❄️ Przetrwać Święta ❄️

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Serdecznie zapraszam na świątecznego one-shota, który jest prequelem lub "zapowiedzią" nowej książki, która ma wyjść na światło dzienne w kwietniu. Mam nadzieję, że bohaterowie przypadną wam do gustu, a sam one-shot nie będzie jednym wielkim szambem. Będę wdzięczna za opinie i komentarze.
Na dole ważna notka.
Miłego czytania! ♡

Piszę tą notatkę przed napisaniem shota i jest godzina 02:20, więc nie zabijcie jak to źle wyjdzie 😂.
_______________________________klancia___

Biały puch za oknem utrzymywał się już przez kolejny grudniowy dzień, a z nieba spadały kolejne płatki. Dni były zimne, ale do wytrzymania. W dzień potrafiło pokazać się słońce, które zaraz chowało się za chmurami. Grudzień był pięknym i jednym z najbardziej oczekującym miesiącem w Nowym Jorku. Każdy mieszkaniec biegał z zakupami od sklepu do sklepu, aby znaleźć prezent dla rodzin, przyjaciół czy nawet nieprzyjaciół. W święta każdy zasługuje na chociaż odrobinę miłości. Ludzie kupowali choinki to żywe, to sztuczne, spotykali się z bliskimi, kupowali najlepsze prezenty, chcąc, aby te święta były jeszcze lepsze od poprzednich. Kochali spotykać się z rodziną na wieczorej kolacji i cieszyć się z chwil, które razem przeżywają.

Wyjątkiem jednak była blondynka, która nie chciała tegorocznych świąt. Jeszcze rok temu mogła powiedzieć, że uwielbia Boże Narodzenie całym sercem, jednak życie to nie jest bajka i zawsze coś pójdzie nie tak jak powinno. Callie Davis, Amerykanka, która kiedyś kochała święta, miała nadzieję, że te spędzi zupełnie sama w swoim pokoju. Tylko ona, kocyk, herbata i romantyczne filmy świąteczne. Dziewczyna zawsze marzyła, żeby mieć życie jak w jednym z tych filmów. Jednak życie to szuja i jest jakie jest.

Zielonooka otworzyła leniwie oczy i pierwsze co ujrzała to zasłonięte okna przez co w pokoju nadal było ciemno. Odkopała się z ciepłej kołdry i jedną ręką na ślepo sięgnęła po telefon, a drugą przetarła prawe oko. Odblokowała ekran smartfona i spojrzała na wyświetlacz. Westchnęła niezadowolona i rzuciła telefon w pościel, widząc godzinę. Była dziesiąta piętnaście, czyli dla Callie dość wczesna pora. Naciągnęła na ciało z powrotem kołdrę i odwróciła się w stronę limonkowej ściany, na której wisiał wielki kalendarz. Z przymrużonym okiem spojrzała na datę, mając nadzieję, że te okropne dni zaczną szybciej lecieć. Chciała już nowy rok, chciała rozpocząć nowy rozdział w życiu i zapomnieć o całym smutku jaki przyniósł rok dwa tysiące dwadzieścia. Blondynka wiedziała od początku, że ten rok będzie jednym z najbardziej okropnych okresów w życiu i się nie myliła. Zamknęła oczy i skuliła ciało najmocniej jak mogła.

Usłyszała huk otwieranych drzwi i od razu mogła domyślić się kto ją odwiedził. Jęknęła głośno, słysząc jak niechciany gość zaczyna odsłaniać okna. Naturalne światło wpadło do pomieszczenia i rozjaśniło sypialnię dziewczyny. Zielonooka rękoma zasłoniła uszy i zaczęła marudzić pod nosem, że życie jest niesprawiedliwe. Usłyszała głośne tupanie, które po chwili ucichło. Poczuła, że materac, na którym leżała, ugiął się pod dodatkowym ciężarem. Davis mogła przysiąść, że kiedyś udusi swoją przyjaciółkę.

– Callie, śpiochu! Won z tego wyra i idziemy na miasto! – zawołała radośnie młodsza, o kilka miesięcy, dziewczyna. Ściągnęła z blondynki kołdrę przez co ta, spojrzała na nią zabójczym wzrokiem. Czarnowłosa machnęła tylko ręką i wstała, czekając aż przyjaciółka też się ruszy. – Na co czekasz? Na zaproszenie? Mam iść specjalnie na pocztę i przysłać priorytetem? Znając ciebie i tak byś listonoszowi nie otworzyła.

— Daj mi spokój, Mia. Chcę spaaać. — jęknęła przeciągle, starsza, chcąc naciągnąć po raz kolejny tego dnia ciepłą i najlepszą rzecz jaką stworzył człowiek - kołdrę. Jej plany nie wypaliły, ponieważ dostała po rękach od drugiej dziewczyny.

— Albo ruszysz teraz dupsko i się ubierzesz jak człowiek albo idziesz na zakupy w piżamie. Twój wybór. — powiedziała, stojąc z założonymi rękoma. Przyglądała się, jak blondynka leniwie zwleka się z łóżka i rusza powolnym krokiem do rozsuwanej szafy.

Callie wyjęła z szafy kremowy sweterek bez żadnych obrazków czy napisów i jasne jeansy, mając nadzieję, że nie zmarznie. Zahaczyła o szufladę z bielizną i stanęła przed drzwiami do łazienki, która znajdowała się zaraz obok pokoju. Odwróciła się do przyjaciółki i zrobiła minę szczeniaka.

— Naprawdę muszę? Dobrze wiesz, że nienawidzę świąt i chciałabym je spędzić samotnie. — miała nadzieję, że Pettyfer ulegnie jej i nie będzie musiała chodzić po galerii handlowej w poszukiwaniu prezentów. Jednak dobrze wiedziała, że mogła o tym tylko pomarzyć, bo za dobrze znała ciemnoskórą, która zrobiła skwaszoną minę i wskazała dwudziestodwulatce łazienkę. — Jesteś podła.

— A ty cholernie leniwa, Davis. — parsknęła, podchodząc do zamkniętych drzwi, za którymi ogarniała się blondynka. — Słuchaj, Callie, wiem, że nadal przeżywasz rozstanie z Sh...

— Nawet nie waż się wypowiadać tego przeklętego imienia! — usłyszała krzyk niższej od siebie, która prawdopodobnie aż podeszła do drzwi. — Nie jestem smutna przez niego. Poza tym nienawidzę go, ok?

— Okłamujesz samą siebie. — westchnęła, brązowooka, siadając na łóżku Callie. — Jeszcze osiem miesięcy temu mogłabyś mu wybaczyć, a teraz go nienawidzisz?

Z łazienki wychyliła się dziewczyna ze związanymi włosami w luźnego koka i szczoteczką do zębów w buzi. Zmarszyła brwi i wyciągnęła przedmiot z ust, po czym wskazała na Pettyfer. Trochę piany powstałej przez pastę skapnęło na podłogę, Callie tylko spojrzała w dół po czym ruszyła po papierowy ręcznik na szafce.

— Ten człowiek sprawił, że cierpiałam. Dlaczego miałabym teraz być szczęśliwa? Właśnie w święta Bożego Narodzenia obiecał mi coś czego nie dotrzymał. Mam prawo go nienawidzić całym swoim sercem. — wytłumaczyła i utrwala listek papieru, po czym wytarła pianę z paneli. Wstała i wróciła do łazienki, z której po chwili wyszła ubrana w wybrane rzeczy. Włosy nadal były związane w luźny kok, ale tak, aby się szybko nie popsuły. Usiadła na łóżku obok Mii i spojrzała przyjaciółce w oczy. — Dobrze, pójdę z tobą, ale nie ciągaj mnie za długo.

— Jasne. — przytaknęła, przytulając Davis, która także ją objęła. Po chwili odkleiły się od siebie. Czarnowłosa położyła dłoń na ramieniu dziewczyny.
— Mike też idzie z nami. Czeka w samochodzie przed domem, więc musimy już raczej iść.

— Co?! Mike jest? Dlaczego nie mówiłaś wcześniej? — słysząc słowa brązowookiej, od razu wstała i złapała za torebkę do której zaczęła wkładać najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak: portfel, w którym były pieniądze i dokumenty, telefon i listę proponowanych prezentów dla bliskich, które chciała sprawdzić. Wyszły z pokoju starszej i zeszły schodami na parter. — Cholera, przecież w ostatnim czasie tak go zaniedbałam. Dlaczego on po mnie nie przyszedł?

— Bo prawdopodobnie byś nadal leżała w łóżku. Wiem jak szybko Ci ulega i pozwala na co chcesz. Jesteś straszną manipulantką, a do tego masz bzika na punkcie spania. — Mia zaśmiała się, widząc jak Callie nieudolnie próbuje założyć czarne botki. — Wiesz, że musisz je rozpiąć, żeby móc włożyć stopę?

Davis spojrzała na dziewczynę morderczym wzrokiem, ponieważ zaczęła się jeszcze bardziej śmiać. Blondynka dołączyła do przyjaciółki i już po chwili była gotowa do wyjścia. Dopiero po wyjściu z domu, zdała sobie sprawę, że Mia była cały czas w kurtce i szalu. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Wyjęła kluczyki od drzwi i zakluczyła dom, wkładając klucze do donicy, wiszącej obok drzwi. Naprawdę będzie musiała sobie w końcu dorobić klucze, ponieważ swoje zgubiła, a nie miała zamiaru cały czas wymieniać się kluczem z rodzicami.

Odwróciła się na pięcie i dostrzegła szatyna stojącego obok czarnego samochodu. Chłopak rozłożył ręce w zapraszającym geście, a Callie, jakby zapominając o porannym dole, podbiegła do swojego chłopaka i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Mike uśmiechnął się szeroko i uwolnił dziewczynę ze swoich ramion. Spojrzał na czarnowłosą, która stała za blondynką i czekała tylko aż para odblokuje dostęp do tylnich drzwi samochodu. Nie mogła wsiąść z prawej strony, ponieważ tamte drzwi się ciągle psuły i raz się otwierały, a raz nie. Dwudziestoczterolatek odsunął się wraz z Davis od drzwi. Wskazał głową zielonookiej, że ma wsiąść na miejsce pasażera. Sam zasiadł za kierownicą i czekał aż obie zapną pasy. Harris miał świra na punkcie przestegania przepisów, ponieważ był policjantem. Pracował w policji na Manhattanie i był bardzo dumny ze swojej pracy. Callie zazdrościła mu dobrej posady, tak samo jak Mii, która była dziennikarką w New York News. Blondynka natomiast była bezrobotna. Była szukać sobie pracy, jednak nigdzie nie czuła się tak jak chciała. Pracodawcy chętnie brali dziewczynę w swoje szeregi ze względu na jej wykształcenie, jednak dziewczyna po kilku dniach rezygnowała. Nie mogła znaleźć roboty dla siebie.

Zapięła pasy i czekała aż Mike ruszy. Chłopak odpalił samochód i ruszył drogą w stronę centrum handlowego. Callie spojrzała w lusterko i dostrzegła, że Mia jest zajęta robieniem sobie selfie na instagrama. Pettyfer była bardzo ładna i nadawała się na modelkę, jednak ten zawód nie kręcił młodszej tak jak dziennikarstwo. Davis zaczęła przyglądać się skupionej twarzy szatyna, który uważnie spoglądał na drogę i każdy mijający znak drogowy. Dziewczyna wiedziała, że kocha tego faceta jak nikogo innego, jednak gdzieś w środku nadal czuła ból serca po poprzednim związku. Była wdzięczna Mike'owi, że w tak krótkim czasie potrafił się nią zająć i okazać więcej empatii i współczucia niż niejeden człowiek. Pamiętała jeszcze dzień, w którym chłopak wyznał jej miłość. To był jedyny dobry dzień roku dwa tysiące dwadzieścia. Byli ze sobą już osiem miesięcy, nadal uważała spotkanie Mike'a na korytarzu komisariatu za przeznaczenie. Wtedy siostra dziewczyny miała niegroźny wypadek i musiała pojawić się za rodziców na komisariacie, ponieważ była odpowiedzialna za niepełnoletnią siostrę, a rodzice byli tego dnia na wyjeździe za granicą.

Westchnęła odwracając wzrok i wlepiając go w wielkie bilbordy rozmieszone na budynkach. Nowy Jork był pełen różnych reklam, w tym ofert prac, co dobijało dziewczynę, bo żadna z nich nie pasowała do jej preferencji.
Na zewnątrz zaczął ponownie sypać śnieg. Callie uwielbiała swojego rodzinne miasto otulone białym puchem, który na ulicach niekiedy zmieniał się natychmiast w błoto przez co trzeba było jechać powoli, bo drogi mógły być śliskie. Na całe szczęście służby drogowe wiedziały co z tym robić i zawsze dbały o to, aby drogi były odśnieżone i bezpieczne do jazdy. Dlatego dość rzadko zdarzały się sytuacje, kiedy to na ulicach Nowego Jorku było błoto.
Zielonooka wpatrywała się w szczęśliwych ludzi, którzy szli chodnikiem z zakupami świątecznym. Delikatnie uniosła kąciki ust do góry i skierowała wzrok do przodu, nie zważając, że są już na miejscu.

Wszyscy wysiedli z samochodu i z prędkością światła dostali się do środka centrum, które było dość duże. Callie miała już przyjemność zgubić się w tym labiryncie korytarzy i sklepów. Na zewnątrz robiło się coraz zimniej, a miało być dość ciepło, przez co nie byli zbyt dostosowani do temperatury. Davis była przekonana, że powinna ubrać legginsy pod jeasny, żeby było ciepłej, ale skąd mogła widzieć, że przyjdzie taki mróz.

Stanęła z przyjaciółką i chłopakiem na boku korytarza i zdjęła czapkę z głowy, czując, że robi jej się za gorąco. Rozpięła kurtkę, tak jak pozostała dwójka i przeleciała wzrokiem po szyldach różnych sklepów. Od sklepu z markowymi ubraniami po sklep z pamiątkami.

— To dokąd najpierw idziemy? Jakieś ozdoby do ogródka dla mamy? — zapytała, wskazując głową sklep ogrodniczy, ale Mia zaczęła kręcić głową na boki.

— Idziemy na pizze. Żadnych zakupów dzisiaj. — powiedziała z uśmiechem na twarzy i zabrała przyjaciółce listę z prezentami, po czym schowała ją do swojej torebki, nie chcąc zgubić papierku. Callie spojrzała na nią pytającym wzrokiem. — Rozmyśliłam się i mamy dzisiaj chill dzień. Bez zakupów.

Pozostała dwójka zgodziła się na pomysł Mii. Z uśmiechem, dziewczyna zaczęła prowadzić parę w stronę jednej z lepszych pizzerii w Nowym Jorku. Jadali tam od początku swojej przyjaźni, było to dla nich bardzo ważne miejsce. Callie poznała Pettyfer trzy lata temu na uczelni. Pomimo tego, że obie chodziły na inne kierunki to się dogadały i zaprzyjaźniły. Były jak papużki nierozłączki i mówiły sobie wszystko, no prawie wszystko.

Zajęli czteroosoby stolik. Lokal nie była ani duży, ani mały. Jasne ściany w odcieniu beżu współgrały z ciemniejszymi stolikami i krzesłami. W pomieszczeniu znajdowało się pełno kwiatów doniczkowych, które sprawiały, że ludzie czuli się bardziej komfortowo. Pizzeria była przytulna i miała swoją domową atmosferę, którą Callie uwielbiała.

Mike postanowił, że pójdzie zamówić pizze, przez co dziewczyny zostały same. Davis z daleka obserwowała swojego chłopaka, który ciągle robił w jej stronę głupie miny. Zaczęła się cicho śmiać, na co zareagowała, Mia. Spojrzała na uśmiechnięta przyjaciółkę i wlepiła wzrok w szatyna. Byli słodką parą i czarnowłosa miała nadzieję, że wytrwają dość długo, a nawet do końca życia, bo wiedziała, że blondynka jest szczęśliwa z Mike'm. Szturchnęła łokciem, zielonooką, która siedziała po jej prawej stronie. Dziewczyna uniosła brew i umiejscowiła łokieć na stole, po czym podparła podbródek o rękę. Blondynka pod wpływem wzroku brązowookiej, wzruszyłam ramionami, nie wiedząc o co może chodzić dziewczynie.

— Jesteś z nim szczęśliwa. — powiedziała Mia z delikatnym uśmiechem na ustach.

— Kocham go. — odpowiedziała, Callie, z powrotem wracając wzrokiem na szatyna, który akurat stał przy kasie i zamawiał pizze. — Posklejał moje złamane serce.

Mia wiedziała, że poprzedni związek był bardzo ważny dla blondynki, jednak nigdy by nie przepuszczała, że aż tak przeżyje rozstanie. W sumie to sama by była zła na debila, który zniknął bez powodu i bez śladu. Callie dowiedziała się o jego zniknięciu tuż przed nowym rokiem i stwierdziła, że to prawdopodobnie było ich rozstanie. Spędziła sylwestra i kolejny miesiąc w swoim pokoju, izolując się od świata. Dlatego tak bardzo nienawidziła okresu świąt Bożego Narodzenia. Nawet była gotowa mu przebaczyć, jednak po trzech miesiącach czekania nie wrócił. To był dla niej definitywny koniec.

Mike wrócił z jedną wielką margarittą, ponieważ Mia innej nie jadła, przez co stała się ich ulubioną pizzą. Każdy wziął do ręki po kawałku puszystego ciasta i zaczęli jeść, rozkoszując się pysznym smakiem. Przy jedzeniu wspominali o dawnych wpadkach jakie popełnili w życiu. Gdy pizza była w całości zjedzona, Callie poczuła potrzebę poważnej rozmowy z przyjaciółką i chłopakiem. Musiała w końcu im wyjawnić pewną prawdę, którą ukrywała przed wszystkimi.

— Mia, Mike... — zaczęła, a dwójka wymienionych spojrzała uważnie na blondynkę. Dziewczyna poczuła, że jej dłonie zaczynają się powoli pocić i trząść. Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. — Muszę wam coś powiedzieć, ważnego dla mnie, ale musicie obiecać, że nie powiecie nic moim rodzicom. Sama im powiem.

Pettyfer i Harris przytaknęli głowami, będąc ciekawi wiadomości jaką chciała im przekazać najniższa. Wiedzieli, że dziewczyna im ufa. Szanowali tajemnice i wybory innych.

— Pamiętacie jak rok temu ciągle wyjeżdżałam na szkolenia do szpitala na obrzeżach Nowego Jorku? — spytała, wpatrując się to w oczy Mii, to w oczy Mike'a, aby wyczytać z nich emocje. — Okłamałam was.

— Co? Dlaczego? — zapytała nagle, Mia, robiąc wielkie oczy. Myślała, że przyjaciółka jej ufa i mówi samą prawdę. — Nie ufasz nam? Callie przecież wiesz, że...

— Nie, daj mi skoczyć, małpo. — zaśmiała się z głupoty przyjaciółki. Znała młodszą na wylot i wiedziała, że dość często impulsywnie reagowała. — Zamiast do szpitala, chodziłam do akademii wojskowej. W rok udało mi się ukończyć szkolenie na szeregową i zdałam wszystkie testy śpiewająco.

— Czyli to oznacza, że wstępujesz do wojska? — zdziwił się, szatyn, będąc zaniepokojony o swoją dziewczynę. Nie chciał, aby ta narażała swojego życia i wolał mieć ją przy sobie. — Dlaczego po prostu nie będziesz lekarzem? Przecież skończyłaś medycynę.

— Kochanie, to nie tak. — westchnęła, łapiąc chłopaka za rękę, która leżała na stoliku. Wzięła większą dłoń w swoje ręce i delikatnie ściesnęła. — Czekam od miesiąca na werdykt generała, który przydzieli dla mnie misję. Nie chciałam być lekarzem, ponieważ dawałoby mi to za mało adrenaliny.

— Przecież lekarze codziennie ratują życie, zawsze chciałaś to robić, a to też jest adrenalina. — Mia złączła ręce za głową, próbując zrozumieć przyjaciółkę. — Kiedy miałabyś tą misję?

— Nie wiem. — odpowiedziała. — Będę tam medykiem polowym, więc będę ratować życie i nie będę aż tak się narażać.

Zapadła niezręczna cisza, która bardzo zaczęła stresować blondynkę, która puściła dłonie szatyna i schowała swoje pod stół. Czarnowłosa spojrzała na niebieskookiego, jakby porozumiewając się między sobą. Callie siedziała spięta i czekała na ostateczne zdanie przyjaciół. Mia wstała i podeszła powoli do dziewczyny. Z kamiennym wyrazem twarzy przyjrzała się starszej. Po chwili na jej usta wkradł się delikatny uśmiech, który bardzo uspokoił dwudziestodwulatkę. Uściskała przyjaciółkę, chcąc usłyszeć jej zdanie na temat wyboru jakiego dokonała. Dobrze wiedziała, że nawet jakby przyjaciele naciskali, aby zmieniła zdanie to i tak by została przy swoim. Lubiła słuchać rad innych, ale nie zawsze musiała się do nich stosować.

— Nieważne gdzie cię wyślą. — zaczęła, odsuwając się od blondynki i łapiąc ją za ramiona. — Nieważne na ile, ja chcę dostać cholerne pocztówki, jasne? Kocham cię i nie chcę żebyś się narażała, jednak do twoja decyzja i pragnę ją uszanować i cię wspierać, gówniaku.

Callie po raz kolejny przytuliła  ciemnoskórą, którą traktowała jak siostrę. Prawdę mówiąc, Davis miała młodszą siostrę, ale ta zawsze gdzieś chodziła z przyjaciółkami i zachowywała się jak królowa całego miasta. Zielonooka nie przepadała za swoją siostrą.

— Popieram zdanie Mii. — odezwał się Mike, sprawiając, że dziewczyny się od siebie odsunęły. Callie wstała ze swojego krzesła i ruszyła do chłopaka, siadając na jego kolanach i zaplatając ramiona na jego szyi. — Nie ważne co, ja zawsze będę cię kochać. Masz tylko nie dać się zabić i skrzywdzić, jasne?

— Jak słońce. — mruknęła, całując Harrisa w lico. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na ulotkę, która leżała na stoliku obok. Znajdowała się na nim reklama jarmarku świątecznego. Callie poczuła jakby wszystkie chęci życia wróciły i wskazała palcem na ulotkę. - Chodźmy tam.

Mia przyjrzała się dokładnie reklamie i od razu się zgodziła, zauważając, że jest możliwość zrobienia sobie zdjęcia z popularnym aktorem, który akurat promował ten jarmark. Mogła też zdobyć ciekawy temat na artykuł, ponieważ ostatnio straciła wenę. Próbowała wykrzesać z siebie wszystko najlepsze, ale jej to nie wychodziło. Pisała same bzdury i bała się, że zostanie już tak na zawsze, jednak pojawiła się nadzieja, której nie chciała zmarnować. Zasunęła krzesło swoje i Callie, po czym zapięła kurtkę. Davis i jej chłopak zrobili to samo, kierując się do wyjścia i żegnając przy okazji ze starszą kobietą, która pracowała w pizzerii.

Ruszyli w stronę wind, aby dostać się do podziemnego parkingu, w którym zawsze szukali przez pół godziny samochodu. Na całe szczęście tym razem udało im się zapamiętać miejsce dokładnego zaparkowania, więc nie musieli się martwić i szukać. Zajęli swojego miejsca w samochodzie i zapięli pasy, ruszając z parkingu w stronę wyjazdu.

Było po godzinie czternastej, więc ruch na ulicy był bardzo duży. Ludzie wracali z pracy lub z zakupów. Tłok był tak wielki, że na moście musieli stać w korku ponad godzinę. Na całe szczęście śnieg przestał padać i nie musieli się martwić o złe warunki atmosferyczne, jednak nadal było dość zimno. Dojechali na miejsce, parkując na wielkim parkingu, który powoli się zapełniał. Cała trójka wysiadła z pojazdu i ruszyła w stronę wejścia na jarmark, który przypominał wioskę Świętego Mikołaja. Ludzi było od groma, co chwilę ktoś przychodził lub odchodził.

Callie szła za rękę z Mike'm, aby przypadkiem się nie zgubić. Mia szła z przodu i prowadziła parę do straganów z najlepszymi wypiekami świątecznymi jakie w życiu kosztowała. Wstyd się przyznać, ale czarnowłosa odwiedzała to miejsce kilka razy w tygodniu. Dziewczyna od zawsze uwielbiała święta, a świąteczny jarmark był miejscem pełnym magii, którą wyczuwała na każdym kroku. Wchłaniała pozytywną energię od szczęśliwych ludzi i sama stawała się szczęśliwsza. Dlatego tak bardzo zależało dziewczynie, żeby Davis cieszyła się ze świąt. Nie lubiła, gdy jej przyjęciele chodzili smutni, z resztą, kto to lubi? Mia zerknęła kątem oka na zakochanych i uśmiechnęła się, robiąc się trochę zazdrosna. Od zawsze była sama, ponieważ nie spotkała nikogo komu mogłaby zaufać na tyle by go pokochać. Temat miłości był dla niej trudny i nieznany.

Callie zauważyła wzrok przyjaciółki, więc posłała jej uśmiech. Doszli do stoiska, na którym na całe szczęście nie było przepychu i mogli w spokoju skosztować łakoci. Mike dorwał się jako pierwszy do ciasta orzechowego, którego tak uwielbiał. Zapłacił za dwa kawałki i wziął jeden do ręki i zaczął jeść, wskazując głową na drugi kawałek. Blondynka wzięła do ręki ciasto i skosztowała, czując niebo w gębie. Ciasto było naprawdę pyszne, chociaż nie przepadała za orzechami. Zjadła do końca i oblizała palce pozbywając się czekoladowego kremu, czując jak ręce zaczynają marznąć. Była zmuszona ściągnąć rękawiczki, czego zaczęła żałować. Szybko założyła szary materiał na dłonie, czując jak uczucie zimna znika. Westchnęła z ulgą. Dziewczyna nie lubiła zimy, ponieważ ciężko znosiła niskie temperatury. Spojrzała na przyjaciółkę, która kończyła jeść piernika. Mike po zjedzeniu trzech kawałków ciasta orzechowego, stwierdził, że mogą iść dalej.

Ruszyli przed siebie, szukając kolejnej atrakcji, która mogłaby ich zaciekawić. Uwagę Callie przykuł starszy mężczyzna przebrany za Świętego Mikołaja, który siedział na wielkim fotelu i przyjmował dzieci, aby te wręczały mu listy z prezentami. Zatrzymała się na chwilę i z uśmiechem przypatrywała się radosnym twarzom dzieci. Pamiętała, że kiedyś sama uwielbiała siadać Mikołajowi na kolana i recytować różne wierszyki lub śpiewać koledy, ale kiedy dowiedziała się, że to tylko zwykły człowiek przebrany za Mikołaja, to straciła zapał i się mocno zawiodła. Dziewczyna tak naprawdę wciąż kochała święta Bożego Narodzenia, ale nie chciała tego ukazywać. Gdzieś w środku ciągle czuła się zraniona i wiedziała, że to tak szybko nie minie, a popadnie w rozpacz nic nie da. Otrząsnęła się z zamysłu, kiedy poczuła ramię szatyna, chwytające ją w pasie. Spojrzała w górę w oczy chłopaka i delikatnie uniosła kąciki ust, widząc troskę w oczach chłopaka. Stanęła na palcach i cmoknęła go w zmarznięty policzek.

— Chcesz spróbować? — zapytał niebieskooki, wskazując głową na przebierańca. Dziewczyna szybko pokręciła głową na nie. Zainteresowana Mia, zaczęła przypatrywać się ich rozmowie. — No chodź.

— Nie jestem już trochę za stara na takie rzeczy? — zaśmiała się, stawiając opór, starszemu, który lekko ciągnął dziewczynę w stronę Mikołaja. Mógł jednym ruchem ją podnieść i tam zanieść, ale chciał, żeby dziewczyna zrobiła to z własnej woli. — Daj spokój, Mia powiedz mu.

Pettyfer spojrzała na przyjaciółkę i wytknęła jej język, idąc w stronę stoiska z Mikołajem. Davis westchnęła i z zażenowanym wyrazem twarzy postukała się w czoło, pokazując czarnowłosej, że ma durne pomysły. W sumie to był pomysł Mike'a, ale realizowała go dziewczyna. Mia posłała jej niewidzialnego buziaka, zaczynając rozmowę ze starszym mężczyzną, który kiwał ciągle głową. Brązowooka podniosła głowę i gestem ręki, pokazała, aby przyjaciele do nich podeszli. Mike chwycił swoją dziewczynę za rękę i zaczął ją ciągnąć w stronę przyjaciółki. Callie postanowiła nie stawiać już oporu i pozwoliła się prowadzić. Dawno nie odczuwała takiego zażenowania. Pełno ludzi się przypatrywało ich poczynaniom.

Długobrody poklepał swoje kolano, pokazując, aby dziewczyna usiadła. Zrobiła to z wielką niechęcią i z głupim uśmiechem pozowała do zdjęcia, które robił im szatyn. Odwróciła twarz w stronę mężczyzny i uniosła brew, czekając na to czy ma powiedzieć wiersz czy zaśpiewać kolęde. Mikołaj zamiast tego po prostu zapytał ją co chciałaby dostać na święta.

— Um... — mruknęła, nie będąc pewna odpowiedzi. Miała wszystko czego potrzebowała i marzyła. Zjechała wzrokiem na przyjaciółkę i chłopaka, którzy robili jej ciągle zdjęcia. Naprawdę miała wszystko czego potrzebowała. Rodzinę, przyjaciół, chłopaka, dom i ukochaną papugę. Wróciła oczyma na starszego pana i uśmiechnęła się delikatnie. — Chyba mam wszystko czego potrzebuję. W sumie chciałabym tylko, żeby nigdy to się nie zepsuło i chciałabym być już zawsze szczęśliwa.

— Pamiętaj, że szczęście bierze się z serca i trzeba i nie dbać. Dziel się nim z innymi i bądź zdrów. — powiedział siwowłosy, klepiąc ją po plecach. — Wesołych świąt!

— Wzajemnie. — wstała z kolan Mikołaja i podeszła do bliskich, wybuchając śmiechem. Myślała, że nie wytrzyma ze śmiechu kiedy widziała miny wszystkich niezadowolonych rodziców, którzy czekali ze swoimi dziećmi na ich kolej. Chwyciła przyjaciół za ręce i zaczęła ciągnąć w stronę stoiska z gorącą czekoladą. Musiała się napić czegoś ciepłego.

❄️❄️❄️

Nadszedł dzień Wigilii. Callie leniwie otworzyła oczy, czując, że ma pełno energii. Poprzedniego dnia nie działo się nic ciekawego. Razem z Mike'm kupowała prezenty dla bliskich, a potem poszli do kina na romantyczny film świąteczny. Bawili się niesamowicie, wspominając radosne chwile. Davis miała przeczucie, że chłopak jej nie zostawi. Odwróciła głowę w bok i wpatrywała się w śpiącą twarz ukochanego. Uniosła kąciki ust do góry, widząc, jak chłopak zabawnie marszczy nos przez sen. Ściągnęła jego dłoń ze swojej talii, tak, aby nie obudzić szatyna i zeszła z łóżka najciszej jak potrafiła. Wstała na równe nogi i ruszyła w kierunku łazienki, chcąc załatwić swoje naturalne potrzeby.

Po wyjściu z łazienki miała zamiar wrócić do snu, ale plany przerwał jej dzowniacy telefon. Szybkim krokiem na palcach podeszła do telefonu, odbierając go i przykładając do ucha. Dzwonił numer nieznany, więc była lekko zdezorientowana, ponieważ była siódma rano. Blondynka aż sama z siebie się zdziwiła, że wstała tak wcześnie.

— Halo? — zapytała, mając nadzieję, że nikt sobie po prostu żartów nie robi. W dzieciństwie sama wydzwaniała do starszych ludzi i teraz wiedziała jak musieli się czuć.

— Witam, czy rozmawiam z Panią Callie Davis? — spytał głos w słuchawce. Brzmiał na kobiecy głos, ale nie potrafiła rozpoznać do kogo należał. Odpowiedziała krótkie "tak" i czekała na wyjaśnienie. — Nazywam się Nicola Allen i dzwonię do Pani w sprawie odebrania papierów z Akademii Wojskowej generała Harrisona.

— Oh, naprawdę? — zdziwiła się, czując jak rośnie podekscytowanie. Zbyt długo czekała na te głupie papierki. — Kiedy mam przyjechać?

— Najlepiej jeszcze dziś, ponieważ po świętach akademia będzie zamknięta na cały miesiąc. — wytłumaczyła, a Callie mogła przysiąść, że słyszała odgłos wertowania kartek, czyli kobieta po drugiej stronie telefon mogła sprawdzać dane. — Generał Jordan będzie w swoim gabinecie na Panią czekał. Proszę po przyjeździe zgłosić się do recepcji.

— Dobrze, będę jeszcze dzisiaj, miłego dnia. — blondynka, usłyszała jak kobieta odpowiada tym samym, po czym zakończyła rozmowę.

Odłożyła telefon na szafkę nocną i spojrzała w stronę łóżka, gdzie leżał szatyn, który wciąż smacznie spał. Dziewczyna na chwilę się rozczuliła, jednak zdała sobie sprawę, że powinna się szykować do wyjazdu. Podeszła do szafy i wyciągnęła eleganckie szare spodnie i zielony sweterek. Zielonooka naprawdę uwielbiała swetry, dlatego tak bardzo lubiła je nosić. Poszła do łazienki gdzie wzięła szybki poranny prysznic, czując jak woda zaczyna dopiero się rozgrzewać. Po umyciu, zabrała się za rozczesanie i wysuszenie mokrych włosów. Wzięła suszarkę do rąk i starała się jak najszybciej i jak najciszej wysuszyć włosy. Wykonała czynność i wzięła szczoteczkę do zębów, szukając pasty, którą ktoś ukradł. Była skazana na poszukiwanie w późniejszych godzinach. Wyciągnęła nową tubkę z pastą do zębów i zaczęła myć zęby. Musiała przyznać, że nawet dobrze wyglądała w zielonym sweterku.

Wyszła z łazienki, gotowa do drogi. Schowała do torebki telefon, portfel i inne potrzebne rzeczy. Podeszła do łóżka i położyła na swoją połowę łóżka  karteczkę z wiadomością dla Mike'a, że  wróci przed południem. Musiała zdążyć, ponieważ obiecała swojej matce pomoc w przygotowaniach do świąt. Pocałowała delikatnie Harrisa w czoło i ruszyła do drzwi. Najdelikatniej jak mogła, stawiała stopy, aby nie hałasować i nie obudzić swojego chłopaka. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drewnianą powłokę. Dość szybko zeszła ze schodów i założyła buty i ciepłą kurtkę, którą bardzo lubiła.

Wzięła czarnego Volkswagena ojca i wyjechała z garażu, informując wcześniej Daniela o swoich zamiarach. Oczywiście skłamała podając powód wyjazdu, ponieważ chciała zdradzić informację rodzicom dopiero po świętach. Przed nią było półtora godziny drogi, więc zaczęła się modlić, żeby korki na drogach były całkiem przejezdne. Nie chciała zbyt długo jechać ani się spóźniać. Westchnęła, gdy GPS odezwał się i kazał dziewczynie nawrócić. Nienawidziła tego gadżetu w niektórych momentach całym swoim sercem. Postanowiła jednak mu zaufać i słuchać poleceń czy informacji drogowych. Musiała jakoś tam dotrzeć.

❄️❄️❄️

Po ponad dwóch godzinach jazdy w końcu dotarła na miejsce. Podjechała do szlabanu i otworzyła okno, by porozmawiać z mężczyzną, który wyciągał głowę z oknienka budki, w której siedział. Na oko miał ponad czterdzieści lat. Na nosie nosił okulary, a jasne włosy były ukryte pod czarnym beretem. Zapytał dziewczynę o powód przybycia, a ta mu wytłumaczyła dokładnie o co chodzi. Ochroniarz zadzwonił do odpowiedniej osoby i zatwierdził przyjazd dziewczyny, otwierając szlaban, aby blondynka mogła dostać się do środka akademii.

Zielonooka podziękowała i wjechała na teren wielkiego budynku, który był otoczony murem. Akademia znajdowała się na odludziu, w lesie, gdzie można było się łatwo zgubić. Zaparkowała na parkingu wyznaczonym dla gości i wysiadła z pojazdu, od razu poprawiając swój płaszcz i włosy. Spojrzała w lusterko samochodu i dokładnie przyjrzała się delikatnemu makijażowi. Na całe szczęście nic się nie rozmazało, ponieważ musiałaby tracić czas na poprawę. Ruszyła szybkim krokiem do jasnego budynku, który stanowił centrum akademii. Dziewczyna szkoliła się tutaj ponad rok, także wiedziała, gdzie co jest. Wspięła się po wysokich schodach i przywitała w drzwiach z ochroniarzem, który ją wpuścił, będąc wcześniej zawiadomiony przez mężczyznę od szlabanu. W placówce panowały bardzo surowce przepisy i ochroniarze sprawdzali każdą osobę bez wyjątku. Musieli dbać o bezpieczeństwo innych osób, którzy mieszkali lub pracowali w centrum szkoleniowym.

Callie szła z pamięci w stronę recepcji, za którą siedziała dobrze znana jej kobieta. Obie się bardzo polubiły, gdy blondynka jeszcze się szkoliła. Zauważyła rudego koka, który wystawał znad monitora. Podeszła do recepcji i zadzwoniła dzwonkiem, chcąc zobaczyć reakcję znajomej, której tak dawno nie widziała. Młoda kobieta szybko podniosła głowę i przez pierwszą chwilę nie pojmowała kogo widziała. Dopiero po kilku sekundach zdała sobie sprawę, że to jej dawna znajoma.

— Callie! — zawołała, po chwili zakrywając sobie usta dłonią, ponieważ została uciszona przez mężczyznę, z którym siedziała w recepcji. — Kopę lat, dziewczyno.

— Też miło cię widzieć, Saro. Nadal pracujesz z Phillem? — zaśmiała się, wiedząc jak mężczyzna wywraca oczyma. — Cześć, Phill.

— Właściwie to jesteśmy razem. Najwidoczniej praca nas połączyła. - wyznała, rudowłosa, łącząc rękę z większą mężczyzny, który wyszczerzył zęby. Davis zaczęła im gratulować i wypytywać o życie, ale po chwili Sara przerwała jej, przypominając o czymś ważnym. — Przyjechałaś do Jordana?

Blondynka pokiwała głową i wytłumaczyła, że dostała telefon od niejakiej Allen. Sara dokładnie opisała dziewczynie jak ma dojść do gabinetu generała, tak, aby się nie zgubić, ponieważ budynek był jednym wielkim labiryntem. Zielonooka podziękowała i zaprosiła starszą na kawę, aby mogły dłużej pogawędzić. Odeszła od recepcji i ruszyła drogą, którą opisała jej znajoma. Niestety musiała po drodze zapytać jednego z żołnierzy o drogę, ponieważ zamiast do biura, trafiła pod drzwi do kantora woźnego. Na całe szczęście po chwili pukała już do drewnianych drzwi, które dzieliły dziewczynę od generała.

Usłyszała głośne "proszę" i delikatnie otworzyła drzwi, wchodząc do pomieszania. Zamknęła powłokę za sobą i stanęła na baczność, salutując. Mężczyzna kazał blondynce spocząć, więc ta usiadła przed biurkiem, na jasno zielonym fotelu. Siwowłosy odłożył długopis, którym się bawił i wziął do rąk papiery dziewczyny, po czym na nią spojrzał.

— Callie Davis, tak? - zapytał, na co dziewczyna, odpowiedziała pozytywną odpowiedzią. Cały czas siedziała spięta, ponieważ jeszcze nigdy nie była tak blisko generała, czyli swojego szefa, o ile dostała się do armii. — Szkoliłaś się u nas na medyka. Masz wykształcenie lekarza, czyli jesteś po szkole medycznej. Dlaczego nie chcesz służyć w szpitalu wojskowym, tylko chcesz iść na pole bitwy?

— Ponieważ pragnę adrenaliny i chciałabym pokazać tym samym, że potrafię sobie radzić, sir. — odpowiedziała, mając nadzieję, że nic nie przekręci, ponieważ bardzo zależało jej na dobrej opinii.

— Okej. — mruknął, przeglądając dalej papiery dziewczyny. Zdziwił się lekko kiedy zobaczył, że wszystkie testy o szkolenia zdała śpiewająco. Nawet szkolenie ze strzelania nie było dla niej wyzwaniem. Pokiwał głową i wstał, podchodząc z papierami w ręce do młodej kobiety. — Witamy na pokładzie, szeregowa Davis.

Blondynka zrobiła wielkie oczy i uśmiechnęła się szeroko, odbierając od mężczyzny papiery. Przejrzała je szybko i zrobiła zdziwoną minę, widząc tak pozytywne opinie od wykładowców. Wstała i podała rękę generałowi.

— Dziękuję za przyjęcie, sir. Będę służyć dla dobra kraju. — powiedziała, jednak po chwili przypomniała sobie, że miała o coś zapytać. — Generale, to kiedy ruszam na misję?

— Dołączysz do sekcji trzeciej kapitana Richardsa na misji w Iraku, ale to dopiero za pół roku. Masz czas na przygotowanie się psychicznie i fizycznie do misji. — wrócił na swój fotel i z powrotem wziął długopis w dłoń. Spojrzał na dziewczynę i posłał jej ciepły uśmiech. — To wszystko, możesz iść. A, i wesołych świąt, Callie.

— Dziękuję i wzajemnie, sir. — blondynka wstała i ruszyła w stronę drzwi, salutując jeszcze przed wyjściem. Zamknęła za sobą drzwi i gdy była już na korytarzu, podskoczyła w miejscu z radości. Cieszyła się bardzo z tego, że czekała ją pierwsza misja.

Idąc, z uśmiechem na twarzy, nie zauważyła, chłopaka, który szedł z przeciwnej strony i przez przypadek w niego wpadła, upuszczając papiery. Dziewczyna upadła boleśnie na tyłek przez co wydała z siebie jęk bólu. Brunet, także wylądował na podłodze, ale w przeciwieństwie do blondynki, dość szybko wstał i poprawił elegancką koszulę, wyciągając do dziewczyny rękę. Ta z wdzięcznością przyjęła pomoc i wstała, otrzepując cztery litery z niewidzialnego brudu. Krzywo uśmiechnęła się w stronę nieznajomego, ponieważ wiedziała, że to była jej wina. Złapała się za tył głowy, zastanawiając się co powiedzieć.

— Przepraszam, nie zauważyłam cię. — przyznała, schylając się po papiery, które walały się po płytkach. Chłopak wyprzedził dziewczynę i zaczął zbierać za nią, przez co trochę głupio się poczuła. Nie dość, że spowodowała wypadek, to jeszcze typ zbiera jej rzeczy. — Nie musisz.

— To nie jest problem. — mruknął, oddając dziewczynie starannie poukładane kartki. Kątem oka zauważył dane dziewczyny, zawarte na papierze. — Poza tym, nic się nie stało, każdemu się zdarzy wpaść na kogoś.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ponieważ myślała, że trafiła na człowieka, który od razu by się zaczął kłócić. Podała mu rękę w geście podziękowania. Brunet oddał uścisk i spojrzał w tył, gdzie stał niższy od niego, chłopak. Machał ręką w stronę nieznajomego.

— Nate, musimy iść! — krzyknął, niższy, nie zwracając uwagi na dziewczynę, która poznała imię człowieka, z którym się zderzyła. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zażenowana, ponieważ widziały to panie, które sprzątały obiekt.

— To ja już pójdę, mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. — powiedział z uśmiechem, kierując swoje słowa do blondynki. Ruszył w stronę znajomego, odwracając się jeszcze raz w kierunku niższej. — Wesołych świąt, Callie.

Zaskoczona dziewczyna, nie wiedziała skąd chłopak znał jej imię. Spojrzała na papiery, które trzymała w ręce i zobaczyła, że na pierwszej stronie, wielkimi literami jest zapisane jej imię i nazwisko. Wywróciła oczyma i odkrzyknęła "wzajemnie". Została skarcona przez jednego z ochroniarzy, który wskazał jej znak zachowania ciszy. Wzruszyła ramionami i zaczęła kierować się do wyjścia.

Callie znalazła się na parking szybciej niż się spodziewała, ponieważ tym razem nie zgubiła się w budynku. Zdążyła się pożegnać z Sarą i Phillem, z którymi miała się spotkać za dwa miesiące na kawie. Wsiadła do samochodu ojca i odpaliła pojazd, wyjeżdżając z terenu akademii. Nie mogła się doczekać aż poinformuje wszystkich o wspaniałej wieści.

❄️ ❄️ ❄️

Po powrocie do domu, zaczęła pomagać matce w przygotowaniu niektórych potraw wigilijnych. Młodsza siostra blondynki, Lisa, narkywała do stołu, ponieważ zbliżała się godzina kolacji wigilijnej. Ojciec Callie i Mike odśnieżali chodnik przed domem, śnieg nie był litościwy i napadał w dość dużej ilości. Callie ciągle dusiła w sobie całą radość jaką przywiozła z akademii. Chciała już wszystkim wyjawić sekret, nie wiedziała jak zareagują rodzice, ale była dobrej myśli.

Zaniosła do stołu barszcz i położyła blisko miejsca, na którym miał siedzieć Harris, ponieważ młody mężczyzna uwielbiał tą ciecz. Zauważyła, że Lisa podjada pierniki. Starsza Davis, trzepnęła młodszą w rękę z głupim uśmiechem na twarzy, mówiąc, aby zaczekała na wszystkich.

Gdy wybiła godzina dwudziesta, wszyscy zasiedli do stołu z uśmiechami na twarzach. Podzielili się opłatkami i życzyli sobie spokojnych świąt. Dwanaście potraw stało na stole i czekało aż rodzina zacznie jeść. Zamówili jeszcze modlitwę i zabrali się za jedzenie. Callie nalała sobie i Mike'owi barszczu.

Po pomieszczeniu rozchodził się przyjemny zapach dań i choinki, która stała dość blisko stołu. Świeciła się na różne kolory i dodawała radości do atmosfery jaka panowała w domu. Wszyscy czuli święta, nawet Callie, która ich z początku nie chciała. Nie wiedziała, że przyjaciółka, chłopak i papier dadzą jej tyle szczęścia, że zapomni o zeszłorocznym smutku. Zawsze w sercu będzie nosić urazę do swojego byłego, ale chciała o nim zapomnieć. Sumienie nakazywało blondynce, wybaczyć Ryanowi dla potrzeb wewnętrznego spokoju, którego potrzebowała. Westchnęła i spojrzała w okno, a którym było widać gwiazdy. Zobaczyła spadająca gwiazdę i szybko zażyczyła sobie, aby życie nigdy nie toczyło się już źle. Chciała żyć szczęśliwie i złożyć w przyszłości rodzinę z mężczyzną, który ją kochał. Spojrzała na Mike'a, który zauważył wzrok ukochanej i chwycił ją za rękę pod stołem. Wspierał ją całym swoim sercem i pragnął dla niej najlepiej. Dziewczyna nie wiedziała jak zasłużyła sobie na tak kochanego mężczyznę. Trochę była wdzięczna, że pewnien czarnowłosy chłopak ją wtedy zostawił.

Przeleciała wzrokiem po każdym z domowników i zdała sobie sprawę, że lepszej rodziny mieć nie mogła. Trochę zbyt opiekuńczy rodzice i rozkapryszona siostra, rodzina idealna. Zaśmiała się cicho ze swoich myśli i przyłączyła się do rozmowy starszych. Lisa cały czas marudziła, że chciałaby już otworzyć prezenty. Niestety musiała poczekać do rana, tak samo jak reszta. Chociaż Callie stwierdziła, że już dzisiaj da bliskim prezent.

Po zjedzeniu większości rzeczy na stole i śpiewaniu kolęd, Daniel Davis, ojciec blondynki zaprosił wszystkich do wspólnego zdjęcia. Ustawił aparat i włączył samowyzwalacz, aby zdążyć się ustawić z rodziną. Wszyscy ustawili się obok wielkiej choinki, tak aby chociaż trochę było ją widać. Callie przytuliła się do boku Mike'a, który stał się dla wszystkich częścią rodziny. Chociaż byli ze sobą niecały rok, to dziewczyna wiedziała, że lepiej trafić nie mogła. Chciała spędzić resztę życia z Harrisem. Wszyscy uśmiechnęli się szeroko i czekali aż aparat zrobi zdjęcie. Błysk flesza podrażnił delikatnie oczy dziewczyny przez co walczyła, aby ich nie zamknąć. Musiała w końcu pokazać ojcu jak korzysta się odpowiednio z aparatu, ponieważ mężczyzna ciągle zapomniał wyłączać lapmy błyskowej. Raz nawet przez to zostali wyrzuceni z muzeum.

Callie ogłosiła wszystkim, że ma dla nich dobre wieści. Rozsiadli się obok kominka. Szatyn otoczył blondynkę ramieniem, ponieważ domyślał się co chciała powiedzieć dziewczyna. Nie wiedział dokładnie co, ale mógł się domyślić. Rodzice wyczekiwali na słowa córki, a szesnastoletnia Lisa, siedziała na telefonie, mając zupełnie gdzieś wypowiedź siostry.

Callie ścisnęła pięści i wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze, stwierdzając, że nie powie wszystkiego prosto z mostu. Musiała wprowadzić przyjazny klimat, aby w razie czego nie zepsuć rodzicom humorów.

— Mamo, tato, Mike i Lisa. — zaczęła, sięgając po telefon siostry. Wyrwała jej go z rąk i położyła na stolik obok. — Mam dla was ważne wieści, ale najpierw chciałabym wam życzyć zdrowych i spokojnych świąt. — wzrok skierowała na rodziców, którzy uśmiechali się szeroko na słowa córki. — Dzięki wam jestem tutaj, dzięki wam osiągnęłam tyle w życiu. Gdyby nie wasze wsparcie i miłość nie wiem co bym zrobiła. Natomiast dzięki tobie, Lisa, nie wiem czy bym wytrzymała tą nudę w domu. Pamiętam jak się urodziłaś, a ja marudziłam, że nie chcę siostry. Jednak teraz myślę sobie, że na lepszą siostrę trafić nie mogłam. — uśmiechnęła się szeroko, a młodsza Davis, zrobiła głupią minę, którą po chwili zmieniła na uśmiech. Callie spojrzała na swojego chłopaka. — No i Mike. Gdyby nie ty, nie wiem czy dałabym radę podnieść się po zeszłorocznych przeżyciach. Kocham cię i chcę, abyś wiedział, że jestem szczęśliwa z powodu, że tu teraz jesteś. Wesołych świąt, kochana rodzinko.

Wszyscy się objęli po słowach Callie, a mama dziewczyny miała nawet łzy szczęścia w oczach. Była dumna z córki i z tego jak wydoroślała. Wszyscy po raz kolejny życzyli sobie udanych świąt. Blondynka wstała i spojrzała na rodzinę z iskierkami w oczach. To był moment, w którym miała wyznać całą prawdę.

— Mam dla was dobre informacje. — powiedziała, widząc zaciekawienie rodziców. Pewnie myśleli, że Mike oświadczył się ich córce. — Za pół roku wyjeżdżam do Iraku na misję, ponieważ dołączyłam do armii Stanów Zjednoczonych i pragnę służyć kraju.

Zauważyła, że rodzice robią zdziwone miny, a Lisa aż opuściła telefon, który wzięła ze stolika. Zobaczyła złość w oczach matki. Oj, nie zapowiada się ciekawie.

________________________________________
I tym akcentem kończymy one-shota!
Jestem z niego dumna, chociaż nie wyszedł idealnie. Wiem, że dość mało było tutaj wątków świątecznych i, że mógł być trochę nudny, ale to tylko zapowiedzieć całej akcji, która będzie się działa w książce, która ukaże się w kwietniu.
Od razu ostrzegam - nie znam się za bardzo na wojsku, dlatego będę sugerować się tym co wyczytałam w internecie i będę też wymyślać niektóre rzeczy, dlatego proszę się nie czepiać. Bardzo podoba mi się motyw armii, dlatego chcę o niej pisać. Wszystko robię na potrzeby książki. I chcę zaznaczyć, że opisy miały być lepsze, ale coś mi nie wyszło hah.

A co do świąt -

Pragnę Wam życzyć zdrowych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że Mikołaj obdaruje was prezentami, o których marzyliście. Jeszcze od razu życzę Wam dobrego nowego roku, który mam nadzieję, będzie lepszy niż 2020 i cała ta pandemia ucichnie. Dbajcie o siebie i swoich bliskich!

Wesołych Świąt! ♡

PS. Dajcie znać czy podobał się one-shot!

  Wasza Klancia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro