× O tym czy Cobry będą miały królową ×

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Warning!
Swoisty dodatek do poprzedniego rozdziału, który zakończył się dosyć refleksyjnie, więc nie mogłam robić kolejnego akapitu z rozmowami i śmiechami chłopaków
_____________
Piątka chłopców, a wraz z nimi jedna dziewczyna, w jak najlepszych humorach wyszli z treningu karate.

- Ej ludzie! Idziemy na burgera?

- Tommy, pytasz a wiesz.- odparł idący, obok niego i opierający się łokciem o bark przyjaciela, blondyn.

Idący na przodzie wysoki, widoczny przywódca ich grona, jasnowłosy blondyn, nachylił się do przytulonej do niego, odrobinę niższej szatynki i powiedział jej:

- Zaraz ci pokażemy nasz najważniejszy punkt dnia, zaraz po każdym treningu.

Dziewczyna coś, cicho mu odpowiedziała i cała grupa przeszła na drugą stronę ulicy do niepozornej knajpki.
Cały czar tego miejsca polegał na tym, że jeszcze nigdy żaden z klientów nie zawiódł się na obsłudze, posiłku czy nawet spokoju, potrzebnym do odpoczynku.

Po zamówieniu jedzenia, zajęli się rozmową o zwyczajnych dla siebie rzeczach. Najczęściej w tej rozmowie padały słowa: cross, przyszły weekend, impreza i bal Halloween.
Po przyniesieniu ich zamówienia i okazjonalnym flircie z kelnerką przez niższego blondyna, tok rozmowy skupił się znów na czasie teraźniejszym.

- Masz dziewczynę, Romeo.- stwierdziła Sarah, opierając głowę na barku wysokiego blondyna, obok niej.

Przy okazji rzuciła frytką, w chłopca naprzeciwko, czym rozbawiła swoje towarzystwo.

- Laska nie ściana, da się przesunąć.-stwierdził Dutch, na słowa koleżanki.

Ta tylko przewróciła oczami z dezaprobatą.

- Chcę poznać dziewczynę, która zatrzyma cię przy sobie na dłużej niż tydzień.

- Już znasz Beth.- stwierdził Jimmy.

- Ta? To coś już poważniejszego Dutch?- zainteresowała się Li.

- Dajcie spokój. Może kilka randek, może po kilku kolejnych się skończy.

- Cały Dutch.- rzucił mimochodem Bobby, w stronę dziewczyny, która wydawała się nad czymś myśleć.

- Mnie za to bardziej interesuje,-zaczął blondyn- co cię wzięło na karate.

- O tak, też chcę wiedzieć. W dodatku naprawdę coś umiesz, jak to możliwe?- spytał Tommy.

- Oh nie, jak to możliwe, że dziewczyny walczą.- zaśmiała się Sar.

- Poważnie. Jesteś jedynym nie męskim osobnikiem w tym dojo.

- Nie musisz mnie przekonywać, wiem jaka jestem wyjątkowa.- droczyła się dalej blondynka.

- W dodatku już brakuje jej krytycyzmu do swojej osoby. Johnny naprawdę cię psuje.- zaśmiał się Tommy.

- Dobra, dobra. Już.- powiedział wymieniony blondyn, unosząc dłoń.

Sarah uśmiechnęła się do niego, a potem spojrzenie przeniosła na resztę, mówiąc:

- Walczyłam w różnych klubach walki już od dzieciaka, próbując kilku sztuk. Zaczęło się od judo, później zapasy, boks, właśnie karate i na mma kończąc. Kontuzja przerwała mi treningi jakiś rok temu.
A kilka dni temu podjęłam decyzję by wrócić, powiedziałam to Johnny'emu...- chór głosów jej przerwał.

- Zgodził się?!- chłopcy spojrzeli na parę.

- No co?- spytał blondyn.

- Nie miał wyboru.- zaśmiała się jego dziewczyna, całując go w policzek.

- Ale jak wy się czujecie z tym, że dołączyłam? No i przede wszystkim Dutch, Johnny, wszystko jest okej?— spytała blondwłosa, z lekką niepewnością.

- Świetnie, że dołączyłaś. Myślę, że mogę to powiedzieć w imieniu wszystkich. Witaj w Cobra Kai.- powiedział Bobby uśmiechając się.

Od reszty dało się słyszeć aprobujące pomruki, aż odezwał się Dutch.

- Może Kreese się mylił... W każdym razie fajnie, że dołączyłaś. Będzie ciekawiej. No i za pokonanie mnie i Johny'ego naprawdę należy ci się szacunek. Nie wątpię, że dostaniesz go także od reszty chłopaków.- zakończył blondyn.

- Ja jestem z ciebie naprawdę dumny.- odezwał się chłopak dziewczyny.

- Tak? Zasłużyłam na szczególny prezent?

- Mam wolny dom dzisiaj, bo rodzice są na jakimś spotkaniu biznesowym.- rzucił z uśmiechem.

- Kuszące.— powiedziała, z zadziornym uśmiechem.

•••
Po tym jak każdy z nastolatków pojechał w stronę swojego domu, para motocyklistów, parkowała właśnie pod domem chłopaka.

•••

- Zawsze nosiłeś czarną opaskę na głowie, odkąd cię poznałam. Nie robisz tego od jakiegoś czasu.- zauważyłam dziewczyna, leżąc w objęciach swojego chłopaka.

Blondyn westchnął, ale powoli odpowiedział na jej pytanie:

- Dostałem ją od Ali. Chyba na początku naszego związku. Teraz nie miałem już powodów by jej nosić i ze względu na ciebie nie chcę.

- Ow, to urocze.

- Wtedy z chłopakami, mówiłaś o kontuzji.

- Tak. Kolana. Była na tyle poważna, że nie mogłam wrócić do uprawiania sportu od razu.

- I to dlatego zdecydowałaś się odpocząć od sportu.

- Mniej więcej.- odrzekła, ale chłopak wiedział, że czegoś jej nie mówi.

- Wiesz, że możesz mi powiedzieć, prawda?

- Przez pewien okres byłam na silnych przeciwbólowych, w szpitalu podawali mi duże dawki morfiny, a w trakcie terapii po operacji też byłam na prochach.- mówiła, łamiącym się głosem.

- Czyli...

Dziewczyna usiadła na łóżku i popatrzyła na chłopaka.

- Uzależniłam się Johnny. Byłam ćpunką.- mówiła przez łzy, lecące z jej oczu.

- Shh, chodź tutaj.- chłopak z powrotem przyciągnął do uścisku, dziewczynę.

Blondynka bardzo powoli się uspokajała.

- Dlatego zrezygnowałam ze sportu, po śmierci mojej mamy było tylko gorzej. Obracałam się w towarzystwie innych uzależnionych, więc mój ciąg się nie kończył. W końcu opiekę dostał mój tata i zabrał mnie na odwyk. Jestem czysta od ledwo ośmiu miesięcy.

- Jestem tu z tobą. Zawsze będę. Nie martw się o nic. I pamiętaj, że możesz mi wszystko powiedzieć, pomogę ci kochanie.

Blondynka zasnęła w ramionach swojego chłopaka, czując się bezpiecznie, pierwszy raz od wypadku na klifach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro