Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W Seretei była wczesna jesień. Rukia od kilku godzin siedziała przy raportach, w swoim gabinecie w XIII dywizji, mimo późnej pory. Przetarła zaspane oczy i napiła się już zimnej kawy. Od kilku dni zarywała noce, aby nadrobić zaległe raporty. I tak w kółko. Nie pamiętała kiedy ostatnio przespała całą noc bez zakłóceń. Zwykle jako porucznik zostawała wzywana w środku nocy do przywrócenia podwładnych do stanu używalności, przez liczne libacje alkoholowe , czy bójki w barakach, bo trochę podszkoliła się w medycznym kidou, z czego reszta chętnie korzystała. Zerknęła na zegarek i jęknęła z frustracją.3 nad ranem, a ja mam tego jeszcze w chuj i trochę, chwyciła się za bolącą głowę i znowu napiła naparu. Nim się zorientowała była już 7 a ona miała całą stertę do wypełnienia, a to wszystko przez to, że kapitan Ukitake znowu miał atak gruźlicy i przejęła jego obowiązki, więc można śmiało powiedzieć, że miała 3 razy więcej roboty. Zerknęła stęsknionym wzrokiem na kanapę w jej gabinecie i nie mogła oprzeć się pokusie. Rzuciła pióro na biurko i położyła się na sofie, przykrywając kapą i modląc się w duchu o choćby dwie godziny snu. Gdy już powoli odpływała w objęcia Morfeusza, ktoś bez pukania wparował do jej gabinetu.

-Rukia!- zawołał Renji, nie widząc jej przy biurku.

-Czego się drzesz, kretynie- warknęła, jednocześnie nakierowując tym czerwonowłosego na miejsce swojego tymczasowego pobytu.

-Rukia?- zapytał jakby chciał się upewnić, a ona zirytowana odkryła twarz, na którą chwilę temu dała poduszkę.

-Nie, kurwa, Kempachi. Już człowiekowi spać nie dasz?!- warknęła i znowu zakryła twarz poduszką.

-Spokojnie, jestem tu tylko w roli posłańca- zaśmiał się i podszedł do wykończonej brunetki.

-Czego chcesz? - jęknęła obracając się do niego plecami.

-Kapitan Kuchiki wzywa cię do siebie- powiedział poważniejąc. Rukia odwróciła się do niego przodem.

-Nii- sama? Ale po co? - zapytała wstając z sofy.

-Chyba ma dla ciebie misję- wzruszył ramionami.

-A co z dywizją? - zaniepokoiła się.

-Kapitan Ukitake wydobrzał- odparł i przyjrzał się jej dokładnie. Cienie pod oczami mocno odcinały się na bladej skórze- lepiej doprowadź się do porządku.

Rukia zerknęła na swój strój, który był cały pomięty i uciekła do łazienki.
Renji cierpliwie czekał, aż wróci rozglądając się po gabinecie. Podszedł do jej biurka i przejrzał porozrzucane na nim dokumenty. Doskonale zdawał sobie sprawę jakie to uciążliwe, ciągle nadrabiać po nocach, tyle, że on miał połowę mniej tej roboty od niej, bo Kapitan Kuchiki solennie wykonywał swoją działkę, a Rukia musiała często nadrabiać za kapitana Ukitake, przez jego ciągłe problemy zdrowotne, ale nie mogła mu mieć tego za złe, bo co poradzić na to, że ktoś był tak chorowity? Znudzony zrobił im herbatę.Co ona tyle robi w tej łazience? , pomyślał lekko zirytowany i wtedy wreszcie Kuchiki wyszła z łazienki w dużo lepszym stanie.

-To idziemy? - zapytała czerwonowłosego i ruszyła do drzwi wyjściowych.

-Czekaj, daj mi wypić herbatę- mruknął, ale Rukia chwyciła go za nadgarstek i pociągnęła w stronę VI dywizji.

Dywizja VI była jak zwykle nienagannie prowadzona, a shinigami tam przebywający byli nadzwyczaj przyzwoici, jeśli chodzi o zachowanie, w porównaniu do jej własnej lub XI dywizji. Widać było gołym okiem, że Kuchiki Byakuya rządził żelazną ręką, bo inaczej byłoby tu pełno megalomańskich idiotów z arystokratycznych rodów, ale jej brat nie mógł sobie na to pozwolić. Jednak to, co Rukii najbardziej się podobało w tej dywizji to piękny ogród japoński z oczkiem wodnym oraz małym mostkiem i drzewami sakury, gęsto rozsadzonymi za barakami, które dawały bajeczny efekt w jesiennym, jasnym świetle poranka. Za każdym razem, gdy tu przychodziła lubiła stawać na mostku, nad oczkiem wodnym i oglądać płatki wiśni powoli poruszane przez wiatr we własnym, jedynym w swoim rodzaju tańcu i iskrzącą się promieniami słońca, krystalicznie czystą wodę. To miejsce napełniało ją spokojem za jakim tęskniła, od czasu, gdy została porucznikiem. Nieraz zastanawiała się jak jej brat to robił, że to miejsce przez 3 pory roku wyglądało jakby zawsze gościła tu wiosna, ale prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie. Odetchnęła głęboko rześkim powietrzem i podeszła do najbliżej stojącego shinigami, aby zapowiedział jej bratu, że przyszła. Gdy mężczyzna zniknął jej z oczu podeszła do mostku i zapatrzyła się w taflę wody, bawiąc się srebrną bransoletką: srebrny łańcuszek, z zawieszką w kształcie motyla, zdobioną na skrzydłach małymi kryształkami. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie dnia, w którym ją dostała.

5 lat wcześniej...

Razem z Ichigo chodziła po sklepach, robiąc świąteczne zakupy, bo za dwa dni było Boże Narodzenie. Na dworze wszędzie były zwały śniegu, które skutecznie utrudniały komunikację miejską. Nieprzerwanie szczękała zębami, czując jak lodowate powiewy wiatru i śniegu bezlitośnie smagają jej drobną twarz. Kurosaki widząc jak się trzęsie, przełamał się i trochę niepewnie objął ją, aby dać jej trochę swojego ciepła i uchronić przed wiatrem. Spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła się z wdzięcznością i z lekkim wahaniem mocniej się do niego wtuliła, czym trochę go skrępowała. Mogła by się założyć o jego rudą czuprynę, że wyglądali jak zakochana para. Weszli do pierwszej lepszej kawiarni, gdzie Ichigo poszedł zamówić im coś gorącego do picia. Odetchnęła głęboko i roztarła skostniałe dłonie. Rozebrała płaszcz i usiadła na sofie, czekając, aż rudowłosy wróci z zamówieniem.

-Dzięki- chwyciła w dłonie gorący napój, z wdzięcznością ogrzewając palce.

-Nie ma za co- odparł Kurosaki siadając obok niej i zaczynając sączyć swój napój- kupiliśmy wszystko?- upewnił się, na co przytaknęła. Chwilę milczeli degustując się gorącą czekoladą i muzyką świąteczną puszczaną przez głośniki w rogach lokalu.- Rukia...- zaczął rudowłosy i gołym okiem widać było jego zmieszanie- mam coś dla ciebie- mruknął, a widząc jej zaskoczone spojrzenie dodał pospiesznie- to taki przedświąteczny prezent- podrapał się zażenowany po karku, a jej zbierało się na śmiech. Nie wyglądał wtedy jak niesamowicie silny bóg śmierci, a zakłopotany nastolatek, którym, jakby na to nie patrzeć, był. Tylko wzmógł tym jej ciekawość. Ichigo z wahaniem sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej małe opakowanie, obite czerwoną satyną z białą wstążką. Zamarła zaskoczona, gdy położył to pudełeczko na jej dłoniach, patrząc w inną stronę, aby ukryć zażenowanie.

-Nie musiałeś- powiedziała mile zaskoczona, na co ten machnął ręką. Powoli otworzyła pudełeczko i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to logo znanej firmy jubilerskiej. Zamrugała zaskoczona i zajrzała do środka. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, gdy zobaczyła zawartość. Na czerwonej, satynowej poduszeczce leżała piękna bransoletka- łańcuszek z zawieszką w kształcie motyla, zdobioną małymi kryształkami na skrzydłach. Zagryzła wargę, czując jak jej policzki zalewa rumieniec- T-to musiało kosztować fortunę, Ichigo- zwróciła się do niego w głębokim szoku. Rudowłosy nic nie odpowiedział, ale zamiast tego znowu podrapał się po karku i odwrócił głowę, aby ukryć lekkie rumieńce na policzkach. Uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mu się na szyję, przez co prawie stracili równowagę- Arigatou, jest piękna- powiedziała mocno ściskając czerwonego po uszy Kurosakiego. Po chwili poczuła jak odwzajemnia uścisk.

-Nie ma za co... Wesołych Świąt- odpowiedział uśmiechając się lekko...

Rukia nieświadomie uśmiechnęła do wspomnień. Bardzo tęskniła za Kurosakim, zwłaszcza, że czuła jak jej stosunek do niego diametralnie się zmienił. Uświadomiła sobie, to że nie jest już tylko jej przyjacielem dopiero 2 lata temu, a nie widziała go od ponad 3 lat. Mocno zacisnęła dłoń na zawieszce, czując jak wilgotnieją jej oczy. Nigdy nie wierzyła w opowiastki, że rozstania bolą, jednak teraz już zmieniła zdanie. Cholernie bolało. Nie miała czasu, aby iść na ziemię, bo była zbyt zapracowana, a Ichigo właśnie zaczynał 3 rok studiów na Uniwersytecie Tokijskim. Dowiedziała się o tym niedawno od Urahary. Gdy ostatnio widziała się z Kurosakim, po bitwie z Ginjo obiecał, że znowu się spotkają, ale żadne z nich nie miało na to czasu. Dodatkowo Rukia nie była pewna jak się zachować w sytuacji, gdy się spotkają, bo nie chciała zniszczyć ich przyjaźni, przez jej uczucie. Bo przecież nie miała żadnej gwarancji, że Ichigo czuje do niej to samo co ona do niego. Westchnęła z bezsilności i wtedy z zamyślenia wyrwał ją jakiś shinigami, mówiąc, że Byakuya już czeka. Niemrawo ruszyła za nim, a gdy znalazła się pod gabinetem brata, zapukała, a następnie słysząc bezbarwne "Wejść", rozsunęła drzwi. Byakuya podniósł na nią wzrok znad czytanego właśnie raportu.

-Konichiwa, Nii-sama- przywitała się, kłaniając lekko.

-Dobrze, że już jesteś Rukio, mam dla ciebie misję, usiądź- Rukia posłusznie wykonała polecenie i spojrzała na niego pytająco- Ostatnio zdarzył się wypadek w Tokio. Jeden shinigami przeznaczony do patrolowania tego miasta, zginął w walce z Olbrzymim Pustym, którego niezwłocznie zlikwidowano, po tym incydencie- młoda Kuchiki słysząc to wstrzymała oddech. Ichigo był przeznaczony do patrolowania tego miasta, po wyjeździe na studia, a Karakurą zajmowali się Urahara i jego paczka, do tego ojciec Ichigo. Poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przerażenia przebiega jej po plecach. Czy Ichigo nie żyje?, ta myśl wkradła jej się do głowy nieproszona, sprawiając, że wielka gula utkwiła jej w gardle. Zagryzła mocno wargę, czując, że ma ochotę wybuchnąć płaczem, ale racjonalna część jej umysłu przypomniała jej, że nie wiadomo kim był owy shinigami. Poza tym Ichigo był zastępczym shinigami. Powstrzymując drżenie głosu, zapytała cicho:

-Nii-sama, a jak miał na imię ten shinigami?

Byakuya chwilę kartkował raporty, aby odnaleźć odpowiednie nazwisko, co Rukia wzięła za dobry znak, bo przecież Kurosakiego bardzo dobrze znał. W końcu znalazł odpowiedni dokument.

-Miratashi Akira- Rukia słysząc nazwisko osoby, której zupełnie nie znała odetchnęła z ulgą. To trochę nie w porządku cieszyć się z czyjeś śmierci, ale dla niej teraz najważniejszym było to, że Ichigo żyje i prawdopodobnie to on usunął pustego.

-Więc w jakim celu mnie tu wezwałeś, Nii-sama- zapytała, niezbyt rozumiejąc dlaczego jej to mówi.

-Zastąpisz go w patrolowaniu miasta, a ponieważ jest to misja długoterminowa, będziesz uczęszczać do jednej z uczelni- odparł. Do Rukii dopiero po chwili dotarło co to oznacza.

-To znaczy, że będę patrolować Tokio z Ichigo i chodziła z nim na uczelnię?- zapytała niepewnie. Byakuya tylko kiwnął głową jako potwierdzenie, a na jego twarzy było widać cień uśmiechu, który trochę zbił ją z pantałyku. Gdy tylko zrozumiała, to miała ochotę piać ze szczęścia. Znowu zobaczę Ichigo!, krzyknęła w myślach, pierwszy raz od dawna, czując jak zbiera w niej euforia, ale starała się zachować kamienny wyraz twarzy. Byakuya widząc jej starania uśmiechnął się w duchu. Już od dawna widział, że pomiędzy tą dwójką iskrzy. Na początku nawet nie myślał, aby się zgodzić na to, ale po bitwie z Aizenem i Ginjo, zmienił zdanie co do Kurosakiego. Wcześniej wydawał mu się tylko śmieciem, który zgrywa bohatera, ale po tym co zrobił dla Seretei i jak dowiedział się, że nie jest tylko człowiekiem, a półshinigami , którego ojciec był kapitanem ze znanego szlacheckiego rodu, nie miał już żadnych argumentów przeciw. Co nie zmieniło faktu, że jego wybuchowy charakter niezmiernie go irytował, ale musiał to jakoś wytrzymać. Obiecał Hisanie, że sprawi, że Rukia będzie szczęśliwa, a szczęśliwa mogła być tylko z nim. Że też trafiło na tego kretyna, pomyślał zrezygnowany. Rukia nadal siedziała trochę ogłupiała, a potem zalała go gradem pytań, na które musiał odpowiedzieć.

-Na ile tam jadę? I kiedy?- zadała ostatnie dwa pytania, a Byakuya westchnął. Dawno nie widział jej tak ożywionej.

-Jedziesz tam na czas nieokreślony, jak będziesz potrzebna to wyślemy ci piekielnego motyla. Dzisiaj o 20 masz być przed bramą Senkai. Wrócisz do Karakury po rzeczy potrzebne na wykłady i gigai, a następnego dnia Kurosaki Isshin zawiezie cię do Tokio, na Uniwersytet Tokijski, gdzie jesteś zapisana na medycynę, którą już dobrze opanowałaś, więc nie będziesz miała z nią problemu i masz wynajęty pokój w akademiku. Wszystko jest już załatwione i opłacone. Pojutrze zaczynasz naukę i patrol.- powiedział, a widząc jej szeroki uśmiech, nabrał pewności, że dobrze zrobił. Chciał tam posłać Renjego, ale ten się uparł, aby Rukia przejęła tą misję, bo mały odpoczynek naprawdę jej się przyda. I musiał, choć niechętnie przyznać mu rację. Rukia wyraźnie była zmęczona i poważnie przepracowana. Była blada jak śmierć, co mocno kontrastowało ze zmatowiałymi hebanowymi włosami, sińce pod oczami mógłby bez problemu porównać do siniaków nabitych podczas bójki. Nie zdziwił by się, gdyby przez co najmniej tydzień nie spała, a o regularnym odżywianiu nawet nie było co wspominać. Nie był nawet pewny czy przez ostatnie dni zjadła coś poza miską ryżu, jedzoną w pośpiechu na śniadanie. Nie miał pojęcia jak można tak o siebie nie dbać. Ona długo przy takim trybie nie wytrzyma, jak Kurosaki dobrze się nią nie zajmie, może być pewny, że następnego spotkania ze mną nie przeżyje, pomyślał.

-Arigatou, Nii-sama- brunetka ukłoniła się z wdzięcznością.

-Możesz już iść- pozwolił, a Rukia posłusznie wstała i rzucając Sayonara na pożegnanie wyszła z gabinetu.

Była 19:58, a ona czekała ze zniecierpliwieniem na uaktywnienie się bramy Senkai. Nie mogła powstrzymać rodzącego się w niej podekscytowania, że po 3 latach będzie widywać Ichigo praktycznie codziennie, bez żadnych limitów czasowych, jak za dawnych czasów. I wtedy naszła ją myśl, przez którą cała radość się z niej ulotniła. A co jeśli on sobie kogoś znalazł? Poczuła bolesne ukucie w klatce piersiowej, ale zaraz się uspokoiła. Wtedy będę cieszyć się jego szczęściem, w końcu od tego są przyjaciele. Odetchnęła głęboko, mając cichą nadzieję, że jednak nadal jest singlem, co jednak było mało prawdopodobne z jego wyglądem i charakterem. Nie wiedziała jak zniesie jego widok z inną kobietą u boku, ale jest twarda i przetrwa to. Nadzieja nadal była. Niepotrzebnie panikuję, pożyjemy, zobaczymy, pomyślała i wtedy brama uaktywniła się.

Ciąg dalszy nastąpi...

asami-chi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro