Rozdział 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Montero zrozumiał już powagę sytuacji, tak mu się przynajmniej wydawało. Seryjny morderca o pseudonimie Smakosz porwał Danielle Stone. Niezwykle ciężko było mu to przyznać, ale nie chciał, żeby skończyła jako kolejna ofiara. Oczywiście, jako policjant i człowiek o nieco odmiennej wrażliwości na trupy, w ogóle nie chciał kolejnych ofiar. Niestety, świat nie był idealny. Był niesprawiedliwy i okrutny. Dlatego zbrodnie zdarzały się na okrągło i nie można było ich całkowicie wyplenić.

Rzecz w tym, że nie chciał, żeby ta konkretna osoba umarła. To było niezwykle dziwne. Była kuzynką Richa i czasami dostrzegał te same denerwujące go geny. Różowowłosa nie ułatwiała mu też pracy i pchała się na miejsca zbrodni lub do kostnicy, gdzie zdecydowanie jej być nie powinno... Ale w pewnym stopniu mu tym zachowaniem zaimponowała. Widział jak reagowała na tak drastyczne obrazy, a jednak się nie wycofywała. Naprawdę nie chciał, żeby dołączyła do grona ofiar Smakosza. Na swój sposób zaczynał ją tolerować.

- Czego ty, do jasnej cholery, ode mnie chcesz, Smith?!- rzucił do telefonu Claus, nie kryjąc irytacji. Dopiero co wyjechali z komisariatu, a ten młodzik zaczął do niego wydzwaniać. Nie, nie zamierzał brać go do udziału w akcji poszukiwawczej Danielle.

- Mamy problem. Telefonów jest tyle ile jump scare'ów w serialu, który pobił rekord Guinnessa w tej kategorii. "Klub północny" jakbyś nie wiedział. Podobno sytuacja przedstawia się niemal jak Krwawe Gody z "Gry o tron"- odparł Smith, jak zwykle nawiązując do cholernych seriali. Jak tak dalej pójdzie, to Montero posunie się do morderstwa. Jako glina będzie wiedział jak pozbyć się ciała i nikt nigdy Smitha nie znajdzie... Tak czy siak, to nie był odpowiedni moment na snucie takich planów.

- Nie mam pojęcia, co kurwa właśnie powiedziałeś. Mów po ludzku, Smith!

Usłyszał zirytowane prychnięcie po drugiej stronie. Jeszcze słowo, a faktycznie zaplanuje niedługo zbrodnię doskonałą. Naoglądał się na żywo zbyt dużo zbrodni, żeby nie popełnić żadnego błędu.

- Telefony się urywają. Ciągle ktoś zgłasza na komisariacie, że coś się dzieje w Callahan Resort. Podobno są trupy w dużych ilościach. Nie potrafię podać konkretnej liczby. Wysiadł prąd w całym hotelu. Ponowne otwarcie zakończyło się katastrofą... Twierdzą, że Smakosz wrócił, ale... Hmm... To możliwe? Przecież siedzi w areszcie, prawda?

Przynajmniej tym razem młodzik powiedział mu, co się działo bez używania tylko zrozumianych przez niego porównań. To jakiś progres, ale i tak musiał być ciekawski.

- Cross twierdzi, że nastąpiła pomyłka- odpowiedział Montero, decydując się na łagodniejszą wersję niż "zawaliliśmy na całej linii, Smakosz jest na wolności i jeszcze porwał kolejną ofiarą". Tego nie powie na głos. Nie ma takiej opcji. Miał swoją dumę i nie stracił jej jeszcze całkowicie.

Po drugiej stronie usłyszał pełny zaskoczenia komentarz. Zbył go, tłumacząc że musi kończyć, ponieważ dojeżdżają do Callahan Resort. Wcale nie byli tak blisko, ale co z tego? Nie zamierzał rozmawiać ze Smithem o największej porażce w historii swojej kariery policyjnej... Sprawy Dyrektora nie liczył. Wtedy został wezwany na miejsce po wszystkim. Tam mógł jedynie wyjaśnić, co zaszło na miejscu zbrodni i doskonale wywiązał się ze swoich obowiązków. Wbrew pozorom, to był jeden z jego większych sukcesów.

Montero przekazał informacje od Smitha. Rzecz jasna, nie użył tych jego idiotycznych porównań. Richard stał się jeszcze mniej rozmowny niż chwilę temu. Z kolei Cross wyglądała na tak samo niewzruszoną jak zazwyczaj. Czasami odnosił wrażenie, że ma do czynienia z robotem pozbawionym ludzkich emocji.

- O jakiej liczbie denatów mówimy?- spytała rudowłosa.

Claus wzruszył ramionami. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Skąd miał to wiedzieć, skoro go tam nie było?

Po kilku minutach dotarli na miejsce i to co zastali... To był istny armagedon. Panowała chaos. Ludzie w popłochu opuścili hotel, zbierając się w grupki i z przejęciem dyskutując o tym, co wiedzieli w środku.

- To było straszne- mówiła niska szatynka w obcisłej granatowej sukience. Jej oczy aż lśniły od łez, które spływały po policzkach, psując misternie robiony makijaż.- Nagle zgasły światła. Myślałam, że to chwilowa usterka, ale później... Zobaczyłam... Zwłoki. Młoda dziewczyna... Zadźgana nożem... Natychmiast stamtąd wybiegłam. Nie mogłam nic zrobić... Jej oczy były... Otwarte i... Takie puste.

Claus nie raz spotkał się z podobnym opisem. Zazwyczaj osoby, które pamiętały zwłoki najgorzej wspominały właśnie owe spojrzenie. Puste, martwe oczy wpatrujące się w nicość.

Kawałek dalej koło skrzynki z prądem zabrał się niewielki tłum. W środku niczym skazańcy stało rodzeństwo Callahan, znajomy Danielle, którego imienia Claus nie pamiętał i gość od kamer.

- Co to ma być?! Przyjechałam tutaj na urlop, a nie żeby przeżyć największy koszmar mojego życia! Jak ja wyjaśnię synowi, że mężczyzna, którego widział wcale nie spał... To skandal! Macie okropne standardy bezpieczeństwa!- piekliła się kobieta po czterdziestce. Miała wygląd typowej matki jedynaka, którego rozpieszcza i uwielbia rozpętywać awantury o pierdoły w szkole. Claus widywał takie matki jak jeździł na zebrania do szkoły dorosłej już córki. Swoją drogą, ciekawe co u niej słychać. Obiecał sobie, że po skończonym śledztwie odwiedzi ją.

Montero sam chętnie naskoczyłby na tą paniusię. Irytowali go tego rodzaju ludzie. Jakby właściciele hotelu mieli wpływ na to czy do środka wejdzie seryjny morderca, może nawet wynajął tam pokój... Niemniej, uprzedził go Richard.

- Proszę się uspokoić. Jesteśmy z policji. Przyjechała z nami również agentka specjalna FBI. Zostaliśmy wezwani przez właścicieli Callahan Resort. Zalecam zostać na zewnątrz, póki nie ustalimy co się tutaj wydarzyło i pod żadnym pozorem nie wchodzić do środka. Byłbym wdzięczny, gdyby się państwo rozstąpili i pozwolili nam wykonywać swoje obowiązki- powiedział Stone.

Załatwił to dyplomatycznie, ale ludzie go posłuchali. Posłusznie przenieśli swój krąg dyskusyjny w inne miejsce, zostawiając właścicieli ośrodka. Jedno było pewne- nie wystawią dobrych opinii.

Montero podszedł do skrzynki z prądem i od razu rzuciły mu się w oczy przecięte kable. To nie była usterka. Ktoś celowo odciął prąd w Callahan Resort. Prawdopodobnie zrobił to Smakosz, żeby załatwić sobie zamieszanie konieczne dla jego morderczych zapędów. Ile osób mógł zabić w morderczym szale?

Tymczasem blondyn pokazał im nagranie z porwania Dany. Obejrzeli go po raz kolejny. W tym momencie coś zaczęło wyraźnie nie pasować Montero. Jakoś wcześniej nie zwrócił uwagi na tak oczywisty fakt, choć obecnie rzucał on mu się w oczy na kilometr... Poza tym, teraz mógł zapytać o godziny i ulżyć wydarzenia chronologicznie.

- Czegoś nie rozumiem. Smakosz chodzi sobie na wolności. Najpierw postanawia porwać Danielle, potem przecina kable, a następnie wchodzi do hotelu i zabija kogo popadnie w kompletnej ciemności... Po jaką cholerę miałby porywać Danielle? Mógł ją zabić na miejscu.

Nikt mu nie odpowiedział. Cross była pogrążona we własnych myślach. Richard pewnie gorączkowo zastanawiał się jak uratować kuzynkę, a reszta... Cóż, oni byli cywilami.

Claus musiał przyznać, że modus operandi mordercy był nietypowy, zmienny... Poprzednie ofiary zabijał, oczyszczał z tkanek i w postaci samych kości podrzucał do Callahan Resort. Tymczasem tego wieczoru, według rzekomych świadków, zabił co najmniej kilka osób tak o, rzucając się na nie z nożem. No i to porwanie... Czyżby Danielle miała podzielić los poprzednich ofiar jak chociażby Asha i Tracey? To dawało im nikłą nadzieję na znalezienie jej na czas.

- Musimy się rozdzielić- oznajmiła Cross, kiedy już oddalili się, aby w spokoju porozmawiać. To znaczy, z dala od cywilów.- Albo raczej podzielić obowiązkami. Ja i Rich zajmiemy się odnalezieniem Dany. Ty zostaniesz tutaj i ogarniesz ten chaos. Zadzwoniłam po wsparcie. Będą tutaj niebawem.

Czy mu się to podobało? Niespecjalnie, ale być może agentka miała rację. Nie mogli tracić czasu tutaj w trójkę, podczas gdy morderca pewnie już oddalił się ze swoją następną ofiarą. Złapanie Smakosza było priorytetem.

- Zgoda.

Stone i Cross odjechali. Tymczasem Montero rozejrzał się wokół. Zostawili mu bałagan do posprzątania, ale da radę to ogarnąć. Pokaże, że w pojedynkę pracuje mu się najlepiej i może choć trochę zreflektuje się po porażce, jaką było zamknięcie Billa w areszcie. Jaki był udział Billa w tych wszystkich zbrodniach? Nie miał bladego pojęcia. Miał nadzieję, że niebawem to zrozumie.

W międzyczasie Montero był świadkiem "wzruszającej" scenki, kiedy to blondyn podbiega do prawdopodobnie swojego partnera i przytula go mocno ze łzami w oczach wyznając mu jak bardzo się o niego martwił. Claus skrzywił się mimowolnie. Też był kiedyś tak zakochany, ale potem przyszło małżeństwo i następnie rozwód. To wszystko tylko wygląda tak pięknie na początku, a później stopniowo psuje się aż pewnego dnia budzisz się w łóżku koło obcej osoby i zastanawiasz się, co poszło nie tak. Gdzie to płomienne uczucie? Nie czas na takie dygresje, skarcił się w myślach.

*****

Z każdą upływającą chwilą Dany czuła się coraz gorzej. Dobijało ją, że była bezsilna i mogła jedynie czekać. Na co czekała? Na ratunek oczywiście, ale równie dobrze w każdej chwili Smakosz mógł stanąć w drzwiach z zakrwawionym nożem w ręku i mordem w oczach. Oczami wyobraźni widziała jak podchodzi do niej i dźga ją kilka razy w brzuch, a ostrze gładko zagłębia się i wychodzi z jej ciała... Skrzywiła się, dostrzegając podobieństwo do "Krzyku". Tam zdecydowanie przesadzali z ilością dźgnięć. Po co ich aż tyle robić? Zresztą, to nie było teraz ważne.

Tym razem nie musiała wyobrażać go sobie jako nieokreślonego potwora, cień bez twarzy. Wiedziała jak wygląda. Tak naprawdę. Nie potrafiła wyjaśnić jakim cudem kamery zarejestrowały kogoś innego robiącego jej zdjęcia na terenie CR. A może Smakosz miał charakteryzację? Makijaż, wypełniacze, maskę, wypchał również czymś koszulkę aby wyglądać na osobę z dodatkowymi kilogramami. Czy to możliwe? Czy dało się stworzyć tak udaną charakteryzację? To byłaby zbrodnia doskonała. Popełnienie morderstwa na widoku kamer w idealnej charakteryzacji...

Różowowłosa zastanawiała się ile czasu minęło. W zamknięciu i ciemności kompletnie straciła poczucie czasu. Każda dodatkowa chwila była dla niej istną torturą. Jeśli istniało piekło, to mogłoby wyglądać dokładnie tak. Napięcie, strach, nieustanne widmo zagrożenia, ciemność, której choć wprawdzie się nie bała, ale i tak nie była ona najbardziej komfortowa. Do tego być może wstrząśnienie mózgu i chłód. Ta piwnica ewidentnie nie miała ogrzewania, dlatego siedziała skulona pod kocem, drżąc nieznacznie.

W tym momencie żałowała, że miała na sobie krótką sukienkę. Wyglądała świetnie i podczas otwarcia wyraźnie zrobiła wrażenie na Matteo, ale teraz... Była niewygodna i nie zapewniała ani odrobiny dodatkowego ciepła.

Nagle do uszu Dany dobiegł jakiś dźwięk. Wytężyła słuch, błagając żeby to był ratunek, a nie Smakosz. Zastanawiała się czy powinna krzyczeć i prosić o pomoc. Jeśli to morderca, prawdopodobnie tylko go zdenerwuje. Ale jeśli to był potencjalny ratunek... Ten ktoś mógł ją minąć. Stone błyskawicznie podjęła decyzję. W końcu mogła jedynie nieznacznie pogorszyć swoją sytuację, która, nie oszukujmy się, już była kiepska.

- Pomocy! Jestem tutaj zamknięta! Zostałam porwana!- krzyczała Dany, powtarzając w kółko to samo. Wyszła spod koca i zaczęła walić pięściami w drzwi. Ten ktoś na górze musiał ją usłyszeć. Nie było innej opcji.

Po chwili przestała krzyczeć i pukać w drzwi. Przyłożyła ucho do drewna, nasłuchując. Usłyszała kroki. Zbliżające się do niej kroki. Zakiełkowała w niej nadzieja. Poczuła, że serce zaczyna jej szybciej bić. To pewnie przez zastrzyk adrenaliny. Czy to możliwe, że jednak nie zostanie zabita? Jeśli tak, to prawdopodobnie popłacze się z ulgi. No i będzie dłużniczką swojego wybawcy lub wybawczyni. Jeszcze nie wiedziała jak miałaby komuś wynagrodzić coś takiego, ale to nie miało znaczenia. Później się nad tym zastanowi. Póki co przepełniała ją radość, że jeszcze nie nadszedł jej koniec. Zobaczy Matteo, Maię, Owena, Beth, Richa, Larę... W tym momencie byłaby gotowa nawet Montero uściskać. Kogokolwiek.

Jej nadzieja prysła tak samo szybko jak się pojawiła. Drzwi otworzyły się, co na moment ją oślepiło. Ktokolwiek do niej przyszedł, miał latarkę. Przez chwilę mrużyła oczy, próbując cokolwiek dostrzec. Niemal stanęły jej łzy w oczach na widok Smakosza. Widziała jedynie jego sylwetkę, ale nie potrzebowała więcej. Wiedziała, że to morderca, jej porywacz, gość, który uderzył ją kijem baseballowym w głowę. To nie był ratunek.

Poczuła jakby właśnie straciła grunt pod nogami. Jej plany, nadzieja... To wszystko momentalnie legło w gruzach. Zawaliło się niczym domek z kart, pozostawiając jedynie gorzki smak rozczarowania i smutku. Strach powrócił. Bała się ruszyć, odezwać. Kompletnie nie wiedziała co robić. Uciekać? Cofać się? Błagać o życie? Czy kiedykolwiek porywacz decydował się na wypuszczenie ofiary żywej? Czy uwierzy jej, jeśli obieca że nie pójdzie na policję? W tym momencie mogłaby powiedzieć wszystko byleby ją uwolnił. Przypomniało jej się, że w lodówce są prawdopodobnie dowody jego zbrodni, więc chyba było po niej. Nie uwierzy jej, jak mu powie, że tam nie zaglądała. Jej sytuacja dramatycznie się pogorszyła.

- Nikt cię tutaj nie usłyszy poza mną- oznajmił jej porywacz. Brzmiał młodo. Mógł być jej rówieśnikiem. Zastanawiała się, co go skłoniło do tego wszystkiego. Jak bardzo nie po kolei trzeba mieć w głowie, żeby dokonywać tak makabryczny zbrodni? Aż zaschło jej w ustach na myśl, że mógł trzymać w piwnicy w ten sam sposób swoje poprzednie ofiary.

Dany walczyła ze sobą. Odezwać się czy nie? Grać na zwłokę w nadziei, że zdobędzie wystarczająco czasu, aby Rich ją znalazł? Rozmowa była ryzykowna, ale co innego mogła zrobić? Nigdy nie była szczególnie odważna, ale ostatnio coraz częściej decydowała się na nowe rzeczy.

- Gdzie jesteśmy?- spytała cicho. I tak była zaskoczona, że cokolwiek wydobyło się z jej gardła. Nie żeby miała jak przekazać tę informację dalej, ale na pewno jej to nie zaszkodzi, prawda?

- Przecież wiesz. U mnie w domu albo raczej w piwnicy w szopie. Nie krzycz. Nie warto. Idę przygotować kolację, a potem po ciebie przyjdę. Tym razem nie będziesz tylko patrzeć.

W tym momencie drzwi się zamknęły. Prostokąt światła zniknął i ponownie zapadła ciemność. Usłyszała oddalające się kroki.

Dany starała się przeanalizować to, czego się dowiedziała. Przynajmniej jej odpowiedział, chociaż nie było to zbyt zadowolające.

Przecież wiesz.

Smakosz ją przeceniał. Nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Chyba że... Przeklęła na głos, nie przejmując się czy ktokolwiek ją usłyszy. Smakosz sobie poszedł. Był za daleko, a ona i tak nie krzyczała. Miała zdarte gardło. Poza tym nie pogardziłaby szklanką wody. Nie była głodna, ale potwornie chciało jej się pić. Nie pomyślała wcześniej, żeby o to zapytać. Zresztą i tak nie ufałaby przyniesionemu przez niego napojowi. Mógłby być zatruty albo mógłby jej dosypać narkotyków, które miałyby ją odurzyć. Mogła spodziewać się wszystkiego. W każdym razie, uświadomiła sobie, że Smakosz brał ją za kogoś innego.

Przeszedł ją dreszcz i to nie z powodu zimna. Niemal sparaliżowała ją myśl, że Smakosz mógł się na niej mścić, ponieważ wziął ją za kogoś innego. Stąd te zdjęcia i porwanie. Zastanawiała się tylko jak to możliwe. Nie miała bliźniaczki, a w innym przypadku to niemożliwe, żeby była do kogoś aż tak podobna.

Dopiero po chwili dotarł do niej sens ostatnich słów. Kolacja. Smakosz szykował jakąś pieprzoną kolację. Przerażało ją to. Jeszcze ten tekst mówiący, że tym razem nie będzie tylko patrzeć... Miała brać udział w kolacji czy nią być? Wzdrygnęła się mimowolnie. Żadna z tych możliwości nie wydawała jej się pocieszająca. Obie były równie okropne. Poza tym na co jego zdaniem tylko "patrzyła"?!

Czuła jakby na jej szyi powoli zaciskały się lodowate dłonie śmierci. Wyobrażała ją sobie jako jedną z ofiar Smakosza prosto z jej koszmarów, która by po nią przyszła. Zabiłaby ją z czystą nienawiścią w oczach, tak jak jej się śniło. Być może to byłoby lepsze niż to co szykował dla niej Smakosz?

Naszła ją dziwna myśl, choć w jej sytuacji nie była taka znowu zaskakująca. Czy przed śmiercią rzeczywiście całe życie przelatywało ci przed oczami? A może to jedynie bzdura wymyślona na potrzeby filmów, żeby wzruszyć widza i wywołać w nim żal dla umierającego bohatera? Niebawem chyba się o tym przekona na własnej skórze, chociaż bynajmniej tego nie chciała. Wolałaby żyć w niewiedzy.

*****

Rich czuł się niesamowicie dziwnie, jakby miał deja vu. Po raz kolejny jechał z Larą ratować kogoś z rąk seryjnego mordercy. Tyle że tym razem było jeszcze dodatkowe utrudnienie. Między nim, a agentką panowało napięcie. Ciągle ją kochał, ale jak miał jej wybaczyć? Nie wiedział czy potrafił. Na początku przymykał oko na pewne rzeczy, ale z czasem robiło się to coraz trudniejsze.

Do tego dochodził jeszcze lęk o Dany. Martwił się o nią. Zawsze była jego młodszą, ukochaną kuzynką, z którą miał świetny kontakt. Zawsze mógł na nią liczyć. Nie miał rodzeństwa i poniekąd traktował ją jak siostrę. Uwielbiał denerwować ją, używając całego imienia, podczas gdy dla reszty była "Dany". Ona odpłacała mu się tym samym tyle że w drugą stronę, choć załapała to dopiero od Lary. Z kolei on używał jej pełnego imienia od lat.

- Gdzie jedziemy?- zapytał Rich, który nie miał czasu kłócić się z Larą, że powinni wziąć radiowóz, a nie wypożyczone przez nią na kilka dni auto. W tej kwestii mógł jej ustąpić, ale tylko w tej.- Wiem, że uwielbiasz tajemnice i niespodzianki, ale nie tym razem. Chodzi o życie mojej kuzynki, więc zdradź mi swój plan.

Cross zerknęła na niego, jednocześnie przyśpieszając na widok żółtego światła. Pomimo jej nieprzepisowej i szaleńczej jazdy, Stone nie bał się wsiadać z nią do samochodu. Wiedział, że nie chciała doprowadzić do wypadku, choć czasami zastanawiał się czy przypadkiem nie uczyła się jeździć na torze wyścigowym. Driftowała przy każdej możliwej okazji.

- Dobrze. Udało mi się znaleźć w sieci pewną informację. Pamiętasz artykuł o masakrze w okolicy sprzed piętnastu lat?

Stone potwierdził. Tego dnia Cross wparowała do biura niczym tornado i od razu posunęła mu pod nos telefon z artykułem. Bez słowa wyjaśnienia kazała mu go uważnie przeczytać. Tak też zrobił.

- A wspomniane tam nazwisko zamordowanej rodziny?

Richard nie odpowiedział od razu, szukając w głowie informacji.

- Hall- przypomniał sobie po chwili. Rudowłosa skinęła głową z zadowoleniem. Wiedziała, że miał dobrą pamięć. Nagle coś sobie przypomniał i wtedy zrozumiał, że coś przeoczyli.- Czy tak samo nie nazywał się Billy?

- Owszem, to jego nazwisko. Billy jest bratem mężczyzny, który zginął tamtego dnia podczas rzekomego napadu. Udało mi się zdobyć dokumentację policyjną z tamtego czasu. Muszę przyznać, że wykonali fatalną robotę. Nie dostrzegli albo nie chcieli dostrzec zbyt wielu elementów jednoznacznie, wskazujących na sprawcę. Teczkę znajdziesz w schowku.

Stone posłusznie sięgnął do schowka i wydobył z niego teczkę. Przeczytał jej zawartość i błyskawicznie dostrzegł to, co przeoczyli jego poprzednicy. Cross miała rację. Mieli sprawcę na wyciągnięcie ręki, ale nie wyciągnęli wobec niego żadnych konsekwencji. Niewiarygodne.

Stone mógł się gniewać na agentkę czy mieć wobec niej żal, ale niezmiennie pozostawała piekielnie bystra i inteligentna. Tylko ona była zdolna dostrzec powiązanie pomiędzy obecnymi morderstwami, a katastrofą sprzed piętnastu lat. W dodatku, od momentu aresztowania Billa twierdziła, iż to nie on, ponieważ nie pasował do profilu psychologicznego.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Gdzie jedziemy?

- Porozmawiać z Billy'im.

Mógł się tego spodziewać. Domyślał się na czym miała polegać owa "rozmowa". W tym momencie musiał podjąć ważną decyzję, która być może będzie rzutować na całej jego przyszłości oraz życiu jego kuzynki. Musiał zdecydować, co było dla niego ważniejsze. Kariera policyjna czy Dany. O dziwo, nie musiał się zastanawiać. W głębi serca znał odpowiedź praktycznie od razu.

*****

Montero zdołała ewakuować ludzi. Chociaż wolał tego uniknąć, musiał zadzwonić po posiłki. Sam by tego bałaganu nie ogarnął.

- Smith? Obdzwoniłeś hotele w okolicy? Mają wolne miejsca?- zapytał Claus. Niestety musiał wezwać tego młodzika. Choć nienawidził tych jego idiotycznych porównań, Smith sprawdzał się w roli gliniarza na posyłki. Wywiązywał się ze swoich obowiązków i nieźle mu to szło.

- Tak. Trzeba będzie rozdzielić ludzi po połowie, ale da się to zrobić.

Jednak renoma seryjnego zabójcy grasującego w okolicy się na coś przydała. Miasteczko straciło w oczach turystów i dzięki temu mieli teraz możliwość rozlokowania tych wszystkich ludzi na czas zbierania śladów w Callahan Resort.

- Świetnie. W takim razie poproś o pomoc Maię Callahan, właścicielkę i zajmijcie się tym. Rodziny i znajomi razem.

Smith przytaknął, po czym udał się na poszukiwanie Maii. Montero nie wiedział, czemu to robił. Mógł po prostu kazać ludziom opuścić to miejsce i nie wchodzić do czasu aż nie zdejmą taśm. Chyba w pewnym stopniu współczuł tym ludziom, którzy przypadkiem stali się świadkami morderczego napadu Smakosza. Skrzywił się jakby zjadł cytrynę. To już oficjalne, starzał się. Miękł wraz z wiekiem. Dało się to jakoś wyleczyć?

- Jak idzie naprawa?- spytał podchodząc do grzebiącego przy skrzynce elektryka. Wcześniej technicy zrobili stosowne zdjęcia i zebrali ślady. W każdym razie, potrzebowali odzyskać prąd, żeby porządnie zbadać środek hotelu.

- Jeszcze kwadrans i myślę, że uda się to odpalić.

To dobrze, pomyślał Claus. Już wcześniej podjął decyzję, żeby wpuścić policjantów do środka. Nici ze śladów traseologicznych, ale musiał to zrobić. W środku mogli być żywo ludzie albo morderca. Wysłał do środka policjantów w grupkach. Byli uzbrojeni i mieli nie dotykać trupów. No chyba że ktoś jeszcze żył i potrzebował pomocy. Wtedy mieli jego pełną zgodę na reanimację, wyniesienie tej osoby i oddanie go w ręce medyków. Już wcześniej pomyślał o karetkach. Na parkingu czekały dwie. Do tego przyjechało jeszcze kilka osób z pobliskiego szpitala. Lekarz i kilka pielęgniarek. Mieli służyć pomocą na miejscu, jeśli ktoś nie wymagał natychmiastowego przewiezienia do szpitala.

Kiedy uda się odzyskać elektryczność, Montero zamierzał wpuścić do środka techników, żeby obfotografowali ofiary. Reszta będzie w rękach patologów, chociaż sekcje zwłok były jedynie formalnością w tym przypadku. Ciekawe jak szło Cross i Stone'owi. Póki co ani śladu mordercy. Można by pomyśleć, że już opuścił ośrodek.

*****

Rich nie wiedział jak Lara tego dokonała, ale Billy czekał na nich w pokoju przesłuchań, bez adwokata, który nawet nie został o tym fakcie poinformowany. Stone wiedział, że to co robili było nielegalne, ryzykował swoją posadą, ale tylko tak mogli zdobyć informacje o miejscu porwania Dany.

- Wiedz, że biorę na siebie całą odpowiedzialność. Cokolwiek się tutaj wydarzy- poinformowała rudowłosa tuż przed wejściem do pokoju przesłuchań.- Pozwól mi robić swoje, dla Dany.

Stone mógłby się zgodzić. Wiedział, że Lara miała mnóstwo kontaktów i asów w rękawie. Póki co, nie poniosła żadnych konsekwencji z tytułu swojego balansowania na granicy prawa. Jednak nie mógł jej na to pozwolić.

- Nie ma mowy. Siedzimy w tym razem. Jeśli poniesiesz za to konsekwencje, ja też- odparł Rich, otwierając drzwi na oścież i wskazując Larze, aby weszła pierwsza. Agentka uśmiechnęła się lekko i wślizgnęła się do środka miękko niczym kot. Stone zauważył służbowego glocka g17 w kaburze.

- Gdzie mój adwokat?- zapytał Billy wyraźnie znużony i niewyspany. Nie podobało mu się wyrwanie z celi w środku nocy z niewiadomego powodu.

- Tym razem go nie będzie- poinformowała Cross z błyskiem w oczach.

Bill zmarszczył brwi. Był wyraźnie zaskoczony. Poza tym, kiepsko wyglądał. Był blady, miał podkrążone oczy i chyba schudł. Pobyt w więzieniu mu nie służył.

- Ale jak to go nie będzie? Nie możecie mnie bez niego przesłuchać. To nielegalne- obruszył się, niespokojnie kręcąc się na niewygodnym krześle. Przesłuchiwani celowo mieli niewygodne krzesło. To miało być dodatkową motywacją do gadania. Im szybciej powiedzą co wiedzieli, tym szybciej wyjdą i przestaną męczyć się na tym niewygodnym krześle.

- Będę z tobą szczera, Billy- oznajmiła Cross, splatając przed sobą palce dłoni na stole. Przekrzywiła lekko głowę, pozwalając sobie na uśmiech, który nie sięgał oczu.- Mam gdzieś czy to jest legalne czy nie. Chcę wiedzieć, gdzie jest Danielle Stone, młoda kobieta o różowych włosach, której robiłeś zdjęcia. Masz dwa wyjścia. Powiedzieć, co wiesz i podpisać ugodę z sędzią. Gwarantuję ci, że posiedzisz kilka lat mniej. Sędzia przychylnie spojrzy na współpracę. Możesz również pozwolić mi użyć tego.

Cross machinalnym ruchem zaprezentowała swojego glocka. Trzymała go jedną ręką, z palcem koło spustu. Jednak Rich nie raz już widział ją w akcji. Wiedział, że potrafiła wystrzelić błyskawicznie i do tego celnie.

- Robisz sobie jaja. Jesteś z FBI. Do tego jesteśmy na komisariacie. Nie zastrzelisz mnie- powiedział pewnie Bill, krzyżując ramiona na piersi.

- Tak sądzisz? Nigdy nie słyszałeś historii o tym jak policjanci podrzucali zatrzymanym spluwy, zabijali ich i tłumaczyli, iż to była samoobrona?

Rudowłosa nie czekała na odpowiedź zatrzymanego. Szybko obróciła glocka w jego stronę, wymierzyła i strzeliła. Pocisk ledwie musnął ucho Billego, a jednak mężczyzna wyglądał na przestraszonego. Wytrzeszczył oczy i choć starał się to ukryć, dłonie zaczęły mu drżeć. Bał się i w tym momencie uwierzył, że agentka jest w stanie go zastrzelić.

- Co kurwa?! Nie możesz mnie ot tak zastrzelić na komisariacie!

- Doprawdy? Mi się wydaje, że jednak mogę. Uwaga, bo następny pocisk poleci prosto między oczy. Zechcesz współpracować? Wiemy, że kryjesz Smakosza. Gdzie ona jest?

Billy nie zastanawiał się długo. Pękł. Sztuczka z bronią go złamała. Czasami Rich zastanawiał się, co by było gdyby odmówił. Czy agentka faktycznie wpakowałaby mu kulkę w łeb? Skłaniał się ku możliwości, że tak.

- Dobra, będę mówił. Odłóż to, proszę. Już za późno. Długo to przygotowywał. Na pewno jest już na kolacji albo nawet po... Tak czy siak, nie zdążycie. Nie ma takiej pieprzonej opcji. Po prostu stwierdzam fakt. To nic osobistego. Nie musisz celować we mnie z broni.

Później Billy im wszystko wyśpiewał. Wizja śmierci podziałała na niego stymulująco. Rzeczywiście sytuacja przedstawiała się kiepsko. Natychmiast wyruszyli w drogę.

*****

Smakosz zjawił się po bliżej nieokreślonym czasie. Dany kompletnie straciła poczucie czasu w tym miejscu. Siedziała skulona pod kocem na cienkim materacu i zastanawiała się jak wiele osób tutaj przed nią było. Czy każda ofiara przechodziła przez ten koszmarny etap niepewności o swój dalszy los, a może była "wyjątkowa"?

Najpierw usłyszała kroki, a potem drzwi otworzyły się. Znowu oślepił ją strumień światła. Zmrużyła oczy, przeklinając pod nosem siedzenie w ciemności. Nie znosiła tego, przynajmniej od czasu zamknięcia w piwnicy psychopaty.

- Kolacja gotowa. Zapraszam. Nie uciekaj, bo to się może źle dla ciebie skończyć- rzucił do niej Smakosz. W jego dłoni znajdował się nóż.

Kolacja?! Różowowłosa momentalnie poczuła obrzydzenie już na samą myśl, co to słowo w jego mniemaniu oznaczało. Przypomniała sobie to, co dotknęła przypadkowo w lodówce. Wzdrygnęła się, choć nie miała pojęcia co to było. Było miękkie, zmrożone i ociekało krwią.

Dany walczyła przez chwilę ze sobą. Miała posłusznie iść za mordercą do bliżej nieokreślonego miejsca, gdzie prawdopodobnie ją zabije?! A może to była jej okazja na ucieczkę? To było ryzykowne rozwiązanie. Groził jej przed chwilą, miał nóż i wiedziała, że się nie zawaha. I tak chciał ją zabić. Zrobi mu to jakąkolwiek różnicę czy teraz czy później?

- Idziesz?- zapytał Smakosz, gdy nie ruszyła się ani o milimetr.

- Eee... Tak, chociaż... Nie jestem głodna- wyznała, starając się zapanować nad głosem. Ponadto jej nogi były jak z waty. Nie wiedziała czy w ogóle da radę na nich ustać, zwłaszcza w szpilkach. Szybko podjęła decyzję, żeby zostawić buty i pójść boso. Przede wszystkim, bolały ją stopy po spędzonym w nich wieczorze. Poza tym ciągle rozważała możliwość ucieczki, a w takich butach byłoby to niemożliwe.

- Daj spokój. Musisz to zjeść. Tym razem nie możesz tylko patrzeć, pamiętasz?

Miała ochotę krzyknąć, że niczego nie pamięta i tego wieczoru, gdy ją porwał, widziała go pierwszy raz w życiu. Brał ją za kogoś innego! Oczywiście tego nie zrobiła. Jeszcze potrafiła myśleć racjonalnie, a mimo tego postanowiła podjąć pewne ryzyko.

- Nie.

Dany wstała, poprawiła sukienkę, która za bardzo podsunęła się jej do góry, a jednak wolała zachować dystans, więc stanęła mniej więcej na środku swojego więzienia.

- Co powiedziałaś?- spytał Smakosz, marszcząc brwi. Ton jego głosu brzmiał zdecydowanie bardziej złowrogo, już nie był taki spokojny.

- Że... Nie pamiętam. Przypomnij mi- mruknęła Stone, decydując się na łagodniejszą wersję niż jedynie zaprzeczenie. Może gra na czas nie była takim złym wyjściem? Przy okazji może czegoś się dowie o mordercy. Nie żeby ją to interesowało. Chciała żyć, a jeśli wymagało to od niej rozmowy, mogła się poświęcić.

Przez jedną przeraźliwie długą sekundę wyobrażała sobie jak podchodzi do niej z nożem, ale nic takiego się nie wydarzyło. Złość wyparowała i Smakosz ponaglił ją jedynie do wyjścia. Dany wprost nie mogła uwierzyć, że to robiła, ale poszła w kierunku wyjścia. Udała się za swoim porywaczem w tylko mu znane miejsce. Trzymała się jakieś trzy kroki za nim, czego nie skomentował w żaden sposób.

- Cieszę się, że ponownie się spotykamy. Nigdy nie poznałem twojego imienia. Jak się nazywasz?

Czegoś takiego absolutnie się nie spodziewała usłyszeć z ust seryjnego zabójcy. Nie było żadnego wcześniej. Widziała go pierwszy raz w życiu, do jasnej cholery! Poza tym... Serio?! Jak ma imię?! To w jakich okolicznościach rzekomo się "poznali"?! Ta rozmowa była cięższa niż sądziła!

- Danielle. A ty?

- Bernard.

Dany miała ochotę się roześmiać, ale to chyba był wynik stresu. Dziwne imię jak na seryjnego mordercę... Chociaż czy jakiekolwiek imię byłoby właściwe dla psychopaty?

Różowowłosa poczuła wiatr na twarzy. To było tak przyjemne uczucie po przebywaniu w zamknięciu. Powietrze. Poza tym miała na widoku wyjście. U szczytu schodów było wyjście bezpośrednio na zewnątrz. Była w jakimś schronie czy co? Kto robi piwnicę nie wychodzącą bezpośrednio do domu?

Na zewnątrz było ciemno. Czyżby była zamknięta jedynie jeden wieczór? W ciemności kompletnie traci się poczucie czasu i przestrzeni.

Smakosz zaprowadził ją do szopy, chociaż obok stał wyglądający na mocno zniszczony domek letniskowy. Morderca otworzył przed nią szeroko drewniane drzwi. Różowowłosa w sekundzie podjęła decyzję. Jeśli miała uciec, to teraz. Jednak postanowiła zerknąć do środka i to był wielki błąd.

To zdecydowanie był najbardziej koszmarny, przerażający widok w jej życiu. W porównaniu do tego widok zwłok w kostnicy był przyjemny, a to spore osiągnięcie, biorąc pod uwagę ofiary nawiedzające ją w koszmarach.

Jej oczom ukazały się pocięte na kawałki, zgrillowane ludzkie zwłoki. Głowę dostrzegła w kącie pomieszczenia. Dziewczyna miała szeroko rozwarte z przerażenia oczy i usta otwarte jak do krzyku. Reszta jej ciała... Leżała na stole. Drewniany stół był przykryty białym obrusem. Na środku leżało kilka talerzy z... Kawałkami ofiary. Upieczonymi kawałkami! Nad tym wszystkim wisiała pojedyncza żarówka, rzucająca żółte kartki światło na tę okropną scenerię.

Dany poczuła się słabo. Mroczki pojawiły jej się przed oczami. Na początku widziała jedynie czarne punkty, ale momentalnie się powiększyły, zajmując całe jej pole widzenia. Odpłynęła.

*****

Rich wprost nie mógł w to uwierzyć. Cały czas mieli odpowiedź pod nosem. Już odwiedzili kryjówkę Smakosza i dokładnie tam przetrzymywana była Dany. Najciemniej jest pod latarnią, jak to mówią.

Nie chcąc tracić czasu podjechali z Larą pod sam dom. Wiedzieli, że zwrócą uwagę mordercy i porywacza, ale to nie miało znaczenia. Mieli swoje glocki. Cross oferowała mu berettę ze swojego prywatnego arsenału, ale podziękował. Ufał swojej broni. Była sprawdzona i nie raz mu pomogła. Poza tym agentka była wyśmienitym strzelcem. Mógł jej w pełni ufać.

Najpierw chcieli iść do domu, ale zobaczyli świecące się światło w szopie. Ruszyli w tamtym kierunku. Otworzyli drzwi z wyciągniętymi przed siebie glockami. Widok był iście makabryczny. Na przystojnym stole znajdowały się zwłoki. Upieczone i pokrojone. Głowa leżała gdzieś w rogu. Smakosz akurat pochylał się nad nieprzytomną Dany. Miała pozlepiane krwią włosy z tyłu głowy, ale nie wyglądała na ranną poza tym.

Cross zdążyła szybciej zareagować, bezbłędnie przewidziawszy ciąg dalszy. Stone również dostrzegł nóż w dłoni Smakosza. Wiedział, że ten mógłby przystawić go do szyi Dany, grożąc że ją zabije, jeśli się zbliżą. Nie zdążył tego zrobić. Agentka strzeliła bez ostrzeżenia i trafiła prosto w szyję.

Smakosz zachwiał się, chwytając za szyję. Na jego twarzy malowało się bezbrzeżne zaskoczenie. Upadł do tyłu. Rich jedynie kątem oka zerknął na krztuszącego się własną krwią mordercę. Wiedział, że Lara nie pudłuje. Trafiła w tętnicę szyjną. Nawet gdyby wezwali karetkę, nie przyjechałaby na czas.

Stone nie czuł satysfakcji, poczucia sprawiedliwości, złości na Larę, że zrobiła coś teoretycznie niezgodnego z zasadami. Czuł jedynie ulgę, iż jego kuzynka żyła. Cała reszta go nie obchodziła. Smakosz już nie stanowił zagrożenia, choć narobił sporego zamieszania. Wbrew temu co ludzie myśleli, policja nie mogła wymierzyć sprawiedliwości. Co z tego, że Smakosz umierał? To nie wróci życia jego ofiarom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro