Cobra Kai dojo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah Li
°°°°

Zatem otrzymałam błogosławieństwo na trenowanie w dojo, od swojego chłopa. I byłam tym faktem dosyć uszczęśliwiona. Nie mogłam się doczekać, aż powrócę po latach do karate. Byłam ciekawa jak dużo z mojej starej formy mi zostało, ale jako że na różnych etapach życia trenowałam różne sporty walki, to nie powinno być tragedii.
Dzisiaj w szkole było nudno. Nasze plany, mówię o planach moich przyjaciół, nie miały żadnych wspólnych klas, nawet nie mijałam żadnego z chłopaków na korytarzu, by pogadać. Nuda do kwadratu, naprawdę te lekcje były dzisiaj upierdliwe.
Po dzwonku, kończącym czwartą lekcję, szybko zebrałam rzeczy i ruszyłam w stronę stołówki. Chciałam się już spotkać z przyjaciółmi, ale musiałam jeszcze odłożyć rzeczy do szafki i zabrać portfel.
Myślałam, że załatwię to szybko, ale się myliłam.
Przy szafce zatrzymała mnie Ali.

- Hej.- powiedziała, niepewnie.

- Hej.- odpowiedziałam jej swoim zwykłym, w miarę pogodnym głosem.

- Więc... To oficjalne? Jesteście razem z Johnny'm.- stwierdziła cicho.

- Na to wygląda. Słuchaj, nie chcę żeby coś się zmieniło tylko dlatego, że umawiam się z twoim byłym.

Istotnie, to była prawda. Poznałam trochę Ali i wydawała się całkiem okej.

- Tak. Ja też.- przytaknęła.

- Czyli nie masz do mnie żalu, że jestem z Johnny'm?- spytałam dla pewności, ale wiedziałam, że jeśli by miała z tym problem, to i tak bym się zbytnio nie przejęła. Zwyczajnie, nie mogłam nic z tym zrobić.

- Ja i on to starożytna historia, naprawdę.- westchnęła.

- Cóż, okej.

- Ale, chciałam cię tylko ostrzec. Johnny jest porywczy, zawsze najbardziej liczył się dla niego, jego gang i często robili durne rzeczy pijani. Tylko dla nich wydaje się być prawdziwie miły.

- Nie mogę się wypowiadać o tym jaki Johnny był dla ciebie, ale wiem jaki jest teraz, jaki jest dla mnie i dla chłopaków.

Cóż, chyba można mnie uznać za część jego "gangu", a więc za osobę, z którymi Johnny "się liczy".

- Po prostu uważaj, to całe ich Cobra Kai i pojechane nauki ich nauczyciela nie wnoszą nic pozytywnego.- powiedziała mi.

- Nie martw się. Poradzę sobie z Johnny'm. Ty trzymaj Daniela zdala i może da radę przetrwać ten rok bez miana "okrutnego". (Tu jest małe nawiązanie do piosenki "cruel summer"- Dop. Aut.)

- Jasne, dobry pomysł. To do zobaczenia.

- Cześć.

Ta rozmowa naprawdę była dziwna. Muszę pomyśleć jak zapytać Johny'ego o te obiekcje, które Ali ma względem niego. I zrobić to tak by go nie zdenerwować.
A co do metod Cobra Kai.
Już niedługo będę mogła się przekonać na własnej skórze. I nie mogę się doczekać.

•••

Po szkole pojechałam do dojo, którego adres dostałam od Johny'ego.
Choć pamiętałam drogę na ślepo, ponieważ bardzo często przebiegłam obok tego budynku. Niezły zbieg okoliczności, co nie?
Umówiłam się z nim, że jadę sama motorem, by chłopcy do samego końca nie wiedzieli, że mam zamiar dziś dołączyć.
Johnny tak jak powiedział, nie uprzedził ich.
Byłam jedynie ciekawa czy powiedział Kreese'owi o tym, tak jak miał to w planach.
Nie wiem po co, w żadnym wypadku mi to nie pomoże na starcie. Musiałam sama się wykazać i pokazać ile jestem warta, a przede wszystkim udowodnić, że mogę się równać z chłopakami.
Jako, że zdążyłam jechać do domu i przebrać się w strój sportowy czyli długie czarne leginsy z niebieskimi wstawkami na łydkach i czarną bokserkę z niebieskimi elementami, teraz nie musiałam się martwić przebieraniem się w dojo.
Okej wystarczy tylko tam wejść. 3...2...1...

W środku było całkiem ładnie.
Lustra na jednej ze ścian, ażeby ktoś w nie z całą mocą pierdolnął i znalazł się na oiomie.
Białe ściany jak w psychiatryku, na podłodze maty w kolorze zgrupowania anarchistów- wiecie, czarno-czerwone, a na nich grupa chłopaków rozciągająca się lub rozmawiająca, po zdjęciu butów, podeszłam do swoich przyjaciół, zajmujących centralne położenie, jak zwykle.

Dutch zauważył mnie pierwszy.

- Ktoś tu się zgubił?- spytał z pseudo słodkim głosem.

- Hej, Sar. Przyszłaś popatrzeć na nas?

- Chyba na Johnny'ego.- odpowiedział Bobby, Jimmy'emu.

- Nie i nie. Chcę dołączyć.- oznajmiłam z powagą.

I zarobiłam jedno lekko zatroskane spojrzenie, trzy zdziwione spojrzenia i jedno jakby przedrzeźniające? No wiecie to Dutch, patrzył się na mnie jak na ciężarną dziewicę.

- Ha! Niezły żart.- zaśmiał się Dutch.

Już miałam coś powiedzieć, kiedy wszedł, no właśnie. Pamiętacie co mówiłam o psychiatryku?
Nie wiem czy stojąc na przeciw tego człowieka, mam go bardziej za dyrektora, czy pacjenta.

- W szeregu, panienki!

A potem mnie zobaczył i rzucił z ironią:

- Wydawało mi się, że koło gospodyń jest ulicę dalej. W każdym razie, za tobą na lewo są drzwi i...

- Chcę dołączyć do tego dojo, sensei Kreese.- wymawiając jego nazwisko skłoniłam się, tak jak jest to wymagane, patrząc mu w oczy.

- Jak widzisz, nie mam tu ani grupy początkującej, ani przedszkolnej, ani tymbardziej sekcji dziewczynek.

- Widzę. Wiem też, że płeć nie ma jakiegokolwiek znaczenia w walce, bo patrząc na przeciwnika widzisz tylko wroga, którego masz pokonać.

Mężczyzna parsknął w odpowiedzi, ale teraz zamiast patrzeć z ironią i politowaniem, patrzył obojętnie.

- Czyli mówisz, że byłabyś w stanie pokonać któregokolwiek z moich chłopaków, bo dla pani różnice w budowie i sile mężczyzn i kobiet, nie mają znaczenia?

Cała jego klasa nas obserwowała, niektórzy z ironią, inni z ciekawością.

- Sprawdź mnie.- powiedziałam, pewna siebie.

- Jak sobie życzysz. Panie Lawrence! Na matę. Pokaż jej drogę pięści.

Johnny już wstawał.

- Ale sensei. Ona jest początkująca, a...- to odezwał się Bobby.

- Cisza! Ślicznotka sama chciała próbować coś udowodnić, czyż nie?

Ukłon w stronę sensei. Ukłon do przeciwnika.

Walka.

Przyjęliśmy pozycję, ocenialiśmy. Johnny oczywiście zaatakował pierwszy. Ja zablokowałam jego cios. Nie znaliśmy swojego sposobu walki i ruchów. To było zarazem zaletą jak i wadą.
Wyrzucał na mnie mocne ciosy, nie powstrzymywał się- tak jak chciałam.
Musiałam znaleźć szybko jego słaby punkt.
Wiedziałam, że w walce potrafi częściowo nad sobą panować, nad swoją złością.

Punktacja Ja - 1:1- Johnny

Siła i wzrost też są jego przewagą, ale nasza technika jest na podobnym poziomie, choć moją przydałoby się odkurzyć.

Punktacja 1:2

Teraz ja uderzałam rękami, a on bronił. Kilka ciosów go trafiło. Kopnęłam go szybko i mocno nogą. Nie spodziewał się tego i lekko się zachwiał.

Punktacja 2:2

Zmęczyłam go na tyle by stracił swoją imponującą szybkość, ale wciąż kalkulował.
Podciął mi nogi, przez co upadłam na ziemię, a on szybko uklęknął i chciał zadać ostatni cios.
Wydawać by się mogło, że wynik tej walki jest już przesądzony, czyż nie?
Otóż. Nigdy się nie poddawaj.

- Przepraszam.- usłyszałam z jego strony.

Szybko go kopnęłam, odpychając od siebie i skacząc wróciłam do pionu.
Trafiłam w jego bark.
Nigdy się nie wycofuj.
Dalej walczyliśmy nawzajem parując swoje ciosy.
Aż w końcu znalazłam lukę w jego obronie. Nanosekunda jego rozproszenia, wystarczyła mi, by uderzyć.
To było jak jeden procent na milion, ale bez wątpienia, zawsze wykorzystam jakkolwiek najmniejszą szansę.

Wygrałam. 3:2

Podeszłam do Johny'ego wyciągając dłoń, którą złapał i pomogłam mu wstać. Uśmiechnął się do mnie, cicho gratulując. Poczułam się sto razy lepiej, chciałam by był ze mnie dumny. Co ważniejsze, chciałam by nie czuł się źle po przegranie ze mną.

Mimo, że Johnny jest jednym z lepszych przeciwników, wciąż miałam jakieś rezerwy siły. To zwycięstwo nie było tylko fartem i muszę przyznać było mi ciężko.
W każdym razie nie byłam jeszcze, zupełnie wyssana z energii. I dobrze bo, chwilę później usłyszałam:

- Dutch! Na matę!- Kreese był wkurwiony.

Spojrzałam chwilę na niego, ale jego wzrok wydawał się chłodno oceniający.

Z Dutchem nie pójdzie łatwiej. W pierwszych sekundach walki, dotarło do mnie jak bardzo przyjął w siebie mantrę Cobra Kai.
Walczył agresywnie i bez litości. Ale akurat jego to zgubi. Gdy tylko dam radę blokować jego ciosy, udowodnię mu, że wściekły umysł to wąski umysł. Bo jedynie sprytem, mogłam w tej chwili go pokonać.

Punktacja Ja- 0:1- Dutch

Myślałam, że Johnny się nie powstrzymywał, ale dla Dutcha trzeba zrobić nową skalę.
Moją zaletą jest szybkość i zwinność i brak znaczącej różnicy wzrostu, napewno.

Punktacja 0:2

Mam kłopoty. Nie mam pojęcia jak go podejść, ale szybko muszę coś wymyślić.
Zaatakowałam sekwencją wyuczonych ruchów, z całą mocą i pełną siłą. Ruchami, które mgliście sobie przypominałam, ale których moje ciało nie miało problemów z odwzorowaniem. Wszystko dzięki wspaniałej pamięci mięśniowej.
Przy czym musiałam się kontrolować i nie dać zmusić do bezmyślnego bicia.
Efekt był.

Punktacja 2:2

Zrobiłam to.

Musiałam go rozwścieczyć i to szybko.
Zobaczymy jak sprawne nogi ma Dutch, bo pobiegamy sobie trochę po tej macie.
W końcu, tak jak chciałam, Dutch będąc wkurzonym, nie potrafił odpowiednio zareagować na moje ciosy, zaślepiała go złość, przez co nie skupiał się na technice i na mnie.

Punktacja 3:2

Reszta klasy gapi się niezrozumiale, zdziwona i skonsternowana na mnie, gdy Dutch, klęcząc tyłem do mnie podnosi się z maty, po upadku. Podchodzi do mnie i wyciąga dłoń, którą ściskam. Już wiem, że od teraz mam jego szacunek.

Patrzę na Kreese'a.

- Ciekawe. Możesz tu trenować. Ale lepiej, żeby każdy twój trening był na takim poziomie.- powiedział w końcu.

- Tak, sir.

- Dutch! Johnny! 50 na kostkach!

Dwójka zainteresowanych, rzuciła się na ziemię, robić pompki. Reszta z nas ustawiła się w szeregu.

•••
- Czy droga pięści jest dla wszystkich?

- Nie, sir!

- A czy wy jesteście godni jej nauki?

- Tak, sir!

- Więc jakie są jej zasady?!

- Uderz pierwszy! Uderz mocno! Bez litości, sir!- słuchałam tego, trochę oniemiała. W jakiejś części to było głupie, ale...

- Lepiej naucz się tych słów, ślicznotko.- podszedł do mnie Kreese.

- Tak jest, sir!- odpowiedziałam, bądź co bądź wiem czym jest dyscyplina i szacunek do nauczyciela.

Choć wszystkimi siłami musiałam się zmuszać by nie pyskować mu za "ślicznotkę".

- Bo od dzisiaj jesteś Cobrą. I masz rację, nie liczy się płeć, tylko twoja walka się tutaj liczy, zapamiętaj.

Odszedł w stronę kogoś innego, dalej mówiąc:

- Czy ból istnieje w tym dojo?

- Nie, sir!- odpowiedział chór męskich głosów.

- Czy strach istnieje w tym dojo?

- Nie, sir!

- Porażka, czy istnieje w tym dojo?

- Nie, sir!- zdecydowanie najgłośniejszy okrzyk.

Ciekawe czy ludzie na ulicy, w autach, w sklepach to słyszą.

Ale do rzeczy, wiedziałam, że zła interpretacja, złe podejście, zły nauczyciel i zła droga w połączeniu z takimi słowami sprawią wielkie spustoszenie w głowach tych chłopaków.
Jeśli to jeszcze się nie stało.
Ale nie mogę na to liczyć, jeśli trenują tu od dziecka. Umysł dzieci najszybciej chłonie, przekazywane przez autorytet, słowa.
Ale jestem w stanie zmienić przyszłość moich pięciu przyjaciół, prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro