Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dany wróciła do pokoju i zaszyła się ze swoim tabletem na balkonie. Włączyła sobie serial, do którego oglądania zbierała się już od dłuższego czasu... Ostatecznie zawsze jej coś wypadało i nawet go nie zaczęła. W taki sposób minął miesiąc od premiery, a może nawet trochę więcej.

Balkon wydawał jej się najlepszym możliwym miejscem. Tylko tam czuła się całkowicie bezpiecznie, bez zagrożenia w postaci przypadkowego spotkania Matteo. Specjalnie też zamknęła drzwi na klucz, żeby nikt jej nie przeszkodził. Miała ciszę i spokój. Potrzebowała tego, żeby się zdystansować do sytuacji oraz uporządkować myśli. Ciężko było jej uwierzyć, że znalazła się w miejscu, gdzie być może kogoś zamordowano. Jeszcze w taki sposób... Ślady zębów na kościach. Już na samą myśl wzdrygnęła się. Potworne, pomyślała. Jak można posunąć się do czegoś takiego, po czym jak gdyby nigdy nic oczyścić kości z tkanek przy pomocy jakiegoś chemicznego specyfiku? Cała ta sytuacja wydawała się niewiarygodna, chociaż miała wątpliwy zaszczyt zobaczyć dowód na własne oczy.

W każdym razie obejrzała trzy odcinki aż jej żołądek nie upomniał się o posiłek. Zresztą powinna gdzieś wyjść, zabawić się, spędzić jakoś ciekawie ten urlop. Wcale nie miała na myśli rewelacji w postaci kości. Miała na myśli coś zwyklejszego. Miłe towarzystwo, drinki, parkiet, tyle wystarczyłoby jej do szczęścia. Mimowolnie przypomniała sobie rozmowę z Owenem. Co on jej powiedział po imprezie?

Szkoda, że później nie pojawiłaś się przy barze. Nie w charakterze obsługi oczywiście. Chciałem przedstawić cię reszcie ekipy, ale zniknęłaś.

Właśnie tego potrzebowała. Trochę rozrywki w nowym towarzystwie. W CR nie mogła liczyć na swoje znajomości z Nowego Jorku. Za to mogła wykorzystać Owena, który sam chciał przedstawić ją reszcie. Zdawała się na jego dobór towarzystwa. Owen wydawał się sympatyczny i na pewno nie zadawałby się z nudziarzami albo snobami. Dany nie była zbyt wybredna, naprawdę.

Poza tym nowi znajomi mogliby pokazać jej ciekawe miejscówki w okolicy i mogłaby powiedzieć Matteo, że już nie potrzebuje jego oferty. Oczywiście wspomniałaby o tym mimochodem i w uprzejmy sposób. Pewnie lepszym rozwiązaniem byłoby celowe zrażenie do siebie brata Maii, ale jakoś nie potrafiła się na to zdobyć. Nie umiała być złośliwa bez powodu. No chyba, że ktoś jej podpadł... Wtedy chętnie uprzykrzała tej osobie życie na wszelkie możliwe sposoby. No cóż, Matteo od początku zachowywał się w stosunku do niej w porządku. Nawet jej nie podrywał, mimo swojej wątpliwej reputacji.

Koniec Stone, nakazała sobie stanowczo w myślach. Już nie będzie o nim więcej myśleć. Był tylko i aż bratem jej dawnej przyjaciółki. W dodatku za kilka dni zamierzała wrócić do Nowego Jorku. Skoro już dziwnie na niego reagowała, to nie chciała myśleć o tym co byłoby, gdyby doszło między nimi do czegoś więcej. Zdecydowanie nie zamierzała angażować się w żaden związek w Callahan Resort. Pomyśli o tym jak wróci do domu.

Różowowłosa przez chwilę krążyła po hotelu, szukając zaprzyjaźnionego blondyna. Nie widziała go w restauracji. Dla pewności poczekała chwilę, żeby się upewnić czy nie wyjdzie z kuchni z zamówieniami. Nie zastała go również przy recepcji. Usiłowała sobie przypomnieć czy mówił jej co na codzień poprawiał w ośrodku. Miał jakieś konkretne stanowisko? Wstyd się przyznać, ale nie miała pojęcia. Raz spotkała go na zewnątrz, gdzie pomógł jej z walizką, z kolei podczas imprezy był barmanem. Czy to była jednorazowa zmiana stanowiska z dodatkową premią?

W końcu udało jej się go znaleźć koło basenu, gdzie wymieniał ręczniki. Najwidoczniej robił w tym ośrodku wiele rzeczy. Przy najbliższej okazji zamierzała dowiedzieć się o tym czegoś więcej. Dzięki temu następnym razem łatwiej będzie jej go znaleźć.

- Cześć, właśnie cię szukałam- oznajmiła wesoło Dany. Owen obrzucił ją podejrzliwym spojrzeniem.- Co masz taką minę? Nie odpowiada ci moje towarzystwo?

- Jakoś cię toleruję- rzucił blondyn, po czym uśmiechnął się, dając jej do zrozumienia, że to był jedynie żart.- Wiesz, że nie mówię serio. Gdybyś nie była w porządku, już dawno bym cię pogonił, a teraz wymówiłbym się pracą. Co jest?

Dobrze wiedzieć, pomyślała Dany. Przynajmniej miała pewność, że mu się nie narzuca albo że raczej jej narzucanie się mu nie przeszkadza.

- Mam wielką prośbę. Wspominałeś o przedstawieniu mnie reszcie ekipy. Jeśli propozycja jest ciągle aktualna, to daj znać gdzie i kiedy mam się pojawić. Na pewno będę.

- I to nastawienie mi się podoba. Jasne, że propozycja jest ciągle aktualna. Powiem ci, że mas idealny timing, laska. Akurat na dzisiaj zaplanowaliśmy wyjście naszej ekipy. Większość będzie. Szefostwo też nam dało wolną rękę pod warunkiem, że jutro wszyscy nie skończymy na kacu. Ktoś musi jutro pracować, sama rozumiesz. Co powiesz na wyjście do najlepszego klubu w Michigan?

W tym momencie Dany utwierdziła się w przekonaniu, że miała dobry pomysł. Właśnie tego jej było trzeba. Nie miała pojęcia jaki klub miał na myśli, ale ją to nie obchodziło.

- Brzmi świetnie. Podasz mi adres czy mogłabym tam z tobą pojechać albo zabrać się z kimś innym? Ten klub jest daleko czy można tam dojść na nogach?

- Niech to będzie niespodzianka. Przyjdź przed hotel o ósmej. Zabierzesz się ze mną i Stacey- zaproponował Owen z wyraźnym zadowoloniem.

Różowowłosa z reguły nie lubiła niespodzianek, ale w tym przypadku była gotowa pójść w ciemno, gdziekolwiek Owen chciał ją zabrać. Nie wiedziała kiedy, ale zaufała mu. Intuicja podpowiadała jej, że nie ma się czego obawiać, a ona zawsze słuchała intuicji. Mogła polegać na tym blondynie. Już nie mogła doczekać się wspólnego wyjścia.

- A pomożesz mi z jeszcze jedną sprawą? Przegapiłam porę obiadową. Myślisz, że coś jeszcze zostało w kuchni?

Blondyn zaśmiał się, unosząc brwi.

- Zawsze zostaje coś w kuchni. Myślisz, że jak żywią się kucharze, kelnerzy i kelnerki? Jedzenie jest tutaj naprawdę smaczne, ale zawsze robią go za dużo. Chodź ze mną. Załatwię ci obiad. Tylko nie wspominaj o panującym w kuchni procederze szefowej.

Różowowłosa podziękowała mu i zapewniła, że z nią wszelkie sekrety są bezpieczne. Przecież lepiej, żeby jedzenie zostało zjedzone niż żeby się zmarnowało, prawda?

*****

Dany zrobiła sobie mocniejszy niż zwykle makijaż, a do tego ubrała czarny top na ramiączkach, jeansowe wysokie szorty, skórzaną kurtkę oraz jej ukochane trampki na koturnie. Dzięki nim zyskiwała kilka centymetrów, ale nie czuła się jakby chodziła na szczudłach. Poza tym tego rodzaju obuwie było dużo wygodniejsze niż szpilki. Swoje różowe włosy ułożyła w lekkie fale. Wyglądała całkiem nieźle jej zdaniem.

Mimowolnie pomyślała o tym, że przyjeżdżając do Callahan Resort nie sądziła, że zostanie zaproszona na wyjście "służbowe". W założeniu miała więcej czasu spędzić z Maią, ale jej dawna przyjaciółka raczej nie miała ochoty na imprezowanie. Nic dziwnego. Gdyby jej biznes był zagrożony przez trupa i zarazem mordercę kanibala, pewnie też nie miałaby ochoty nigdzie iść. W każdym razie czasami Danielle musiała myśleć o sobie. Ją też ruszała ta cała sprawa. Chciała się rozerwać, odstresować, przypomnieć sobie, że jest na urlopie. Dlatego chętnie szła na imprezę z praktycznie obcymi osobami, no poza Owenem. Jego już trochę zdążyła poznać.

- Wyglądasz bosko- pochwalił ją Owen. To była przesada, ale to miło z jego strony, że tak mówił.

- Ty też wyglądasz świetnie- odparła różowowłosa. Blondyn miał na sobie ciemny podkoszulek na ramiączkach, jeansy i błękitną, cekinową kurtkę. W tej kurtce wyróżniał się z daleka, ale to wcale nie wywierało negatywnego wrażenia.

- Jestem Stacey- przedstawiła się stojąca obok wysoka ciemnowłosa dziewczyna o nieco ciemniejszej karnacji. Była naprawdę ładna. Na tę okazję ubrała obcisłą kremową sukienkę podkreślającą jej talię, krótką kurtkę jeansową i szpilki. Swoją drogą, nawet bez tych butów była od niej wyższa.

- Danielle, dla znajomych Dany- odparła różowowłosa. Kiedy chciała wyciągnąć rękę w jej stronę, ta pokręciła głową i przytuliła ją krótko. To był miły gest, który od razu ocieplił atmosferę.

- Dajmy sobie spokój z tymi formalnościami i dystansem. Idziemy na imprezę, co nie?- rzuciła Stacey. Wyraźnie lubiła się rozerwać i nie czuła się ani odrobinę skrępowana obecnością nowej osoby.

- Cała Stacey- stwierdził ze śmiechem Owen.- Nie potrzeba jej alkoholu, żeby zachowywała się jak pijana.

- To się nazywa otwartość do ludzi, ewentualnie ekstrawertyzm- poprawiła go ciemnowłosa, po czym machinalnym gestem wskazała na samochód stojący przed nimi na parkingu.

Dany nie znała się na samochodach, ale to auto wyglądało na drogie. Skąd kelnerka, ewentualnie kucharka lub sprzątaczka miała forsę na taki samochód?! Różowowłosa ciągle nie dowiedziała się jak wygląda kwestia zatrudnienia na poszczególnych stanowiskach w CR, ale na jakimkolwiek stanowisku Stacey by nie pracowała, nie byłoby jej stać na takie auto. Czyżby dorabiała sobie gdzieś indziej, mniej legalnie?

- To nie jest moje auto- wyjaśniła na widok jej miny Stacey. Nie wydawała się urażona, tylko raczej rozbawiona.- Pożyczyłam je od mojego chłopaka. Ma bogatych rodziców i wielki, mega ważny rodzinny biznes. Wydaje mi się, że to jest jakaś międzynarodowa firma marketingowa, ale nie jestem pewna. Nie interesują mnie te sprawy. Zapraszam do środka.

Ciemnowłosa zajęła miejsce za kierownicą, Owen usiadł z tyłu, wskazując jej miejsce pasażera. Różowowłosa wsiadła do samochodu, starając się nie gapić na to zdecydowanie bardzo drogie auto. Trochę dziwiło ją, że Stacey nie interesowała się, czym zajmuje się rodzina jej chłopaka, skoro byli bogaci. Jednak nie zamierzała jej tak powierzchownie oceniać. To nie było w jej stylu. Przynajmniej od momentu, gdy okazało się, że nie napadła na bank.

- A twój chłopak gdzie się podział? Nie jedzie z nami?- spytała Dany.

- Już jest na miejscu i chyba zaczął imprezę bez nas. Umówił się z jakimiś kumplami i oczywiście musieli skończyć w Midnight- stwierdziła Stacey, przewracając oczami.

A więc jechali do klubu o nazwie "Midnight". Stone absolutnie nic to nie mówiło. Może i była na spacerze, ale i tak nie pamiętała nazw mijanych klubów czy lokali. Zresztą nie wiedziała czy w ogóle takowy minęła. Nie zbliżała się zanadto do centrum.

- To miała być niespodzianka. Teraz już wie, gdzie jedziemy- poskarżył się Owen.

- Spokojnie, nie mam pojęcia, gdzie jedziemy. Nie znam okolicy i nic mi nie mówi ta nazwa.

- Skąd ty się urwałaś, Dany?

- Przyleciałam z Nowego Jorku.

- Ooo- mruknęła Stacey, ostro skręcając kierownicą. Zdecydowanie nie była zbyt ostrożnym kierowcą, ale może nie rozbije ich o najbliższe drzewo czy budynek mieszkalny.- Nie wiedziałam. To wszystko wyjaśnia. Zobaczysz, spodoba ci się tam. Każdemu się tam podoba, zwłaszcza w tak zajebistym towarzystwie jak nasza ekipa z CR.

Dany uśmiechnęła się tylko. Stacey wydawała się miła, otwarta i aż do przesady optymistyczna. Stone też chciałaby mieć tak wielkie pokłady optymizmu i nie miała tutaj na myśli wyjścia do klubu. Brakowało jej w życiu jakiegoś celu, punktu zaczepienia, pasji, którą mogłaby rozwijać. Ogólnie rzecz biorąc, brakowało jej w życiu czegoś co nadałoby mu sens. Bo po co pojawiła się na tym świecie? Żeby się bawić w klubie, pomagać znajomym bliższym lub dalszym? Czegoś jej definitywnie brakowało, ale jeszcze nie udało jej się tego znaleźć. Zresztą to nie było ani odpowiednie miejsce ani czas na problemy natury egzystencjalnej. Szła się zabawić, a nie pogrążyć w myślach, prawda?

Przez resztę jazdy, która trwała jakiś kwadrans udzielali się głównie Owen i Stacey, opowiadając o śmiesznych akcjach z pracy. Dany co jakiś czas kwitowała ich wyzwania lakonicznymi tekstami, żeby sprawiać wrażenie jakby była tutaj nie tylko fizycznie. Problem w tym, że jej myśli odpłynęły w zupełnie innym kierunku. Nie chciała myśleć o Matteo, ale brunet sam pojawiał się w jej głowie. To zdarzenie z wcześniej. Niby taki niewinny zwyczajny dotyk, a ona czuła jakby przeszedł ją prąd... Dlaczego tak było? Kompletnie tego nie rozumiała.

The Midnight Club okazało się wielkim supernowoczesnym klubem z głośną muzyką, neonowymi światłami i kolorowymi drinkami. Swoją drogą, te drinki wyglądały nieziemsko. Czy one się świeciły?! Dany nigdy wcześniej nie piła świecących drinków. Co w nich było? To na pewno nie było szkodliwe?

- Wow- skomentowała Stone, rozglądając się wokół z podziwem. Jeśli chodzi o wystrój, to dominowało szkło i czerny marmur. Różowowłosa chodziła do klubów, ale żadne z miejsc, w których bywała nie umywało się do tego.

- Mówiłam, że ci się spodoba- odparła Stacey ze śmiechem na widok jej miny.- Ale to jeszcze nie wszystko. Lany zarezerwowała nam lożę.

- Super- tym razem odezwał się Owen.- O tym nawet ja nie wiedziałem.

Różowowłosa starała się tego po sobie nie pokazać, ale zastanawiała się czy w ogóle ją stać na drinki w tym miejscu. Midnight było bardzo ekskluzywnym klubem i wyglądało na drogie. Jakieś oszczędności miała, ale nie były one zbyt wielkie i nie chciała przepuścić większości w barze. Nawet takim. Dyskretnie odciągnęła Owena na bok tak, żeby nie słyszała ich Stacey.

- Ten klub wygląda bosko, ale nie wiem czy mnie na niego stać- mruknęła cicho Dany w kierunku blondyna. Ten uśmiechnął się. Co go tak bawiło? Że marnie zarabiała w archiwum? Może i ta praca nie była najlepsza pod względem finansowym, ale póki co jej odpowiadała.

- Wyluzuj. Za wszystko płaci Lany. Jej ojciec jest właścicielem Midnight, więc w sumie jesteśmy tutaj za darmo.

Trochę ją to uspokoiło, ale ponownie zaczęła się zastanawiać, skąd pracownicy CR brali tych bogatych znajomych. Najpierw Stacey, której chłopak ma bogatych rodziców, a teraz niejaka Lany, której ojciec był właścicielem tego klubu.

- Czekaj- rzuciła Dany do Owena, gdy ten chciał pójść dalej. Przyszło jej do głowy bardzo ważne pytanie.- I nie przeszkadza jej, że zapraszasz osobę, której nie zna? Nie będzie miała z tym problemu?

Różowowłosa naprawdę nie chciała zaczynać nowych znajomości od tworzenia konfliktów. Nie chciała też wyjść na kogoś kto tak po prostu przyczepia się do ich paczki i czerpie z tego korzyści w postaci darmowych drinków.

- Rozmawiałem z nią o tym. Powiedzmy, że za ciebie ręczyłem. Lubię cię. No i nie wyglądasz na osobę, która będzie pić aż nie padnie. Po prostu nie narób wstydu i będzie w porządku.

Ledwie znała Owena, a on tak bardzo jej pomagał. Nawet ryzykował swoją znajomość z Lany, kimkolwiek ona była. To miło z jego strony. Różowowłosa tylko utwierdziła się w przekonaniu, że jej pierwsze wrażenie dotyczące blondyna było trafne.

W końcu dotarli do zajmowanej przez ich grupę loży. Po raz kolejny Stone nie mogła wyjść z podziwu. Mieli własny bar, alkohol do woli, kilka kanap obitych skórą i stoliki pomiędzy, a jedna ze ścian była przeszklona i wychodziła na wnętrze klubu. Niezły widok. Kolorowe neony, piękny wystrój i mnóstwo tańczących na parkiecie ludzi oraz drugie tyle w okolicy baru lub przy stolikach.

Dany natychmiast została przedstawiona wszystkim po kolei. Było ich około dziesięć osób. Nie wszyscy pracowali w CR. Część przyszła dla towarzystwa ze względu na swoje partnerki lub partnerów albo po prostu byli ich znajomymi. Niektórych Stone kojarzyła z widzenia i dopiero teraz poznawała ich imiona. Nie zapamiętała nawet połowy. Tak szybko przebiegła prezentacja. Zresztą nigdy nie była dobra w zapamiętywaniu imion, nie w dużych ilościach.

Na początku różowowłosa została zasypana mnóstwem pytań. Reszta znała się, więc nic dziwnego, że stała się obiektem zainteresowania. Pomimo tego, uprzejmie odpowiadała na pytania. Tylko jedno z nich ją zaskoczyło.

- A więc jesteś z Nowego Jorku- stwierdziła Clara. Niska blondynka na niebotycznie wysokich szpilkach w błyszczącej sukience. Widać było po niej, że nie szczędziła sobie drinków.- Jak to jest żyć w mieście, gdzie niedawno mieliście dwóch seryjnych morderców? Spotkałaś kiedyś Artystę lub Kolekcjonera?

Różowowłosa zaprzeczyła. Pytanie było tak dziwne, że przez chwilę zastanawiała się co powiedzieć. W gruncie rzeczy, z żadnym z nich nigdy się nie zetknęła i poza tym, że trombiono o nich w mediach, nie miała z nimi nic wspólnego.

- Nie. Pytałaś się jak się tam żyje... Eee... Ja wiem, normalnie. Na szczęście nie miałam z nimi do czynienia.

Mimowolnie Dany zaczęła zastanawiać się czy będzie tak samo z hotelem, jeśli wyjdzie sprawa kanibala. Czy turyści będą przychodzić do CR z pytaniami czy to właśnie tutaj grasował ten nietypowy morderca? Nie życzyła takiej sławy Callahan Resort.

- Dajcie jej już spokój- odezwała się szatynka, wracając od baru z nowym drinkiem. To była Lany. Stone akurat ją chciała zapamiętać. Miała ku temu powód i chyba właśnie nadarzyła się okazja, żeby wprowadzić ten plan w życie. Szatynka usiadła obok i zwróciła się do niej.- Mam nadzieję, że cię nie zamęczyli.

- Nie, jest miło. Ten klub jest niezwykły. Dzięki, że niejako mnie tutaj zaprosiłaś albo raczej zgodziłaś się, żebym tutaj przyszła.

- Nie ma sprawy. Owen tyle o tobie mówił, że aż chciałam cię poznać. Podobno znasz właścicielkę CR.

- Właścicieli- sprostowała Dany.- Callahan Resort jest wspólną własnością rodzeństwa Callahan z tego co wiem.

Różowowłosa nie rozwodząc się nad tematem po krótce opowiedziała skąd ich zna.

- Ciekawe- mruknęła Lany.- W takim razie może wiesz co ugryzło właścicielkę, że ostatnio ma taki kiepski nastrój? Ktoś mi przed chwilą o tym mówił. Chyba Stacey...

Różowowłosa upiła łyk drinka, dając sobie chwilę do namysłu. Co miała jej powiedzieć?! Na pewno nie prawdę. To nie wchodziło w grę... Chociaż prędzej czy później i tak się dowiedzą. Rich sam stwierdził, że to jedynie kwestia czasu. Nagle przyszła jej do głowy okropna myśl... Prawdziwa czy nie, Montero mógł to wziąć pod uwagę. Jej kuzyn zresztą też. Któryś z nich powiedział, że nie mogą niczego wykluczać. A jeśli to ktoś z pracowników? Jeśli się wygada, to czysto teoretycznie morderca mógłby uciec albo przygotować sobie alibi. Czy policja była w stanie obalić czyjeś alibi? Dany kompletnie się na tym nie znała i obawiała się, że mogłaby zniweczyć działania policji. Nie chciała pomagać mordercy, więc wybrała mniejsze zło. Kłamstwo.

- Ale mogę liczyć, że nie przekażesz tego dalej? To trochę osobiste- zaczęła Stone. Szatynka natychmiast potwierdziła.- Problemy w związku, chociaż nawet nie wiem czy to był związek... W każdym razie pokłóciła się z jakimś facetem.

Szatynka wydawała się rozczarowana. Jakby domyślała się, że kryje się w tym coś więcej. Na szczęście, nie drążyła tematu, więc Stone nie musiała wciskać jej kolejnych kłamstw. Nie sprawiało jej to radości. Uważała to raczej za przykrą konieczność.

Dany chciała zmienić temat, więc zapytała Lany czy pracuje w CR. Jakoś nie pasowała jej do pracowników. Bądźmy szczerzy, praca w hotelu nie była szczególnie ambitna. To była dobra praca na początku, żeby zdobyć jakieś doświadczenie. No chyba że awansuje się na menadżera czy podobne lepsze stanowisko. Okazało się, że Lany krótko pracowała w CR jakieś dwa lata temu. Część osób znała z tamtego czasu, a część poznała później przez wspólnych znajomych. Obecnie zajmowała się zarządzaniem innego klubu jej ojca. Różowowłosa trochę jej zazdrościła. Też chciałaby mieć bogatych rodziców z lokalami lub hotelami, którymi mogłaby się zająć...

Dany porozmawiała chwilę z Lany. Później włączył się do rozmowy niejaki Chris. Był bardzo gadatliwy. Chwilę uczestniczyła w tej rozmowie, ale później przeprosiła ich wymyślając, że musi iść do toalety. Ten gość mówił tyle, że zaczęła zastanawiać się kiedy nabierał powietrze, bo usta ledwie mu się zamykały. Różowowłosa potrzebowała chwili, żeby odetchnąć. Towarzystwo i atmosfera panująca w loży były w porządku. Myślała, że będzie się trzymała z boku albo że odczuje dystans, ale wszystko byli bardzo otwarci i mili. W każdym razie i tak potrzebowała na moment wyjść.

Kiedy przechodziła koło baru, mimowolnie zmarszczyła brwi. Miała przywidzenia czy co? Co tutaj robił Matteo? Przez chwilę łudziła się, że to po prostu ktoś podobny. Widziała go od tyłu, więc może jej mózg sam na widok kilku podobieństw stworzył w głowie znajomy obraz. Jednak ułamek sekundy później brunet spojrzał w jej kierunku. Ich spojrzenia się spotkały. Dany przeklęła w myślach. Teraz już nie mogła odejść bez słowa, bo pewnie później zadawałby jej pytania, dlaczego tak uciekła.

- Hej, a ty co tutaj robisz? Nie sądziłem, że w ogóle znasz Midnight- odezwał się Matteo. Różowowłosa mimowolnie zwróciła uwagę na to co pił. Whisky z dodatkami. Chyba preferował twardy alkohol. Ona za nim nie przepadała, ale może dlatego że nie miała tak mocnej głowy i niewiele takich szklaneczek wystarczyłoby, żeby była kompletnie pijana.

- Przyszłam ze znajomymi Owena. W sumie pracownikami CR i ich znajomymi lub partnerami. W każdym razie to był pomysł Owena. A ty co? Postanowiłeś utopić zmartwienia?

- Ach, no tak zapomniałem, że mają wyjście pracownicze. Mogłem się tego domyśleć- stwierdził brunet. Dany usiadła na obrotowym krześle obok niego i spojrzała na niego spod uniesionych brwi. Nie odpowiedział na jej pytanie.- Powiedzmy, że masz rację. Jeszcze Montero niczego nie zrobił i informacja o morderstwie nie wyciekła... Ale to kwestia czasu. Ośrodek jest poważnie zagrożony. No i potencjalnie możemy mieć w okolicy mordercę...

Matteo pochylił się lekko w jej stronę tak, że różowowłosa czuła na twarzy jego oddech przesiąknięty alkoholem. Specjalnie mówił ciszej, żeby ludzie wokół nie zwrócili uwagi na przedmiot rozmowy. Tylko dlatego ponownie naruszył jej przestrzeń osobistą, tłumaczyła sobie Dany.

- Wiem, że ta sytuacja jest trudna, ale nie sądzę, żeby rozwiązanie znalazło się na dnie butelki. Nie liczyłabym też na alkoholowe olśnienie. Lepiej bądź trzeźwy i przygotowany na najgorsze. Wtedy szybciej i skuteczniej zareagujesz na nowe informacje lub wycieki.

- Jesteś taka spokojna, inteligentna i zawsze wiesz co zrobić. Jak ty to robisz, Dany?

Różowowłosa udawała, że te komplementy nie zrobiły na niej wrażenia. Zdecydowanie przemawiał przez bruneta alkohol. W takim stanie nie mogła brać jego słów na serio. Postanowiła odpowiedzieć żartem.

- Nie wypijam na przykład połowy butelki whisky?- zasugerowała lekko Dany.- To ja wracam do towarzystwa. Nie przesadź z ilością.

- Czekaj- poprosił Matteo, łapiąc ją za rękę, co sprawiło, że poczuła jakby przeszedł przez nią prąd. Odwróciła się w jego stronę, czekając aż powie jej to co chciał i będzie mogła odejść.- Ja...

W tym momencie brunet chyba chciał się pochylić, ale zachwiał się na krześle i przewrócił szklankę ze swoim drinkiem. Przeklął na głos. Cokolwiek chciał powiedzieć, może lepiej że tego nie zrobił.

- Chyba wystarczy ci alkoholu, co? Zadzwonię po Maię- zdecydowała za niego Dany.

Po fakcie uświadomiła sobie, że zostawiła telefon w loży w torebce. Przez chwilę zastanawiała się co zrobić, ale rozwiązanie samo przyszło jej do głowy. Pożyczy telefon Matteo. Leżał na blacie, więc sięgnęła po niego. Nawet nie miał ustawionego hasła. Kiedy odblokowała telefon, zauważyła kilka dwuznacznych wiadomości opatrzonych dużą ilością serduszek i buziaków. Poczuła jakby w jej gardle pojawiła się gula, której nie mogła przełknąć. Nie chciała widzieć tych wiadomości. Chciała jedynie zadzwonić do Maii, a ten chat był otwarty. Szybko go wyłączyła i zrobiła to co zamierzała.

Po raz kolejny poczuła się jak idiotka. Jak mogła zakładać, że Matteo akurat był sam? W liceum cały czas miał jakąś dziewczynę i to się chyba nie zmieniło. Prawdopodobnie on sam w ogóle się nie zmienił. Cokolwiek myślała, była w błędzie. Nic dla niego nie znaczyła i to również nie uległo zmianie od czasów licealnych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro