Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ben od razu pobiegł do zmartwionej rodziny. Położyłem Mirę na kocu, który zabrałem na wszelki wypadek.
Podeszła do niej mama chłopca, którego moja padawanka uratowała. Zaproponowała, że pomoże jej. Jest lekarką. Zgodziłem się i usiadłem obok Yody. Siedzieliśmy w ciszy. Po chwili podeszła do nas mama Bena. Oznajmiła, że nic nie stało się Mirze. Po prostu zemdlała. Od razu podbiegłem do niej i ująłem jej dłoń...
Oczami Miry...
Obudziłam się, gdy poczułam dotyk mojego ukochanego. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do niego.
-Nic Ci nie jest-powiedział z ulgą Luke i pocałował mnie w dłoń.
-Ben jest tutaj?-zapytałam.
-Tak-odpowiedział Luke.-To on uratował Ci życie.
-Więc wszyscy są już bezpieczni?-upewniłam się.
-Tak-potwiedził Luke.-Najważniejsze, że nic Ci nie jest.
-I tobie również-powiedziałam i wtuliłam się do Luke'a.
Po chwili podszedł do nas Yoda.
-Lecieć już stąd. Ja wyśleć zaufanych ludzi do nich, aby odbudować ich wioskę-oznajmił Yoda.
-Więc Sith'owie już ją zniszczyli?-zapytał się Luke.
-Tak-odpowiedział Yoda.-Musieć lecieć na Naboo.
Mistrz wyszedł z jaskini i wszedł do samolotu. Luke pomógł mi wstać. Od razu się do niego przytuliłam. Choć jesteśmy razem na misjach, to i tak bardzo za nim tęsknię. Boję się, że mogę go zobaczyć po raz ostatni. Nie przeżyłabym, jeśli cokolwiek stałoby się mojemu mistrzowi. Wiem, że jestem Jedi i muszę liczyć się ze swoją decyzją, która nanosi na życie każdego z nas klika zasad, których trzeba przestrzegać. Jeśli przekroczę je to zginę. Cieszę się, że te wcześniejsze reguły zostały zlikwidowane. Nie wiem czy zgodziłabym się zostać Jedi, ryzykując życie mojej mamy...
Moje rozmyślania przerwał Luke. Objął mnie i pocałował w policzek. Spojrzałam się na niego ze łzami w oczach. Przeczuwałam, że to nasze ostatnie chwile razem.
-Miro, co się stało?-zapytał się zmartwiony Luke.
-Nic-odpowiedziałam.-Chodźmy już do mistrza.
-Racja-oznajmił Luke.
Nagle podszedł do nas Ben.
-Ben, trzymaj się-oznajmiłam i przytuliłam go.-Dziękuję. Uratowałeś mi życie.
-Ty również uratowałaś mi życie-powiedział Ben.-Ten dzień zawsze będzie dla mnie najlepszy.
-Dlaczego?-zapytałam.
-Bo poznałem trójkę Jedi-odpowiedział Ben.
Uśmiechnęłam się do Bena i pogłaskałam go po włosach.
-Do zobaczenia-powiedzieliśmy.
-Do zobaczenia-powiedział Ben, a my poszliśmy w kierunku statku.
Yoda kazał nam przygotować różne bandaże i plastry, w ogóle nie mówiąc po co mu to będzie potrzebne. W drodze powrotnej pakowaliśmy wszystko w ciszy. Co jakiś czas spoglądałam na Luke'a, aby zapamiętać jego wygląd jak najlepiej.
Wyszliśmy ze statku. Zauważyłam mamę, która wypatrywała naszego przylotu. Od razu podbiegłam do niej i przytuliłam się. Tak bardzo mi jej brakowało...
-Mamusiu-zaczęłam.-Tak bardzo mi Ciebie brakowało.
-Miro, moja ukochana córeczko...-powiedziała mama.-Nic Ci nie jest? Nie spotkałaś Palpatine'a?
-Nic mi nie jest-odpowiedziałam.-Nie spotkałam Palpatine'a.
-Miro-przerwał nam rozmowę Obi-Van.-Od jutra razem z Yodą będziecie pilnować pokoju na planetach.
-A ty mistrzu?-zapytałam.
-Jutro ja, Mace Windu i Luke wylatujemy na Hoth-odpowiedział Obi-Van.
-A ja nie mogę z wami?-zapytałam.
-Dobrze, że nie lecisz-oznajmiła mama.-Zostaniesz w krainie bez wojny.
Obi-Van odszedł od nas. Po chwili spojrzałam się na mamę.
-Mam złe przeczucia związane z Hoth-powiedziałam.
-Jakie?-zapytała się mama.
-Od naszego powrotu z Tatooine, mam wrażenie jakby były to moje ostatnie chwile spędzone z Luke'm. Nie chcę, żeby się spełniły-odpowiedziałam.
-Nie martw się. To tylko przeczucie-oznajmiła mama.
-Pani Kate Lestar-zaczęła Harmonia.-Spotkanie senatu zaraz się rozpocznie.
-Dobrze, dziękuję za wiadomość-powiedziała moja mama.-Miro, pójdę już.
-Dobrze-oznajmiłam i poszłam do sowjego pokoju.
-Miro!-chwycił mnie za rękę Luke, gdy miałam już wchodzić do siebie.
Spojrzałam sie na Luke'a. Zaprosiłam go do pokoju. Usiedliśmy obok siebie.
-Luke, dlaczego nie mogę polecieć z Wami?-zapytałam.
-Tam jest zimno. Nie chcę, aby coś się tobie stało-odpowiedział Luke.
-Wytrzymam-oznajmiłam.
-Miro, lepiej będzie jak zostaniesz w bezpiecznym miejscu-oznajmił Luke.
-Luke, mam złe przeczucia związane z Hoth-powiedziałam.-Mam wrażenie, jakby były to nasze ostatnie chwile spędzone razem.
-Miro, to tylko przeczucie-starał uspokoić mnie Luke.-Nic się nie stanie...
-Obiecaj mi, że wrócisz cały i zdrowy-powiedziałam.
-Obiecuję, ale Ty również mi to obiecaj-oznajmił Luke.
-Obiecuję-powiedziałam.
Luke przytulił mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię. Mogłabym spędzić przy nim wieki. Kiedy jesteśmy razem moja siła wzrasta. Czuję się pewna siebie, a na dodatek wiem, że jestem bezpieczna.
-Luke, boję się, że coś się tobie stanie-przerwałam ciszę.
-Nic mi nie będzie, obiecuję-powiedział Luke.
-Ja po prostu czuję, że coś się stanie-oznajmiłam.-Może powiem o swoich przeczuciach mistrzowi? Sam mnie uczyłeś, że Jedi czasami mają przeczucia, które się spełniają.
-Miro, za bardzo się przejmujesz wszystkim-powiedział Luke.-Pójdę już. Muszę przygotować się na jutrzejszą misję.
-O której wylatujecie?-zapytałam.
-Około dziewiątej-odpowiedział Luke i dotknął moich dłoni.
Spojrzeliśmy sobie w oczy z delikatnym uśmiechem na twarzy. Po chwili przyszła do mnie mama.
-Pójdę już-powiedział Luke i wyszedł z mojego pokoju.
Mama spojrzała się na mnie ze zdziwieniem, jakby chciała wyjaśnień.
-Rozmawialiśmy o misji-powiedziałam.-Chcesz wodę?
-Poproszę-oznajmiła mama i usiadła na łóżko.
Do dwóch szklanek nalałam wodę i podałam jedną z nich mamie.
-Miro-zaczęła moja mama i spojrzała się na mnie.-Czy Ty czasami nie odczuwasz pustki w sercu?
-Nie rozumiem o co Ci chodzi-oznajmiłam.
-Nie chciałabyś mieć męża i dzieci?-zapytała się mama.
-Jestem Jedi. Nie mogę nawet wyobrażać sobie siebie w roli żony czy matki-odpowiedziałam.
-A Luke?-dopytuje się mama.
-To mój mistrz-odpowiedziałam.-I nic więcej.
-Widzę jak na siebie patrzycie-powiedziała mama.-Kiedy Luke wyszedł z pokoju, byłaś "cała w skowronkach."
-Tylko Ci się wydawało-starałam się przekonać mamę.
-Miro, doskonale wiesz, że jeśli ktoś to odkryje i powie Yodzie...-zaczęła mama, ale jej przerwałam:
-To zginę. Wiem, wiem.
-Miro, ja po prostu boję się o Ciebie. Jesteś moją ukochaną i jedyną córeczką, bez której nie wyobrażam sobie życia-oznajmiła mama.
-Mamusiu, czy mój tata, czy mistrz Luke Lestar, był kiedyś dobry?-zmieniłam temat.
-Luke-zaczęła moja mama, a w jej oczach pojawiły się łzy.-Był wspaniały, dobroduszny. Wiedzieliśmy, że nasza miłość była zakazana, wręcz niemożliwa. Myśleliśmy, że uda się ją zachować w tajemnicy, ale na nic. Kiedy okazało się, że będziemy mieli córeczkę, uwierz mi Miro, był on tak ucieszony. Kupił dla nas dom w Krainie Jezior. Razem zrobiliśmy dla Ciebie pokój. A później wszystko się zmieniło. Luke zaczął przyjaźnić się i coraz bardziej wierzyć mistrzowi zła.
-Darth Darkness?-upewniłam się.
-Tak-odpowiedziała mama.-Luke, nie widział, po kilku dniach, nic oprócz zła. Czułam, że mnie kocha, ale przez cały czas walczył o zachowanie naszej tajemnicy. Mówiłam mu, że jesteśmy bezpieczni, ale on dalej swoje. Luke stoczył walkę z Qui-Gon Jinnem, przez co, mistrz Obi-Vana zginął. Następnie Luke wstąpił na stronę zła, przyjmując imię Palpatine. Kiedy urodziłaś się, musiałam wysłać Ciebie jak najdalej stąd. Przyszła nam na myśl Ziemia. Trudno było mi Ciebie oddać w obce ręce, ale zrobiłam to z nadzieją, że zobaczę Cię później i, jak minie niebezpieczeństwo, powrócisz do mnie i zamieszkasz na Naboo... Wciąż bałam się, że mnie za to znienawidzisz.
-Mamusiu...-powiedziałam ze łzami w oczach i przytuliłam się do niej.
-Dlatego córeczko nie chcę, żebyś przeżywała to samo co ja-oznajmiła mama.-A po was widać, że się kochacie. Na razie nikt inny tego nie zauważył-powiedziała mama i dotknęła moich dłoni.-Jeśli kochasz Luke'a, musisz zerwać z nim wszystkie bliższe kontakty.
Spuściłam głowę w dół. Nie potrafiłam spojrzeć własnej mamie w oczy.
-Pójdę już córeczko-przerwała ciszę mama i wstała z łóżka.
Uśmiechnęłam się do mamy, a ona odwzajemniła to i wyszła. Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju.
-Może mój tata nadal mnie kocha?-pomyślałam.-Może ma serce, ale ukrywa wszystkie emocje? Dlaczego uwierzył temu mistrzowi, a nie własnej żonie? Dlaczego siła i Moc była aż tak ważna dla niego?
Ukryłam twarz w dłoniach. Rozpłakałam się. Poczułam jakby coś we mnie pękło, jakbym otwarła się na coś nowego...
Kolejnego dnia o dziewiątej poszłam do Luke'a, aby pożegnać go. Dziwnym trafem spotkaliśmy się w połowie drogi. Razem poszliśmy do miejsca odlotu. Czekali już tam: moja i Luke'a mama, Mace Windu, Obi-Van, Leia i Han Solo.
-Luke, obiecaj mi, że wrócisz-powiedziałam i przytuliłam się do niego.
-Wrócę, obiecuję-oznajmił Luke i pocałował mnie w policzek.-Kocham Cię.
-Ja też Cię kocham-powiedziałam.-Niech Moc będzie z tobą.
-I z Tobą również-dopowiedział Luke, a ja doszłam do mamy.
Z Luke'm pożegnała się jeszcze jego mama, Leia i Han, a następnie stanęli obok nas. Pomachaliśmy Jedi na pożegnanie i wróciliśmy do pałacu.
-Oby wrócili bezpiecznie-powiedziała moja mama.
-Wrócą-oznajmiłam.-Są dzielni, odważni, ale także rozważni.
-Masz rację Miro-oznajmiła senatorka Padmé.-Luke nie mógłby znaleźć lepszej padawanki.
Delikatnie uśmiechnęłam się do mamy mojego mistrza.
-Miro, może przejdziemy się po ogrodzie?-zaproponowała Leia.
-Z miłą chęcią-oznajmiłam.
Han Solo poszedł do pracy. Rzadko, od kiedy Leia została żoną pilota Sokoła Millenium, rozmawiałyśmy.
-Co u Ciebie Miro?-zaczęła rozmowę Leia.
-Tak jak zawsze-odpowiedziałam.
-Mój brat nie jest za bardzo wymagającym mistrzem?-zapytała się Leia.
-Nie jest aż tak wymagającym mistrzem jak myślałam-odpowiedziałam.
-Nie brakuje Ci czegoś w życiu?-zapytała się Leia.
-Czy nikt nie da mi spokoju?-pomyślałam.-Chyba tylko taty, który zająłby się mną, a nie był moim wrogiem.
-Palpatine na pewno nie robi tego z własnej woli-powiedziała Leia.-Miro, wiesz, że mi możesz zaufać. Powiem Ci prawdę. Wyglądacie z Luke'm jak zakochana para.
-Bo jesteśmy parą Jedi. On jest moim mistrzem, a ja jego padawanką. Jesteśmy "zakochani" z Mocy -powiedziałam.-Leio, muszę już wrócić do pokoju. Mam ważną sprawę do załatwienia.
-Dobrze, do zobaczenia-powiedziała Leia.
-Do zobaczenia-dopowiedziałam i poszłam w stronę swojego pokoju.
Oczami Luke'a...
Wylądowaliśmy na Hoth i od razu poszliśmy do bazy. Naszą armią dowodził generał i pilot Lind. Rozkazał nam przeszukać teren w celu znalezienia sprzętu wroga. AT-AT został powalony, ale zaginął. To on miał w sobie cały plan Gwiazdy Śmierci, który jest nam potrzebny, aby dostać się do niej bez żadnych komplikacji. Razem z Obi-Vanem poszliśmy na prawo w miejsce, gdzie unosił się dym palącej maszyny. Znaleźliśmy ją.
-Wejdę tam-powiedziałem, lecz Obi-Van zatrzymał mnie.
-Luke, nie ryzykuj-oznajmił Obi-Van.
-Nie ryzykuję mistrzu. Ja tylko wypełniam swoje zadanie-powiedziałem i wszedłem do środka maszyny.
Nie paliło się aż tak jak podejrzewałem. Pocisk był mały.
Jak najszybciej dostałem się do panelu sterowania. Wpisałem hasło dzięki czemu otworzyłem szafkę z plikami dotyczącymi Gwiazdy Śmierci. Ucieszony odwróciłem się i wpadłem na kogoś. Był to szturmowiec.
-A ty dokąd?-zapytał się szturmowiec i strzelił we mnie.
Chwyciłem się zranionej ręki, z której ciekła krew. Przenośną pamięć schowałem do kieszeni i, pomimo bólu, stanąłem do walki.
-Po co walczysz skoro przegrasz?-zapytał się szturmowiec.
-Nie bądź aż tak pewny siebie-oznajmiłem.
Po chwili zrobiło mi się słabo, ale starałem się walczyć do końca. Nagle ktoś od tyłu zaatakował szturmowca. Fioletowy miecz wbił mu się w sam środek brzucha. Nasz wróg upadł na ziemię.
Mace Windu wyciągnął swój miecz i podał mi rękę. Nie odmówiłem pomocy. Z chęcią oparłem się o niego. Bałem się, że zaraz zemdleję. Gdy wyszliśmy z AT-AT, od razu podałem plany Gwiazdy Śmierci Obi-Vanowi. Mace Windu zaprowadził mnie do bazy, gdzie opatrzono mi ranę. Wróciłem do pokoju, który dostałem na czas trwania akcji. Okryłem się kocem i zasnąłem. Obudziłem się wcześnie rano. Poszedłem do kuchni i zrobiłem sobie ciepłą herbatę. Po chwili doszedł do mnie Mace Windu, a zaraz potem Obi-Van. Wiedziałem, że znowu czeka na nas kolejna akcja.
-Więc idziemy na pole walki-oznajmiłem.
-Tak-potwierdził Obi-Van i doszliśmy do tauntaunów.
Mace Windu został głównym dowodzącym podczas naszej akcji. Razem z Obi-Vanem poszliśmy na pole walki. Na samym początku postanowiliśmy się rozdzielić. Skręciłem w lewo i wsiadłem na tauntauna. Po chwili usłyszałem strzał. Moje zwierzątko zaczęło się chwiać. Kolejny strzał. Chwyciłem się rany. Nagle wpadłem w zaspę śniegu. Zamknąłem oczy...

______________________________________
Hej! Co sądzicie o przeczuciu Miry? Czy ono spełni się?

Oto ostatnie chwile w 2019r.! Szczęśliwego Nowego Roku 2020r.!🎆🎇✨🕛

Źródło zdjęcia:
https://starwars.fandom.com/nl/wiki/Tauntaun

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro