„Żongler"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Wrócę po niego” - zapewniałam samą siebie czując w żołądku ciążącą na nim gulę.
„Jestem okropna” stwierdziłam, stojąc tuż przed Trzema Miotłami.
No nic i tak już się zdecydowałam, więc teraz nie ma co się wahać.

Ciepło jakie mnie w jednej chwili owiało sprawiło, że przeszedł mnie cierpki, ale przyjemny dreszcz.
Mój wzrok od razu przykuł biało-zielony płaszcz imitujący skórę węża, szybko dostrzegłam również jej właścicielkę - Rita Skeeter odrzucała blond loki, gardząco skanując twarz rozwścieczonej Hermiony, podczas gdy Luna Lovegood nieobecnym wzrokiem wypijała przez słomkę piwo kremowe. Na to wszystko zszokowany Harry siedział milcząco i niespokojnie, wyraźnie nie rozumiejąc zaistniałej sytuacji. Dobrze go rozumiałam, bo ja też jak wmurowana stałam w progu karczmy nie będąc pewna czy trafiłam w dobre miejsce. Ostatecznie po prostu podeszłam do stolika i przywitałam się ze wszystkimi ostrożnie.
- Oh, czekaliśmy na ciebie - rzuciła Hermiona - siadaj - poklepała miejsce między nią, a Luną.
- Skoro jesteśmy już wszyscy... - zaczęła Hermiona.
- Czy to nie te dwie - tu Rita bezczelnie wskazywała swoim grubym paluchem raz na mnie, raz na Hermionę - żegnały ci wtedy w namiocie na turnieju? - zapytała Harry'ego.
Zawstydzony chłopak nic nie odpowiedział.
- Nikogo nie interesują twoje plotkarskie rewelacje - odparła chłodno na zarzut Gryfonka.
- Oczywiście Miss Doskonałości nie życzy sobie szumu i rozgłosu - syknęła zjadliwie 30-parolatka teatralnie przewracając oczami.
- A wręcz przeciwnie. Mała Miss Doskonałości tego właśnie sobie życzy - odpowiedziała celowo przesłodzonym głosem.
Wszyscy wytrzeszczyliśmy na nią oczy.
- Chciałabym, żebyś przeprowadziła wywiad z Harry'm, ale taki prawdziwy. On opowie ci wszystko: nazwiska śmierciożerców, jak wygląda Voldemort po odrodzeniu - oj weź się w garść rzuciła do Rity, gdy ta podskoczyła na krześle na dźwięk tego nazwiska. - A Jess o swoim dziwnym połączeniu z NIM.
Tutaj Harry spojrzał na mnie dziwnie, zapewne dlatego, że zapomniałam mu opowiedzieć o sytuacji z wakacji.
Byłam sceptycznie nastawiona do tej koncepcji, przede wszystkim ze względu na fakt, że nikt takiego artykułu nie wydrukuje. Głośno powiedziałam o swoich wątpliwościach.
- Dlatego właśnie jest z nami Luna. Wiadomo, że „Prorok” jest pod ścisłą jurysdykcją Ministerstwa, ale nie „Żongler” - wyznała Hermiona.
Skeeter zaśmiała się gromko. Luna rzuciła jej pobłażliwie spojrzenie.
- Nic co wyjdzie z pod „Żonglera” nie będzie wiarygodne.
- To już twoja w tym rola - skwitowała 5-klasistka.
- Co z tego będę miała? - zapytała dziennikarka.
- Mój tato nie płaci za napisanie do jego gazety, to zaszczyt - rzuciła rozmarzonym głosem blondynka.
- Mam to zrobić za darmo?!
- Nie do końca - wyznała Hermiona. - W zamian za twoją usługę nie zgłoszę, że jesteś nielegalnym animagiem.
Kobieta głośno przełknęła ślinę.
- No dobra - zgodziła się ciężkim, przybitym głosem.
- Harry zgadasz się?
Potter tylko kiwnął sztywno głową.
- Jess?
Spojrzałam na nich z wyraźnym przerażeniem w oczach. Nawet moi rodzice nie wiedzą o tych atakach, poza tym nawet do końca nie jestem pewna, czy to naprawdę ON za tym stoi. Nie mam kompletnie żadnych dowodów - stanę się tylko wariatką słyszącą głosy w głowie. Poza tym Harry poda nazwisko Malfoy, nie mogę się podpisać pod tym wywiadem, to jakbym zdradziła Dracona.
- Wybacz Hermiono, ale ja nie mogę tego zrobić - bez dalszych wyjaśnień po prostu wzięłam rzeczy i wybiegłam spod Trzech Mioteł.

Jak się spodziewałam Draco opierał się o ścianę pubu cały przemoczny. Mimo wszystko, wzruszyłam się na jego widok, gdyż czekał na mnie, gdy tak naprawdę to ja dzisiaj zawiniłam.
Przytuliłam go od razu, a będąc tak blisko niego słyszałam szczękanie jego zębów, mi również było zimno, więc porozumieliśmy się bez słów i od razu ruszyliśmy do szkoły nawet przez sekundę nie przerywając uścisku naszych dłoni.

Gdy Draco brał ciepły prysznic musiałam się zastanowić czy mówić mu o wywiadzie - w końcu w „Żonglerze" ukarze się rozmowa z Harrym i myślę, że szybko połączy fakty, że przeprowadzone zostało to w jedyny wolny dzień, czyli ten dzisiejszy, a tą moją niecierpliwiącą zwłoki sprawą było właśnie uczestniczenie w tej czynności.
Dobrze wiem, że wyjdą z tego kłopoty, Draco nie odpuści tego Gryfonom.

Wszedł do pokoju w samych spodniach, wycierając ręcznikiem jeszcze mokre włosy. Onieśmielił mnie jego widok, odwróciłam wzrok tylko ukradkiem na niego zerkając.
Uśmiechnął się słodko widząc moje zawstydzenie.
Usiadł obok mnie, przysunął moją rękę do swoich ust i całował ją delikatnie torując swoje buziaki od opuszków palców aż do ramienia.
„Nie dzisiaj” - pomyślałam - „Jutro mu powiem”

Na każdy kolejny dzień miałam niepodważalną wymówkę, która pozwalała mi odwlec naszą poważną rozmowę.
„Ma za dobry humor, nie będę go psuć”
„Jest chyba dzisiaj jakiś smutny, nie będę go dobijać”
„Ależ ma dzisiaj przeuroczy uśmiech, nie mogę pozwolić, żeby zszedł mu z twarzy”

I zostało tak, aż do dnia, w którym Luna namiętnie rozdawała najświeższe wydanie „Żonglera”, oczywiście ja przegapiłam ten moment, gdyż jak zwykle zaspałam na śniadanie, a gdy się zjawiłam - Luny nie było, ale nad Wielką Salą zawisła grobowa atmosfera, tak gęsta, że dało się ją nożem kroić. Mimo, iż o tej godzinie nie było już tak wielu uczniów to i tak ci co zostali szeptali po sobie po każdym słowie coraz szerzej otwierając oczy, a w rękach trzymając gazetę i natarczywie śledząc tekst.
Zachłysnęłam się płatkami, gdy zrozumiałam o co chodzi. Musiałam jak najszybciej znaleźć Dracona, żeby mógł usłyszeć te złe wieści ode mnie.

Pokój wspólny był nadzwyczaj przepełniony uczniami, część była milcząca i przygnębiona, część wystraszona. Draco stał w środku w osobnym kręgu składającym się z Crabbe'a, Goyle'a, Notta, Blaise'a i Parkinson, w rękach trzymał gazetę.
Gdy tylko mnie zauważył był przy mnie w parę sekund.
- Wiedziałaś o tym?! - krzyknął nade mną wymachując gazetą, jakby chciał mnie uderzyć. Swoim tonem głosu zwrócił na nas uwagę wszystkich obecnych. - Pytam czy o tym wiedziałaś! Może mu pomagałaś to napisać, zredagowałaś cały tekst?!
Skuliłam się w sobie, czułam się taka maleńka, przy jego teraz znacznie dominującej postawie.
- Wiesz jakie tu są nazwiska?! Przeczytaj to! No czytaj!!!
Ja nadal milczałam przytłoczona sytuacją.
- Stary, wyluzuj - rzucił Blaise, łapiąc przyjaciela za ramię, odsuwając go delikatnie ode mnie.
Blondyn był tak wściekły, że gazeta w jego ręku doznała samozapłonu, co wprawiło niejednego w zaskoczenie zrodzone z przerażenia, ale chłopak nawet nie zwrócił na to uwagi.
- Zamknij się. Nie twojej matki nazwisko tu jest - stwierdził wściekle, a w oczach miał czystą furię.
- No i nie bez powodu.

To wystarczyło, żeby Draco rzucił się z pięściami na Zabiniego. Ludzie zrobili im miejsce i z daleka obserwowali przebieg sytuacji. Mimo, że szamotanina była dość ekspresyjna to wyraźnie było widać, że chłopcy nie chcą zrobić sobie poważnej krzywdy, ale mimo wszystko razem z Nottem postanowiłam zareagować na ich bójkę.
- Blaise, proszę cię przestań. Draco, nie wygłupiajcie się.
Nott ostatecznie ich rozdzielił z pomocą Goyle'a i Crabbe'a. Chłopcy stanęli na przeciwko siebie cali czerwoni i zdyszani.
Draco bez słowa zarzucił szatą i udał się do swojego dormitorium po drodze przetrącając jakiegoś pierwszoroczniaka, który był oczarowany widokiem swojej pierwszej potyczki.
Reszta też powoli zaczęła się rozchodzić chichocząc pod nosem i szeptając sobie złośliwości w naszym kierunku.
Usiadłam obok Blaise'a na czarnej, skórzanej sofie.
- Wszystko w porządku? - zapytał mnie.
- Tak, chyba tak, a jak ty? - wskazałam na jego delikatne rozcięcie na dolnej wardze.
- Nic takiego - skwitował. - Nie bierz sobie do serca jego słów. Teraz jest zły, ale wiesz, że mu przejdzie - mówiąc to położył mi rękę na kolano.
Poczułam się nieco niezręcznie i delikatnie się odsunęłam, ale chyba nie na tyle, żeby zrozumiał mój przekaz.
- Wiem, ale mogłam mu wcześniej powiedzieć - sama się skarciłam.
- Nie twoja wina - zbliżył się nieco za blisko.
Stres mnie przygniatał tak bardzo, że jedyne co mogłam zrobić to poprawić gilgoczący mnie w nos kosmyk włosów kosztem odkrycia moich bordowych rumieńców.
- A wy...? Co to... ma...? - jąkał się takim ciężkim, zdyszanym głosem.
Od razu wstałam, zaraz po nie Blaise zdecydowanie mniej gwałtownie i będąc mniej przejętym.
Ślizgon ponownie zawrócił się do swojego pokoju dobitnie trzaskając drzwiami, tak, że podskoczyłam.
- Ja z nim pogadam - odezwał się Zabini.
Widziałam jak czarnoskóry wędruje śladami blondyna, a ja po chwili za nimi.
Chłopak nie domknął drzwi, więc nie dość, że wszystko słyszałam to jeszcze fragmenty ich kłótni.
- Oj, dobrze wiesz, że nic bym z nią nie zrobił - przewrócił oczami Zabini.
- Musisz jak zwykle podrywać wszystko co się rusza, a ona jak gdyby nigdy nic dała się w to wciągnąć - krzyknął.
- Syrwać podrywać, nikt z nią pogadać nie może, bo się znalazł wielki obrońca - wypowiedział to zdanie karykaturalnym głosem, obrazując słowo 'wielki'.
- Oboje jesteście siebie warci - warknął Draco lekko szturchając Blaise'a.
- Człowieku opanuj się lepiej, żyłka ci niedługo pęknie.
- Wynoś się stąd - darł się Malfoy wskazując na drzwi, przez co musiałam się schować głębiej za framugą.
- A jak sobie chcesz - machnął rękoma.
Wychodząc minął mnie tuż przed wejściem, lecz tylko na mnie spojrzał, nic nie powiedział i poszedł dalej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro