Nowy dzieciak w Dolinie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział z perspektywy...

Bobby'ego!
Woowo proszę o brawa
°°°°

Przed chwilą rozdzieliliśmy się z resztą Cobr by wieczór spędzić z rodzinami.
     To znaczy, tylko ja miałem taki wątpliwy przywilej, bo reszta moich przyjaciół pewnie rozkręci imprezę na plaży lub pojadą do Golf'n'Staff. Oczywiście jeśli nie weźmiemy pod uwagę, że któryś z chłopaków wpadnie na cudowny pomysł całonocnego picia.
Wciąż jest to mocno prawdopodobne, a znając ich tak długo jak ja, nikt nie miałby wątpliwości, że abstynencja nie ma racji bytu, tak samo jak pokazywanie się z rodzicami lub jazda zgodnie z przepisami. Przynajmniej od momentu, gdy dostaliśmy motory.
      Ale co ważniejsze teraz, utknąłem w domu na kolacji z rodzicami i ich znajomym, zamiast jeździć crossem po okolicy.
— Bobby! Masz pięć minut żeby się przyszykować i zejść na dół!—usłyszałem głos mamy.

To będzie długi wieczór.

•••

Wybiła godzina mojego sądu ostatecznego i powolnym krokiem ruszyłem do salonu, a gdy byłem jeszcze na schodach usłyszałem znajomy głos Oscara— przyjaciela moich rodziców— strofującego kogoś:

— Nie rozglądaj się tak, to niegrzeczne.

Będąc w holu zobaczyłem ów mężczyznę ze swoim firmowym uśmieszkiem, który sam za siebie mówił, że słowa pana Li nie mogą być poważnym wytknięciem manier.
     Przeniosłem wzrok na dziewczynę, która stała obok. Była śliczna. Ubrana w granatową sukienkę i czarne buty na obcasie. Jej blond włosy były upięte w dwa małe koczki po bokach głowy. Z dziwnego transu wybudził mnie dopiero śmiech Oscara i lekko ironiczny uśmiech dziewczyny.

— Witamy wśród żywych, Bobby. Poznaj zatem, moja córka, Sarah.

Dziewczyna uśmiechnęła się na słowa ojca, na mnie patrząc wciąż jakby oceniająco. Wydawało mi się, że była dosyć znudzona i właściwie dzisiejszy wieczór mógłby być jej obojętny.
    Podszedłem do dwójki i przywitałem się uściskiem dłoni.

Może ten wieczór będzie choć trochę ciekawy.

•••

Delikatna muzyka grała w tle, gdy siedzieliśmy wszyscy przy stole.
Ilość potraw dorównywała liczbie różnorakich sztućców, widok znajomy od dziecka, który wciąż będzie dla mnie zbędną próbą udowodnienia swojej wartości.
Częściowo rejestrowałem rozmowę o sprzedaży czegoś, zapoczątkowaną przez ojca. Mama co jakiś czas dorzucała swoje przemyślenia. Łapię się często na tym, że znam ich opowieści na pamięć, prawdę mówiąc w ich zawodach liczą się schematy, a każdy dzień pracy wygląda tak samo.
   Nie zrozumcie mnie źle. Mam naprawdę dobre kontakty z rodzicami, wspierają mnie we wszystkim, zawsze liczyły się dla nich emocje, pomoc, ludzie. Ale bywają też zapracowani na potęgę i chociaż nigdy nie dali mi odczuć, że coś liczy się dla nich bardziej niż ja, to zdarzają się momenty, gdy chcą zabardzo wtopić się w rzeszę typowych, bogatych ludzi z Encino. Przez to, na kolacjach w klubie Country chociażby, niejednokrotnie zachowywali się, tak jak to od nich oczekiwano.
     Stąd też ich rozmowa, w tej chwili,  nie była dla mnie interesująca, zastanawiałem się nad córką Oscara. To takie dziwne, że znam go od lat, a mimo to nie miałem pojęcia, że ma córkę.
Okej czas jakoś zacząć rozmowę, a jaki jest najdenniejszy sposób?

— Zgaduję, że jesteś nowa w Encino?

— Dobrze myślisz.

Wow uśmiechnęła się, w końcu normalnie.

— Przyjechałaś tu na stałe czy bawi cię spędzanie wakacji wśród snobistycznych bogaczy?

Na moje słowa uniosła brew, oj jeszcze taka nieświadoma.

— W planach mam nie oszaleć podczas wakacji i przetrwać ostatnią klasę.

— Nie możliwe byś była seniorką.

— A jednak. Zgaduję, że zobaczę cię w West Valley High?

— Dobrze myślisz. Wyjdziemy na zewnątrz?

Wyszliśmy z domu i mijając po drodze basen, ruszyliśmy w kierunku altanki, która stała kawałek dalej. Było już ciemno, a jedyne światło pochodziło z domu i kilku led-ówek wbitych w trawę, rozstawionych w dużej odległości. Cisza i spokój jakie towarzyszyły przy osłonie nocy, były kojące. Uwielbiałem wsłuchiwać się w szum wiatru lub cykanie cykad.

Sarah szła obok mnie, nie mniej zamyślona. Nie wiedziałem co znów powiedzieć, ale szybko ciężar tego problemu spadł z moich barków, gdy dziewczyna sama się odezwała:

— Wydaje się, że nasi rodzice całkiem dobrze się znają.

— O tak. Oscar, znaczy twój tata, często u nas bywa.

— Czyli to znaczy, że będę musiała przyzwyczaić się do twojego towarzystwa.— Wyszczerzyła się, skończywszy mówić.

— Oh tak. Musi ci być z tym ciężko— zaśmiałem się lekko.

— Nawet nie wiesz jak bardzo.— Przyznała chichocząc.

— Skąd jesteś?

— Floryda.

— Wow. Co tu robisz w takim razie.

— Zbieram informację do oceny kompetencji wychowawczych mojego ojca.— Powiedziała z poważną nutą, a ja nie mogłem się nie zaśmiać.

— I jak idzie?

— Jest lepszym rodzicem niż moja matka, ale będąc szczerym, ona nie zawiesiła wysoko poprzeczki.

Wyczuwając lekką gorycz w jej słowach, zmieniłem temat, by przeszłość nią pozostała. Dobrze było nam rozmawiać o wszystkim i o niczym. Zadziwiające było jak wiele wspólnego miałem z dziewczyną wyglądającą tak delikatnie i uroczo.

—Chcesz?

Wyciągnąłem do niej rękę z robionym wcześniej skrętem.
Byłem pewny, że odmówi, gdy patrzyła z wahaniem, wypisanym na twarzy. Zupełnie tak, jakby przypominała sobie coś z przeszłości.
Jednak myliłem się i gdy go wzięła, odpaliłem zapalniczkę i przybliżyłem ogień w jej stronę.
Zaciągnęła się i podała mi zioło.

— Miałem rację sądząc, że nie jesteś dziewczyną ze Wzgórz.

— Uważasz, że tu nie pasuję?

— Uważam, że nie jesteś jak lalka w tym tłumie typowych biznesmenów i ich żon.

W odpowiedzi zaśmiała się, a ja wątpiłem czy wcześniej słyszałem bardziej urokliwy dźwięk.

— Nic dziwnego. Biorąc pod uwagę, że w momencie gdy grzeczne dziewczynki były uczone manier i zaplatania warkoczy, ja się wywracałam na deskorolce i wpadałam w kłopoty.

— Taak, to może mieć z tym związek.— rzuciłem ze śmiechem.

— A ty? Grzeczny chłopiec ze wzgórz, spędzający wieczory na kolacjach z rodzicami?

— Grzeczny? Te włosy ci to powiedziały? Oh daj spokój, coś musi mnie wyciągać z kłopotów. Jestem ładny, a nie sprytny.

Zaśmiała się, ale widziałem po jej oczach, że zgadza się ze mną.

— Więc co takiego złego robisz?— spytała, wyciągając mi zawiniątko z ust i zaciągając się.

— Musiałabyś sama się przekonać, ale chyba może mieć to związek z walkami i lataniem na crossach.

— Kupiłeś mnie tym. Poczekaj tylko aż mój enduro do mnie trafi.

— Nie mów, że jeździsz na motocyklu. Nie można być bardziej idealnym.

Reszta wieczoru zapowiadała się wspaniale.

•••

Po kilku godzinach coś, co początkowo uważałem za męczarnie, miało swój koniec. Korzystając z tego, że tata rozmawia jeszcze cicho z Oscarem, zwróciłem się w stronę Sarah.

— Miło mi było cię poznać i spędzić z tobą trochę czasu.— mówiąc to pocałowałem ją w rękę, mogąc wyobrazić sobie dumne spojrzenie matki i przewracanie oczami, dziewczyny.

— Również cieszę się, że cię poznałam.

— Więc może dasz się namówić na imprezę na plaży, z moimi znajomymi?

— Czemu nie.

— Wspaniale, zadzwonię później i podam ci szczegóły.— Powiedziałem, a blondynka przytaknęła.

— Okej, okej. A teraz pozwól mi zabrać moją córkę, Romeo.— zaśmiał się Oscar, znajdując się szybko koło nas.

•••

Nieco później, tej samej nocy, zadzwonił telefon.
Miałem nadzieję, że nie obudził moich rodzicieli bo naprawdę nie potrzebowałem kłótni o rachunki za rozmowy i hałas po nocach.

— Halo? Nie, nie śpię Susan. Wszystko okej.

Słuchaj, Ali zerwała z Johnny'm.

— Znowu? No to wrócą do siebie za dwa tygodnie.

Nie ma szans koleś. Nie słyszałeś jej. Była załamana, zła i zapłakana jednocześnie.

— Myhm, a więc co zrobił jej as degenerat?

Upił się i zapomniał o jej urodzinach, a później przyjechał, wiesz w jakim stanie i wpadł na przyjęcie. Wszystko co stało się później nie było ciekawe.

— Jasna cholera.

Właśnie. Biedna Ali.

— Bardziej martwię się o Johnny'ego i jego stan psychiczny, gdy wytrzeźwieje.

No przecież. Typowe— prychnęła.

— Dobra, dzięki za telefon Sue. Dobrej nocy.

Branoc.

Jak widać nie dla wszystkich wieczór był udany.
Tak widocznie objawia się równowaga.
Lub, jakby to powiedział ktoś inny:
Życie nie okazuje litości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro