GD vs BI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dracona nie było na peronie, w pociągu także nie mogłam go znaleźć. Martwiła mnie ta sytuacja, ale z drugiej strony mogliśmy się najzwyczajniej minąć, a teraz nie mógł mnie znaleźć wśród tylu zapełnionych przedziałów.

Odsłoniłam zasłonki na wypadek, gdyby mnie szukał.
Jak na złość moi ulubieni Gryfoni do szkoły wracali autobusem, więc w przedziale znajdowałam się z Zabinim, Crabbe'm, Goyle'm i Nottem.
- Na pewno ci nic nie mówił? - nerwowo obgryzałam paznokcie.
Blaise, znudzony monotonią moich pytań, niechętnie podniósł wzrok znad książki w między czasie wymownie wywracając oczami.
- Gdyby tak było powiedziałbym ci - zapewnił mnie.
- Martwię się o niego - wyznałam.
- Całkowicie niepotrzebnie - stwierdził. - Błąkał się pewnie po pociągu, nie mógł nas znaleźć, więc usiadł na pierwszym lepszym miejscu.
- Poszukam go - oznajmiłam totalnie olewając jego dość logiczną i spójną teorię.
Wyszłam z przedziału nie wiedząc nawet, w którą stronę miałabym się udać. Instynkt podpowiedział mi "prawo".
Zaglądałam do otwartych przedziałów, zerkałam w odsłonięte okna, pytałam innych Ślizgonów, ale śladu po Draconie nie było. Co prawda mógł ukrywać się w jednym z zasłoniętych przedziałów, których było sporo lub udać się innym środkiem lokomocji jak Harry, ale moje przeczucia informowały mnie o znacznie gorszej wersji wydarzeń.

Po dotarciu na stację końcową i zajęciu wozu ciągnącego przez testrale nadal nie rzuciła mi się w oczy żadna platynowa czupryna, chociaż dosyć logicznym było wyjaśnienie, że po prostu był tłok i mógł umknąć mi między innymi uczniami.

Podczas uczty, zauważyłam płomienno-rude włosy rodziny Weasley'ów, co nie było zbyt trudnym zadaniem. Między nimi siedzieli także Harry i Hermiona. Jednakże Dracona nie było nigdzie, co stawało się naprawdę niepokojące. Widziałam jak Blaise też zaczął się powoli denerwować na przyjaciela i również się za nim rozglądał.
Monolog dyrektora dłużył mi się dzisiaj wyjątkowo. Czułam potrzebę natychmiastowego odejścia od stołu i przeszukaniu całej szkoły.
Gdy tylko Dumbledore pozwolił nam się rozejść do dormitoriów, od razu pobiegłam do naszego.
Jakie ogromne było moje rozczarowanie, gdy i tam nikogo nie zastałam, zupełnie jak w pokoju Dracona.
- Nie ma go - powiedziałam, gdy Blaise wszedł do środka niedługo po mnie.
- Może musiał zostać dłużej, napiszę do niego list - jak powiedział, tak od razu zabrał się do działania.
Moje przeczucia kierowały mnie w jeszcze jedno miejsce.

Pierwsza połowa stycznia była wyjątkowo zimna. Błonie okalała delikatna mgła, która mylnie gęstniała wraz z odległością. Część jeziora została całkowicie zakamuflowana przez to zjawisko atmosferyczne. Z daleka już widziałam postać siedzącą na kładce tuż nad owym jeziorem.
Pół-biegiem kierowałam się w stronę Ślizgona, którego już stanowczo poznawałam. Jakieś 10 metrów od niego poślizgnęłam się na mokrej trawie, przez co mnie usłyszał. Zaraz się podniósł, żeby pomóc mi wstać.
- Wszystko dobrze? - zapytał troskliwie.
- Tak, ale co z tobą?
Draco wyraźnie się zawstydził i spuścił wzrok. Jego nieskazitelnie białą cerę przecinała głęboka szrama rozległa na cały policzek.
- Nic wielkiego - stwierdził szeptem.
- Kto ci to zrobił? - oczy mi się szkliły, wiedziałam, że stało się coś bardzo złego.
- Proszę, nie mówmy o tym.
W milczeniu usiedliśmy na krawędzi kładki.
- To dlatego ukrywałeś się w pociągu? - przerwałam ciszę przytłoczona pytaniami bez odpowiedzi.
- Tu pierwszy raz mnie pocałowałaś - wspominał marzycielsko całkowicie zmieniając temat.
- Pamiętam.
- Proszę cię, zrób to teraz - wyszeptał błagalnie, a głos mu się załamał.
Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać.

Draco musiał przejść głęboką traumę przez przerwę świąteczną, gdyż jego proces adaptowania się był rekordowo długi. Jednego dnia naprawdę dobrze mu szło i silił się nawet na niewinne zaczepki z innymi uczniami, a kolejnego potrafił być cały dzień milczący i zamknięty w sobie.
Starałam się go wspierać jak tylko mogę, ale przy jego złym humorze ja też łatwo łapałam doła.

Hermiona szczegółowo opowiedziała mi co działo się na Grimmauld Place, gdzie spędzili święta. Napomknęła również o Lockhard'zie, gdzie przebywał jako stały pacjent na oddziale trwałych urazów pozaklęciowych oraz o spotkaniu Neville'a, którego rodzice również przebywają z powodu zaklęcia Cruciatus rzuconego przez niechlubnie słynną Belatrix Lestrange.
- Zapomniałaś o lekcjach oklumencji ze Snape'm - rzucił zrezygnowany Harry przysiadając się do naszego stolika.
- Oku.. co? - zapytałam szczerze zdziwiona pierwszy raz słysząc ową frazę.
- Dumbledore chce ograniczyć mój kontakt z Voldemortem, w sensie te wizje. Podobno dzięki temu nie będzie mnie nachodził - wytłumaczył chłopak.
- Przekichane - skwitował Ron.
- Wiem, że to nie było przyjemne, ale przecież te wizje chyba bardziej zaszkodziły jemu niż tobie - skwitowałam.
- Niby, ale wolałbym, żeby Voldemort nie przejął mojej wizji jak trwa narada Zakonu Feniksa, której przysłuchuje się przez gumowe ucho Freda i George'a.
- Racja.

Sytuacja w szkole stawała się coraz bardziej napięta. Umbrige co chwila wyskakiwała z coraz to nowszymi dekretami, część nauczycieli po jej wizytach kontrolnych przeszło na warunkowy. Czarę goryczy przelało wzajemne naszczuwanie na siebie uczniów tworząc Brygadę Inkwizycyjną.
Harry ciężko przeżywał lekcje oklumencji ze Snape'm, po których zawsze był rozdrażniony i gburowaty.
Jedyną normalną i wciąż stabilną rzeczą były treningi quidditcha, na których mogłam rozładować swoją energię i złość.
- Widziałaś nowy dekret? - zapytał mnie lekko podniecony Draco.
- Nie bardzo zwracam na nie uwagę - przyznałam siadając na murku przed szkołą.
- Powstaje Brygada Inkwizycyjna.
- I co z tego? - rzuciłam obojętnie przeszukując swoją torbę.
- Musimy się zapisać!
Przestałam przejmować się zagubionym sennikiem. Spojrzałam na niego wytrzeszczonymi oczami niedowierzając.
- TO JEST NAJGŁUPSZA RZECZ O JAKIEJ SŁYSZAŁAM - wyrecytowałam dokładnie i powoli każde słowo, aby mieć pewność, że każde do niego dojdzie i wryje mu się głęboko w pamięć.
- Ale dlaczego? - obruszył się jakby jego pomysł wcale nie był irracjonalny.
- Nie ma takiej możliwości, Draco, przecież nie możemy stać po stronie tej baby! - podniosłam głos, gdyż targały mną silne emocje.
- Nie musimy stać po żadnej stronie, ale dzięki temu będziemy mieli immunitet, nie będziemy zagrożeni - powiedział.
- Dobrze wiesz, że ty i tak nie jesteś zagrożony - oznajmiłam - znają się z twoim ojcem.
- Robię to dla ciebie. Nie drażnij się ze mną tylko chodźmy teraz i zgłośmy się razem.
- Zapomnij. Chcesz to możesz jej się podlizywać, ja nie będę dla niej kablowała - gwałtownie podniosłam torbę, równocześnie kończąc rozmowę.
- Masz być za 5 minut pod jej gabinetem - krzyknął za mną, a ja nieodwracając się machnęłam na niego ręką.
Do końca dnia nie spotkałam się już z Draconem, nie wiem czy mnie unikał czy może w tej właśnie chwili działał na rzecz Umbrige.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro