1. Bukiet Różowych Piwonii

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień jak co dzień.

Pomyślałam, gdy wstałam z łóżka w kwietniowy weekend. Miałam w planach odpoczywać w ogrodzie, usiąść do szycia sukni ślubnej i poczytać jakiś romans.

Ślub z Adrienem był planowany na dwudziestego trzeciego maja. Do tego czasu chciałam uszyć swoją suknię. Marzyłam o białej sukni, odkąd byłam jeszcze dzieckiem, a po przeprowadzce do Santana zamarzyłam suknie w kolorze malinowym. Z bukietem kwiatów w dłoni, najlepiej różowych piwonii.

Mimo że żadne z nas nie chciało tego dnia to tylko ja angażowałam się w planowanie ślubu. Adrien chciał wynająć wedding planerkę, ale postawiłam na swoim. Chciałam przeżyć ten dzień, jak każda pani młoda – szczęśliwa i zakochana, ale nie byłam zakochana w Adrienie. Nawet jeśli próbowałam to sobie wmówić. Spaliśmy w dwóch osobnych sypialniach, nie jedliśmy razem posiłków ani nie spędzaliśmy ze sobą razem czasu.

Swój wolny czas spożytkowałam na tworzenie obrazów ogrodu, w szczególności kwiatów, które tam rosły, ale nie tylko. Adrien chciał, aby wszyscy robili coś za mnie, ja natomiast nie pozwalałam być wyręczana. Sama sobie gotowałam, czasem i zostawiałam porcje dla Santana. Od kiedy wyprowadziłam się od Monetów nie wypiłam kawy. Każdy moment picia jej przypominał mi ostatnią wypitą kawę z Hailie. Wymieniałam z nią SMS, ale rzadko. Kiedy dowiedziała się, że Vincent ma dostęp do jej wiadomości, urwał nam się kontakt.

Swoje pierwsze kroki sprowadziłam do kuchni, jeszcze w beżowej piżamie z Victoria Secrets. Miałam na sobie jeszcze czarny szlafrok wiązany w talli. Gdy weszłam do kuchni, przeżyłam szok. Na krześle z kubkiem czarnej kawy siedział nie, kto inny, jak Adrien. Spojrzałam jeszcze raz na godzinę, mimo że wiedziałam, która godzina. O dziewiątej rzadko widywałam go w domu.

Nie odezwałam się, minęłam go i podeszłam do blatu. Włączyłam czajnik elektryczny, wyjęłam kubek i herbatę malinową. Z lodówki wyciągnęłam blachę ciasta, które upiekłam wczoraj, najczęściej dzieliłam się z Maeve lub Selenom, ale w weekendy miały wolne.

Ciasto czekoladowe było moją miłością jeszcze jak mieszkałam w rodzinnym domu. Piekłam je na każdą okazję, na smutki i podczas świętowania jakiegoś sukcesu. Upiekłam je, bo miałam ochotę, ale w sercu czułam pustkę, którą chciałam zakleić kawałkiem brownie.

– Ukroić ci kawałek ciasta? – Zapytałam, biorąc nóż do ręki. Santana jedynie pokiwał głową, pisząc coś na telefonie.

Stałam tyłem do niego i zastanawiałam się, jaka porcja ciasta czekoladowego będzie odpowiednia na śniadanie, kiedy przy uchu usłyszałam:

– Może trochę mniej?

– Jak chcesz jedz mniej, sama piekłam sobie, więc zjem tyle, na ile mam ochotę. – Burknęłam i nałożyłam na dwa talerzyki identyczne porcje.

– Nie obrażaj się. – Zaśmiał się i uśmiechnął.

Od rana psuł mi humor, czego szczerze nienawidziłam. Nie wierzyłam, że mam spędzić z nim całe życie. Patrzył się na mnie zielonymi oczami, które śmiały się.

– Może pora zakopać topór wojenny? Mieszkamy razem, oboje jesteśmy dorośli. Schodziłem ci z drogi, bo rozumiem, że ciężko ci w takiej sytuacji, ale oboje jesteśmy ofiarami umowy naszych rodziców.

Spojrzałam na niego i pierwszy raz od wprowadzenia się do jego domu, poczułam trochę wsparcia z jego strony. Nie wliczając nocy, kiedy do niego przyjechałam zapłakana, w tamtym czasie każdy okazałby się jakąkolwiek empatią.

Wziął swój talerzyk, który zaniósł do stolika, który stał przy ścianie. Wskazał miejsce naprzeciwko siebie, do którego podeszłam, po posłodzeniu herbaty. Usiadłam na krześle i obserwowałam, jak je ciasto, które najwyraźniej mu smakowało.

– Już długo odwlekamy bal zaręczynowy. Wszystko jest gotowe, ale musisz powiedzieć, kiedy jesteś gotowa. – Powiedział, był wyraźniej bardziej opiekuńczy niż jeszcze kilka minut temu.

Włożyłam sobie w usta pełen ciasta widelec, przełknęłam je z przyjemnością, jednocześnie zastanawiając się, czy to już pora. Nie mogliśmy odwlekać tego dłużej.

– Możemy w przyszły weekend? Chyba że ci nie pasuje. – Odpowiedziałam, musiałam się w końcu zebrać i pokazać większemu gronu.

– Jeśli ci to nie przeszkadza, wolałbym jutro.

– Nie mam sukienki. – Wypaliłam, jakby było to moje największe zmartwienie.

– Matthew cię podwiezie do miasta. Chyba że wolisz, żebym ja to zrobił, ale musiałabyś być za pół godziny gotowa. –

– Daj mi piętnaście minut – spojrzałam jeszcze raz co ja sobie ma, zwykle jeansy i koszulkę polo. Wzięłam kubek herbaty i ciasto do pokoju, gdzie mogłam zjeść go trochę bardziej niechlujnie niż przy Adrienie.

U dałam na siebie podobne ubrania do tych, które miał na Santan. Ubrałam beżową spódniczkę i białą bluzkę, która sięgała mi do pępka. Nie była na tyle krótka, aby odsłonić mi tatuaż na żebrach. Był mały, ale z przekazem. Bukiet peoni, które symbolizowały szczęście i dobrobyt. W moim pokoju zawsze w przełomie maja i czerwca w wazonie prezentował się taki bukiet.

Najedzona i wypitą herbatą, wyszłam z pokoju. Dalej na tym samym miejscu, jak wcześniej siedział Adrien.

– Chodzimy do samochodu.

Wskazał na wyjście z kuchni, dokładnie wiedziałam, gdzie jest garaż. Wszędzie, gdzie mogłam chodzić tam już byłam. Na środku garażu stał biały Bentley, nie znałam się za bardzo na samochodach, dlatego mogłam stwierdzić, że jest na pewno drogi.

Wyjeżdżałam już nie raz na miasto, ale i tak zawsze był ze mną Matthew. Mój ochroniarz na wyjścia, szlajał się za mną, wszędzie, gdzie mógł wejść. Czułam wstyd, kiedy wchodziłam do sklepu bieliźniarskiego, a on był ciągle za mną, mimo że mieliśmy całkiem dobre relacje.

Tym razem zamiast Matthewa towarzyszył nam ochroniarz Adriena, które nie miałam okazji poznać. On w odróżnieniu od Matthewa, jechał za nami w czarnym SUV-ie, natomiast mój ochroniarz jeździł ze mną w samochodzie.

Jechaliśmy w ciszy, nawet nie włączyłam radia, bo za bardzo się krępowałam. Od razu na myśl przyszło mi spotkanie z Vincentem, Willem i wszystkimi domownikami. Tamtego wieczoru też czułam się onieśmielona członkiem organizacji i siedząc w samochodzie Santana również się tak czułam.

Wjeżdżając w miasto naszym oczom ukazały się szeregi domów i sklepów.

– Butik mojej ciotki, dzwoniłem do niej, znalazła kilka sukni na bal. – Powiedział, kiedy wysiedliśmy z samochodu i stanęliśmy pod bogato zdobionym budynkiem. Wyglądał elegancko i drogo.

– Nikt nie wie, że to tylko umowa. Proszę udawaj, że wszystko jest normalne.

– Czyżby Adrien Santan mnie o coś prosił? – Zaśmiałam się szyderczo, ale i tak nie zamierzałam stroić fochów w butiku.

W wejściu przywitała nas kobieta po pięćdziesiątce w ciemnoniebieskiej sukience za kolano. Sukienka wyglądała na sztywną, choć równie sztywna wydawała się ciotka mojego przyszłego męża.

– Znalazłam dla ciebie kilka sukienek. – Wskazała na wieszak z pięcioma różnymi sukienkami.

– Poczekam na ciebie w samochodzie.

– Adrienie chyba nie wyobrażasz sobie, że suknie zaręczynową nie będziesz wybierał z ukochaną. – Fuknęła na niego Gabriela, chyba słowa ciotki wpłynęły na niego, bo usiadł na bufie przed przymierzalnią.

– A ty wskakuj w pierwszą. – Zdjęła z wieszaku pastelowo zieloną sukienkę. – Ma długi fason, sięgający do kostek. Jest wykonana z jedwabnej podszewki oraz tiulu. Jej główny kolor to piękny odcień niebieskiego, który pasuje do twojej skóry. Na sukience można zauważyć subtelne zdobienia w postaci delikatnych koronek, które dodają jej elegancji. – Opisywała mi ją, kiedy ja się ubierałam.

Kiedy wyszłam z przymierzalni, poprawiłam włosy. Spojrzałam na siebie w lustrze, wyglądała elegancko, ale nie czułam, że to jest to. Była idealnie dopasowana, jakby szyta na mnie.

– I jak? – Zapytałam niepewnie, widząc skrzywioną minę ciotki Adriena. On sam klikał coś na telefonie, spoglądając sporadycznie na mnie.

– Muszę załatwić coś na mieście, pieniądze za sukienkę przeleje ci ciociu. Zanim wyjdziesz będę czekał. – Powiedział z malującym się uśmiechem. Wstał i otrzepał bluzę, przy drzwiach wyjściowych odwrócił się w naszą stronę i uśmiechnął szerzej.

– Przebierz się w tą. – Powiedziała najbardziej przyjaźnie jak mogła Gabriela. – Sukienka ma długi fason, sięgający do kostek. Jest wykonana z bawełny i tiulu. Na sukience widać piękny wzór kwiatowy, który dodaje jej delikatności i kobiecego uroku. Kolorystyka sukienki składa się głównie z bieli, a kwiaty mają różne odcienie pastelowych kolorów, takich jak różowy, żółty i fioletowy. Idealnie będzie pasowała do zaręczyn w kwietniu.

Gabriela wcale nie kłamała, pasowała idealnie do wiosennych zaręczyn. Chciałam wtedy zobaczyć reakcje Adriena, który spojrzałby na mnie wzrokiem, który jednoznacznie powie, czy to jest to.

Przejrzałam się w lustrze, czułam, że wyglądam w niej idealnie. Mimo delikatnego materiału sukienka nie prześwitywała. Bawełniana podszewka była aksamitna. Sam krój sukienki był bardzo wygodny.

– Jest doskonała. – Skomentowałam, nie mogłam zachwycić się odbiciem w lustrze.

– Jesteś pewna? – Zapytała, ale ja wiedziałam, że nie zmienię zdania.

– Tak, proszę mi ją zapakować. Jest cudowna.

– No dobrze – powiedziała sceptycznie, ale nie zwróciłam już na nią uwagi.

Weszłam do przymierzalni, gdzie zdjęłam sukienkę i od razu podałam Gabrieli do zapakowania. Przebrałam się w swoje ubrania, po czym wyszłam do kasy. Czekałam cierpliwie, aż moja sukienka zostanie złożona i włożona do torby.

– Dziękuję bardzo – Uśmiechnęłam się przed wyjściem i skinęłam głową na pożegnanie.

Po wyjściu z butiku moje oczy zaatakowały słońce, mrugałam nimi, dalej idąc w kierunku samochodu, który stał niedaleko. Stanęłam przy nim, odwracając głowę w drugą stronę. Wtedy moje oczy napotkały ogromny bukiet różowych piwonii i białych niezapominajek, za bukietem stał Adrien. Wystawił go w moją stronę, dając do zrozumienia, żebym wzięła go w ręce.

– To dla mnie? – Zapytałam, wąchając kwiaty. Piwonie miały intensywny słodki zapach, który przypominał mi różany.

Santan pokiwał jedynie głową, wpatrywałam się w bukiet z zachwytem. Nasze przełamywanie lodów było naprawdę przyjemne. Nie był wobec mnie nachalny, a pomysł balu w niedzielę był idealny.

Różowe piwonie oznaczały zrozumienie między partnerami, którymi byliśmy. Już niedługo nie tylko partnerami zapisanymi na umowie swoich rodziców, ale także jako małżeństwo.

– Mogę się przytulić?

Zazwyczaj jego mimika twarzy nie wyglądała przyjemnie, a wręcz odwrotnie. Czasem podczas biznesowych rozmów wyglądał na dość poważnego, ale widziałam, jak moja radość zmiękcza jego lodowate serce. Pokiwał nieznacznie głową, a ja objęłam go ramionami i przytuliłam do siebie. On również delikatnie położył dłonie na moich plecach.

Czyżbym przekonywała się do Adriena Santana?

Luttelly
14.02.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro