Gdy o ciąży domyśla się każdy, tylko nie ojciec dziecka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sarah Li
°°°°

Tym razem imprezę, która przybrała formę naprawdę spokojnej domówki, zrobiliśmy u Johnny'ego.
Z tego powodu, że Sida miało nie być przez dwa tygodnie, bo miał jakiś wyjazd biznesowy do fili swojej firmy, która znajdowała się w kompletnie dalekim Stanie.
  Tak więc siedzieliśmy w ślicznym ogrodzie i robiliśmy grilla, przy okazji słuchając dźwięku rockowych ballad.
Śmiałam się z Dutcha, który walczył z gasnącą mu rozpałką, ale uciszyłam się, gdy chciał mnie polać jakimś płynem, bliżej nieokreślonego pochodzenia.
   Spędziliśmy świetny czas, w składzie; chłopaki z Cobry, Beth, Tiff, ja, Suzan, Barbara i Ali, zwyczajnie chillując i pijąc wino, którego odmówiłam, ale nikt wbrew oczekiwaniom, zanadto się nie upijał.
To była zdecydowana nowość. I powodów mogło być kilka; chłopaki nie chcieli pić przed turniejem, nie chcieli chlać do nieprzytomności jak dawniej, mieli na uwadze, że w domu jest mama Johna, albo już im powiedział, co jednak jest najmniej prawdopodobne.
   Jakiś czas później, dałam sygnał Johnny'emu do uciszenia naszych przyjaciół.

— Ej!, ej, dobra ludzie. Z Sarą mamy wam coś do przekazania.— zaczął i spojrzał na mnie, uśmiechając się uspokajająco.

To już chyba tradycja, że będę się denerwować, ale gdy spojrzałam na uśmiechającą się Beth i Tiff, która też chyba się domyślała, mój stres gdzieś zniknął.

— Dzięki, misiu. Więc, z Johnnym zostaniemy rodzicami... a teraz możecie nam pogratulować.— powiedziałam na wydechu.

Nie mogąc się nie zaśmiać na ich miny.

— No w końcu. Już się bałam, że naprawdę powiesz mu po turnieju.— zaśmiała się Beth, na co przewróciłam oczami.

— Wiedziałaś?— spytali Dutch i Johnny.

— Oczywiście. Myślisz, że kto uspokajał twoją dziewczynę, myślącą, że ją znienawidzisz?— spytała Bethany w kierunku blondyna.

— Naprawdę kochanie?— spytał mnie, trochę smutnym tonem.

— Minęło już, tak?— próbowałam go przekonać.

— Dobra, skończcie chrzanić. Gratuluję wam i życzę najlepszego.— powiedziała Beth.

— Dołączam się i myślę, że mogę powiedzieć za całość, że to niesamowita wiadomość.— odezwała się Tiffany.

— A ja ci życzę powodzenia na drodze do ustatkowania tego degenerata.— zaśmiał się Dutch.

— Nie martw się Dutch, Beth zrobi z tobą to samo.— powiedziałam, nie bardzo przewidując skutek tego zdania.

— Złapiesz mnie na dziecko, mała?— spytał w stronę czarnowłosej, z irytującym mnie uśmiechem.

— Błagam, jeden egocentryk, którym się muszę zajmować, mi wystarczy.— odpowiedziała wrednie.

— That's my girl.— zaśmiałam się mówiąc to.

Dalsza rozmowa dalej krążyła wokół tematu dziecka, ale nikomu z nas wydawało się to nie przeszkadzać.

•••

Jakiś czas później zostałyśmy same z dziewczynami, mogąc porozmawiać bez zanudzania naszych chłopaków:

— Naprawdę mi ulżyło, że już nie muszę tak tego ukrywać, wiecie?— przyznałam.

— W ogóle nie musiałaś, wiesz?— stwierdziła Su.

— Dobiję cię faktem, mówiąc, że część z nas już się domyślała?— spytała Tiff, z pewnym siebie uśmiechem.

— Co mnie zdradziło?

— Nie piłaś alkoholu, a gdy się przebierałaś zauważyłam, że znikł twój wyrobiony kaloryfer.— wytłumaczyła.

— No i jesteś zbyt ubrana, normalnie byś pewnie była w topie i się opalała.— zauważyła Suzan.

— Sherlock by nie wymyślił.— zaśmiałam się.

— Ty lepiej mów jak się czujesz.— spytały.

— Zabrzmię banalnie, ale odkąd mu powiedziałam, to wspaniale.— przyznałam i zauważyłam uśmiech tryumfu na twarzy Bethany.

•••

W późnych godzinach wieczornych skończyliśmy to spotkanie, sprzątanie jednak zostawiając na jutrzejszy dzień.
Pożegnaliśmy naszych przyjaciół, którzy na propozycję nocowania tutaj odmówili, stwierdzając wrednie, że powinniśmy spędzać we dwoje tyle czasu, a raczej konkretnie go spożytkować, ile zdołamy, bo po porodzie będzie to niemożliwe.
Czy ktoś mi teraz powie jak ich nie kochać?

Nie, chwila. Nkech ktoś mi powie czemu całe życie spędzam z debilami.

Tak czy inaczej, miłym dopełnieniem tego dnia było zaśnięcie w ramionach mojego ukochanego blondyna.

•••

Obudziłam się, gdy słońce zaczęło przeciskać swoje promienie przez szpary w roletach.
Spojrzałam na Johnny'ego, który spał dalej w najlepsze. Spojrzałam na godzinę na budziku, była 8:40.
Myślałam, że był wczesny ranek, ale się myliłam i byłam też zdziwiona, że spałam tak długo. Postanowiłam nie marnować reszty dnia i po szybkim ubraniu się, podeszłam do Johnny'ego i dałam mu buziaka, wychodząc chwilę potem z pokoju.
   Wchodząc do kuchni, natknęłam się na Laurę, co nie było takie dziwne, ale na początku nie wyglądała mi na ten typ kobiety, dla której kuchnia to królestwo.

— Dzień dobry, pani.— powiedziałam pogodnie, powstrzymując ziewanie.

— Witaj, Sar. Myślałam, że ty także będziesz odsypiać wczorajsze spotkanie.— powiedziała pytająco.

— Jakoś nigdy nie spałam zbyt długo.— przyznałam.

— Pewnie masz to po...

— Moim tacie, zgadza się.— dokończyłam uśmiechając się, zaraz potem ziewając, na co Laura zachichotała.

— Może jednak skusisz się na kawę?

— Herbata mi wystarczy, jeśli mogę prosić.

— Hmm, co powiesz na rooibos?— zapytała mrugając.

— Byłoby świetnie.— powiedziałam, zastanawiając się nad czymś.

Chwilę później została przede mną postawiona filiżanka, na co podziękowałam.
Laura usiadła naprzeciwko mnie, przy stole.
Wzięłam łyka delikatnie czerwonego napoju, którego miodowy smak rozlał się na moim języku.

— Muszę ci podziękować za to co robisz dla Johnny'ego.— powiedziała.

— To nic takiego, no i wydaje mi się, że więcej to on dla mnie zrobił.— zaprzeczyłam.

— Tak skromna jak piękna. Bardzo dobrze znam mojego syna i widzę zmianę na lepsze, jaka w nim zaszła.— odrzekła.

— Tak?

— Zanim cię poznał zazwyczaj nie wracał na noc, gdy się pojawiał miał ciągle nowe siniaki i rany, częściej pił i kłócił się z Sidem, był cały czas negatywnie nastawiony do wszystkiego.— wymieniła.

— Cieszę się, że mnie do siebie dopuścił i mogłam mu pomóc.

— Chyba nie powinnam tego mówić, ale zanim cię spotkałam, sądziłam, że będziesz podobna do Ali.

Porównywań z byłą, ciąg dalszy.

— Więc, czy twoje przypuszczenia się sprawdziły?— spytałam ostrożnie.

— Ani trochę i dobrze bo nigdy jej nie lubiłam.

Zaśmiałam się na jej ostatnie słowa.

— Przepraszam za to.— powiedziałam wciąż się szczerząc.

— Nie przejmuj się.— machnęła ręką.

— Mogę zapytać czemu?

— Była sztucznie miła. Jak większość dziewczyn ze Wzgórz, porcelanowa lalka.— odparła, kontynuując— Mogę teraz ja pozadawać pytania?

Czemu znów odczułam niepokój?

— Oczywiście.— powiedziałam, maskując uśmiechem ten lekki strach.

— Który to tydzień?— spytała z uśmiechem, który trudno mi było odgadnąć, co znaczył.

Kurwa mać?

— Jedenasty, ale skąd wiedziałaś?

— Gęste, błyszczące włosy, picie wody, wybieranie nie solonych i łagodnych potraw i herbata z czerwonokrzewu.— wskazała z uśmiechem na moją filiżankę.

Cholera, jest dobra.
A skoro ma dobry humor to chyba mogę już całkowicie się odstresować.

— Więc zorientowałaś się szybciej niż ojciec dziecka.— powiedziałam żartobliwie.

— Kochanie, mój syn by się nie zorientował, nawet gdybyś mu test ciążowy trzymała przed oczami.— zaśmiała się, a ja po chwili lekko parsknęłam.

Po chwili do kuchni wszedł jej zaspany syn, z włosami stojącymi w cztery strony świata.
Jedna z top 10 rzeczy, które mogłabym oglądać do końca życia.
Miał na sobie zwykłe dresy, w których śpi i czarny bezrękawnik.
Jak możliwe, że wyglądał w tym tak dobrze?

— Hej mamuś.— powiedział, dając jej buziaka w policzek.

Podszedł do mnie i pocałował w usta, później siadając obok mnie, przy stole.

— Co robicie?— spytał.

— Przekazujemy sobie ciążowe doświadczenia.— powiedziała lekkim tonem.

— Powiedziała ci?— spytał ponownie, z lekkim zdziwieniem.

— Domyśliłam się, mój nierozgarnięty synu. Ale słucham, kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?— rzuciła z gniewem, ale zdradził ją uśmiech.

— Ale już nie udawaj, że będziesz próbowała być zła...— zaczął.

— Dobrze, nie będę udawać. Będę zła.
Nie, naprawdę musimy porozmawiać synu, ale oszczędzę twojej dziewczynie krzyków i stresu.— powiedziała, już nieco bardziej poważnym tonem.

A ja zaczęłam się zastanawiać, jaki tak naprawdę ma stosunek do tego.
I czy możliwe jest, by z taką wiadomością móc oswoić się przez jeden dzień.

— Jasne. Jest może jakaś kawa?— spytał zmieniając temat.

I to jest cały mój chłopak. Wiecznie bezstresowy. Lub udający takiego.

— Jak zrobisz to będzie. Możesz też, na przykład zrobić śniadanie swojej dziewczynie.— stwierdziła z przekąsem, stając się dla mnie coraz większą zagadką.

— Wspaniały pomysł.— powiedział wstając od stołu.

____________
To jest ewidentnie rozdział, z którego jestem zadowolona najmniej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro