Jak zacząć pierwszy dzień, ostatniego roku nowej szkoły

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wraz z minięciem kaca, doszła do mnie informacja o początku września, a tym samym skończonych wakacjach.
Jednych z bardziej udanych, muszę przyznać.
Dziś musiałam wstać, diametralnie wcześniej niż zwykle i ogarnąć się do miejsca, w którym nie chce być żaden uczeń, a do którego chciałaby wrócić przynajmniej połowa dorosłych.
Czyż jest większy absurd życia?
    Czy jest jakiś pozytyw w sytuacji? A no jest, to dopiero pierwszy dzień i nic ciekawego się nie zdarzy.
Tak myślałam.
Bardzo się myliłam.

Ale po kolei, wstałam i trochę się rozciągnęłam. Normalnie rano, poszłabym biegać, ale dziś nie miałam na to ochoty.
Zjadłam śniadanie, na które wybrałam tosty i sok pomarańczowy, a po zjedzeniu powlekłam się pod prysznic.
Wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i zmotywowana do wyboru stroju i do tego, by nie trwało to trzy godziny.
Moje zadanie przerwał mi jednak dzwonek telefonu.
Po zignorowaniu dwóch sygnałów, uzmysłowiłam sobie, że mój tata nie odbierze, więc podniosłam słuchawkę.

— No wreszcie.— usłyszałam lekką irytację po drugiej stronie.

— Ciebie też miło słyszeć, Bobby.— parsknęłam.

— Jesteś jeszcze w domu?

— No tak, w końcu jeszcze z jakieś 40 minut do lekcji.

— Za pół godziny przyjeżdżają po mnie chłopaki i jedziemy pod szkołę, wyrobisz się?

— Pewnie, muszę tylko sprawdzić motor, ale dam radę.

— Super, to do zobaczenia.

Po tej rozmowie, wróciłam znów do wyboru ciuchów.
Wyjęłam z szuflady dzwony, tak te jeansy, a do tego biały top z długim rękawem i czerwonym paskiem przechodzącym przez środek.
Wyjęłam jeszcze z szafy dwie kurtki. Jedną czarną skórzaną, drugą była niebieska bomberka. I wybierz tu mądrze...
Co do butów, postawiłam na czarne sztyblety, których wypastowanie zostawiłam na inny dzień.
Założyłam jeszcze zwyczajowo, swoje czarne rękawiczki i zeszłam do garażu, skąd wzięłam czarny kask w niebieskie pioruny. Właściwie różne kolory niebieskiego, ale kto by się przejmował.

Zostało mi jeszcze 10 minut do wyjścia, więc pobiegłam szybko na górę by spakować torbę.
Tak, zapomniałam zrobić tego wcześniej.
Po włożeniu do niej dwóch zeszytów, planera i kilku długopisów, uznałam, że mogę ruszać.
Ostatecznie założyłam czarną kurtkę, pasowała do rękawic, okej?

Wsiadłam na crossa i pojechałam w kierunku domu Brownów.
Gdzie przywitał mnie widok pięciu chłopców na enduro.

— No proszę, jednak jest nasza królowa motocykli.— rzucił ze swoim firmowym uśmiechem Dutch.

Choć koło normalnego uśmiechu to nawet nie stało.

— Chcesz mnie wypróbować?

— Zastanów się o co prosisz.— odparł, poruszając brwiami.

— Dobra, ludzie! Jedziemy, zanim ta dwójka będzie jeszcze gotowa na ominięcie pierwszego dnia, na rzecz testowania zawieszenia motoru.— rzucił Tommy ze śmiechem.

Radzę to zapamiętać, on praktycznie wszystko mówi śmiejąc się, krzycząc lub żywo gestykulując.

I pojechaliśmy w kierunku liceum, w którym mam spędzić najbliższe 6 godzin.

•••

Na początku byłam zmuszona znaleźć pokój dyrektora i odebrać swój numer szafki, coś podpisać i pozałatwiać inne formalne pierdoły. Aha jeszcze wysłuchać wykładu na temat szkoły i innych głupot.
Na dzień dobry zebrałam opitol, że powinnam była zjawić się wcześniej. Wyszłam z gabinetu ze znakiem zapytania wypisanym na twarzy, ale później zrozumiałam co dyrektor miał na myśli.
Samo szukanie szafki zajęło mi trochę czasu, a dodatkowo musiałam znaleźć klasę.

— Fuck! Świetnie po prostu.— tak, szarpałam się właśnie z kłódką od szafki.

— Pomóc?— spytał mnie jakiś rudzielec.

— Ta, może się przydać.— podałam mu karteczkę z kodem.

— I voil'a. Nie widziałem cię tu wcześniej.— powiedział, wyciągając rzeczy ze swojej szafki, która znajdowała się dwa miejsca dalej, od mojej.

— Pewnie dlatego, że dopiero co się przepisałam.

— Ho świeżak? Powodzenia, wiesz gdzie masz lekcje?— spytał, a zaraz po jego słowach rozległ się dzwonek.

— 248-T.— odpowiedziałam z irytacją, na spóźnianie się pierwszego dnia.

— Idę tam właśnie, zaprowadzę cię. Tak w ogóle jestem Chris.

— Sarah.

Ruszyłam za nim, słuchając jego gadania o szkole.

— Masz szczęście, szczerze mówiąc. Mrs. Williams zawsze się spóźnia.

Coś czuję, że to będzie długi dzień. W dodatku, zaczynający się znienawidzoną przeze mnie matematyką.

•••

I miałam rację. Większość lekcji wyglądała tak samo.
Organizacja i i omówienie trybu zajęć, bla bla bla.
Musiałam także się przedstawić i powiedzieć coś o sobie. Norma. Ale irytujące.
Niektórzy nauczyciele zapragnęli sprawdzić wiedzę uczniów po wakacjach i w tym celu zrobili coś w rodzaju quizu.
Jakie było ich zdziwienie gdy moje odpowiedzi na ich pytania były poprawne i wyczerpujące.
No tak, może nie byłam uczniem najlepszej szkoły na Florydzie, ale lubiłam się uczyć i nie sprawiało mi to kłopotów.
Do czasu lunchu, prawdę mówiąc, się nudziłam.
A gdy zeszłam na stołówke i kupiłam kawałek pizzy, jabłko i sok winogronowy, stanęłam chwilę później przed najcięższym wyborem życia, ukazanym na wszystkich amerykańskich filmach dla nastolatków.
Przy jakim stoliku usiąść?

Dobra, skłamię jeśli powiem, że miałam ten problem.
Od mojego wejścia, zaraz zlokalizowałam stół zmotoryzowanych kolesi karate, z ADHD i wściekłymi pięściami.
Przy którym siedział także Bobby, który pomachał mi, jak tylko mnie zobaczył. Potraktowałam, więc to jako dostatecznej zaproszenie.

— Jak lekcje i nauczyciele?— zapytał szatyn, gdy zajęłam  miejsce pomiędzy nim a Tommy'm. Przy okazji naprzeciwko mając Johnny'ego i Dutcha.

— Nie najgorzej, chyba.

— Ha? A ja już tyle słyszałem o nowej uczennicy, która wyprzedza wiedzą połowę klasy.

— Słyszałem coś podobnego.— rzucił Jimmy.

— No, mi też obiło się coś o uszy.— rzucił radośnie (naćpany) Tommy.

— Cicho tam.— odpowiedziałam zażenowana.

— Gwiazdka. Już połowę nauczycieli sobie owinęła.— stwierdził Dutch, uśmiechając się konspiracyjnie do Johnny'ego.

— Oh, Boże. Po co ja z wami siedzę?

— Trzeba się pokazać pierwszego dnia.

— Ale ty jesteś mądry, Tommy.— westchnęłam wbijając słomkę w karton soku.

— Co masz po lunchu?

— Geografię, a potem dwie godziny wf.— odpowiedziałam.

— Oo na twojej drugiej godzinie będą kwalifikacje do drużyny, więc się spotkamy. Nie zdziw się że połowa szkoły znajdzie się na boisku, zwykle tak nie jest.— opowiedział Brown.

— Bo musisz wiedzieć, że nasz Bobby bierze udział w naborze do drużyny piłki nożnej.— powiedział Johnny, czochrając włosy swojego przyjaciela i klepiąc go w bark.

— Bardzo śmieszne.— rzucił szatyn, poprawiając fryzurę.

— Oh nieźle, będę trzymać kciuki.

— A co z tobą? Dołączysz do jakiejś drużyny, czy może pokażesz się z nieznanej nam strony i zostaniesz cheerleaderką?— rzucił Dutch, irytując mnie.

— Kuszące, ale nie licz, że zobaczysz mnie wyginającą się w krótkiej spódniczce i pomponami.

— Niszczysz moje marzenia.— stwierdził, udając smutny głos.

W podobnej luźnej rozmowie minęła nam pozostała część obiadu i znów rozeszliśmy się w swoje strony do klas.
Próbując znaleźć salę od geografii, myślałam już tylko o mojej ulubionej lekcji jaką jest wf.

•••

Dostałam strój, na który składały się szare szorty i w tym samym kolorze top do biegania.
Po krótkiej rozmowie z trenerem, poszłam na bieżnie by razem z innymi dziewczynami mieć mierzone czasy.
Na sygnał trenera, wystartowaliśmy równo, a przez większą część okrążenia wychodziłam na prowadzenie.
Uważam, że nie pobiegłam najgorzej, ale mimo że byłam pierwsza i tak czułam, że mogę lepiej.
Specjalizowałam się przede wszystkim w sprintach i całkiem wychodził mi skok w dal, rzut oszczepem może jak się postaram, ale skoki wzwyż to dla mnie koszmar.
Generalnie mimo, że jestem dobra z lekkoatletyki i z pływania to moją prawdziwą pasją są sporty walki.
Ale to chyba dłuższa historia na inny czas, nie chciałabym rozpraszać się podczas testów.
Po teście, zrobiłam sobie jeszcze trzy okrążenia luzem i podeszłam do bramki, przy której zostawiłam butelkę wody.
Wraz z końcem lekcji dostałam wiadomość od trenera, że dostałam się do drużyny lekkoatletycznej, z czego się naprawdę cieszyłam. Poinformował mnie także kiedy i o której będą treningi.
Mr. Smiths powiedział nam też, że możemy iść wcześniej do domu jeśli chcemy, ale ja po skończonym rozciąganiu, zdecydowałam się obejrzeć resztę testów.
    Już wkrótce zauważyłam Bobby'ego i resztę Cobr wychodzących na boisko.
Trener coś im powiedział i podzielił na drużyny, wkrótce w pobliżu znalazły się też cheerleaderki.
No tak, już zapomniałam o testach do ich drużyny.
Ale to nieważne, przyglądałam się w milczeniu jak kilku chłopców się rozgrzewa, podbija piłkę lub biegnie między pachołkami.

Nie namyślając się długo, postanowiłam poirytować kilku zbyt pewnych siebie chłopców.

— Nie za gorąco wam?— spytałam ironicznie, patrząc na nagie torsy niektórych z nich.

— Widzisz coś co lubisz?— spytał Dutch z uśmieszkiem.

— Jak twoje testy?— spytał Johnny, zaniechając tym, dalszych sprzeczek.

— Wspaniale. Dostałam się do lekkoatletycznej.— odpowiedziałam mu, szczerząc się.

— No to pokaż jak szybko biegasz.— powiedział ze śmiechem.

— Patrz na mnie.— mówiąc to zabrałam piłkę spod jego nóg i wymijając go, pobiegłam jak najdalej od tych matołków.

Johnny, Bobby i Dutch pobiegli za mną, śmiejąc się przy tym jak dzikie pawiany.
Przyspieszyłam gdy Johnny zaczął mnie doganiać i prawie wpadłam na kogoś, ale go minęłam, finalnie uderzając w Dutcha, czym sprawiłam sobie kolejną atrakcję, w postaci siłowania się o piłkę.

— Odpuść księżniczko.— śmiejąc się spojrzał mi w oczy.

— Ja ci dam księżniczkę.— skoczyłam lekko do niego, uderzając go z główki.
Tak wiem, śmieszne ale nigdy nie nudzi.
Blondyn złapał się za głowę, a ja odebrałam piłkę i mijając go, pobiegłam na bramkę.
Szczerze mówiąc myślałam wcześniej, że jest wyższy, więc się zdziwiłam gdy okazało się, że mamy praktycznie ten sam wzrost.
Tym razem na mojej drodze stanęli mi Johnny i Bobby, których wyminąć nie mogłam.
Jedyne co przyszło mi na myśl to wykopanie piłki w górę i odbicie jej głową.
I modlitwa o to by zrobić to z dobrą siłą lub by każdy z nich myślał, że piłkę przechwyci drugi, co finalnie sprawia, że piłki nie broni nikt.
W każdym razie, wyszło na moje gdy piłka trafiła do bramki, przelatując pomiędzy chłopcami.

— Wow.

Teraz usłyszałam gwizdek i klaskanie mojego trenera.

— Interesujące. Nie chcesz czasem zmienić drużyny?— spytał z czymś na kształt lekkiego podziwu.

— Niestety, nie wytrzymam długo z tymi półgłówkami.— powiedziałam pół-żartem, pół-serio i wskazałam w kierunku dwójki przyjaciół.

A później usunęłam się z boiska, na rzecz prawdziwych kandydatów do zespołu.
Mój taktyczny odwrót nie miał nic wspólnego z ucieczką przed łaskotkami od blondyna i szatyna. Wcale.

Oddaliłam się w pobliże trybun, siadając na najniższym stopniu i patrzyłam na rozgrywający się mecz.
Patrzenie na zmagania moich znajomych, uczenie się zasad piłki nożnej i oglądanie męskich torsów to łączenie przyjemnego z pożytecznym.
W pewnym momencie coś się stało, zamieszanie na boisku przyciągnęło uwagę większości, nawet gdy ktoś nie brał udziału w testach.
Spojrzałam na boisko i zobaczyłam jakiegoś bruneta siedzącego na Bobby'm i okładającym go pięściami. Wstałam z trybun i pobiegłam w tamtą stronę, idealnie na to by usłyszeć trenera, który wyrzucał małego idiotę z boiska.
Podeszłam do Bobby'ego.

— Wszystko okej?

— Tak.— stwierdził, przecierając twarz.

— Kto to był?

— LaRusso. Długa historia.— stwierdził, któryś. No tak, zapomniałam, że niektórzy z nich pewnie nie wiedzą, że słyszałam o zajściu na plaży.

Spojrzałam Johnny'ego, który patrzył się z nienawiścią za odchodzącym brunetem. Zaciskał w złości pięści i szczękę, to jak powstrzymywał się przed rzuceniem się na niższego chłopaka, było aż zbyt widoczne.
Czy ktoś potrzebuje innych dowodów, że Lawrence zrobi wszystko by stanąć w obronie przyjaciół?

To zaczyna być ciekawe.
Oczywiście nie przyznałam się teraz chłopakom, że jestem częściowo zorientowana w ich konflikt z tamtym dzieciakiem. Przynajmniej do czasu aż nie zbiorę wszystkich informacji, niuansów i nie wysłucham drugiej strony. Więc chwilowo nici, z opierdalania ich, że zachowują się jak dzieci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro