Czy napewno babski wieczór jest beztroski?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah Li
°°°°

Ten tydzień minął dosyć szybko, wypełniony szkołą, treningami, unikaniem Daniela i jak zwykle zabawą z Cobrami. W tej chwili kończyły się zajęcia i czekałam na dziewczyny na dziedzińcu szkoły.
Mój wspaniały chłopak pozwolił mi pożyczyć jego samochód, ktoś teraz mi powie, że nie jest kochany?

— No wreszcie, co tak długo?— spytałam Beth, która podeszła razem z Tiffany.

— A cicho. Lepiej powiedz gdzie pozostałe.— odpowiedziała.

— Czekamy jeszcze tylko 5 minut.— stwierdziłam, zaplatając ramiona na piersi.

— Uuu, ktoś tu się zirytował.— zaśmiała się Suzan idąca z Ali.

Beth i Tiff spojrzały na tę ostatnią ze zdziwieniem, ale nic ostatecznie nie powiedziały.
Ja natomiast zdziwiłam się, że Barbara, która przyszła chwilę później, dała się namówić na spędzenie czasu z Ali Mills.
Ale jeśli unikniemy babskich wojen, to dla mnie tym lepiej.
    Gdy w końcu przyszła ostatnia spóźnialska, wsiadłyśmy do auta, obierając kurs na centrum.
Mimo, że sama to zaproponowałam, miałam wielką nadzieję, że ominie mnie sześciogodzinne łażenie po sklepach.

•••

Myliłam się. Strasznie się myliłam.
W dodatku strasznie się nudziłam. Mało powiedziane, na potęgę się irytowałam, gdy dziewczyny ciągały mnie po beznadziejnych sklepach, a później same wychodziły z niczym.
    Gdyby nie sklep, w którym znalazłam wspaniałą sukienkę, chyba bym to rzuciła i wyszła na crossa.
A co do sukienki, była bez ramiączek, z wiązaniem z tyłu. Jej góra miała błyszczące cekiny i była czarna, a rozkloszowany dół w kolorze pudrowego różu, ale w takim ładnym odcieniu, kończył się kilka centymetrów przed kolanem.
Jak tak teraz pomyślę, to nie mam żadnej sukienki do ziemii. Cóż, nieważne.
   Do niej postanowiłam jeszcze kupić czarne, dwunasto-centymetrowe szpilki z wiązaniem, które obejmowało łydkę.
No i mamy to panie Lawrence, nie będzie pan wyższy ode mnie.
Czy bycie niższym od tego chłopaka to dla mnie kompleks?
Nie, zwłaszcza gdy jestem sporo wyższa od LaRusso haha.
Co więcej, uwielbiam to jak mój wzrost pozwala mi wtulić się w tors mojego faceta, a on mocno oplata mnie swoimi wyćwiczonymi ramionami.

— Ziemia do Li.— Beth zamachała mi przed twarzą.

— Wiemy, że się nudzisz, ale chociaż udawaj.— zaśmiała się Tiff.

— Coś ty, ona już marzyła by wrócić do Johnny'ego.— zaśmiała się wrednie Suzan.

No tak, dzięki.

Reszta dziewczyn się zaśmiała, zresztą ja też. Uwierzcie, że to była jedna z tych milszych form dokuczania mi, jeśli temat schodził na blondyna.
I właściwe na tym skończyły się nasze zakupy.
    No dobra, ja kupiłam jeszcze czerwony i czarny lakier, trochę t-shirtów do biegania bo nie byłabym sobą i nowe trampki.
Każda z dziewczyn wybrała sobie sukienkę, jakieś dodatki, kosmetyki, inne pierdoły.
    Po tych długich kilku godzinach, wsiadłyśmy do auta z torbami pełnymi zakupów, a ja wiedziałam, że już nigdy nie pójdę na zakupy z Suzan i Ali.

Kilka minut nieprzepisowej jazdy później, siedziałyśmy już w moim domu, w moim pokoju.
Zdążyłyśmy zachaczyć jeszcze o sklep spożywczy, w którym zaopatrzyłyśmy się w słodycze, popcorn, lody i alkohol.
    I teraz w moim pokoju jest konkretny bałagan, jakby wcześniej go nie było, składający się z ciuchów, opakowań, butelek i szklanek.
Czeka mnie sprzątanie, ale ważne jest to, że salon jest czysty.
Przynajmniej narazie.
Właściwie zastanawiam się teraz dlaczego tata się zirytował o ten burdel i dlaczego tak pilnuje porządku, skoro zadzwonienie po sprzątaczki zajmuje chwilę.
     Ale wracając do tu i teraz.
Jako, że nasz skład rozszerzył się do Ali i Suzan, które nie spędzały dużo czasu z nami, sytuacja wydawać by się mogła napięta. Wiecie już, co tu robił alkohol. Wiecie też, że Ali nie piła, a zapytana o to przez Tiffany powiedziała, że:

— To przez byłego.

No błagam cię... Jeden możemy nazywać rzeczy (ups, przepraszam misiu) po imieniu, dwa: co z tego, że Johnny pił? Bardzo prawdopodobnie, robiłam gorsze rzeczy niż on.

— Spokojnie Ali. Wiem, że Johnny był z tobą, to imię nie musi być jakimś fatum tylko dlatego, że tu siedzę.

— To nie przez ciebie. Egocentryzm udzielił ci się od Johnn'a i myślisz, że wszystko obraca się wokół ciebie?

— Laski! Spokój.— stwierdziła Beth.

— Właśnie. Pussy power i te sprawy. Zajmijmy się czymś przyjemniejszym niż gadanie o chłopcach.— stwierdziła Barb.

— Gadanie o chłopcach nie jest przyjemne?— zapytała ze śmiechem Tiff.

— O konkretnych chłopcach.— dopowiedziała Barbara, z westchnięciem.

I tak chyba temat chłopców został, na tę chwilę zamknięty.

— Obejrzyjmy jakiś słaby romantyczny film, którego będę żałować już po przeczytaniu opisu.— zaproponowałam, dla świętego spokoju.

I jak powiedziałam, tak zostało zrobione, zaraz po zabraniu z zamrażalnika karmelowych lodów, zeszłyśmy pod parter, gdzie ojciec ma salę kinową i włączyłyśmy projektor.      Chociaż muszę przyznać, że film nie był taki zły. W skrócie: opowiadał o lasce, która miała zająć się sparaliżowanym kolesiem, zakochała się w nim, a ten na końcu postanowił i tak se umrzeć. No i hej.

Grałyśmy też w salonie, w pijackie kalambury. O co chodziło? O to samo co w normalnych kalamburach tylko, że byłyśmy pijane i trzymanie wyprostowanej pozycji było wyzwaniem.
    W końcu przyszedł czas na malowanie paznokci, robienie warkoczy i inne pierdoły. Jak ja się dałam na to namówić?
Cóż przynajmniej miałam po swojej stronie Beth, która tak samo nie lubiła gdy inna dziewczyna dotyka jej włosów lub każe się malować.

Nie no, nie było wcale źle.
Tylko dużo gorzej.

— Ej laski, myślicie, że powinnam ściąć włosy?— spytałam, gdy leżałam z maseczką na twarzy i włosami zawiniętymi w ręcznik.
Już myślałam o tym, ile czasu zmarnuje na suszenie tej szopy.

Lubię swoje włosy, prawdę mówiąc, ale to ile czasu zajmuje mi ich ogarnięcie, jest naprawdę straszne.

— Jak to ściąć?— przestraszyła się Su.

— No nie na "zero" przecież.— powiedziałam, chociaż to całkiem kuszące.

— Johnny'ego zapytaj.— zaśmiała się Tiffany.

— A to całkiem brzmi jak plan, wiesz?— stwierdziłam sarkastycznie.

Co ja jestem, jego lalką?

— No, on podobno nie lubi nagłych zmian, więc lepiej go ostrzeż wcześniej.— powiedziała Barbara.

— Daj spokój jednego dnia jesteśmy na randce i pozwalam mu otworzyć przed sobą drzwi i odsunąć krzesło, a kolejnego dnia biję go na macie. Jeśli to nie jest "nagła zmiana" to nie wiem co nią jest.— powiedziałam poważnie.

Hm, może zapytam go co myśli o ścinaniu włosów? Tak z czystej ciekawości, nie żebym miała się dostosować do jego wymogów przecież.
A może zetnę bez jego wiedzy?
Chyba chłop nie zauważy różnicy jeśli z włosów do bioder, zrobią się do ramion...

Reszta dziewczyn się zaśmiała, zanim nie odezwała się znów Beth.

— Jak wam się układa z Johnny'm?

— Jest dobrze. Bardzo dobrze.— stwierdziłam krótko.

— Jak dobry jest w łóżku.— no tak, cała Tiffany.

— Nie wiem.— stwierdziłam.

Naprawdę nie wiedziałam. Dotarliśmy do drugiej może trzeciej bazy i to tylko dlatego, że nie jestem pewna. Ale co mam myśleć o oczekiwaniach chłopaka, który z całą pewnością spał z przynajmniej połową lasek w szkole, podczas gdy drugą połowę zaliczał Dutch, przez to i mój ukryty perfekcjonizm mam wątpliwości co o mnie pomyśli.

— Kłamiesz.— powiedziała z całą pewnością Beth.

— Prawdę mówię. Nie do mnie te pytania.— stwierdziłam patrząc na Ali. Przypadkowo!

— Ją już przesłuchiwałyśmy, miała słabą odpowiedź.

— Jak to? — zdziwiłam się trochę.

Wierząc innym, było to niemożliwe by Lawrence był w czymś słaby, a już szczególnie w TYM.

— Tak jakoś wyszło.— stwierdziła Mills.

— Ciekawe czemu.— rzuciła wrednie Beth.

— Ej, zero kłótni w tym do(jo)...mu.— powiedziałam, trochę się myląc.

— Bo musisz wiedzieć, — zaczęła Tiff— że Johnny jest w szkole uznany za króla minetek.— mówiła śmiejąc się.

— Ale co ważniejsze. Musisz znać plotki wielu dziewczyn, które wciąż mu proponowały trybuny, szatnie, albo nieuczęszczany korytarz, ale musiały obejść się smakiem.— powiedziała Suzan.

— Ah tak?

Nie, nie dziwiło mnie to, że ten umięśniony blondyn jest rozchwytywany przez wiele lasek.

— Nie dziw się tak, już co wredniejsze dziewczyny robią zakłady kiedy z tobą zerwie lub cię zdradzi.— powiedziała Tiff.

— To sobie poczekają.— odezwała się nagle Ali.

— Tak uważasz?— zapytałam, spoglądając na nią.

—  Uwierz, że szaleje za tobą. No i widzę to, jak go zmieniasz. Na lepsze. Zresztą nigdy nie był typem faceta, który zdradzał.

Okej, to było... Miłe.

— Gdyby nie Daniel, wrócilibyście do siebie?

— Nie sądzę. Zwłaszcza, że Johnny od twojego pojawienia się, też zaakceptował koniec nas.— odparła bez żalu.

— Laski! Kończymy smuty. Jak rozmowy o seksie przeszły do przyczyn zerwania?— odezwała się Beth.

— Okej, zmieńmy temat skoro chcesz. Jak ty i Dutch?— zapytałam z wrednym uśmiechem.

— Wiedziałam, że pożałuję odezwania się.— westchnęła męczeńsko.

Zaśmiałam się z resztą dziewczyn i spytałam.

— Oj, już przestańcie oboje robić z tego tajemnicę.— poprosiła Tiffany.

— Po prostu, czasem mi się wydaje, że nie łączy nas nic oprócz zajebistego seksu. To tyle.— stwierdziła trochę smutno czarnowłosa.

— I kto tu robi smuty?

— Oj zamknij się Li.— powiedziała, rzucając we mnie poduszką, która zapoczątkowała wojnę.

•••

Pół godziny po tej uroczej zabawie i po sprzątaniu pokoju, siedziałam razem z moją przyjaciółką w kuchni.
Oparłam nogi na stole i odchyliłam się na krześle, a ona siedziała na bufecie, obok płyty grzewczej.
Obie piłyśmy whiskey z colą.

— Okej, teraz możesz się wyspowiadać.— stwierdziłam.

— Chyba się zakochałam.— westchnęła.

— Noo, super.— odpowiedziałam jej.

Poważnie. Dutch jest naprawdę super facetem, gdy już przebijesz się przez jego upartą fasadę porywczości i maskę agresji.

— Wcale nie. On, nie jest jak twój Johnny.

— I całe szczęście.— stwierdziłam poważnie.

— Boję się, że jak mu powiem to skończy się to, co mamy teraz i znów wróci do posuwania co noc innej laski.— stwierdziła gorzko.

— Nie sądzę. Ale mogę zapytać Johnny'ego czy Dutch coś mu mówił, jeśli chcesz.

— Cokolwiek.— powiedziała, dopijając drinka.

— Posłuchaj. Dutch jest najcięższym przypadkiem "wolnego strzelca" ale gdybym miała powiedzieć kto jest na dobrej drodze by to zmienić to...

— Nie. Przestań! Stworzę sobie niepotrzebnie nadzieję i uroję, że on może kogokolwiek kochać.

— Nie mów mi, że wierzysz w obraz jaki cała ich grupa chce pokazać.— powiedziałam zrezygnowana.

— Ale przyznaj że na pierwszy rzut oka tacy są.— broniła się.

— Może. Ale naprawdę zdążyłam już ich poznać, by wiedzieć, że postawa "macho" to ściema. Oni naprawdę nie są tylko maszynami do atakowania słabszych i ćwiczenia karate.

— Tak, tak wiem.

— Porozmawiaj z Dutchem, nic ci nie zrobi.

— W najgorszym wypadku wyrzuci mnie nad ranem z domu.

— To się nie stanie.

— Zmieńmy temat na mój ulubiony.— poprosiła.

— Myhm, cudownie.

— Ty i Johnny.— wyszczerzyła się.

— No i co z nami?— spytałam z pół-uśmieszkiem.

— Pasujecie do siebie.

— Skoro tak twierdzisz.

— Poważnie. Gdy Lawrence był z Ali to tak irytowali, że to była masakra.

— Aż tak?

— A daj spokój. Sztuczne uśmiechy, sceny zazdrości, kłótnie o każdą głupotę i krzyki.

— Jak to wytrzymało dwa lata?

— Mnie nie pytaj.— odrzekła.

— Właściwie to dobrze, że się pojawił LaRusso.— stwierdziłam po namyśle.

— Bezsprzecznie zapoczątkował całe to koło problemów, dzięki czemu jesteś z Johnny'm.— wyszczerzyła się do mnie.

— Tak. Tak. Ale zauważyłaś, że Ali chyba nadal ma kłopoty w raju?— spytałam. No dobra, bardziej zasugerowałam.

— Noo, coś ten lipny ich związek z LaRusso.— przyznała, moja przyjaciółka.

Gdybyś wiedziała Beth, gdybyś wiedziała...

— Dziwisz się?

— Oczywiście, że nie! Ten półkrwi Włoch to jakaś ciota jest.

Zaśmiałam się na jej słowa, a potem wyjęłam z lodówki kolejne opakowanie lodów.

— Chodźmy, laski chyba skończyły się myć.

I wrociłyśmy do mojego pokoju, zastając tam niemały bałagan.

— Dobra laski. Ogłoszenie parafialne! Weźcie to i przesuncie gdzieś na bok, bo materace muszą się dla was zmieścić.— powiedziałam wskazując na sporej wielkości kupkę wszystkiego, która była na dywanie, na środku pokoju.
Dlaczego materace, gdy mam multum pokoi gościnnych?
Cóż, bez tego punktu nie udaje się żadne nocowanie, po prostu musi być spanie w jednym pokoju. Albo i nie spanie

— Dobra już, już.

— Co teraz robimy?— spytała Barb, gdy bałagan był ogarnięty, a ja wróciłam z materacami.

— Beth, śpisz ze mną na łóżku, prawda?

— No jasne, kochanie.— powiedziała z zadziornym uśmiechem, na co się głośno roześmiałam.

Spojrzałam na pozostałą nam ilość alkoholu.

— Grałyście w "nigdy przenigdy"?

•••

— Nigdy nie uprawiałam seksu.

No i się zaczynają typowe dla licealistów pytania.

Każda z nas się napiła prócz Suzan i Barb.

— Nigdy nie jeździłam na motocyklu.— powiedziała Ali.

— Ktoś chce mnie upić.— zaśmiałam się, pijąc.

— Nigdy, rodzic nie wszedł do mojego pokoju, w złym momencie.— powiedziała Tiff.

Napiła się ona, ja, Beth i co ciekawe Ali.

— Nigdy nie byłam w trójkącie.— powiedziała Beth.

Tiffany piła.

— Hej! Masz nam opowiedzieć jak było.— zaśmiała się Bethany.

— Nigdy nie...— naszą grę przerwał dzwonek do drzwi.

— Spodziewasz się kogoś?

— Nie.

— Może twój tata wrócił?— spytała Tiff.

— I dzwoniłby do własnego domu? Pomyśl czasem.— ochrzaniła ją Beth.

Zostawiłam dziewczyny i zeszłam na dół.
Idąc holem, uspokoiłam Tyson'a i poszłam na chwilę do kuchni by sprawdzić, która godzina. Dochodziła 03: 38
Będąc już przy drzwiach, otworzyłam je.
Zobaczyłam najmniej spodziewaną osobę.

~~~
Kto stoi za drzwiami? Taka zagadka

Kogo chcecie by złożył wizytę dziewczynom?
I co ważniejsze, co się właściwie stało?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro