Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Kurwa, to była moja koszula! — wydarł się na mnie Levi, gdy stanęliśmy już na ziemi.

Farlan i Isabelle pomogli nam się rozplątać z tych linek, jednak zanim to się stało, miejsce miało dość nieprzewidywalne zajście, przez które Levi patrzył na mnie teraz z obrzydzeniem.

— Było kurna mnie tak nie trzymać za brzuch! — mój głos był słaby, ale wciąż próbowałem się usprawiedliwić. Na marne.

— Jakby to było ode mnie zależne, w ogóle bym cię nie łapał. — odparł wściekły, odwracając cię do mnie plecami, gdyż widok, jaki miał przed oczami nie należał do najprzyjemniejszych.

pięć minut wcześniej

— Lars, twoja mina jest bezcenna! — Levi zaczął się śmiać, podczas gdy ja myślałem, że to nasz koniec.

Myślałem również, że w wykonaniu bruneta, to właśnie tak wygląda pogodzenie się ze śmiercią. W końcu to do Levi'a niepodobne, by tak się śmiał. Nie była to jednak chwila, abym rozczulał się nad jego śmiechem.

— Myślisz kurwa, że to zabawne? Odstaw mnie na ziemię! — wydarłem się, gdyż nic innego zrobić nie mogłem.

Moje ruchy były bardzo ograniczone, do tego wisieliśmy nad jakąś rozpadliną. W głowie zaczęło mi się kręcić, a mocny uścisk chłopaka nie pomagał powstrzymywać mdłości.

— Przestań się tak wiercić, to nic nie pomaga. — pouczył mnie.

Liny między nami zaczęły się bardziej zaciskać i wrzynać w miejsca, w które zdecydowanie nie powinny. Przy tej robocie, jaką wykonywaliśmy z Alexem, nigdy bym nie pomyślał, że to właśnie jakieś liny mnie pierwsze rozdziewiczą.

— A co innego mam zrobić?! — traciłem cierpliwość.

Mój lęk wysokości zaczynał się pogłębiać, do tego atak astmy, którego nie miałem już kilka lat postanowił nagle dać o sobie znać. Nie wiedziałem już, czy to jakiś sznur oplótł mi się na szyi i dlatego nie mogłem złapać oddechu, czy to jedynie zwykły strach.

— Uspokój się, bo oboje źle na tym skończymy. Farlan już tu leci. — głos chłopaka znacznie się uspokoił.

Prawdopodobnie zdał sobie sprawę ze stanu, w jakim byłem. Nie chciał mnie bardziej denerwować. Było jednak już na to zdecydowanie za późno. Zapewne nieświadomie czarnowłosy zacisnął mocniej ręce na moim żołądku, a ja spotęgowany mdłościami, już nie mogłem dłużej się powstrzymywać. Zwróciłem całe śniadanie, jakie dzisiaj zjadłem na koszulę, którą — o ironio — pożyczyłem dzisiaj od kobaltowookiego, gdyż moja wciąż nie wyschła po praniu. To, co działo się później wolałbym zapomnieć.

Po tamtym zajściu marzyłem już, tylko aby spaść do tej rozpadliny, nad którą mieliśmy przyjemność wisieć. Strach przed wysokością wyparował, moja śmierć była tylko kwestią kilku minut. Farlan i Isabelle przylecieli do nas i pomogli się wydostać z tych więzów, a ja tylko modliłem się, aby Levi zrobił to szybko, abym nie musiał długo cierpieć podczas mojej śmierci. Z początku wyraz twarzy tego karzełka nic nie zdradzał, jednak to była tylko cisza przed burzą, do momentu aż jego maska pękła.

— Ty debilu! Kurwa, to była moja koszula! — wydarł się na mnie, przyjmując frontową pozycję, gdy tylko nasi przyjaciele, zdołali sprowadzić nas na ziemię. No i wróciliśmy do punktu wyjścia.

Moje nogi były słabe i ledwo stałem, podpierając się o Isabelle, której na szczęście nie przeszkadzało to jak byłem uświniony. Była świadoma, że jej również coś takiego mogło się przydarzyć, a ja bez skrępowania, starałbym się jej pomóc.

— Nie wejdziesz tak do domu, masz się wyszorować, wyprać moją koszulę tak by śladu po tym nie było, a później umyć nasz sprzęt. — rozkazywał, groźnie na mnie patrząc. W takiej sytuacji nie śmiałbym mu odmówić. Było mi strasznie głupio.

Skinąłem tylko głową, a raczej sama mi ona opadła i odsunąłem się od Isabelle, by wziąć się od razu do roboty. Moje usamodzielnienie się nie trwało jednak długo, gdyż kiedy tylko puściłem Magnolię i stanąłem w pełni na swoich nogach, zakręciło mi się w głowie, a ja runąłem przed siebie, zderzając się z ziemią.

Widocznie Gill miał rację z tym moim pociągiem do podłogi.

pov Levi'a

Co za debil! Ubrudził moją koszulę, do tego mój sprzęt! Dobrze, że byłem za nim, a nie przed bo mogłoby się to skończyć dla niego dużo gorzej niż sprzątanie. Gdyby tylko resztki jego śniadania dotknęłyby mnie w jakiś sposób, chyba bym mu nogi z dupy powyrywał.

Miałem też już ich zostawić i wrócić do domu, gdy nagle usłyszałem głośny łomot. Kiedy się jednak odwróciłem, chcąc się dowiedzieć, co znowu te gówniarze odpierdalają, na ziemi zobaczyłem Larsa.

— Co za oferma. — wściekłem się jeszcze bardziej.

Co dziwne, nie byłem zły za to, że musieliśmy się teraz nim zająć, a faktem, iż był tak słaby. W tym świecie słabeusze nie żyli długo i, mimo że wiedziałem, iż temu chłopakowi nie będzie łatwo, uwierzyłem w niego. Skończyło się to tak, że teraz musiałem przyglądać się każdemu jego upadkowi i tylko czekać na ten moment aż się zabije. Byłem wściekły, bo pomimo moich starań ten wciąż był sobą; marną jednostką, która może tylko czekać na swoją śmierć.

Farlan i Isabelle podnieśli go i zanieśli do domu za co byłem im jednak wdzięczny. Sam bym go nawet nie dotknął, a zostawić go tak nie mogliśmy. Mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy martwiłem się o jego stan. Miałem go jeszcze o tyle rzeczy wypytać, a ten uznał, że to idealny moment, by stracić przytomność.

Wciąż mi nie opowiedział o tym jak wziął sprzęt, a jakoś nie chciało mi się wierzyć, że Lily tak po prostu mu go oddała. Do tego najważniejsze — czy ucieka stąd z nami?

Jego ostatnia odpowiedź zdecydowanie nie była dla mnie satysfakcjonująca. Spodziewałem się głośnego i entuzjastycznego „tak", a zamiast tego otrzymałem niewyraźne wahanie. Co go powstrzymywało? Przecież mój plan jest zdecydowanie lepszy i mniej niebezpieczny od jego. Szybko uwolnilibyśmy się od tej nędzy i żyli w spokoju, razem.

Czemu taka ciamajda jak on chce się brać za ratowanie nas? On nawet o własne życie zadbać nie umie...

pov Lars'a

Obudziłem się w swoim pokoju i o dziwo w zmienionych już ubraniach na czyste. Doskonale pamiętałem, co się stało przed moim upadkiem, dlatego szybko zerwałem się do siadu. Od razu też tego pożałowałem przez cholernie mocny ból głowy.

— Nie powinieneś jeszcze wstawać. — położyła mnie Isabelle, która siedziała na krześle, zaraz obok mojego łóżka z miską i ręcznikiem, którym prawdopodobnie mnie wycierała.

— Japierdole, moja głowa. — jęknąłem, zrezygnowany patrząc w sufit.

Chwilami wydawał się niewyobrażalnie blisko mnie, wręcz przed moim nosem, a następnie oddalał się o kilkaset kilometrów. Wskazywać to mogło tylko na jedno — wciąż miałem zawroty głowy.

— Uderzyłeś głową o ziemię, gdy zemdlałeś. — wyjaśniła dziewczyna. — Przepraszam, że cię wtedy nie złapałam. — wyraźnie posmutniała.

— Co ty, to moja wina. Wciąż jestem za słaby. — westchnąłem zrezygnowany. Mogłem sobie tylko wyobrażać, jak bardzo zawiodłem Levi'a. Jeszcze ta akcja ze zwróconym śniadaniem...

— Nie mów tak! Mam ci przypomnieć kto uratował Farlan'a i Levi'a? — próbowała mnie pocieszyć, co jednak niezbyt jej wyszło.

Nie wiedziała bowiem o wszystkich aspektach z tym związanym, z którymi musieli się teraz liczyć. Podczas gdy oni narażali na każdej misji swoje życia, ona jedynie czekała na ich powrót w domu. Jedyne, z czym musiała się mierzyć, była powracająca do niej przeszłość, z tamtego tragicznego wydarzenia.

— Kto chyba wkopał ich w jeszcze większe bagno. — stwierdziłem, zakopując całkiem nadzieję Magnolii, która zapewne liczyła na uśmiech z mojej strony. Nic bardziej mylnego.

W końcu ja zawsze wszystko psuję. Myśl, że ktoś taki jak ja mógłby obalić Lily, jest po prostu zabawna. Nie ma większego słabeusza w Podziemiach ode mnie.

— Dziękuje ci za pomoc, ale chciałbym zostać przez chwilę sam. Powiedz Levi'owi, że zaraz wyjdę i umyję nasze sprzęty. — zwróciłem się do dziewczyny, licząc na to, że otrzymam chwilę prywatności.

— Nie musisz, sam to zrobił wczoraj. — poinformowała mnie Isabelle, na co ja na chwilę znieruchomiałem. Jak to, wczoraj?

— Wczoraj? Ile ja byłem nieprzytomny? — nieco się zląkłem. Myślałem, że to może kilka godzin, a nie ponad dzień. Czyżbym był aż tak wyczerpany?

Mam nadzieję, że nie ominęła mnie misja z Alexem.

— Czterdzieści siedem godzin. Jeśli spałbyś jeszcze godzinę, mieliśmy prosić Lily o lekarza. Przez kilka godzin miałeś wysoką gorączkę, nie było z tobą dobrze. — wytłumaczyła mi spokojnie Magnolia, uświadamiając mi, jak dużego upływu czasu nie zdążyłem zarejestrować. Musiałem naprawdę mocno się uderzyć, skoro aż tyle to trwało.

— Ile?! — przeraziłem się.

Na szczęście do mojej misji zostało jeszcze trochę czasu. Nic nie było stracone. Pocieszające było również to, że nie zdążyli pójść z tym do szefowej. Lekarz w Podziemiach jest cholernie drogi, do tego ciężko jakiegokolwiek znaleźć. Mogłaby chcieć od nas za to jeszcze więcej i to znowu przeze mnie, tylko dodatkowo pogorszyłoby sytuację. Nie byłem jeszcze aż takim pechowcem.

— Powiem lepiej chłopakom, że się obudziłeś, by nie szli. — oznajmiła Isabelle.

Poderwała się z krzesła i wybiegła z pokoju, a ja dalej patrzyłem się w sufit załamany samym sobą. Nie dali mi jednak dużo czasu, by ochłonąć, gdyż po chwili do pokoju zaraz za Magnolią wbiegł Farlan.

— W końcu! — ucieszył się — Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy! — powiedział, podchodząc do mnie. Próbowałem usiąść, aby było mi wygodniej, ale wszystko mnie bolało, więc jedynie poprawiłem się na pryczy, bardziej opierając się o poduszkę.

— Wybaczcie. — odpowiedziałem nieco ochrypniętym głosem. Cholernie chciało mi się pić, dlatego też odruchowo zacząłem charczeć. Isabelle chyba też zrozumiała mój przekaz, bo wybiegła z pokoju, aby przynieść mi szklankę wody. Szybko również wróciła.

— Dziękuję. — przyjąłem z ulgą napój, starając się równo utrzymać szkło. Samo trzymanie szklanki było dla mnie dość uciążliwe. O mało jej nie upuściłem, a Farlan w porę przejął ją ode mnie. Był przy tym również na tyle wyrozumiały, by pomóc mi się nawodnić.

Czy można czuć się jeszcze bardziej gównianie niż ja w tamtym momencie? Cóż, odpowiedź jest prosta, tak.

Brakowało mi tylko Levi'a, który stanął w progu i z pogardą w oczach patrzył na mnie. Tylko jedno jego spojrzenie wystarczyło, bym czuł się jak największe gówno. Nie, żebym wcześniej też się tak nie czuł.

— Widzę, że śpiąca królewna się obudziła. — odezwał się z głosem tak bardzo przesiąkniętym jadem, że aż dwójce przyjaciół siedzących obok mnie włoski na rękach stanęły dęba. Church ponadto, wręcz się zatrząsł.

— Levi, kiedy wróciłeś? — zapytała uprzejmie Isabelle, odwracając się do niego z uśmiechem, który jednak zszedł z jej buzi na widok zimnych jak lód oczu. Brunet zdecydowanie nie był w dobrym humorze.

— Przed chwilą. Przyniosłem trochę rzeczy na kolację, możecie się tym zająć? — zapytał niby uprzejmie, jednak ta dwójka wiedziała, że nie ma nic do gadania. Szybko więc wstali i ruszyli do wyjścia, pozostawiając mnie z brunetem całkowicie samych.

— Odpoczywaj Lars, zaraz ci coś przyniesiemy. — powiedział przed wyjściem Farlan, na co ja skinąłem tylko głową.

Chciałem się też jakoś ratować, więc raz jeszcze próbowałem wstać, z ogromnym bólem i zapewne zabawnie przy tym wykrzywiając twarz. Udało mi się podnieść się do siadu.

— Tylko się tu nie zesraj, nikt nie ma ochoty po tobie sprzątać znowu. — ciszę przerwał jego narzekający ton.

— Jak zwykle miłe przywitanie od perfekcyjnej pani domu. — prychnąłem.

Między nami było czuć nieprzyjemną atmosferę. Może tego nie mówił, ale zawiódł się na mnie, jego oczy pod tymi gromami, które we mnie ciskał, kryły to w sobie i właśnie to bolało mnie najbardziej. Nie chciałem, by tak na mnie patrzył. Starałem się przecież sprostać jego oczekiwaniom.

— Miałem cię o to zapytać już wcześniej. — całkiem zignorował moją wcześniejszą odzywkę.

— Jak udało ci się przekonać Lily o wypożyczenie dwóch sprzętów? — zapytał, a ja dobrze wiedziałem, że nadejdzie ten moment, kiedy Levi mnie o to spyta.

Z początku planowałem powiedzieć mu prawdę, jednak teraz znając jego nastawienie do mnie, nie mogłem przyznać się do kolejnej porażki. Nie chciałem też go okłamywać, jednak gorsze od tego byłoby jego kobaltowe spojrzenie, w którym straciłbym ostatnie elementy jakiegokolwiek szacunku, jaki do mnie miał. W stresie przełknąłem ślinę, starając się zgrywać jak najbardziej schorowanego. Może, kiedy będę wyglądał na kogoś, kto dramatycznie źle się czuje, nie zauważy, że omijam znacząco prawdę.

— Znasz moją pracę, użyłem swoich wdzięków i się udało. — zażartowałem, wiedząc, że w to nie uwierzy, aby dopiero później „przyznać się". Z nim zawsze tak było.

— Przestań pieprzyć. Gadaj, czego chciała. Powiedziałeś, dla kogo druga sztuka? — nie owijał w bawełnę, zakładając ręce na piersi.

— Powiedziałem... — przeciągnąłem, spoglądając na niego. Jego oczy zrobiły się przy tym jeszcze ciemniejsze, co tylko utwierdziło mnie, że dobrze robię, kłamiąc.

— Powiedziałem, że to dla Alexa oraz że może to nam pomóc w niektórych misjach. — to jak szybko wymyśliłem całkiem dobrą ściemę, zadziwiało nawet mnie samego. Levi'owi jednak to nie wystarczyło, nie byłby sobą, gdyby nie drążył dalej.

— Jeśli go zapyta, będziemy w dupie. — stwierdził, prychając.

— Za dwa dni mam misję z nim. Powiem, aby zachował to w tajemnicy i krył nas. — poinformowałem go, dalej na szybko, łącząc ze sobą coraz to nowsze wątki. Całkiem tak, jakbym rzeczywiście tak zrobił.

W sumie nie była to zła perspektywa...

— Naprawdę jesteś tak naiwny? On może nas wydać! — podniósł głos, marszcząc przy tym brwi. Tego również się spodziewałem. Brunet był strasznie przewidywalny, choć jego szybkie myślenie, stawało się dla mnie znacząco przerażające.

— Mam na niego haka. Pewnie nie wiesz, ale Lily ma jego siostrę, a ja wiem, gdzie ją trzyma. Gdyby nas wydał, szybko straciłby siostrzyczkę. — odpowiedziałem, uśmiechając się lekko.

Było to dość mocno naciągane, gdyż gdyby Lily trzymała Alison przy sobie, nie miałbym jak ją zabić czy nawet porwać, do tego, czy umiałbym zabić dziecka. Myślę, że nie dałbym rady, gdyby jakimś cudem uruchomiła się we mnie druga strona. Levi nie musiał jednak o tym wiedzieć.

— Hm... widzę, że przemyślałeś to. — powiedział chłopak.

Wciąż nie był jednak w stu procentach zadowolony. W końcu, gdyby ten plan był tak idealny, to bym z niego skorzystał, a nie narażał Isabelle. Przyznać jednak musiałem, że zbyt krótko się nad tym wszystkim zastanawiałem. Z pewnością, przy większej ilości czasu, byłbym w stanie wpaść na coś lepszego.

— Uważaj na tego Alexa, jeśli nas zdradzi to po nas. Musimy jak najszybciej się stąd wynieść. — ostrzegł mnie, ponownie wspominając o ucieczce z Podziemia. Całkiem tak jakby tylko o niej myślał.

Wiem, że była to prostsza droga i dużo pewniejsza, jednak nie mógłbym zostawić Alexa samego. Do tego, czy uda nam się w pół roku uciec? Wplątałem nas w niezłe bagno i to ja musiałem nas z niego wyciągnąć, choćbym miał przy tym stracić swoje nic niewarte życie. Czułem się za nich odpowiedzialny i nie zamierzałem oddać tego ciężaru komuś innemu.

— Nie musisz mi mówić. Masz do mnie jeszcze jakieś pytanie? Chciałbym się ogarnąć, przez dwa dni nie myłem się. — próbowałem zakończyć temat, delikatnie próbując go wyprosić.

Ten jednak sprytnie wybrnął z mojej sugestii, a ja jeszcze przez chwilę musiałem znosić jego towarzystwo. Stres ponownie przy tym zawitał w moim ciele, a ja realnie poczułem strach. Zawsze, gdy tylko przy mnie był, miałem wrażenie, jakbym zaraz miał walnąć zawałem.

— Nie martw się, Magnolia zrobiła to wystarczająco dobrze, byś wytrzymał jeszcze chwilę. — nie byłem zachwycony z tego, że rozmowa ma ciągnąć się dalej.

Moja wyobraźnia powoli się kończyła, a im więcej miałbym kłamać, tym większe ryzyko, że sam się w nim pogubię. Musiałem jednak zagrać w jego grę, by być na wygranej pozycji.

— Więc o co chodzi? — zapytałem niby od niechcenia.

— Wciąż czekam na twoją odpowiedź. Po co mam cię szkolić, skoro nie będziesz chciał pomóc nam w ucieczce? — miał racje, wciąż nie znał mojej odpowiedzi. Momentalnie znowu zaschło mi w gardle. Jak on to przyjmie?

w głowie Lars'a

— Nie, nie mogę zostawić Alexa samego, jego siostra może ucierpieć na mojej ucieczce. — wyznałem, dając mu tym znać, że nie zamierzam poświęcać innych, tylko po to, by ratować samego siebie.

Wystarczyło jednak to jedno, krótkie zdanie. Wystarczyło wspomnienie o Alexie, którego wciąż znałem zbyt krótko, bym mógł na nim polegać w podobnym stopniu, jak polegam na brunecie. Wściekł się.

— Co mnie to kurwa obchodzi, jak tak bardzo go lubisz, to wypierdalaj do niego! Pieprzcie się razem! Nie chce cię więcej widzieć w tym domu!

Tak, mogłoby się to skończyć w ten sposób. Więc odmowa jest wykluczona. Przeciąganie odpowiedzi...?

— Wiesz... nie miałem wystarczająco czasu, by się zastanowić, to jest trudna decyzja. — zamotałem się, rzeczywiście starając się grać zagubionego.

— Przestań pieprzyć, jesteś tchórzem i boisz się cokolwiek zmienić w swoim życiu. Wolisz być na naszej łasce i żyć jak robak, ale ja nie mam zamiaru. Opóźniasz nas, jeśli nie chcesz stąd uciekać, to wynoś się stąd i nie zawracaj nam głowy. — odparł sucho.

Jego słowa jednak rozdzierały mi duszę, która nasączona została naftą, a Levi trzymał w dłoni odpaloną zapałkę, która bezpowrotnie miała mnie zniszczyć. Jego ultimatum wystraszyło mnie na tyle, że byłem w stanie powiedzieć cokolwiek, by jeszcze przez chwilę wraz z nimi zostać. Chciałem być przy rodzinie, którą nieświadomie się dla mnie stali, chciałem jej pomagać i ich chronić. Dlatego więc zmusiłem się do odpowiedzi, jaka również w pełni nie odpowiadała na jego pytanie, aczkolwiek jednocześnie była wystarczająca.

Ta opcja wydawała się jeszcze gorsza, więc co, mam się zgodzić? A co gdybym go okłamał? O nie, tego nawet nie chce sobie wyobrażać.

Chociaż raz już przecież to zrobiłeś, Lars.

— Dobrze, pomogę wam uciec. — to nie było kłamstwo, miałem zamiar zrobić wszystko, by ta trójka cała i zdrowa wydostała się z Podziemi.

Co do mnie to już inna sprawa, nie wspomniałem nic o tym, że razem uciekniemy. Na szczęście Levi nie widział w tej odpowiedzi drugiego dna i przyjął ją.

— W takim razie nie obijaj się zbyt długo. Dobrze wiesz, że latanie nie idzie ci zbyt dobrze. Jutro z samego rana mamy trening. — wyjaśnił i nie czekając na moją odpowiedź, wyszedł z pokoju.

Poczułem przy tym, że nie jest już na mnie tak zły, co podbudowało mnie nieco i dało siłę, aby wstać z łóżka. Oczywiście kolejną większą motywacją było zdecydowane zbyt mocne parcie na pęcherze. Musiałem do kibla. Gdybym jeszcze obszczał tą perfekcyjnie wypucowaną podłogę Levi'a, zapewne nie byłoby już dla mnie ratunku.

Potem zdecydowałem udać się do kuchni. Czułem się też zdecydowanie lepiej. Zimna kąpiel, którą wziąłem przy okazji, była czymś, czego zdecydowanie potrzebowałem. Przy stole Farlan i Isabelle co chwile pytali, czy wszystko ze mną w porządku, dopóki Levi nie przywalił pięścią w stół i ich nie uciszył.

Resztę posiłku, który został przez tamtą dwójkę przygotowany, spędziliśmy w ciszy, a gdy tylko zjedliśmy, położyliśmy się spać. O dziwo, nawet Levi to zrobił. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale miał jeszcze większe wory pod oczami niż zwykle. Można by pomyśleć, że nie spał przez te dwa dni, gdy byłem nie przytomny, ale widząc, jak bagatelizował mój stan, powątpiewałem w to.

Następnego dnia, o świcie obudził mnie pewien białowłosy osobnik, na którego obecność o mało nie krzyknąłem, z przerażenia. Jego głowa w końcu zawisła tuż nad moją w taki sposób, że przy pobudce każdy z pewnością pomyślałby o tym, że przyszła po niego śmierć z wyjątkowo przystojną twarzą. Na szczęście w porę uciszył mnie, przykładając swoją dłoń do moich ust.

— Cicho, twój przyjaciel już wstał. — od razu domyśliłem się, że chodzi o Levi'a. Magnolia ani Church za nic w końcu nie wstaliby o tej godzinie. Byłem przy tym pewien, że żaden złodziej by ich nie obudził, nawet gdyby kradł prycz, na której aktualnie spali.

— W końcu się obudziłeś, myślałem, że będę musiał powiedzieć o tym Lily. Musimy pogadać na spokojnie o misji, na osobności. O północy będę czekać przed twoim domem. — poinformował mnie, szepcząc zaraz obok mojego ucha. Odpowiedziałem mu jedynie skinieniem głowy, aby nie powodować zbędnego hałasu. Alex nie wiedział jeszcze o wtajemniczeniu Levi'a.

— Do potem, tygrysie. — pożegnał się ze mną, odsuwając nieznacznie.

Puścił do mnie oczko, a po chwili już go nie było. Bezgłośnie wyskoczył przez okno, nie dając znać o swojej najmniejszej obecności. Chwilę mi zajęło unormowanie oddechu, a gdy już to zrobiłem, wyszedłem z pokoju do kuchni. Na stole stały już dwa kubki z parującą herbatą, a w fotelu siedział nikt inny, jak Levi.

— Twój kolega nie został na śniadanie? — zapytał niby od niechcenia, a ja stanąłem w pół kroku, sięgając po herbatę.

— Żaden z niego ninja, za to przezwisko ci niezłe wymyślił „tygrysie". — zaraz po wypowiedzeniu ostatniego słowa prychnął z pogardą, a ja zrobiłem się cały czerwony. W jego ustach zabrzmiało to naprawdę dziwnie.

— Raz jesteś Lars, innym razem Leo, a dla niego „tygryskiem". — dźwięk, jaki wydobył się z jego buzi, po tych słowach przypominał na wpół prychnięcie, a na wpół śmiech.

Ostatnim razem, gdy słyszałem, jak się śmieje, nie stało się nic dobrego. Nie wiedziałem, więc czy się cieszyć, czy bać. Po chwili jednak doszło do mnie, że Levi wie o Leo. Nie miałem tylko pojęcia skąd.

— Nie rób takiej miny, ten twój cały przyjaciel Smark czy coś takiego zwrócił się tak do ciebie. Rozumiem, że to twoje drugie imię, przykrywka. Niezgorsza pomysł, tylko nie miał cię on chyba chronić przed nimi, a przed nami. — czasem tempo dedukcji tego karzełka mnie przerażało. Jak ja niby miałem cokolwiek przed nim zataić? Przecież on już zaraz wszystko będzie o naszych misjach wiedział. Wystarczy, że na Alexa spojrzy.

— Dobrze wiesz, dlaczego chciałem to zataić, więc czemu dalej pytasz? — w końcu wziąłem herbatę i usiadłem przy stole, aby na spokojnie ją wypić.

— Od teraz nie możesz nic przede mną ukrywać, jasne? — zignorował mnie, nalegając na prawdę z mojej strony.

Mimowolnie spojrzałem na czarnowłosego. Wyglądał bardzo poważnie, jego kobaltowe oczy świdrowały mnie na wskroś, a ja miałem wrażenie, że czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Nie miałem pojęcia jakim cudem wcześniej tak bardzo, udało mi się zakrzywić prawdę, by o niczym się nie dowiedział. Musiałem być naprawdę zdesperowany.

— Tak.— odpowiedziałem niepewnie.

Oczywiście nie była to wystarczająco szczera odpowiedź. Widocznie musiałem już przywyknąć do okłamywania najbliższych dla ich własnego dobra. Chociaż to tak strasznie bolało, nie miałem wyboru. Może sam nie byłem zbyt mądry, jednak nawet ja zdawałem sobie sprawę, że tak po prostu będzie lepiej.

— Więc masz mi coś do powiedzenia? — zapytał, zapewne domyślając się, że nie o wszystkim wciąż może wiedzieć. Tego się nie spodziewałem.

Czyżby wiedział, że go okłamałem co do sprzętu i umowy z Lily? Zrobiło mi się gorąco. Szybko jednak wpadłem na satysfakcjonującą dla niego odpowiedź. Ominę kłamstwo, mówiąc mniej niebezpieczną prawdę.

— Za dwa dni mam misję z Alexem. — powiedziałem, jednak to go nawet nie ruszyło.

— To już wiem, co to za misja? — dopytał, unosząc jedną z brwi ku górze.

— Nie wiem jeszcze, dzisiaj o północy mam się z nim spotkać. — wyjaśniłem, a ten po raz kolejny prychnął.

Coś on często to ostatnio robił. Czyżby był zestresowany? A może coś mu utknęło w gardle i nie może tego czegoś, wyciągnąć?

— Ciekawe jakbyś chciał niezauważony wymknąć się z domu, gdybym o niczym nie wiedział. — stwierdził z lekkim pomrukiem. Miał przy tym całkowitą rację. Z jego słuchem to graniczyłoby z cudem. Może i dobrze, że mu powiedziałem, przynajmniej o części rzeczy...

— Jak wrócisz, opowiesz mi o wszystkim, jasne? — nakazał ostro, a ja dobrze wiedząc, że nie miałem wyjścia, skinąłem głową i skończyłem pić swoją herbatę.

— To co, idziemy? — spytałem, dostrzegając, że on również skończył już swój napar. Levi skinął mi na zgodę głową.

Wyglądało na to, że przeprawa z moimi wyrzutami sumienia, będzie o wiele dłuższa i męcząca niż myślałem.

~~~

Rozdział napisany przez: Dorifix

Hejka, jak podobał się rozdział? Spodziewaliście się takiego obrotu sprawy? :D

Mam do was jeszcze jedno pytanko. Razem z dziewczynami zastanawiamy się czy fabuła tej książki nie jest dla was za bardzo zagmatwana/skomplikowana. Dajcie znać co myślicie.

Miłego dnia/Dobrej Nocy <3



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro