedosłownie z winy blondyna.

- Aufwiedersehen!- pożegnanie nadeszło tak szybko, jak same jego wejścia, a zielonooki ledwo uniknął szarych pasm szalika swojego wychowawcy, który postanowił zacząć działać. Izuku niezbyt interesował się tym co tu się działo, miał ważniejsze rzeczy na głowie.

Uśmiechnął się w stronę krwistookiego, chwytając go za rękę i zaczynając ciągnąć w ramach ucieczki. Ten w pierwszym kroku zachwiał się, ale nie mając innego wyjścia - biegł dalej za swoim młodszym, głupim braciszku.

- Idiota.- słowa wyplute, ale roześmiane, gdy dwójka rodzeństwa rozpoczęła swoją ucieczkę w stronę wyjścia z tego więzienia, chcąc wolności i ryzyka, w tym zabawy nie przeznaczonej dla normalnego człowieka.

- Dupek.- niski aktor nie zamierzał dać się "poniżać", odpowiadając tak, jak zwykle to robili. Uszczypliwy i zgryźliwy wobec siebie sposób, ale trzymając się granic, aby nie spowodować powrotu traumy, którą każdy miał - mniejszą, bądź wiekszą, to nie ważne.

- Cham.- widocznie brakowało im siebie nawzajem, gdy ostro skręcili i niemal zjechali po schodach w dół, wpadając na wampirzycę, która z chęcią i dziecięcą radością przyłączyła się do ich jakże męskiej ucieczki.

A nie, chwila, już się poprawiam. Swojego męskiego wycofania się z niepoważnej walki, tak, dokładnie tak było, nie zmyślam, nie przekupiono mnie (autorka na bank się nie dowie, więc shhh, nie mówcie jej).

- Debil.- w ich kłótnie wbiła się blondynka, nie wiedząc, że znajomość kilku synonimów na pewno nie uratuje jej od potoku "obraźliwych" słów, które potrafią wodospadami wylatywać z ich ust, jakby całkowicie przyzwyczajeni do tego rodzaju "zabawy".

- Błazen.- wpadli do jakiegoś pomieszczenia pełnego ludzi, wykonujących papierkową robotę, jednak szybko przebiegli przez nie, sprawiając, że kartki latały, a niektórzy ludzie, który chcieli coś z tym zrobić - wylądowali albo na ziemi, albo na ścianie, jednak wciąż żywi, tylko z kilkoma dodatkowymi siniakami poprzez dość agresywne uderzenie.

- Głupiec.- Wpadli na Twice, który od razu dołączył swoje trzy grosze w czasie gdy Spinner tylko obrócił oczami, nie mając zamiaru samemu się dokładać do tej "bezsensownej" wymiany zdań. Nie potrzebował zniżać się do ich poziomu, niech pozostanie tu ktoś w ramach odpowiedzialnego i dorosłego mężczyzny, tak.

- Baran.- nagle ponownie się rozdzielili. Rodzeństwo na lewo, reszta na prawo i jak jeden mąż spostrzegli się dopiero po drugim skręcie, gdzie to musiał ich i tak uświadomić hacker, który wyraźnie starał się ukryć śmiech w swoim głosie.

Oni wszyscy są idiotami i dlatego ich kochał, wszystkich, mimo iż był tu przetrzymywany bez własnej woli.

- Cymbał.- ostro zahamowali, zmieniając swój kierunek w ostatniej chwili, a część strażników, którzy za nimi biegli uderzyła w drzwi, a niektórzy pewnie połamali i nosy, bo słychać było przekleństwa, które wypikowane sprawią, że zachowali śmiertelną ciszę, tak.

- Ciołek.- w prawo, później w lewo i ziup, przeskoczyli schody, ledwo nie wywracając się na końcu. Może oboje mają "gumowe kości", skoro żaden z nich nawet nie jęknął z uczucia bólu? Przypominam, że jeden z nich nie ma nawet butów, więc powinien się chociaż upomnieć, ale kto go tam wie, kto wie...

- Kapuściany łeb.- definitywnie ten, który właśnie wyrzekł te słowa i popchnął go na ścianę, samemu przeskakując do równoległej, sprawiając tym samym, że kilka dorosłych zwaliło się przed nimi na brzuchy i kolana. 

- Pajac.- a oni wciąż swoje, biegnąc przed siebie w stronę upragnionej wolności, czegoś bez czego się nie obejdą, nie ważne co kto inny powie. Nie lubią być skorumpowani, pozbawieni swojego zdania, czy chociażby wolnej decyzji do tego, co zrobią dalej.

- Palant.- i ponownie ostro w lewo, prawie wpadając na siebie samych, ale jedynie śmiejąc się w duchu z tego. Nic nie dało rady zniszczyć ich humoru, a nakręcali się jeszcze bardziej, przezywając siebie nazwajem.

- Tępak.- chociaż w tym wypadku powiedziałbym, że zwyczajnie wymieniają się znanymi sobie synonimami słowa "idiota", a uwierzcie, że jest tego dużo. Autorka przestudiowała chyba całą stronę z synonimami tego słowa, nim w ogóle zaczęła cokolwiek robić. Skubana, dobra jest.

- Kretyn.- i jak jeden mąż ominęli jakiegoś wielkiego mężczyznę, który starał się ich chwycić swoimi grubymi łapskami, jakby miał za to dostać co najmniej pensje i zapas pączków do końca życia. Autorka też mogła mi coś takiego zrobić, a nie, sknera.

- Dureń.- ich wymiana zdań nie miała końca, niezgłębiona skarbnica synonimów, którymi można poobrażać swoje rodzeństwo, czy przyjaciół, czy kogokolwiek jeszcze się tam ma. 

- Niedojda.- ziup, pod nogami jakiegoś strażnika przejechał zielonowłosy, szybko zbierając się z ziemii, nie potrzebując nawet pomocy od niebieskowłosemu, który i tak, by jej nie udzielił. Kochany.

- Łoś.- nie minęła nawet chwila, aby słowa wyleciały z uśmiechniętych ust, które cieszyły się każdą chwilą, układania siebie, aby odpowiednie wyrażenie wypadło z krtani.

- Trąba.- odpowiedź natychmiastowa, brak zawahania, choć śmiech prawie wydarł się z ust chłopaka, który wraz ze swoim bratem dołączyli do reszty Ligii.

- Ciumrok!- Himiko rzuciła nożem w jakąś kobietę, która chciała im początkowo zagrodzić drogę. Nie pozwoli, aby cokolwiek przeszkodziło im w tej niekończącej się zabawie labiryntów i podpowiedzi jakie dostawali od kruczowłosego hackera, który pracował więcej niż za trzech, aby poradzić sobie z tą sytuacją. Nie mógł zawieźć, duh.

- Frajer.- ponownie się rozdzielili, choć tym razem, aby zmniejszyć ilość ludzi biegnących za C A Ł Ą grupą. Spinner, Tenko i Izuku, a po drugiej stronie Toga i Twice śmiejący się do siebie. 

- Dzięcioł.- pociągnięci za kołnierze, znaleźli się przy Dabim i magiku, którzy wskazali im ruchem głowy, gdzie teraz zaczną się kierować, aby ujść z życiem i nie zostać złapanym. Oczywiście - uciekliby prędzej, czy później, ale nie pozwolą zostać zamknięci w klatce, choć raz.

- Gbur.- użytkownik kremacji włączył się, chwytając krwistookiego i pociagając go w swoją stronę, gdy ten miał zamiar wybrać drugą stronę ich ucieczki. Wciąż biedaczysko nie dostało wytycznych, ani niczego innego.

- Kapca.- Tym razem Spinner, który najwidoczniej nie wytrzyma dłużej w ciszy, ponieważ zabawa za bardzo go przyciągnęła, a co dziwne - wciąż brak jakiegokolwiek powtórzenia w przezwiskach, mimo iż już za wiele razy się mieszali.

- Lebiega.- niebieski ogień runął na kilku podrzędnych bohaterów, ale złoczyńcy nie przestali swojego biegu, już czują się, jak w domu, choć do niego jeszcze (mimo iż niewiele) trochę drogi.

- Świnia.- wampirzyca wskoczyła na plecy bliznowatego, nie puszczając się go, nawet gdy "zaatakowany" starał się za wszelką cenę jej pozbyć ze swojego tyłu. Ciąży na nim, choć to też dobry "trening", czy coś w tym rodzaju. Lepiej nie pytać, czym złotooka się broniła.

- Szuja.- cała grupa biegła przed siebie, dobrze bawiąc się w swoim towarzystwie, ledwo omijając coraz to większej ilości przeciwników, którzy wyrastali, jak grzyby po deszczu.

- Zakuty łeb.- definitywnie powinni zepsuć respawn jeśli go znajdą w międzyczasie, ponieważ teraz musieli się bronić. Nie tak, że komuś to przeszkadzało (choć na pewno pozostało to w granicach uciążliwości), ale to też nie jest miłe uczucie.

- Osioł.- i nawet rżenie tego zwierzęcia doszło ich z lewej, gdy ledwo ominęli kolejnego ciosu.

- Fujara!- Twice stworzy klon Dabiego, wysyłając go do walki, aby uchronić nie tylko siebie, ale i innych, tak, dokładnie tak było, nie zmyślam.

- Bałamut.- niebieskie okrągłe przedmioty, a w nich dwójka oficerów, którzy bezceremonialnie zostali rzuceni za siebie, uderzając o swoich współpracowników, gdy magik odwrócił działanie swojej mocy.

- Wałkoń.- coraz dziwniejsze, ale walka z chwili na chwilę bardziej interesująca. Tu noże, tam ogień, gdzieniegdzie karty, czy nawet krzesła! 

- Kałmuk.- Izuku zaatakował podrzynając komuś gardło nożem od Himiko, który chwycił w ostatniej chwili. Nie znał się może za bardzo na technice broni na bliski dystans (bo zwyczajnie rzucał nimi), ale podołał wyzwaniu.

Kim jest, by nie dać sobie rady, co?

- Mugol.- w tej jednej chwili rozdzielili się, ponieważ rodzeństwo zniknęło w lewym korytarzu, gdy reszta skierowała się w prawy. Nie przejęli się tym za bardzo, dołączą przecież do siebie po chwili... Może trochę dłuższej, ale wciaż.

- Melepeta.- na dźwięk tego przezwiska zielonowłosy wskazał na siebie ręką, patrząc na niego, jakby co najmniej obrażono mu cały jego dobytek, a on grał z jakimś dramacie, czy komedii. Trudno stwierdzić, może w obu na raz, nie wiem, możliwe, nie wykluczajmy niczego, dobrze?

Nagle aktor potknął się na prostej drodze, gdy znalazł się na pustym korytarzu. Pościg za nimi pogubił się, tak samo jak po części sama Liga, ale sprzyjało to tylko szczęściu dwójki rodzeństwa, która miała dłuższą drogę do przebycia, ponieważ sobie narobili przez zły korytarz.

- Uważaj!- krzyk odbił się po korytarzu, ale zielonowłosy był cały, jednak fizycznie, psychicznie tracił siebie. Kawałek po kawałku.

Łamał się, jak lodowe serca ludzi, rozpadając się na miliony kawałków przez ich działanie.

~~~

Licznik Słów: 2106

Data napisania: 17.03.2022

Data publikacji: 17. 03.2022

Notka:

---

Komentarz==> 

>Miłego dnia/nocy
-Ciao!

~Autor wciąż niczego nie żałuje~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro