Zaproszenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiem jak to się dzieje, że ten czas tak szybko leci. Zbliża się Boże Narodzenie. Błonie pokryła gruba warstwa śniegu. Ja, Harry, Ron i bliźniacy Weasley bawiliśmy się w najlepsze. Draco znikał gdzieś w zamku, tłumaczył się, że nie lubi zimna. Zaczarowaliśmy nasze kulki śnieżne, tak, żeby atakowały profesora Quirrell'a, a ten za wszelką cenę próbował utrzymać swój turban na głowie, co spowodowało u nas falę śmiechu, oczywiście każdy z nas dostał za swój wyczyn minusowe punkty.

Lekcje u Snape'a były koszmarem, nie dość, że miał zły humor i bardziej znęcał się nad Gryfonami, to w lochach było strasznie zimno i stałam wtulona w Dracona, co mu chyba odpowiadało.

- Naprawdę mi żal - powiedział Draco na jednej z lekcji eliksirów- tych wszystkich, którzy będą musieli, zostać tu na święta, bo w domu nikt ich nie chce.
Crabbe, Goyle i Parkinson zachichotali dziko, a ja dałam Malfoy'owi z łokcia w bok, nie zabolało go, wręcz się uśmiechnął.
Faktycznie, Harry zostawał w Hogwarcie, ale mu to pasowało. Opowiadał mi jak traktują go w domu, jednak to tylko pogorszyło moją opinię na temat większości mugoli.
Oczywiście pamiętałam o Alice. Ona jest inna niż ci ludzie z opowieści Harre'go. Strasznie się martwiłam, bo zrozumiałam, że nie da się pogodzić życia wśród magicznych istot i mieć mugola za przyjaciółkę, to dwa różne światy.

Szłam akurat przez korytarz, kiedy usłyszałam zgryźliwe uwagi Malfoy'a o braku pieniędzy w domu Ron'a.
Weasley rzucił się na Dracona. Zauważył to profesor Snape, odjął Gryffindorowi 10 punktów.
- Nie przejmuj się nim - podeszłam do Rona, specjalnie szturchając przy tym dosyć mocno Dracona.

*Draco*

Czy ona zawsze musi pojawiać się wtedy, kiedy nie powinna?
Musiałem się trochę zabawić kosztem Weasley'a, spędzali z nią każdą wolną chwilę...
- Jess... poczekaj - próbowałem ją zatrzymać, ale ona odeszła w towarzystwie rudzielca i bliznowatego. Czemu musi się przyjaźnić z moimi największymi wrogami?!

*Jessica*

Nasze relacje z Draco są skąplikowane: albo się na siebie wkurzaliśmy, albo nie mogliśmy się od siebie oderwać.
Wiem, gdyby nie moja przyjaźń z Gryfonami, wszystko byłoby takie proste...

Zamiast cieszyć się wolnością nadchodzących świąt Harry, Ron i Hermiona woleli spędzać czas w bibliotece. Szukali jakiejkolwiek wzmianki o Flamel'u. Ja też starałam się pomóc, ale na próżno nigdzie nie było nic o nim wspomniane. Obiecałam, że dyskretnie wypytam się rodziców.

Jedliśmy właśnie śniadanie, usiadłam, najdalej jak tylko mogłam, od Dracona. Dalej byliśmy skłóceni po tej awanturze z Ronem. Rozmawiałam właśnie z Dafne, kiedy do Wielkiej Sali wleciały sowy, nie spodziewałam się od nikogo żadnej wiadomości, więc zdziwiłam się kiedy sowa z listem przywiązany do nóżki przysiadła obok mnie.
Otworzyłam kopertę, była od moich rodziców, pisali, że dostaliśmy zaproszenie na kolację u państwa Malfoyów.
Przez moją głowę przeszło tysiące myśli, ale wszystko ucichło, kiedy usłyszałam szept Dracona przy uchu:
- Czekałem aż w końcu się dowiesz.
Na chwilę oniemiałam, ale zaraz się opamiętałam.
- Wcale nie muszę iść - warknęłam. - Poproszę rodziców, żebym została w domu.
Draco uśmiechnął się lekko.
- Nie zrobisz mi tego, nienawidzę zostawać sam z rodzicami i ich gośćmi.
- Spróbuj mnie powstrzymać - prychnęłam.
- Ja... - chyba był smutny, naprawdę aż tak źle czuje się we własnym domu?
Nie wiedział co powiedzieć, chyba był naprawdę rozczarowany.
- Zastanowię się jeszcze - oznajmiłam.
Chłopak ożywił się natychmiast.
- Jesteś cudowna - stwierdził.
Zarumieniłam się lekko, nigdy mi tak nie mówił.
- Tylko jak usłyszę, że kogoś  gnębiłeś... - pogroziłam mu.
- Jasne - przerwał mi. - Będę grzeczny. Dziękuję, nie wytrzymałbym tam razem z Pansy.
- Zaraz, zaraz... z kim? - zapytałam.
- No... z Pansy. Parkinson'owie też są zaproszeni, nie wiedziałaś?
- O, nie. Nie mam zamiaru znosić  jej jeszcze w święta! - zprzeciwiłam się.
- Jess - jego głos był wyjątkowo troskliwy. - Obiecuję, że się do ciebie nie zbliży.

Już parę dni później stałam spakowana przed drzwiami wyjściowymi, rozmawiałam jeszcze chwilę z Hermioną o Flamel'u, ona też wyjeżdżała z Hogwartu i pozostawiłyśmy siedzenie w szkolnej bibliotece chłopakom. Naszą rozmowę przerwał Draco, oboje z Hermioną obrzucili się zdegustowanym spojrzeniami, ale żadne z nich nic nie powiedziało, za co byłam im ogromnie wdzięczna.
Dracon pomógł mi z walizkami i wsiadliśmy do expresu Hogwart-Londyn.

W pociągu chodziłam od przedziału do przedziału. Od Dracona, Crabbe'a, Goyle'a i innych Ślizgonów do Hermiony, Luny Lovegood i Cho Chang. Właściwie gdziekolwiek usiadłam, to i tak czytałam swoją ulubioną, mugolską książkę.

Dotarliśmy na miejsce późnym wieczorem. Moi rodzice rozmawiali z rodzicami Dracona. Pożegnałam się szybko z Hermioną, tak, żeby państwo Malfoy niczego nie dostrzegli. W towarzystwie Dracona spotkaliśmy się z naszymi rodzinami.
Pan Lucjusz już na samym wstępie obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem, ba, wyglądał jakby miał ochotę rozszarpać mnie wzrokiem, nasz kontakt wzrokowy przerwał zaniepokojony Draco:
- Dzień dobry - zwrócił się do moich rodziców.
- Witaj, Draco. Miło cię znowu widzieć - mama posłałam mu delikatny, lecz niechętny uśmiech.
Nie zwracałam na nich uwagi. Wpatrywałam się w zimne jak stal Lucjusza, tak różne od ciepłych oczu Dracona, mimo podobnego koloru.
Narcyza była nieco inna od męża, wyraźnie mnie nie polubiła, ale trzymała emocję, ograniczyła się do kwaśnej miny.
- Właśnie o tobie rozmawialiśmy- oznajmiła pani Malfoy zwracając się do mnie. - Słyszałam, że przyjaźnisz się z mugolką.
Draco był chyba nieco zaskoczony postawionym mi zarzutem, już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale złapałam go delikatnie za dłoń, dając mu znać, że dam sobie radę. Jego ojciec spojrzał na niego jakby chciał mu oznajmić: "umyjesz później tę rękę".
- Tak - odpowiedziałam jej, byłam bardzo pewna siebie.
Chyba nie miała ochoty na kontynuację rozmowy, więc zwróciła się do mojego taty:
- Więc widzimy się jutro, dzień przed świętami? - zapytała.
- Tak, państwo Parkinson też mają się zjawić? - upewnił się mój ojciec.
- Oczywiście, mogą się spóźnić, ale będą - potwierdził pan Malfoy.
O, tak. Mogą się spóźnić ile chcą, albo... niech będą mieli wypadek, jeszcze lepiej.
- A więc do zobaczenia - mruknął Lucjusz, był wyraźnie zdegustowany naszym towarzystwem.
Rozstaliśmy się w lodowatej ciszy. Zdążyłam jednak pomachać Draconowi na pożegnanie, a on uśmiechnął się smutno.
Teleportowaliśmy się do domu. I tam pozwoliłam sobie na czułe przywitanie z rodzicami. Nie chciałam przytulać ich przy Draconie, bo wiem, że on ma dość chłodne relacje ze swoją rodziną.

Szczerze to nie miałam najmniejszej ochoty spotykać się z takimi zadufanymi w sobie... eh... szkoda słów, jednak nie chciałam zostawiać przyjaciela w takim towarzystwie, wiem jak będzie zachować się Pansy, no i... już mu obiecałam.

-------------------------------
Miałam jutro dodać rozdział, ale zrobię to dzisiaj, dla naszych piłkarzy, za ten piękny mecz! 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro