hayloft - kytösaho x aigro

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

my daddy's got a gun,
my daddy's got a gun,

Dwaj kochankowie leżeli na dość ciasnym łóżku, z założenia przeznaczonym dla dwóch osób, choć weszłoby półtora. Ich ciała były splecione, złączone ze sobą. Chcieli dopełnić szary świat swoją szaloną, zakazaną miłością. Nocne spotkanie u Kytösaho było spontanicznym i niebezpiecznym spotkaniem. Młodzi lubili jednak większe dreszcze. Do tego, jak myśleli, byli sami przez całą noc. Mogli więc oddać się własnym potrzebom i zachciankom. Na strychu nie było zbyt przyjemnie, choć było to jedno z miejsc w którym byli najbezpieczniejsi. Mimo skrzypiącej podłogi, stary pokój Fina był idealnym miejscem do potajemnych schadzek. Co prawda w pewnym momencie zaczęło tu zalegać mnóstwo siana, przez zmianę dachu, to i tak było przyjemnie. Nikt nie wiedział o ich uczuciu, nikt nie miał pojęcia o tym, co skoczkowie robią nocą, gdy nikt na nich nie patrzy, a kamery i widownia znikają wraz z opuszczeniem miejsca treningów lub zawodów. Gdy byli sami, ich relacja stawała się pełnym namiętności romansem, który zbierał sobie wielu przeciwników. Ojciec homofob, koledzy, o których dobre imię trzeba brać. Sam Kytösaho na początku był przeciwny, kto wie, czy nie zrujnowałoby to ich karier. Nie słyszał jeszcze o skoczku, który wyoutował się będąc na początku swojej kariery w pucharze świata. Nie słyszał o żadnym w ogóle o żadnym homoseksualnym skoczku, choć w hotelach zawsze były nadzwyczaj cienkie ściany. Korzystał więc z tego, że nareszcie ma spokój. Mógł poświęcić czas swojemu kochankowi.

— Niko — jęknął pod nim Artti. Chłopak był przeuroczy. Fin uwielbiał patrzeć, gdy niziutki Estończyk się pod nim rozpływa. Wiedział, że jest mu dobrze, czuł jak się na nim zaciska, widział gęsią skórkę na jego ciele, kropelki potu spływające po czole. Ten widok napędzał go do działania.

— Shhh, musisz być ciszej skarbie — szepnął mu wprost do ucha i wykonał mocne pchnięcie biodrami. Aigro zdusił w sobie jęk i spojrzał na swojego partnera z wyrzutem. Kytösaho uśmiechnął się jedynie i położył rękę na jego ustach, aby jeszcze bardziej tłumić odgłosy, jakie wydawał z siebie chłopiec.

Posuwał go mocno, łóżko i podłoga skrzypiały. Artti zaciskał palce na łopatkach Niko, drapiąc je przy tym. Nogi próbował opleść wokół jego bioder, co przy ciągłych ruchach i wykańczającej przyjemności było dość trudne. Było im cudownie, tak dawno nie byli blisko. Brakowało im prywatności, oraz własnego mieszkania. W hotelu było zdecydowanie zbyt ryzykownie, niepotrzebnie zwracaliby na siebie uwagę. Gdy jednak mieli pełen spokój w domu rodziców Fina, mogli bawić się dowoli, mimo wszystko często się to nie zdarzało. Ich miejscem była więc stara leśniczówka i ambona, nikt im tam nie przeszkadzał. Leśniczy zmarł kilka lat temu, a wszystko co do niego należało, dawno zarosło. Na ich szczęście, nikt nie chciał tego przejąć. Teraz jednak korzystali z chwili spokoju.

— Słyszałeś to? — mruknął Niko. Skrzypienie na dole nieco go zaniepokoiło. Co prawda co jakiś czas zawiasy w drzwiach skrzypiały, jednak ktoś, lub coś musiało je trącić. Aigro przytaknął i zdjął rękę kochanka ze swoich ust.

— Jesteś pewien, że twoich rodziców nie ma? Tyle razy mówiłeś, że twój tata to homofob — młody blondyn przygryzł nerwowo wargę.

— Powinno ich nie być, pewnie wiatr zawiał, albo coś. Zresztą, to pewnie okiennice, spokojnie — cmoknął czule usta Arttiego i powrócił do poruszania biodrami. Zmarszczył brwi, tym razem skrzywienie było głośniejsze, do tego zbyt częste, aby były to tylko i wyłącznie belki w łóżku. Fin zaprzestał ruchów i podniósł się delikatnie nad Aigro.

Chwilę później głuchą ciszę wypełnił odgłos przeładowywania pistoletu, oraz wystrzał. Z ust Kytösaho wypłynęła krew, która szybko skapnęła na czoło mniejszego. Dwa celne strzały, jedna kula przebiła prawe płuco dwudziestolatka, druga przejechała przez jego szyję.

— Niko! — blondyn ze łzami w oczach przytulił do siebie dygoczące ciało szatyna. — Niko, nie umieraj, proszę!

— Żadnych pedałów nie będzie w moim domu — trzecia kula przeszyła czoło Estończyka.

Splecione ciała dwóch kochanków powoli stawały się coraz zimniejsze. Cóż, w końcu byli martwi.

my daddy's got a gun,
you better run.

przenoszę to tutaj

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro